ROZDZIAŁ 5.1. UŻYTKOWNIK TRZECIEGO OKA
Crisp w pośpiechu odpalił silnik Passata i ruszyliśmy za karetką. Sprawnym ruchem umieścił telefon w uchwycie zamontowanym obok deski rozdzielczej i zmieniając pas wybrał odpowiedni kontakt. Osoba po drugiej stronie odebrała dopiero przy trzeciej próbie.
- Crisp, mam dyżur, nie za bardzo mogę rozmawiać. - Usłyszeliśmy kobiecy głos, gdy zestaw głośnomówiący załapał.
- To nagły wypadek - mówił przejętym głosem mój szef. - Karetka wiezie do was młodą kobietę. Nazywa się Kinga Potocka i jest jedną z naszych.
- Co się stało? - zapytała rzeczowym tonem.
- Podejrzewałem klątwę, ale to chyba coś innego. Wyglądało na zasłabnięcie tylko, że ona jest pieprzonym smokiem. Nie powinna tak zareagować. W ogóle nie powinna chorować - mówił, streszczając ostatnie wydarzenia.
- Kochany, wszystko, co żyje może zachorować - odparła tonem, jakim nauczyciele zwracają się do dzieci.
- Będziemy tam za jakieś piętnaście minut - odparł, ignorując brzmienie jej głosu.
- Dobrze, przekieruję ją z SOR'u na mój oddział - westchnęła i rozłączyła się bez pożegnania.
Znalezienie miejsca na parkingu zajęło nam więcej czasu niż przypuszczaliśmy, ale gdy w końcu przekroczyliśmy próg szpitala, ochrona przy wejściu nas zatrzymała, wypytując o cel wizyty. Crisp pospiesznie powołał się na swoją znajomą i niechętnie pozwolono nam wejść do środka. Od razu skierował nas do windy i na piąte piętro, gdzie już czekał zdenerwowany Marek.
- Coś już wiadomo? - zapytał mój szef.
- Przenieśli ją od razu na oddział i robią badania - wyjaśnił, zaciskając pięści. - To na pewno nie klątwa?
- Nie mogę tego stwierdzić z pewnością, ale nawet jeśli, to na pewno nie taka, jak ta, która zabiła pana rodziców - odparł w odpowiedzi.
- Kurwa! - mężczyzna warknął i uderzył pięścią w ścianę. - Nie mogę stracić i jej!
- Jest w najlepszych rękach. Lekarka, o której wspominałem jest jedną z nas - zaczął wyjaśniać, by zająć jego uwagę. - Można powiedzieć, że uratowała mi życie. Ufam jej w stu procentach.
Mężczyzna popatrzył na detektywa sceptycznie, ale wtedy zadzwonił jego telefon.
- To mój asystent. Muszę odebrać - mruknął i oddalił się od nas.
- Uratowała życie? - zdziwiłam się. - Przecież ciebie nie da się zabić.
- Prowadziłem kiedyś sprawę, w której głównymi podejrzanymi były wilkołaki - zaczął opowieść, przysiadając na krześle w poczekalni. - Dałem się podejść, jak jakiś żółtodziób. To, co udało im się zeskrobać z chodnika zawieźli do prosektorium, w którym mieli praktyki studenci. W tym Tina, która zauważyła, że moje szczątki... cóż nie są tak do końca martwe.
Posłał mi łobuzerski uśmiech, badając moją reakcję. Próbowałam wyobrazić sobie tą scenę. Zimne prosektorium, krwawa papka będąca kiedyś człowiekiem i młoda studentka, która zauważa, że te skrawki mięsa zaczynają się regenerować i ruszać.
- Nie zeszła na zawał? - zapytałam, chcąc poznać dalszą część tej historii.
- Nie było tak makabrycznie, jak opowiadasz - dotarł mnie kobiecy głos, który kojarzyłam z telefonu. - Zanim w ogóle pokazali nam ciało, widziałam zawirowania energii, które świadczyły, że nasz denat nie wybiera się w żadne zaświaty.
Z sali wyszła młoda kobieta w lekarskim kitlu. Jej łagodne rysy twarzy i duże niebieskie oczy skrywały okulary o szerokich, grubych oprawkach. Płomiennorude włosy miała związane w kitkę, z której nie śmiał się wymknąć ani jeden kosmyk, co uwydatniło lekko odstające, drobne uszy. W dłoni trzymała kartę pacjenta i kilka dodatkowych papierów.
- Dzięki tobie nie musiałem się wygrzebywać z jakiegoś zapomnianego grobu na końcu miasta - zaśmiał się i wstał, przytulając ją na przywitanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie, kochany - zaśmiała się, klepiąc go po plecach, by zaraz zwrócić się do mnie - A pani z rodziny?
- Nie, to moja asystentka - wyjaśnił szybko.
- Natalia Nowak - przedstawiłam się, podając jej dłoń.
- Tina Zalewska. Miło mi. - Miała pewny i silny uścisk.
Wtedy pojawił się z powrotem Marek Potocki.
- Pani jest lekarzem prowadzącym mojej siostry? - zapytał od razu. - Co jej jest?
Tina tymczasem uniosła szerzej powieki na jego widok. Rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili wyraz jej twarzy stał się bardziej skonsternowany, a między brwiami pojawiła się lwia zmarszczka.
- Czy może mi pani odpowiedzieć? - domagał się ponaglającym tonem.
- Mam pewne podejrzenia... - zaczęła niepewnie. - Ale więcej będę mogła powiedzieć jutro, gdy dostanę komplet wyników i skonsultuję ten przypadek z innym specjalistą. Póki co stan pana siostry jest stabilny.
- Mogę się z nią zobaczyć? - zapytał, zerkając na drzwi.
- Jest nieprzytomna. Podaliśmy jej też dość mocne leki, by ciało mogło się zregenerować - wyjaśniła. - Teraz potrzebny jest jej odpoczynek.
Marek zacisnął szczękę, był widocznie rozdarty. Właściwie rozumiałam go. Gdyby to Marianna leżała nieprzytomna za tymi drzwiami, też chciałabym zobaczyć na własne oczy, że wszystko z nią w porządku. Mężczyzna miał minę, jakby chciał zaprotestować, ale wtedy znów rozdzwonił się jego telefon. Sapnął z irytacją i wyłączył dzwonek.
- Proszę, to moja wizytówka - odparł podając wyciągnięty z portfela kartonik. - Proszę dzwonić o każdej porze, gdyby coś się działo.
- Oczywiście. - Przytaknęła, chowając jego dane do kieszeni fartucha.
- Będę tu jutro z rana - zakomunikował i oddalił się, wyciągając znów telefon.
- Przyjemniaczek... - skomentowała. - Zawsze podsyłasz mi najbardziej problematycznych pacjentów, Crisp.
- Bo wiem, że sobie z nimi poradzisz - odparł ze słodkim uśmiechem. Pierwszy raz go takim widziałam. Czyżby detektywa i panią doktor coś łączyło?
- Nic nie ugrasz komplementami - zagroziła mu palcem, ale odwzajemniła uśmiech. - Przez ciebie czeka mnie spotkanie z naszym ordynatorem.
- Przypadek Potockiej jest aż tak poważny? - Momentalnie opuścił go lekki duch.
- Jutro będę w stanie powiedzieć coś więcej, kochany - posłała mu zmęczony uśmiech. - Tymczasem wracam do pracy. Przede mną jeszcze osiem godzin dyżuru.
- Nas też czeka trochę pracy - podsumował Crispin. - Zostawiam Potocką w twoich rękach.
- Będę ją miała na oku - zaśmiała się i pomachała nam na pożegnanie.
***
- Wszystko w porządku? - zapytał mój szef, gdy dojeżdżaliśmy pod budynek biura. - Jesteś strasznie cicha od kiedy wyszliśmy ze szpitala.
- Myślę o Potockich - odparłam wymijająco.
Tak naprawdę rozmyślałam nie tylko o bliźniakach, ale też o pani doktor. Co sprawiło, że Crisp postanowił oddać Kingę w jej ręce? Czym właściwie była? I co ich łączyło? Chciałam zadać te wszystkie pytania, ale czułam, że bym naruszyła tym pewną granicę, której nie powinnam przekraczać. Co nie zmienia faktu, że ciekawość zżerała mnie od środka. Od kiedy dowiedziałam, że świat nie jest taki szary, dosłownie chłonęłam każdy, nawet najmniejszy skrawek informacji, jakby to było moje być, albo nie być.
- Spotyka ich jedna tragedia za drugą - podsumował przytakując. - Musisz się jednak nauczyć, że nie wolno się zbyt angażować emocjonalnie w sprawy. To cię w końcu zeżre od środka.
- Dziękuję za cenną lekcję - prychnęłam i dodałam, by rozluźnić atmosferę: - Brzmisz zbyt poważnie, to nie podobne do ciebie.
- Bo jestem poważny - westchnął. - A teraz mi powiedz, czy udało ci się wyciągnąć coś z pokojówek.
Faktycznie, nie mieliśmy jeszcze okazji o tym porozmawiać. W całym tym zamieszaniu wyleciało mi to z głowy.
- Dziewczyny słyszały, że starszy Potocki kłócił się z kimś dzień przed śmiercią - zrelacjonowałam. - Nie widziały jego gościa. Wystraszyło je trzaskanie drzwiami, a pan domu był bardzo wzburzony. Zabronił im komukolwiek o tym mówić.
- Ciekawe...
- Myślisz, że to nasz morderca? - zapytałam, bo sama miałam takie podejrzenia.
- Nie wiem ale na pewno trzeba sprawdzić ten trop - odparł, parkując auto.
- A czemu nie sprawdzimy monitoringu? - zapytałam, wysiadając. - Widziałam kamery przed wejściem i jestem pewna, że tacy bogacze mają też kilka w środku.
- Myślisz, że Potocki na to nie wpadł? - prychnął, wspinając się po schodach. - Dzień przed śmiercią, jak i sam moment morderstwa zostały wykasowane.
- Czyli monitoring nic nam nie pomoże - odparłam zawiedziona.
- Sam fakt, że te dwa dni zniknęły z zapisów daje nam co najmniej dwa tropy - zaczął wyliczać. - Albo morderca jest tak blisko z domownikami, że bez problemu udało mu się dostać do nagrań i je usunąć, albo na miejscu użyto magii, która często nie współgra z technologią.
- Czyli to, że zniknęły w dniu morderstwa potwierdza tylko użycie czarnej magii - dumałam. - Spodziewałeś się, że nic z tego dnia nie znajdziemy, prawda?
- Miałem takie przeczucie, tylko nie rozumiałem, czemu zniknął też poprzedni dzień, ale skoro w życiu Potockich wydarzyło się coś, co wywołało takie wzburzenie w Norbercie...
- Może nagrania podsuną nam kolejną wskazówkę - dokończyłam.
- Tego się nie dowiemy, póki nie przejrzymy wszystkich plików - posłał mi krzywy uśmiech, wyciągając z kieszeni mały, czarny pendrive. - Mamy tu dane z całego miesiąca. Może zauważymy coś podejrzanego, co umknęło Potockiemu.
- Czyli dzisiaj robota przy biurku - westchnęłam. - To ja zaparzę nam kawy.
Wlałam wodę do czajnika elektrycznego i wsypałam po dwie łyżki prażuchy do naszych ulubionych kubków. Crisp używał zawsze takiego z białym kotem (gdy przyjmował klientów zmieniał go na klasyczną, białą filiżankę). Wyglądał z nim rozbrajająco i z początku myślałam nawet też, że całkiem uroczo. Z początku, bo gdy ten biały sierściuch zalał mi za skórę, zaczęłam nienawidzić nawet memów ze śmiesznymi kotami. Ja używałam rażąco różowego z Kucykami Ponny, który sprezentowała mi Malwina na ostatnie Walentynki. (Tak, dawałyśmy sobie prezenty z okazji tego komercyjnego święta. Było to naszą tradycją od trzynastego roku życia i wcale nie czułam się z tego powodu niezręcznie). Zalałam proszek wrzątkiem i do swojego naparu dolałam mleka. W tym czasie Crisp podzielił pliki i podał mi laptopa. Sam zajął miejsce za swoim biurkiem, gdzie stał jego stacjonarny komputer.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i odpaliłam pierwsze nagranie. Po dacie zauważyłam, że zgrał mi najstarsze pliki. Czyli sam postanowił zająć się tymi najświeższymi. Cóż, taka rola żółtodzioba...
- Zwróć uwagę nie tylko na nietypowe zachowanie domowników, ale też na to, jak zachowuje się sam sprzęt - powiedział, zerkając na mnie znad swojego monitora. - Czy obraz nie przeskakuje, nie rozmazuje się bez powodu. Czy nie brakuje na przykład kilku minut. Jak mówiłem wcześniej, elektronika w pobliżu magii, zwłaszcza tej czarnej lubi płatać figle.
- Ok! - zawołałam i odpaliłam notatnik w telefonie, by zapisywać wszystkie uwagi.
Kilka godzin i jakieś trzy kawy później bolały mnie od leżenia plecy, a zdrętwiałe ręce mrowiły zupełnie, jakby jakieś czerwone mrówki postanowiły sobie urządzić drogę tranzytową od barków po palce. Notatnik za to nie wzbogacił się o żadne sensowne wnioski. Nagrania nie wykazywały dziwnych anomalii, które mogłyby świadczyć o użyciu w domu nadprzyrodzonej mocy. Starszy Potocki spędzał dużo czasu w swoim gabinecie, lecz opuszczał go, gdy tylko do domu wracała jego małżonka. Wydawali się być zżytym i szczęśliwym małżeństwem. Codziennie jedli wspólnie śniadania i kolacje. Rozmawiali długie godziny, albo po prostu oglądali wspólnie wiadomości i seriale w telewizji.
Służba za to zdawała się pracować zgodnie z jakąś rutyną. Pani Anna wstawała o godzinie szóstej i szykowała pierwszy posiłek. Kamila i Monika zaczynały sprzątanie o godzinie ósmej, gdy pani domu wychodziła do pracy, albo po prostu załatwiać swoje sprawy. Dziewczyny wymieniały się obowiązkami. Gdy jednego dnia Kamila zajmowała się prasowaniem, drugiego dnia przejmowała to zadanie jej koleżanka. Tylko nadzorca zdawał się nie mieć za dużo pracy. Od czasu do czasu zerkał do pomieszczenia gospodarczego, gdzie stał ogromny, wielofunkcyjny piec, a na ścianie majaczył kwadrat skrzynki rozdzielczej. Czasami, na prośbę któreś z współpracownic naprawiał odkurzacz, albo przepychał zatkany zlew. Przez większość dnia jednak spędzał czas w swojej kanciapie na tyłach domu z nosem w telefonie.
Dziwnie się czułam zaglądając tak w codzienne życie Potockich. Zwłaszcza z myślą, że te nagrania pokazują martwych ludzi. Miałam wrażenie, że naruszam jakąś intymną przestrzeń osobistą, że jestem intruzem. Z drugiej strony motywowało mnie to jeszcze bardziej, by znaleźć ich mordercę - osobę, która zakłóciła to spokojne, sielankowe szczęście w tak brutalny sposób.
- Znalazłaś coś ciekawego? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Crispina.
Zorientowałam się, że nie pamiętam ostatnich kilku minut nagrań. Coraz ciężej było mi się skupić na zadaniu. Gdy podniosłam wzrok znad ekranu zauważyłam, że za oknem zaczęło się już ściemniać. Crisp za to zerkał na mnie z niepokojem, a kotka na jego kolanach mruczała niczym mały motorek.
- Więc?
- Nic specjalnego - westchnęłam, wciskając pauzę. - Potrzebuję kolejnej kawy. Chcesz?
- Dajmy sobie z tym na dzisiaj spokój - zakomunikował, przeciągając się. - Wrócimy do tego jutro.
- W porządku - zgodziłam się ziewając.
Przebrałam się z powrotem w kostium marketingowej biurwy i zerknęłam na rozkład autobusów, by nie czekać nie wiadomo ile na przystanku.
- Cholera, autobus odjechał pięć minut temu - jęknęłam. - Następny mam za godzinę. Może szybciej będzie taksówką?
- Podrzucić cię? - zapytał Crisp.
- Lepiej nie... - mruknęłam. - Gdyby Marianna zauważyła, że wysiadam z auta obcego mężczyzny, czekałby mnie wykład pod tytułem "jak ja cię wychowałam?" i "szanuj się dziewczyno". Ale mógłbyś mnie teleportować w pobliże domu.
- Już ci zamówiłem Ubera - odparł zrezygnowanym głosem.
- Zero z tobą zabawy - prychnęłam i pomachałam mu na pożegnanie.
~~***~~
Kolejna część wyjaśni nieco przypadłość młodej Potockiej i odkryje tożsamość Tiny. Zapraszam w środę.
Stay tuned~!
M.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro