ROZDZIAŁ 6.1. MAGICZNY RADAR
Niewyspana i pełna niepokojących myśli udałam się do szpitala. Był wczesny ranek, więc korytarze przepełniali jedynie lekarze i pielęgniarki z nocnej zmiany. W odróżnieniu do publicznych placówek poczekalnie nie wylewały się ludźmi kiszącymi w długiej kolejce po numerek i w jeszcze większej na przyjęcie. Wszystko było dobrze zorganizowane, pani w informacji kierowała do odpowiednich sal, każdy przychodził na swoją godzinę, by nie marnować czasu podczas walki z innymi pacjentami, którzy normalnie okupują wejścia do gabinetów lekarskich, pytając wszystkich, na którą są umówieni godzinę, tylko po to by podać termin o piętnaście minut wcześniejszy. Nie słyszałam też żadnych kłótni, o to, kto był pierwszy, czy zapytań typu "mogę teraz wejść tylko o coś zapytać?". Raj dla schorowanych. Jeśli oczywiście ma się pieniążki.
Sama placówka też znacznie odbiega od klasycznego wyobrażenia szpitala. Całe wnętrze zostało utrzymane w ciepłych, przyjemnych dla oka kolorach. Dominowały drewniane wykończenia i miękkie tkaniny wyścielające wygodne krzesła. Przez wysokie, przejrzyście czyste okna wpadało światło dzienne, które było miłą odmianą dla rażącego blasku jarzeniówek, będącego przyczyną u wielu pacjentów bólu głowy i mdłości. Podłogi również świeciły blaskiem oraz porządkiem, a pani sprzątająca robiła co godzinę obchód, by taki stan rzeczy się utrzymał. Nie sprawiało to jednak, że powietrzu unosił się charakterystyczny, duszący zapach. Fakt, pachniało czystością, ale też czymś przyjemnym. Jakby fiołkami? Nawet toalety były zaopatrzone w niezbędne sanitaria, a i ku mojemu zdziwieniu - różowe skrzyneczki ze środkami higieny osobistej. Zupełnie inny poziom obsługi.
Zachwycona tym całym wysokim standardem, weszłam do windy, w której grała relaksująca melodyjka i wjechałam na piąte piętro, z nadzieją, że jeśli kiedyś zachoruję, chciałabym, żeby było mnie stać na taki szpital. Idąc korytarzem wyrzuciłam z głowy wszystkie rozważania, w zupełności skupiając się na zadaniu. Jednak, gdy zajrzałam do sali Kingi Potockiej, okazało się, że jej łóżko jest puste, a przez mój kręgosłup przeszedł dreszcz niepokoju. Już sięgałam po telefon, lecz w polu widzenia pojawiła się Tina.
- Dzień dobry - przywitała się ze skromnym uśmiechem. - Pani Potocka jest na badaniach.
- Dzień dobry - odpowiedziałam pełna ulgi. - Już martwiłam się, że coś się stało.
- Niepotrzebnie. - Machnęła ręką. - Zawsze zabieramy pacjentów z samego rana, jeśli muszą być na czczo. Po co mają się męczyć głodni przez pół dnia?
- To miło z waszej strony...
- Zastanawiasz się pewnie dlaczego cię ściągnęłam tak wcześnie, skoro pani Potockiej nie ma? - posłała mi tajemniczy uśmiech.
- Czyżbyś chciała ze mną porozmawiać w cztery oczy? - zapytałam, bo tylko to mi przyszło do głowy.
- Trafiłaś w dziesiątkę! - Nie wydawał się zaskoczona moją spostrzegawczością. - Zapraszam do mojego gabinetu na kawę.
Chcąc nie chcąc udałam się za nią do znajomego mi już pomieszczenia. Zajęłam to samo miejsce, co dnia poprzedniego i czekałam cierpliwie, wsłuchując się w szum ekspresu do kawy. Po chwili Tina położyła przede mną białą filiżankę i sama zasiadła w swoim fotelu.
- Bardzo dobra, dziękuję - odparłam, biorąc łyk napoju, by jakoś zacząć rozmowę. - To, o czym chciałaś porozmawiać?
- Zapytam prosto z mostu, kim ty jesteś Natalio Nowak? - zagadnęła, kładąc łokcie na biurku, jednocześnie podpierając brodę na koszyczku splecionym z palców dłoni.
- Co masz na myśli? - Uniosłam brew. Ostatnio irytująco często słyszałam to pytanie.
- To inaczej, czym ty jesteś, dziewczyno? - poprawiła się.
- Człowiekiem - odpowiedziałam, hamując prychnięcie. To naprawdę było męczące. Gdybym tylko dostawała złotówkę, za każdym razem, gdy mnie ktoś o to pyta...
- Ciekawe... Zdajesz się w to wierzyć - mówiła, bacznie mierząc mnie wzrokiem.
- A według ciebie czym jestem? - zapytałam z nadzieją, że przybliży mnie to jakoś do odpowiedzi, na pytania, których zaczęłam szukać, przyłączając się do Crispa.
- Nie mam pojęcia - westchnęła ciężko. - I doprowadza mnie to do szaleństwa.
- Nie rozumiem... - mruknęłam, przechylając głowę, by lepiej jej się przyjrzeć. Faktycznie miała poirytowany wyraz twarzy.
- Crispin na pewno powiedział ci o moim trzecim oku, prawda? - W sumie to podsłuchałam niechcący na ten temat, ale przytaknęłam, nie wyprowadzając jej z błędu. Faktem było, że wiedziałam i nic tego nie zmienia. - To jednocześnie dar i przekleństwo. Dzięki temu potrafię leczyć magiczne istoty, widzę zaburzenia w ich aurach, zachwiania w przepływie magicznej mocy, dostrzegam oplatające ciała klątwy i uroki. Wiesz, że nawet zwykłe przekleństwa rzucane na wiatr, mają swoją barwę? Pospolite "a niech to szlag" przepełnione odpowiednimi emocjami potrafi zepsuć powietrze!
- To niesamowite - wyrwało mi się, gdyż zachwycił mnie jej wykład. W tym momencie chciałam zobaczyć świat jej oczami, ale po chwili odchrząknęłam, gdyż popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Część mojej osobowości odpowiedzialnej za fascynację nadprzyrodzonymi rzeczami za bardzo wypłynęła na wierzch. Akasha, pełen profesjonalizm, nakazałam sobie w duchu i dodałam na głos: - Musi ci się ciężko z tym żyć...
- I tak i nie. - Wzruszyła ramionami. - Przyzwyczaiłam się już. Zwłaszcza do tego, że patrząc na człowieka, na każdą istotę, od razu widzę jej prawdziwe oblicze.
- Czyli nikt cię nie może oszukać - stwierdziłam, dochodząc do wniosku, że jest żywym wykrywaczem kłamstw.
- Też tak myślałam, aż zobaczyłam cię u boku Crispina... - mówiąc to, jeszcze bardziej przyszpiliła mnie wzrokiem. Jakby chciała się przebić przez jakąś niewidzialną fasadę, która wyrosła wokół mnie. Poczułam się nieprzyjemnie pod naporem tego spojrzenia, ale dzielnie je wytrzymałam.
- Co takiego zobaczyłaś? - spytałam zaintrygowana.
- Nie masz żadnej aury - wypaliła.
- I co to oznacza? - Nie rozumiałam.
- Natalio, nawet martwi mają aurę - powiedziała z powagą na twarzy. - Ba, nawet duchy mają swój kolor. Ty za to jesteś przezroczysta. Widzę cię, a jednak coś blokuje mój dar. Czasami mam wrażenie, że kątem oka dostrzegam jakąś smugę, jakąś nitkę, której mogłabym się chwycić, ale gdy próbuję się jej przyjrzeć, jakby jej nigdy tam nie było.
- Czyli jest ze mną gorzej, niż jakbym była martwa? - zapytałam z lekką paniką w głosie.
Chyba trochę ją zbiło z pantałyku moje pytanie, bo najpierw spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, a potem parsknęła śmiechem.
- Faktycznie są rzeczy gorsze niż śmierć, ale w twoim przypadku chyba tak źle nie jest.
- Okej, to pocieszające - westchnęłam, rozluźniając się na krześle.
- Rozumiem, jeśli nie chcesz opowiadać o swoje przeszłości. Każdy ma jakieś sekrety - podjęła już nieco spokojniej. - Musiałam cię sprawdzić, Natalio. Crisp, mimo swojego pochodzenia, ma dobre serce, ale jest dość naiwny. Ciężko nawiązuje relacje, lecz, gdy już się angażuje, poświęca się temu w całości. Jest jedyny w swoim rodzaju i różne potwory to wykorzystują.
- Przecież jest nieśmiertelny, nic mu nie grozi - wypaliłam, przerywając jej.
- Tak, jak mówiłam, są rzeczy gorsze niż śmierć. Jeśli Crisp ci naprawdę ufa, otworzy się i opowie o swojej przeszłości - posłała mi uśmiech świadczący, że nie do końca wierzy w taki przebieg zdarzeń.
Tina ewidentnie mi nie ufała i biorąc pod uwagę jej zdolności nawet się temu nie dziwiłam. Nieświadomie przygryzłam wargę zastanawiając się ile jej wyjawić. Z jednej strony dopiero raczkowałam w nowej rzeczywistości, która się przede mną otworzyła dzięki Crispowi. Lekarka mogła się okazać takim samym potworem, o jakim mi opowiadała. Nie znałam jej i nie miałam gwarancji, że nie będzie mnie chciała wykorzystać. Do czego? Chociażby jako szczura laboratoryjnego. W końcu nigdy nie spotkała nikogo takiego, jak ja. Z drugiej strony mój szef jej ufał na tyle, że powierzył tej kobiece życie siostry swojego klienta i za jej sugestią udał się do innego wymiaru, w którym żywe istoty by nie przetrwały, więc nie zapowiadało się na miłą i beztroską wycieczkę. Westchnęłam w końcu, postanawiając zagrać w otwarte karty i zaczęłam opowiadać, jak trafiłam na bałamutnika i zdobyłam pracę asystentki w biurze detektywistycznym.
- Nie wiem dlaczego nie posiadam żadnej aury, ale Crispin obiecał pomóc mi rozwiązać zagadkę moich zdolności, a to może być kolejna wskazówka - podsumowałam, obserwując, jak chłonie każde moje słowo.
- Kolejna? - zdziwiła się?
- Poza tym, że moce bałamutnika na mnie nie zadziałały, a gdy ktoś używa magii w moim pobliżu słyszę buczenie, to mam jeszcze takie znamię - wyjaśniłam, podciągając rękaw bluzki. - Crisp twierdzi, że nie jest to dzieło natury, ale mam je od urodzenia.
- A to jest dopiero ciekawe! - Zerwała się z fotela i w dwóch krokach okrążyła biurko, by przykucnąć przy mnie. - Od samego patrzenia na to kręci mi się w głowie!
Jednak wyglądała bardziej na zachwyconą swoim odkryciem niż zmartwioną.
- Wiesz może, co to jest? - zapytałam, również czując rosnące podekscytowanie. Czemu Crispin wcześniej mnie z nią nie poznał?
- Nie mam pojęcia - wyrzuciła z siebie, ale nie przestała oglądać znamienia, by od razu zacząć mamrotać do siebie. - Klątwa? Nie... Coś dziedziczonego? Jeśli się z tym urodziłaś, to bardzo możliwe.
- Jakieś wnioski? - Zwróciłam jej uwagę na siebie.
- Jeszcze nie wiem, co to jest, ale na pewno ma wpływ na twoją aurę! Zrozumienie istoty tego znamienia jest kluczem do odkrycia twojego stanu - powiedziała, jakbym faktycznie była jakiś królikiem doświadczalnym. - Jeśli nie masz nic przeciwko, poszukam w wolnej chwili czegoś na ten temat.
- Będę naprawdę wdzięczna - powiedziałam z uśmiechem. - Co dwie głowy, to nie jedna.
- Trzy, licząc Crispa - poprawiła, na co się zaśmiałam. - Dobrze, nie magluję cię już więcej, Natalio. Dziękuję, że zechciałaś się ze mną podzielić swoją historią.
- Nie ma za co. Myślę, że uspokoiło to trochę nas obie. Poza tym, mów mi Akasha - poprosiłam.
- W porządku, Akasho - zgodziła się i zerknęła na swój zegarek. - Kinga Potocka powinna już być po badaniach. Jej stan się znacznie poprawił. Właściwie im dalej jest jej brat, tym jej aura staje się mocniejsza.
- To chyba dobra wiadomość - stwierdziłam nieśmiało.
- Niestety to tylko rozwiązanie tymczasowe - westchnęła smutno. - Moja zmiana się właśnie skończyła. Idę do domu trochę się przespać, ale gdyby się coś działo, śmiało do mnie dzwoń.
- Jasne.
- W takim razie powodzenia i do zobaczenia!
***
Po rozmowie z Tiną czułam się lżej. Mimo początkowej nieufności, cieszyłam się, że poznałam bliżej kolejną nadprzyrodzoną istotę. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić i zapytać o tak wiele rzeczy, które w obecnej chwili mogłyby zostać odebrane, jako wtykanie nosa w nieswoje sprawy. Lecz, jeśli nasza relacja wejdzie na na cieplejszy poziom, będę mogła dowiedzieć się o świecie wiele więcej niż od zamkniętego w sobie i małomównego Crispa. Tak, Tina była moją szansą!
Jednak stając pod salą Kingi Potockiej, uśmiech zszedł mi z twarzy. Wyprostowałam się, biorąc głębszy wdech, mentalnie przygotowując się na kolejną ciężką rozmowę. Właściwie cały ranek zastanawiałam się, jak ma wyglądać moja opieka nad siostrą klienta. Powinnam poprosić Tinę o jakąś przykrywkę? Fartuch salowej, który pozwoliłby mi się kręcić przy łóżku kobiety i mieć na nią oko przez cały czas, był jednym z lepszych pomysłów, jakie wpadły mi tego dnia do głowy. Gdyby tylko Kinga nie widziała mnie w biurze swojego ojca... Wciąż istniała szansa, że nie zapamiętała mojej twarzy przed utratą przytomności, ale ryzyko spalenia przykrywki było zbyt duże. I ciężko było mi to przełknąć. Moja pierwsza, prawdziwa akcja, pozwalająca wykazać się jako detektyw przeszła mi koło nosa!
Myślałam też, by kręcić się po korytarzu przez cały dzień nasłuchując wibracji świadczących o zaburzeniach magicznych, jednak i to wydało mi się zbyt podejrzane dla postronnych. Dlatego w końcu i tu postanowiłam zagrać w otwarte karty i jasno przedstawić jej sytuację.
Ostatni raz dodałam sobie odwagi w duchu i zapukałam do drzwi. Nieśmiało zajrzałam do środka. słysząc tłumione zaproszenie. Zachęcona gestem lokatorki weszłam do środka. Kinga Potocka pół siedziała z laptopem na specjalnym stoliku przytwierdzonym do jej łóżka. Wciąż wyglądała na chorą, ale zdecydowanie lepiej niż, jak ją zabierała karetka. Jej twarz była blada, pod skórą wyraźnie odcinały się kości policzkowe i ciemne żyły, ale cienie pod oczami gdzieś zniknęły, a usta wydawały się nawilżone i jędrne. Jej oczy błyszczały, ciekawie mi się przyglądając. Ciemne włosy miała związane w luźną kitkę opadającą jej na ramię przez co blizna na twarzy była dobrze widoczna. Musiałam skupić całą swoją uwagę, by nie gapić się niegrzecznie w ten punkt, choć wciąż przyciągał mój wzrok.
- Pani musi być z agencji detektywistycznej - zaczęła, zamykając komputer. - Marek mi już wszystko wyjaśnił.
- Dotarł bezpiecznie do Nowej Zelandii? - zainteresowałam się. - Nie kontaktował się jeszcze ze mną.
- Połączył się ze mną podczas przesiadki w Bukareszcie - zaczęła wyjaśniać. - Jeszcze dobre dwanaście godzin podróży przed nim.
- Rozumiem. W końcu nie tak łatwo dostać się na drugi koniec świata - przytaknęłam, na co kobieta się skrzywiła.
- Udało się może ustalić coś nowego w sprawie śmierci moich rodziców? - zapytała rzeczowo.
Bardzo przypominała Marka przepytując mnie, co jest zrozumiałe skoro są bliźniętami. Pewna siebie, zdecydowana i nieznająca sprzeciwu. To były pierwsze skojarzenia po wymianie z nią kilku zdań.
- Pani Potocka, priorytetem pana Marka w tym jednocześnie naszym jest polepszenie pani samopoczucia i wszystkie zasoby poświęciliśmy, by osiągnąć ten cel - wyklarowałam.
- Czyli morderca moich rodziców chodzi gdzieś na wolności, a wy się bawicie w bohaterów? - prychnęła, a ja poczułam się atakowana.
- Wynajął nas pani brat i to jego zlecenia wykonujemy. Skoro pani bezpieczeństwo jest dla niego najważniejsze, to jest ono takie i dla nas - mówiłam twardo.
- Nie wygram z tobą, co? - mruknęła, rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie. - A jeśli zapłacę dwa razy tyle, co Marek?
- To zniszczyłoby nasz wizerunek. Z całym szacunkiem, ale proszę mi wierzyć, mój szef jest straszniejszy niż pan Potocki i pani do spółki - odparłam szczerze. W końcu mówimy o demonie, a nie jakiś tam smokach!
- To w takim razie zaoferuję te pieniądze innemu detektywowi - fuknęła, siląc się na beztroski ton.
- Jeśli znajdzie pani innego detektywa zaznajomionego z klątwami, smokami i magią, to na pewno będzie duża pomoc - odpowiedziałam, przytakując.
Kobieta najpierw spojrzała na mnie unosząc brew a potem zaczęła się śmiać, co kompletnie mnie rozbroiło.
- Dobrze, już dobrze, dotarło do mnie - westchnęła lżejszym tonem. - Jesteście jak wierne psy mojego brata. Co ona ma w sobie, że ludzie chcą za nim skoczyć w ogień?
- Osobiście uważam, że to ze strachu - pozwoliłam sobie na trochę spoufalenia. - Choć mój szef jest straszniejszy, to nie chciałabym nadepnąć panu Markowi na odcisk.
To kompletnie ją rozbawiło.
- Tak, mój brat lubi roztaczać wokół siebie taką aurę tajemniczości i nietykalności, ale wewnątrz jest miękki jak kurczaczek - wydusiła, przez śmiech.
Marek Potocki jak kurczaczek? Z tym wizerunkiem mrocznego księcia? Jakoś kompletnie nie pasowało mi to do tego mężczyzny, ale w końcu nie znałam go całe życie, taka jak jego rodzona siostra.
- Lepiej nie będę o tym wspominać w jego towarzystwie - posłałam jej niepewny uśmiech.
- Masz rację. To skoro ustaliliśmy, że nie da się pani przekupić, to proszę mi powiedzieć, jak dokładnie ma wyglądać moja ochrona?
I tu mnie miała... Choć całym sercem chciałam się wczuć w zadanie niczym Bodyguard, to nie miałam do tego ani predyspozycji ani odpowiednich mocy. I w gruncie rzeczy nie tą płeć. Przynajmniej, żeby historia ta potoczyła się, tak jak w filmie.
- Właściwie... Jestem tu trochę w roli magicznego radaru - zaczęłam ostrożnie wyjaśniać. - Jak tylko wyczuję coś niepokojącego mam sprowadzić pomoc.
- Czyli żaden z ciebie ochroniarz... - Rzuciła mi sceptyczne spojrzenie.
- Przepraszam za bycie bezużyteczną... - mruknęłam w odpowiedzi. - Tak, czy inaczej, jest pani na mnie skazana.
- Nie powiem, żebym była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale niech będzie. Zaufam Markowi, choć nie wybaczyłam mu jeszcze, że wszystko przede mną ukrył - odpuściła w końcu. - I mów mi Kinga. Będzie nam łatwiej, skoro nie uwolnimy się od siebie tak szybko.
- Akasha - przedstawiłam się, ściskając jej bladą i szczupłą dłoń. - Bardzo mi miło.
~~***~~
Kochani, w tym miejscu chciałam Wam życzyć wesołych i spokojnych świąt.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie widać już wiosnę i napędza mnie to do działania! :)
Mam nadzieję, że za oknami też macie tak zielono i słonecznie jak ja :D
I poniżej tradycyjnie okładka w pełnej rozdzielczości:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro