Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

część 8. czas przyszły

Kiedy przychodzisz do mnie tej nocy, to jest już właściwie następny dzień. Jesteś niemal pijany mieszanką dumy, euforii i ognistej whisky. Pijany radością, że dokonałeś tego, czego od ciebie oczekiwano. Zadowolony, szczęśliwy. Triumfujesz. Nigdy w życiu nie wyściskano cię, ani nie wycałowano tak bardzo, jak dzisiaj. Patrzyłem na to, jak obejmują cię setki dłoni, jak całują cię setki ust. I nawet nie byłem zazdrosny. Wiedziałem, że wrócisz tu do mnie.

Sięgasz po mnie jak zwycięzca turnieju po nagrodę. Jak antyczny cezar po laurowy wieniec. To ja jestem twoją nagrodą. Pucharem, który wychylisz do dna.

Jesteś niecierpliwy. Wiem, że już chcesz być we mnie, w środku. Ocierasz się o mnie tak gwałtownie i szybko, że chyba zaraz dojdziesz. Całe twoje ciało aż drży z pragnienia. Moje zresztą też. Czekało na to tyle lat. Podkładam pod siebie poduszkę, żeby uniosła moje biodra do góry i utrzymała w jako tako stabilnej pozycji. Wchodzisz we mnie jednym ruchem. Szybko i płynnie. Krzyk twojej rozkoszy, kiedy czujesz siebie we mnie, wibruje w mojej głowie.

Nie mogę powstrzymać łez. Troszeczkę to boli. Nie ma się czemu dziwić. Ostatni raz, kiedy ktoś naruszał moje wnętrze, to byłeś ty dwadzieścia sześć lat temu. Potem nie było już nic ani nikogo. Więc ma prawo mnie trochę boleć. Ale bardziej niż siłą rozciągane mięśnie - boli mnie serce. To taki dziwny ból. Mieszanka strachu, niedowierzania, radości i ulgi. Że jednak cud się zdarzył, że jesteś tu żywy. I że znowu czuję - całym sobą całego ciebie.

Widząc moje łzy momentalnie się zatrzymujesz.

- Severus? Co się dzieje? Boli cię? Mam przestać? Dobrze się czujesz? Zrobiłem coś nie tak? Kochanie, odpowiedz mi - pytania i prośby płyną z twoich ust jak łzy z moich oczu. Scałowujesz je.

- Nic, głuptasie - odpowiadam. - Nic się nie stało. Nic mi nie jest. Tylko jak pomyślę, że mogłeś zginąć, że mogło cię tu teraz nie być, że mogłeś być nieżywy...

- Nieżywy..., tak? - wybuchasz śmiechem. Śmiejesz się, radosny i wolny, a twój penis podryguje we mnie w takt twojego śmiechu.

- Nieżywy!! - uderzasz we mnie biodrami.

- Ja ci dam nieżywego! - kolejne uderzenie. O wiele mocniejsze i bardziej radosne.

Przygryzasz mój sutek. Twoje pośladki unoszą się, by płynąć do góry, kiedy całkowicie ze mnie wychodzisz, po czym opadają gwałtownie w dół, gdy zagłębiasz się w moim ciele szybko i zachłannie.

- Zaraz ci pokażę, jaki jestem nieżywy! Oj, zobaczysz Severusie, zobaczysz! - nie przestajesz się śmiać wychodząc ze mnie i wpychając się wciąż na nowo, dopóki orgazm nie zamieni twojego śmiechu w krzyk.

Opadasz bezsilnie na pościel koło mnie. Ujmujesz moją dłoń i bez słowa całujesz każdy palec. Potem splatasz nasze dłonie i kładziesz je spokojnie pomiędzy naszymi rozgrzanymi ciałami.

Po kilku minutach znowu jesteś chętny. Gotowy. Potrzebujący.

- Mógłbym? Sev? Znowu? - pytasz, pożądliwie oblizując moje lewe ucho. Pieprząc moje lewe ucho swoim gorącym językiem.

- Tak bardzo cię pragnę - jęczysz w moje usta.

- Czuję się tak dziwnie, jakbym ostatni raz był z tobą, w tobie lata temu. Jakbym cię nie widział przez dziesiątki lat... Tak tęskniłem... Tak tęsknię. Nie mogę się powstrzymać!

Nie możesz wiedzieć, że właściwie masz rację. Ostatni raz kochaliśmy się dwadzieścia sześć lat temu. Tak długi okres postu podkręca pożądanie.

Zarzucasz nogę na mój spocony brzuch.

- Chyba, że ty byś chciał...

- Chciałbym. I to bardzo - odpowiadam szczerze. - Ale nie teraz. Nie dziś. Dziś jestem twoją nagrodą, zapomniałeś?

Teraz role się odwracają i to ja szepczę do twojego ucha, trzymając twoją twarz w swoich dłoniach. Owiewam twój policzek gorącym oddechem.

Gdy sięgasz po mnie po raz trzeci, nie wytrzymuję i pytam:

- Brałeś coś, Harry? No wiesz, afrodyzjak? Coś na potencję? Wiem, że masz osiemnaście lat i niezłą formę, ale żeby tak szybko...

- Nic nie brałem - odpowiadasz. - Tylko ciebie.

Po kolejnym razie nie zostaje w tobie już ani jedna kropla spermy, która mogłaby wydostać się na zewnątrz. Wszystko jest już we mnie, na mnie. Zalałeś mnie sobą. Dosłownie i w przenośni.

Po tym wszystkim odpływasz. W jednej sekundzie zapadasz w sen. Nie dziwię się wcale. W ciągu jednej doby zabić najgroźniejszego czarodzieja swoich czasów i posiąść cztery razy swojego kochanka... to naprawdę nie lada wyczyn. Nie licząc szalonej imprezy w Wielkiej Sali w Hogwarcie.

Otulam cię sobą, a potem dla pewności przykrywam nas obu kołdrą. Gdy krew cwałująca w twoich żyłach wreszcie się uspokoi, zaczniesz odczuwać chłód. Więc zawijam cię w kołdrę i w siebie.

Sam nie wiem, co mam teraz zrobić. Z jednej strony - chcę na ciebie patrzeć. Przez te kilka godzin, jakie zostały do brzasku - napawać się widokiem, którego nie miałem przez ostatnie dwadzieścia sześć lat. Z drugiej strony, pragnę wtulić się w ciebie i zasnąć. Przez ostatnie dwadzieścia sześć lat spałem sam i do bólu każdej cząstki swojego ciała pragnąłem zasypiać i budzić się przy tobie. Chcę zasnąć, jeżeli tylko, gdy się obudzę, ty będziesz tu przy mnie.

I jesteś. Budzę się o świcie. Spałem może dwie, trzy godziny, ale nigdy nie czułem się bardziej rześko i pełen energii, jak tego poranka.


Moje ramiona dziś nie są puste. Wypełnia je twoje ciało.

Moje uszy dziś nie są głuche. Szumi w nich twój głos.

Moje usta dziś nie są głodne. Karmisz mnie swoją śliną.

Moje oczy dziś nie są ślepe. Przed nimi jest twoja twarz.


Twój powrót przywrócił właściwy kształt świata.

Dni zaczynają płynąć jeden po drugim.

A każdy jest wypełniony tobą po brzegi.


Przychodzi kiedyś taki dzień, w którym decyduję się opowiedzieć tobie, co się stało. Słuchasz z niedowierzaniem. Pokazuję ci gazety, przemycone z czasów, w których byłeś tylko bryłą marmuru. Artykuły, w których czarno na białym wyjaśniono to samo, co ja tobie opowiadam. Truchlejesz, gdy dociera do ciebie prawda o tym, co się wydarzyło. Płaczesz nade mną, gdy sobie uświadamiasz, jak wyglądało moje życie przez tamte lata. Stykamy ze sobą nasze twarze. Odbicie naszych głów i twarzy w szybie przypomina odwróconą ósemkę.

To grecka lemniskata. Cóż to za piękna nazwa! Nieskończoność...

Podobno siódemka jest liczbą magiczną. Dla mnie jest to osiem. Zbudowane z naszych twarzy złączonych ustami.

Nieskończoność. Dni i nocy z tobą.

Miałem już dziewięć tysięcy czterysta dziewięćdziesiąt siedem dni i nocy

bez ciebie.

Teraz przede mną jest nieskończoność.

Z tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro