Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15



- Koniec ze Speedy'm. - oznajmił Roy, wyciągając przed siebie wyprostowaną dłoń.

- Koniec z Robinem. - przytaknąłem, kładąc prawą rękę na jego. Spojrzeliśmy wyczekująco na Westa, który zdawał się wahać – No dalej, Wally. - ponagliłem go.

- Nie pękaj, Wallestro. - poparł mnie Spe- Harper. Chłopak przygryzł wargę, patrząc niepewnie na każdego z nas, po czym westchnął męczeńsko i dołożył swoją rękę.

- Zmienię ksywę, jeśli znajdę coś lepszego od Kid Flash. - oznajmił.

- Umowa! - gdy to powiedziałem, zabraliśmy ręce.

Roy rozwalił się na swojej części ławki, patrząc ze znużeniem na krzaki rosnące kawałek od nas.

- Wszystko jest lepsze od Kid Flasha. - stwierdził.

- Zamknij mordę, Speedy. - odparował, kładąc nacisk na pseudonim.

- A-a-a! - uśmiechnął się kpiąco, unosząc palec i machając nim nieznacznie – Zapominasz, że nie jestem już Speedy'm!

- Świetnie. - mruknął Wally, krzyżując ramiona na piersi – Więc jak się teraz nazywasz?

Roy zamilkł i uniósł oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.

Potarłem z westchnieniem ramię.

- Chłopaki, zimno mi... - powiedziałem cicho. Harper, dalej się zastanawiając, zdjął czerwoną bluzę z kapturem, zostając w samym czarnym podkoszulku i podał mi bluzę – Dzięki. - rzuciłem, wsuwając ramiona w rękawy.

- Wiem! - oznajmił, uderzając pięścią o dłoń – Arsenal!

- Arsenal? - powtórzyłem, marszcząc brwi. Wally zaśmiał się lekko.

- Pasuje do tego Tragarza Strzał!

- Wally... Ciszej. - sapnąłem, łapiąc się za głowę. Czułem się, jakby miała mi zaraz wybuchnąć czaszka.

- Uch... Sorry. - mruknął.

- Pij wodę, Dickiebird. - polecił Roy, podając mi moją butelkę z wodą i gładząc ostrożnie po plecach – Jak się ma kaca to trzeba pic dużo wody.

- Mówisz to z autopsji, Arsenal? - zakpił West.

- Zazdrościsz mi, że wymyśliłem na poczekaniu dobrą ksywę. - odparł Harper, mrużąc oczy. Rany, przyjaźnię się z dwójką bachorów.

Uniosłem głowę, posyłając im uciszające spojrzenia. Miałem już coś powiedzieć, kiedy moją uwagę przykuły ślady na ramionach i obojczyku Spe- Arsenala. Szturchnąłem Wally'ego łokciem i wskazałem na skórę najstarszego z naszej paczki. West położył dłonie na moich ramionach i przyjrzał się uważnie śladom.

- To – pokazał ślady na obojczyku – są malinki, Dick. Powstają kiedy...

- Wiem skąd się biorą malinki. - uciąłem. Roy uniósł jedną brew, krzyżując ręce i patrząc na nas z powątpiewaniem – A to? - spytałem, nie będąc w stanie rozpoznać śladów na ramionach.

-Jakby mu ktoś pazury wbijał... Royuś, co ty robiłeś w nocy? Wczoraj jeszcze tego nie miałeś.

- Nie wasz interes, dzieciaki. - odpowiedział, wymijająco.

Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i skinęliśmy głowami.

- Dick, sprawdź czy ta bluza nie śmierdzi spermą. - polecił mi Wally. Uniosłem zaskoczony brwi, ale posłusznie złapałem materiał bluzy i uniosłem go, aby powąchać – I co? - wzruszyłem ramionami.

- Nie bardzo wiem, jak pachnie sperma. - przyznałem się. Zapadła cisza. Powoli uniosłem głowę, aby spojrzeć na moich kumpli, którzy patrzyli na siebie z tym wymownym „Dcikie-Świętoszek" wymalowanym na twarzach – Wybaczcie, że nie jestem tak zboczony, jak wy. - mruknąłem, mrużąc oczy.

- To co? Trójkącik? - wypalił West, a ja autentycznie zarumieniłem się, gdy dotarło do mnie o czym mówi. Roy uśmiechnął się i oblizał lubieżnie usta.

- No chyba tak...

- Jesteście nienormalni! - wykrzyczałem i wstałem gwałtownie z ławki, po czym od razu na niej usiadłem, łapiąc się za głowę. Obaj zaczęli się śmiać.

- Rany, Dick... To żart był...

Bardzo, kurwa, śmieszny, rude jełopy.

- Chcesz powiedzieć, że między tobą a Barbarą nic nie było? - zapytał łucznik, przekrzywiając głowę – Ze Starfire też nigdy nic nie psociliście?

Zaprzeczyłem, spuszczając głowę, aby włosy zasłaniały mi twarz.

- Ja i Babs... Jesteśmy przyjaciółmi. - oznajmiłem po chwili, unosząc głowę i wymuszając uśmiech – A ze Starfire... Cóż, nasz związek nie był na takim etapie, żebyśmy cokolwiek próbowali i już go nawet nie ma, więc ten...

Zapadła nieco niezręczna cisza, której mimo wszystko nie chciałem przerywać.

- To ten... - zaczął Wally – Co to za dziewczyna, Roy? - zaśmiał się, pocierając kark. Chyba wiedział, co czułem.

Harper cmoknął, jakby się zastanawiał.

- Nie jestem pewien czy to była dziewczyna. - mruknął.

- Co?

- Nic, nic, żartowałem. - posłał nam krzywy uśmiech – Nieco starsza ode mnie, brunetka o ciemnych oczach. Na stówę azjatyckie korzenie.

West zagwizdał z uznaniem.

- I udało ci się taką zaciągnąć do łóżka?

- Nie kojarzę, abyśmy wylądowali na łóżku, materacu, tapczanie czy czymkolwiek innym. - wzruszył ramieniem – Szczerze, skupiałem się na innych aspektach tej sytuacji.

- Obrzydzacie mnie. - westchnąłem.

----

Rudy Cwel mnie zdradził. Czuję się zraniona.

Dzień dobry bardzo! Dziś z rana znów świętujemy, bo już jutro sobota!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro