ROZDZIAŁ 7.1. SEN MORDERCY
Byłam sobą.
I byłam kimś innym.
Kim właściwie byłam?
Obraz przed moimi oczami zamazywał się. Czasami zdawało mi się, że dostrzegam coś znajomego, częściej jednak pole widzenia przecinały przerażające cienie snujące się bez celu w przestrzeni.
Błądziłam chcąc odnaleźć siebie, aż zauważyłam w swojej dłoni czerwoną nić. Ukłucie w sercu podpowiedziało mi, że to część mnie. Coś mojego, coś, co moja dusza rozpoznała. I gdy sobie to uświadomiłam uderzenie wepchnęło mnie w ciało.
Wydawało mi się znajome, jednak emocje przytłaczały mnie nie pozwalając się skupić na otoczeniu.
Furia wewnątrz mnie była lodowato zimna. Narastała z biciem serca, rozlewając się mroźnymi igłami na zakończenia nerwowe rąk i nóg. W mojej duszy szalał huragan, istna zamieć śnieżna, która czekała tylko na to, by wyrwać się i pochłonąć każdą przeszkodę, jaka stanie mi na drodze.
I jedna z nich właśnie wyszła mi naprzeciw. Twarz. Znajoma twarz, której nie mogłam przypisać imienia. Jedynie emocje.
Pogarda. Nienawiść, odraza...
Kłótnia. Słowa, które sprawiały, że kotłująca się we mnie zamieć śnieżna pragnie wydostać się na zewnątrz by pochłonąć wszystko, co stanie jej na drodze. Przykryć białym, czystym puchem całe to plugastwo. Wściekłość, która powinna być gorąca parowała mroźnymi oparami, sprawiającymi, że czas stanął w miejscu.
Nie rozumiałam na co patrzę, a mimo to obrazy nie przestawały pojawiać się niczym stopklatki w zepsutym filmie.
Krew na białym tle.
Ziemia skażona trupim jadem.
Czaszka stworzenia, które niegdyś szybowało w przestworzach.
Miękka tkanka przelatująca przez palce.
I pokryte zaśniedziałym nalotem igły.
Widok tych przedmiotów budził we mnie ekscytację. Ale to nie one były najistotniejsze. Pierścień na moim palcu rozbłysnął zielonym światłem, nasycając moją kolekcję Śmiercią.
Śmierć była piękna.
Śmierć była cicha.
Śmierć była zimna.
Śmierć była uzależniająca.
I pachniała ziemią.
Gdy ostatnia część zaklęcia weszła w najwyższy ton w moim umyśle pojawiła się dziewczyna z niebieskimi pasemkami. A czerwona nić w dłoni poprowadziła Śmierć wprost do jej głowy.
***
- Akasha! Akasha!
Dopiero stanowczy policzek pomógł mi wrócić do rzeczywistości. Zdarte od krzyku gardło łapczywie łapało powietrze, jakbym dopiero wydostała się z głębin zimnego grobu, w którym pochowano mnie żywcem. W ustach czułam dławiącą grudę i ziemisty posmak od którego chciało mi się wymiotować. Odkaszlnęłam trzy razy, niemal się krztusząc. Czyjaś ręka delikatnie klepała mnie po plecach, pomagając mi wyrzucić z siebie wszystko, co zalegało w płucach. Tylko, że zamiast brudnej gleby z moich ust pociekła gęsta strużka śliny. Jak to było możliwe? Wciąż moich nozdrzy dobiegał zapach kurzu i wilgoci, a na języku czułam pył.
- Już wszystko dobrze. Jesteś bezpieczna - mówił łagodny, znajomy głos.
- Corin? - zdarte struny sprawiły, że jego imię zabrzmiało szorstko i niewyraźnie.
- Jestem tu. - Przytulił mnie do siebie, a ciepło jego ciała powoli rozgrzewało skostniałe kończyny.
Czując bliskość mężczyzny rozpłakałam się jak małe dziecko, cała dygocząc. Żyłam. Docierało to do mnie powoli, wraz z ustępującym zimnem i zapachem ziemi.
- Wiem, że to, co przeżyłaś, było przerażające, ale musisz być jeszcze chwilę dzielna. - Próbował zwrócić moją uwagę, zbliżając swoją twarz na wysokość moich oczu. - Twój amulet ochronny odbił zaklęcie. Kiedy czarownik przeklina kogoś, kopie dwa groby. To nie jest puste przysłowie. Musiał stworzyć nić, po której klątwa do ciebie dotarła. W tym momencie byliście połączeni. Proszę, skup się i spróbuj sobie przypomnieć, czy coś widziałaś, gdy byłaś nieprzytomna. To mogło przypominać bardzo straszny sen, ale w tym momencie jesteś naszą jedyną wskazówką.
Przeszywające spojrzenie jego błękitnych oczu nie pozwalało mi odwrócić od niego wzroku. Paskudny zapach mokrej ziemi zastąpiła słodka, kojąca woń kwitnącej akacji, która kojarzyła mi się z dzieciństwem. Jego głos wibrował wewnątrz mojej głowy, a ciepło ciała sprawiało, że było mi łatwiej oddychać. Napawałam się tą chwilą błogości, mając gdzieś w głębi świadomości myśl, że pewnie właśnie omamia mnie własną mocą. Nie miałam mu tego jednak za złe. Pomogło mi się to otrząsnąć na tyle, by skupić na zadaniu. Zamknęłam oczy i zaczęłam wyrzucać z siebie, urywki, które majaczyły w mojej pamięci:
- Cienie... Miażdżące zimno. Byłam taka wściekła, a jednocześnie niczym lodowa rzeźba. Nie pamiętam słów, ale emocje był bardzo silne. Złość, tyle złości i nienawiści. Krew i ziemia. Mój własny grób - ostatnie słowa przerwał mój szloch.
- Świetnie ci idzie. Co było dalej? - głos policjanta pchał mnie we wspomnienia. - Skup się na szczegółach.
-Widziałam twarz, swoją własną twarz... Były tam też igły i ptasia czaszka. Wszystko emanowało takim potwornym zimnem - Znów ciężko łapałam powietrze. - Aż w końcu poczułam śmierć.
- Dosyć! Co to ma znaczyć?! - mój trans przerwał wściekły głos Tiny. - Mieliście mnie wezwać, gdy tylko odzyska przytomność.
Lekarka siłą odepchnęła Corina i zaczęła mnie oglądać z każdej strony. Poświęciła mi latarką w oczy, sprawdziła tętno i temperaturę, by po chwili głęboko odetchnąć.
- Twoja aura jest skażona magią tego bezczelnego kobieciarza, ale wszystko wydaje się być w porządku - powiedziała z ulgą. -Możesz przez jakiś czas, czuć pociąg erotyczny do wszystkiego, co wydziela feromony, ale ogólnie nic ci nie jest.
- Pociąg erotyczny? - prychnęłam niedowierzając. - Znaczy, co? Rzucę się na pierwszego, lepszego posiadacza penisa?
- Po prostu nie zbliżaj się do nikogo zbytnio, a wszystko będzie dobrze - pocieszała, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Nie przesadzaj, ledwo dotknąłem ją swoją aurą. Była w szoku - bronił się policjant.
- A ty dziesięć kroków do tyłu - Lekarka wysyczała, celując w niego palcem. - Jak tylko zobaczę, że opary twojej magii choć muskają którąś z nas to...
- To co, wezwiesz policję? - prychnął zirytowany, ale stanął na drugim końcu sali.
- Nie przeginaj! - Zmierzyła go wzrokiem z wściekłą miną.
Ich kłótnia nieoczekiwanie rozluźniła atmosferę. W końcu doszłam do siebie i dotarło do mnie, że leżę w szpitalnym łóżku. Obok metalowej ramy posłania, na szafce nocnej ktoś pozostawił resztki mojej bransoletki z amuletem ochronnym, który zardzewiał i wyglądał, jakby miał zaraz zmienić się w proch. Po lewej stronie, w wózku inwalidzkim siedziała przykryta miękkim kocem Kinga Potocka spoglądając z niedowierzaniem to na Tinę, to na Corina, pomiędzy którymi wręcz strzelały iskry. Za oknami niebo opanowała już ciemna noc, jedynie światła latarń ulicznych i przemykających ulicą samochodów odbijały się od szyb.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - zapytałam, znajdując się znów w centrum uwagi zebranych.
- Jakieś cztery godziny - tym razem odpowiedziała Kinga. - Boże, dziewczyno, nie strasz mnie tak więcej. Myślałam, że na zawał zejdę.
- Przynajmniej wiemy, że pożyteczny ze mnie radar magiczny - wyszczerzyłam się do niej. - Co się stało po tym, jak straciłam przytomność?
- Ten policjant oddzwonił na twój telefon - odparła rzucając mężczyźnie badawcze spojrzenie. - Przyjechał tu w piętnaście minut.
- Akurat miałem coś do załatwienia w okolicy. Wezwaliśmy Tinę i czekaliśmy aż się obudzisz - podsumował Corin.
- Muszę wymyślić jakąś bajeczkę, którą sprzedam Mariannie - jęknęłam rzucając się z powrotem na łóżko. - Już dawno powinnam być w domu.
- Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że w wieku dwudziestu trzech lat masz godzinę policyjną - dręczył mnie blondyn.
- Może i Marianna jest trochę nadopiekuńcza, ale to jedyna rodzina, jaką mam - wyjaśniłam ze smutnym uśmiechem. - I nie chcę jej martwić. Powinnam już wracać.
Podniosłam się i zaczęłam ściągać z siebie kołdrę, gdy Tina zaprotestowała:
- Wolałabym, żebyś została na obserwacji przez noc.
- Nie ma mowy - powiedziałam stanowczo. - W życiu się z tego nie wypłacę.
- Wliczysz to w dodatkowe wydatki do śledztwa - rzuciła lekko Kinga. - Mój brat od tego nie zbiednieje.
- Doceniam propozycję, ale naprawdę wolałabym być w domu - nie odpuszczałam. - Na pewno lepiej się wyśpię we własnym łóżku.
Tina z Kingą chciały jeszcze coś wtrącić, ale przerwał im Corin:
- Nie naciskajcie. Choć, mała, odwiozę cię.
- Nie ma takiej opcji! - Lekarka aż tupnęła nogą. - Nie zostawię jej samej z tobą.
- Nie rób już ze mnie takiego potwora - odgryzł się. - Poza tym, ktoś musi zostać z panią Potocką. A i nie zwolnisz się od tak z dyżuru.
- Nie zgadzam się! - nie dawała za wygraną. - Jest pod wpływem twojej magii. A co, jak jej się coś stanie?
- Dlatego to ja powinienem ją odwieźć - tłumaczył spokojnie. - Tylko ja będę w stanie kontrolować jej temperament.
- Ej, jestem dużą dziewczynką. Potrafię o siebie zadbać - wtrąciłam, przerywając im.
- Corin, pokaż jej... - mruknęła niechętnie lekarka, pozwalając policjantowi by się do mnie zbliżył.
Znów uderzył we mnie ten słodki zapach, a przez ciało przeszły przyjemne dreszcze, kumulujące się powoli w podbrzuszu. Zaschło mi w buzi. Oblizałam wargi, gdy widok ust Corina przykuł moją uwagę. Zdawało mi się, że to rosnące pragnienie może ugasić tylko pocałunek tych miękkich, różowych...
- Boże, co ja właśnie pomyślałam... - wymamrotałam, łapiąc się za głowę, a rumieniec na mojej twarzy palił polika.
- I nawet nie używam swojej magii - wyszczerzył się.
- Bo już ją skaziłeś - sapnęła Tina uderzając go w ramię i pociągnęła w tył.
- I jak ja niby mam wrócić z tobą do domu? - jęknęłam, rozumiejąc w zupełności argumenty lekarki.
- Obiecuję, że cię nie tknę nawet jak będziesz mnie o to błagać. - Był poważny.
- I w czym ma to niby pomóc?
- Cóż, przez jakiś czas będziesz tak reagować na wszystkich facetów. - Wzruszył ramionami. - Z twoją urodą szybko trafisz na kogoś, kto zgodzi się na te dzikie fantazje, kotłujące się w tej blond główce. Ja, z wielkim bólem, co prawda, ale obiecuję obejść się smakiem.
- Jak wspaniałomyślnie z twojej strony - prychnęła Tina dając wszystkim do zrozumienia, że nie podoba jej się ten pomysł.
- Dobra, miejmy to już za sobą - zadecydowałam i zeskoczyłam z łóżka.
- Wyśpij się porządnie - rzuciła Kinga, gdy zbierałam swoje rzeczy.
- Jasne, do jutra - posłałam jej uśmiech i pomachałam lekarce, przekraczając próg sali.
Corin ruszył za mną, trzymając się kilka kroków z tyłu, ale cały czas czułam na sobie jego palący wzrok. Zrobiło mi się gorąco. Rozpięłam bluzę i podciągnęłam rękawy, by się nieco ochłodzić, i przyciskiem przywołałam windę. Na szczęście było późno, a korytarze świeciły pustkami, więc nikt nam nie towarzyszył.
Jednak pech chciał, że winda zjeżdżała niemiłosiernie długo, a powietrze w jej wnętrzu stało się strasznie gęste. Wtuliłam się w kąt pomieszczenia usiłując znaleźć się jak najdalej od mężczyzny i bijącego od niego ciepła, a w mojej głowie mimowolnie pojawiła się bardzo gorąca scena z "Wilczej Ofiary", w której główny, męski bohater (też umięśniony blondyn, psia mać!) blokuje dźwig, przyszpila protagonistkę do lustra i każe jej obserwować podczas, gdy on...
Mózgu, stop!
Przysięgam, koniec z romansidłami.
- Naprawdę chciałbym wiedzieć, co tam się odgrywa teraz w tej twojej głowie - Corin miał zadowolony z siebie uśmiech, jakby faktycznie był głównym bohaterem mojej ostatniej fantazji.
- Właściwie mogłeś iść schodami! - wyrzuciłam mu. Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam?
- Owszem, powiedziałem, że będę grzeczny, ale nic nie wspomniałem o tym, że mam ci to ułatwiać -wyszczerzył się wrednie.
- Demon!
- Otóż to! - Był z siebie jeszcze bardziej dumny. - Wiesz zapach mojej aury na twoim ciele też jest dla mnie niezłym testem samokontroli. Pamiętaj, że żywię się energią seksualną, a ty jesteś wyjątkowo smakowitym kąskiem.
- Proszę, przestań - jęknęłam. - Myślałam, że mogę ci zaufać.
- Tylko się z tobą droczę...
Na szczęście nim skończył zdanie winda dojechała na parter. Wyskoczyłam na zewnątrz, jak oparzona, ledwo drzwi się zdążyły rozsunąć, a za moimi plecami wibrował dźwięczny śmiech mężczyzny, który po chwili się ze mną zrównał w myśl nie ułatwiania mi dzisiejszej nocy.
- Właściwie, czemu Tina cię tak nie cierpi, co? - zadałam pytanie, by zająć myśli czymś innym.
- To długa historia. I dość bolesna dla niej - odpowiedział poważniejąc. - Nie jestem odpowiednią osobą, która powinna o tym opowiadać.
Teraz to dopiero mnie zaciekawił, ale z drugiej strony nie chciałam rozgrzebywać jakiś starych ran tylko po to, by zaspokoić swoją ciekawość. Szliśmy w milczeniu do wyjścia, Corin pogrążony w swoich myślach, ja boleśnie świadoma jego obecności, aż rześkie, nocne powietrze owiało moje policzka, sprawiając, że zadrżałam. Mężczyzna widząc to od razu okrył mnie swoją dżinsową kataną, a zapach, którym przesiąknął materiał uderzył w moje nozdrza...
- Nie pomagasz... - mruknęłam oddając od razu kurtkę.
- Odruch - zaśmiał się.
Unikając zbędnej bliskości skręciliśmy na parking, gdy opanowało mnie dziwne uczucie dejavu.
- Wszystko w porządku? - zapytał, widząc, że nie podążam za nim.
- Adam Strzecha... - wymamrotałam, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz znajomej twarzy.
Zerwałam się do biegu nie patrząc nawet, czy policjant podąża za mną. Minęłam parking i skręciłam na tyły, prosto w stronę wysokiego, murowanego śmietnika. Gdy poczułam kwaśny zapach rozkładu wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, a mi zebrało się na mdłości.
- Proszę, niech to nie będzie prawda... - szepnęłam, ale nie potrafiłam się zatrzymać.
Gdy coś chlupnęło nieprzyjemnie pod moimi stopami przystanęłam. Trzęsącymi się dłońmi wyciągnęłam telefon i włączyłam latarkę. Snop światła padł najpierw na szkarłatną plamę krwi, która lepiła się do moich butów, a gdy uniosłam rękę wyżej z cienia wyłoniły się nogi, brudny tors, dłoń ze złamanym papierosem między palcami i wykrzywiona w bólu twarz nadzorcy domu Potockich. Cała pokryta we krwi. Zupełnie jakby mała bomba wybuchła wewnątrz jego czaszki sprawiając, że posoka wypłynęła z każdego otworu rozlewając się na brudnej ziemi.
Widok ten uruchomił we mnie to dławiące uczucie zimna i zamieci. Lodowej furii, tak destruktywnej i jednocześnie skrupulatnie bezwzględnej w swojej zawziętości. Przez chwilę przez moje zakończenia nerwowe przeszło uczucie ekstazy i samozadowolenia. Uzależniający posmak śmierci.
- Zabiłam go... Nie żyje przeze mnie.
Wtedy poczułam znajome ciepło. Corin szarpnął mnie do tyłu i przytulił do siebie, chowając moją twarz w swoich ramionach.
- To nie są twoje uczucia - mówił stanowczo, a jego aura znów powoli wypędzała kotłujące się we mnie zimno.
- Jak to możliwe? - jęknęłam przez łzy.
- Ten widok musiał przywołać wspomnienie, które twój mózg chciał zakopać głęboko w odmętach podświadomości - zaczął wyjaśniać. - To musiało być straszne. Przykro mi.
Dopiero po chwili zauważyłam, że odciągnął mnie z powrotem na parking. Otworzył pilotem auto i delikatnie posadził mnie na miejscu pasażera otulając kurtką. Wtedy sobie uświadomiłam, że cała dygocze, dlatego tym razem nie protestowałam. Jego zapach rozpraszał makabryczne myśli, nakierowując je w inną stronę. On w tym czasie wyciągnął telefon i podając swój numer odznaki wezwał śledczych.
- Chyba jednak cię nie odwiozę do domu - posłał mi przepraszający uśmiech. - Chcę dopilnować sprawy tej śmierci.
- Gdy czarownik kogoś przeklina kopie dwa groby - przytoczyłam jego słowa. - To z nim byłam połączona?
- Możliwe, że jego własne zaklęcie odbiło się od twojego amuletu i go tak załatwiło - Przytaknął i otworzył bagażnik wyciągając taśmę policyjną. - Poczekaj tu, ja zabezpieczę miejsce zdarzenia, żeby nikt inny nie natknął się przypadkiem na ten makabryczny widok.
Mimowolnie znów pojawiła mi się przed oczami twarz nieboszczyka i myśl, że gdyby nie ta niepozorna zawieszka przy bransoletce to ja mogłam wykrwawić się w ten sposób na szpitalnych kafelkach. Przeszedł mnie kolejny dreszcz. Widząc, że mężczyzna mi się przygląda pokiwałam tylko głową na znak zgody, gdyż nie miałam w tym momencie zaufania do własnych strun głosowych. Owinął mnie szczelniej kurtką i po chwili obserwowałam już tylko jego plecy.
W mojej głowie szalał mętlik. Rozsiadłam się wygodniej w fotelu starając się uporządkować myśli. Musiałam oddzielić swoje własne odczucia i wspomnienia o tych, które dzieliłam z mordercą i tych, które wywoływała we mnie magia Corina. Miałam wrażenie, że jestem rozdarta na dwie części i te przytłaczające doznania doprowadzały mnie do skrajności. Chciałam płakać i krzyczeć. Chciałam znaleźć pocieszenie w ciepłych, bezpiecznych ramionach jakiegoś mężczyzny. I chciałam uciec gdzieś daleko. Upić się do nieprzytomności, wypłakać Malwinie, albo po prostu zakopać pod kołdrą i nie wychodzić z pokoju przez tydzień.
- Jak się trzymasz? - Aż podskoczyłam, gdy w drzwiach pojawiła się twarz Corina.
- Bywało lepiej - przyznałam szczerze, próbując ukryć chrząknięciem kotłującą się we mnie burzę uczuć.
-Wiem, że to był dla ciebie długi dzień, ale musisz złożyć zeznania - powiadomił mnie.
- Co mam powiedzieć? - Poczułam nowe ukłucie paniki. - Że miałam sen, w którym widziałam własne morderstwo, bo jakiś pieprzony czarownik postanowił mnie przekląć?
- O tym lepiej nie wspominaj - skrzywił się. - Ale możesz przyznać, że jesteś tu na zlecenie Potockich, choć o szczegółach sprawy nie możesz rozmawiać ze względu na poufność interesów klienta. Możesz wspomnieć, że wydawało ci się, że widzisz coś dziwnego i gdy postanowiłaś to sprawdzić, znalazłaś ciało.
- Dobrze, spróbuję - odparłam, zbierając się w sobie na nadchodzące starcie. - Lepiej trzymaj się ode mnie z daleka. Inaczej nie będę mogła skupić myśli.
Przytaknął z niezręcznym uśmiechem i odsunął się na bezpieczną odległość. Ja tymczasem układałam w głowie swoje zeznania, budując jak najwiarygodniejszą ich wersję. W końcu naginanie rzeczywistości, tak by nie zaszkodzić sprawie było też częścią mojej pracy jako detektywa.
Gdy błękitne światła rozjaśniły mrok nocy czułam się już spokojniejsza i pewniejsza siebie. Corin zajął się wszystkim od oprowadzenia policjantów i techników na miejsce zbrodni po przedstawienie wstępnej wersji zdarzeń. Przyprowadził do mnie kobietę po trzydziestce w granatowym mundurze. Wyciągnęła odznakę, podając swój stopień i nazwisko, ale wszystko uleciało z mojej pamięci. Odpowiadałam krótko na jej pytania, starając się zachować pozory, skupiając na mowie ciała, by nie dawać żadnych sygnałów, że coś kręcę. Kobieta notowała skrzętnie moje odpowiedzi w małym kajeciku. Na koniec za namową Corina zasugerowała, że odwiezie mnie do domu, na co zgodziłam się bez namysłu.
~~***~~
I jak Wam się podobał nowy rozdział? :)
Koniecznie dajcie znać!
A poniżej okładka:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro