Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog


 Poprawiłem luźną koszulkę i opuściłem szatnię Ligii Sprawiedliwych. Zostałem opatrzony, aby moje żebra doszły do siebie. Byłem ciekaw co stało się z pozostałymi. Z tego co wiem, Wally ma lekki wstrząs mózg czy tam rozbitą głowę, a Roy zwichniętą rękę. Nieźle jak na nasze możliwości.

No i, chciałem jak najszybciej dowiedzieć się co z Raven. Mimo wszystko... Chciałem, żeby.... Żeby nie potraktowali jej zbyt surowo. Na przykład karą śmierci czy zesłaniem do tego kosmicznego więzienia Supermana.

Chwilę plątałem się po korytarzach, aż dotarłem gdzieś, sam nie wiem gdzie. To było swojego rodzaju więzienie. Długi korytarz wypełniony szybami z widokiem na puste cele. Kilka metrów dalej dostrzegłem Batmana w towarzystwie... parki magików? Na to wyglądało. Blondyn w dziwnym prochowcu i brunetka w kostiumie w stylu magików, którzy występują w kawiarniach czy innych teatrach.

Podszedłem do nich i spojrzałem na celę, przed którą staliśmy. W środku znajdowała się rozwścieczona Raven, waląc pięściami w szybę oddzielającą ją od nas.

- Co z nią zrobicie? - spytałem.

- Constantine i Zatanna zakładają bariery, które uniemożliwią jej używanie mocy. - odparł Bruce, zawzięcie przyglądając się pracy dwójki przed nim – J'onn twierdzi, że jest w stanie wyciągnąć ją z tego. Emocje wzięły górę i... Dobry psychiatra powinien jej pomóc. J'onn się zdecydował nim zostać. Spokojnie, Dick. Wyciągniemy ją z tego. - zerknął na mnie ostrożnie.

- Dziękuję, Batmanie. - uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Po chwili spoważniałem – Wiesz gdzie znajdę resztę?

Skinął głową.

- Cyborg i Beast Boy rozmawiają z Supermanem na temat przyjęcia Victora do Ligii. Arsenal i Flamebird są na mostku z Flashem i GA.

Skinąłem głową, dziękując i oddaliłem się. Udało mi się jeszcze podsłuchać konwersacji między Bruce'm a Constantinem.

- Hej, Batsy, z tego co mówił mi Flashy zrobiłeś mniej niż Arrow.

- John, mam ci przypomnieć o tych pieniądzach, które pożyczyłeś ode mnie trzy lata temu i nadal nie oddałeś?

Uśmiechnąłem się pod nosem. Reszty już nie usłyszałem.

Rozmowę z Victorem i Garfieldem postanowiłem zostawić sobie na później. Najpierw rudy duet.

Dotarłem na mostek, gdzie zobaczyłem swoich kumpli w towarzystwie ich dawnych mentorów. Wally miał obandażowaną głowę, a Roy usztywnioną lewą dłoń i jakiś plaster na nosie. Podobnie jak Arrow, który przecież się wjebał w ścianę. I co z tego, że zrobił więcej niż Batman? Trzeba po nim pojeździć, żeby nie czuł się zbyt pewnie.

- O, Dick! - zawołał West, machając do mnie. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej.

- To my was zostawimy. - oznajmił Flash i razem z Arrowem opuścili nas.

Zapanowała niezręczna cisza.

- Czemu nie powiedziałeś nam o Star? - spytał trochę z troską, a trochę z wyrzutem Wally. Wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem. - stwierdziłem cicho – Przepraszam was. Możemy zmienić temat?

- Spoko. - stwierdził spokojnie Harper – Czemu poraziłeś mnie prądem?

Spaliłem konkretnego buraka.

- Pseplasam. - wymamrotałem, chowając się w swoich ramionach.

- Nie przepraszaj. Mam już pomysł na zemstę. - odparł. Nim zdążyłem odpowiedzieć, ryknął – Dickiebrid, spałem z twoją starą! JESTEM TWOIM OJCEM!

Ponownie zapanowała cisza.

- Nie przejmuj się. - machnął ręką West – Jest znerwicowany i gada bzdety od dwudziestu minut. Poprzednim razem twierdził, że Barry jest starszą wersją tego dzieciaka z Iniemamocnych.

Uśmiechnąłem się słabo, kiedy Roy mamrotał coś w rodzaju „wszyscy się przekonacie..."

- To co? Nasze trio jeszcze aktualne? - spytałem z nadzieją w głosie. Chłopaki popatrzyli po sobie ze smutkiem, a potem skupili się na mnie.

- Dick, dobrze wiemy, że to był nie wypał. Po prostu szukałeś sobie towarzystwa i my to całkowicie rozumiemy, ale kilka spraw się pokićkało i...

- Ja muszę na jakiś czas wyjechać do Japonii, a Flash potrzebuje pomocy Wallestra, więc...

- Więc definitywny koniec naszej drużyny, co? - wzruszyłem smętnie ramieniem, a ci skinęli smutno głowami – No nic. To chyba było nam pisane. Poza tym – powinienem się za siebie wziąć, zapomnieć o Star... Może zacznę studia, hm? Albo spróbuję się ustatkować? Bludhaven zawsze mi się podobało... - potarłem w udawanym zamyśleniu brodę. Po chwili spojrzałem na moich rudzielców – Szkoda, że to tak się kończy... - West nie dał mi dokończyć. Rzucił mi się na szyję, mocno przytulając. Zaraz przyłączył się do nas Harper.

Nie wiem, ile tak trwaliśmy, ale kiedy się od siebie oderwaliśmy miałem wrażenie, że każdy z nas ma w kącikach oczu łzy.

- To co? Ostatnia wspólna misja? - zaproponowałem.

- Roy! Roy! Roy! - skandowaliśmy, obserwując jak nasz pozbawiony koszulki kumpel tańczy na barowej rurze. Takiej specjalnie tam umieszczonej, żeby odprawiać na niej te dziwne wygibasy.

W końcu rudzielec zszedł ze sceny, przy czym towarzyszyły mu oklaski i gwizdy, zarówno pań, jak i panów. Harper klapnął na krzesło obok mnie i od razu uniósł dłoń, patrząc na barmana.

- Barman! Jeszcze jedna kolejeczka! - zawołał. Uniosłem swoją szklankę i dopiłem to, co w niej jeszcze było.

- To będzie wasza ostatnia kolejka. - stwierdził ze śmiechem Wally.

- Czoooooooo?! - jęknęliśmy jednocześnie, patrząc na niego z żałosnymi minami.

- Jesteście zalani w trupa. - zauważył.

Wygiąłem usta w podkuwkę, pociągnąłem nosem i rzuciłem się Royowi na szyję.

- Royuuuuś! Powiedz mu coś! - jęknąłem w jego nagą klatę piersiową. Harper objął mnie opiekuńczo, posyłając Westowi mordercze spojrzenie.

- Pieprzony nazista...

- Nie jestem Niemcem... - westchnął, kręcąc głową.

Dalszą kłótnię przerwało przyniesienie przez barmana naszych... co my właściwie piliśmy? A ciul z tym!

Kilka minut później za sprawą Wally'ego wyszliśmy z baru. Nawet koszula Roya się odnalazła! No cud! Wally to jakiś cudotwórca! Mówię wam!

Szliśmy przez jakiś park, kiedy Speedy postanowił wskoczyć na ławkę i zacząć wyć do księżyca. Znaczy się, śpiewać.

- Jingle Bells, Batman smells

Robin laid an egg!

- Złaź stamtąd, debilu! - Wally złapał go za tył koszuli i zaczął szarpać, próbując go ściągnąć. Już miałem rzucić mu się na pomoc, jednak straciłem równowagę i poleciałem do tyłu, prosto w krzaki, przekoziołkowałem i znalazłem się za krzakiem.

Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w niebo przyozdobione masą gwiazd. Nade mną pochylała się dziewczyna od długich, czerwonych włosach i pięknych zielonych ocz- Czekaj. Co?!

Starfire zachichotała i cmoknęła mnie w usta, po czym wstała i jakby nigdy nic odleciała ku niebu. Ja jeszcze chwilę leżałem, wpatrując się oszołomiony w punkt, w którym zniknęła.

Czy to była prawdziwa Starfire? Czy tylko mi się przywidziało?

Pewnie leżałbym tam dłużej, gdyby do moich uszu nie dotarła zmiana repertuaru Roya.

- This is how I roll, come on ladies it's time to go
We hit to the bar, baby don't be nervous
No shoes, no shirt, and I still get service, watch!

- ROY! - darł się na niego Wally.

- Przecież zszedłem z ławki! - odkrzyknął - Girl look at that body

Wygramoliłem się z krzaków, co było nie lada wyzwaniem przy moim obecnym stanie i dołączyłem do pląsającego po ścieżce Harpera.

- Girl look at that body
Girl look at that body
I work out
Girl look at that body
Girl look at that body
Girl look at that body

I work out

Zaczęliśmy w najlepsze tańczyć i śpiewać, podczas gdy Wally patrzył na nas jak na skończonych debili. My nie przejęci kontynuowaliśmy.

- When I walk in the spot, this is what I see
Everybody stops and staring at me
I got passion in my pants and I ain't afraid to show it show it show it!

- I'm seeeeeexy and I knoooooooooow iiiitttt!

Urwaliśmy i spojrzeliśmy z zaskoczeniem na Westa.

Roy parsknął śmiechem, widząc rumieńce na twarzy Wally'ego.

Mimo że ja i łucznik byliśmy pijani, ruszyliśmy w podskokach przed siebie, dalej śpiewając swoją pieśń godową, zostawiając lekko zawstydzonego Westa za sobą.

- No chodźże, Wallestro!

No cóż... Gdyby ktoś pytał, to ta trójka pijanych debili, o których następnego dnia pisali w gazetach to... To nie my, jasne?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro