ROZDZIAŁ 4.2.PUSTUŁECZKA
Na podjeździe stało czerwone, amerykańskie auto. Takie w stylu retro, a przy nim Potocki. Tym razem ubrany był w zwykłe dżinsy i czarną polówkę, dzięki czemu wyglądał mniej oficjalnie, ale wciąż jak jakiś mroczny książę.
- Przepraszamy za spóźnienie. Były straszne korki - odparł mój szef na przywitanie.
- Nic nie szkodzi, sam przed chwilą tu dotarłem - powiedział i ruszył do wejścia.
Zaprosił nas do środka. Wszechstronny przedsionek prowadził prosto do ogromnego salonu połączonego z aneksem kuchennym. Zauważyłam przy listwach ściennych ledowe taśmy, które rzucały niebieski blask na marmurową podłogę. Skórzany wypoczynek przy murowanym kominku i ogromny telewizor na jednej z głównych ścian. Był tak wielki, że prawdopodobnie nie zmieściłby się w moim pokoju. Kryształowe żyrandole odbijały światło padające z okien, rzucając na grafitowe ściany tęczowe mozaiki. Wszystko tętniło takim przepychem i bogactwem, że poczułam się tym wszystkim przytłoczona.
- To pracownicy, którzy byli tego dnia w domu. Od prawej pani Anna Kopeć, nasza gosposia, Kamila Noteć i Monika Kosma, pokojówki i pan Adam Strzecha, nadzorca - Potocki przedstawił stojących w rzędzie ludzi. - Mamy jeszcze zatrudnionego ogrodnika, ale nie było go wtedy w posiadłości. Przyjeżdża raz w tygodniu.
Różnili się nieco od mojego wyobrażenia służby w bogatym domu. Kucharka miała fartuch i siatkę na głowie, ale była szczupłą i młodą kobietą o surowej twarzy. Pokojówki nie nosiły typowych mundurków, o które je posądzałam. Zamiast tego były odziane w zwykłe legginsy i szerokie koszulki z logiem firmy sprzątającej. Obie oceniłam na nieco młodsze ode mnie. Za to pan Adam był starszym panem z gęstym, sumiastym wąsem o pokaźnej posturze. Jego ramię było wielkości mojego uda. Zdecydowanie zeszłabym mu z drogi, gdybym trafiła na niego po zmroku na ulicy.
Crispin wypuścił Batet na ziemię. Zebrani z początku spoglądali na to dziwnie, ale nikt nie skomentował bezczelnego zachowania mojego szefa. Nawet Potocki. W sumie decydując się na Biuro Detektywistyczne Mazela, musiał co nieco słyszeć o nim samym, jak i jego metodach pracy. Futrzak krążył dookoła, gdy, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, Crisp przedstawił nas, jako pracowników ubezpieczalni i zaczął przepytywać służbę. Rzucał standardowymi pytaniami, ale otrzymywał mało ciekawe odpowiedzi, które właściwie nic nie wniosły do naszego śledztwa.
~ Gdy będziesz mieć okazję, przepytaj pokojówki na osobności - usłyszałam w głowie głos Bastet. - Ciągle zerkają nerwowo na Potockiego. Nie mówią całej prawdy.
Przyjrzałam się uważniej Kamili i Monice. Faktycznie, wciąż rzucały spłoszone spojrzenia w stronę Marka, który zdawał się tego nie zauważać. Były widocznie spięte, o czym świadczyły ich uniesione ramiona i spuszczone głowy. Noteć do tego nerwowo miętosiła dół swojej koszulki. Robiła to zupełnie bezwiednie, jakby koniecznie czymś musiała zająć dłonie.
- Dziękuję za państwa współpracę - zakończył przesłuchanie Crisp. - Panie Potocki, czy ma pan coś przeciwko, żeby moja asystentka rozejrzała się tu, podczas, gdy pokaże mi pan miejsce, w którym doszło do tragedii?
Potocki spojrzał na niego pytająco, a Crisp dyskretnie pokazał mu ukryty w dłoni woreczek, tym samym naprowadzając go na trop mojego zadania w salonie. Choć nie do końca zgodnego ze stanem faktycznym.
- Oczywiście, bardzo proszę zapewnić pani Nowak, wszystkiego, czego będzie potrzebować - zwrócił się do swoich pracowników. - A pana zapraszam na drugie piętro.
Poczekałam aż mężczyźni znikną nam z pola widzenia i zaczęłam rozglądać się po salonie. Zaglądałam w różne zakamarki, udając, że wiem co robię. Gdyby były tu ukryte jakieś dodatkowe woreczki klątwy, pewnie na wejściu poczułabym wibracje w głowie. Był to mój osobisty radar magii i jak do tej pory świetnie się sprawdzał. Całe to przedstawienie miało jednak inny cel.
- Przepraszam bardzo - zwróciłam się do kucharki. - To trochę zajmie, czy mogę prosić o kawę?
- Tak, oczywiście. Zaraz przyniosę - kobieta posłała mi wystudiowany uśmiech i zniknęła za szeroką wyspą kuchenną.
Podeszłam do jednej ze ścian i zaczęłam ją dokładnie oglądać. Puknęłam w nią dwa razy i delikatnie przejechałam paznokciem, by po chwili podnieść pył do nosa.
- Panie Strzecha, czy wie pan, jakich materiałów użyto do wykończenia tego budynku? - zapytałam beznamiętnym głosem.
- Zwykłych, chyba. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Skąd to dziwne pytanie?
- Musimy potwierdzić, że w domu nie było żadnych czynników, które mogły wpłynąć na zdrowie państwa Potockich - skłamałam gładko, posyłając mu surową minę. To ja tu byłam od zadawania pytań. - Jest pan w stanie dostarczyć mi dokumenty deweloperskie?
- Myślę, że są w archiwum, ale musiałbym zapytać pana...
- Przecież pan Potocki powiedział, żeby dostarczyć mi wszystko, o co poproszę - wtrąciłam, nim skończył. Serce mi waliło z nerwów, ale musiałam zachować kamienną twarz. I opłaciło się.
- Dobrze, już szukam. - Mężczyźnie widocznie było to nie na rękę, ale oddalił się.
Zerknęłam kątem oka na kuchnię. Anna Kopeć stała przy ekspresie, którego huk mielenia kawy dochodził aż do nas. Omiotłam wzrokiem jeszcze jeden zakamarek i znalazłam się bliżej pokojówek.
- Powiedzcie mi, ale tak szczerze, jakimi pracodawcami byli Potoccy? - zapytałam lekkim tonem. - Praca w takim pięknym domu musi być dużo przyjemniejsza niż wysiadywanie w tłocznym biurze.
Popatrzyły po sobie pytająco. Pierwsza odezwała się Monika.
- Dobrymi i uczciwymi. Zawsze w spokoju tłumaczyli, czego od nas wymagają.
- To byli bardzo kulturalni ludzie - dodała Kamila. - Co za szkoda.
- Ogromne nieszczęście. - Przytaknęłam. - A ich dzieci? W Internecie krąży wiele nieprzyjemnych plotek.
- Proszę nie wierzyć w nic, co pani tam przeczyta! - oburzyła się Noteć. - To wszystko stek bzdur.
- Naprawdę? Pan Marek to takie ciacho... I do tego bogaty - odparłam rozmarzonym tonem. - A nie widać, żeby myślał o małżeństwie.
- Pan Norbert bardzo naciskał go jeśli chodzi o naukę i przejęcie firmy - Monika westchnęła. Tak, plotki to był dobry temat, żeby rozwiązać im języki. - Pan Marek nie miał nigdy czasu na zadawanie się z kobietami.
- Za to nie odstępuje go na krok ten jego asystent - wtrąciła Kamila, ale Monika ją trąciła łokciem. - No, co? Taka prawda. Może stąd te fałszywe insynuacje o rzekomym gejostwie...
- Pan Norbert się w grobie przewraca - mruknęła Monika. - Taka rola asystenta. Ma być tam, gdzie go potrzebują.
- Masz rację - zaśmiałam się rozluźniając atmosferę, by zaraz spoważnieć. - Swoją drogą, strasznie dziwna ta śmierć, nie uważacie?
- Bardzo nas to zaskoczyło. - Pokiwały obie smutno głowami.
- Nie zauważyłyście niczego dziwnego ostatnio? - zadałam pytanie, rozglądając się. - Przecież choroba nie zaskakuje tak nagle. Może coś ich wytrąciło ostatnio z równowagi?
- Właściwie... - zaczęła Kamila, ale znów Monika ją powstrzymała.
- Tak? - Chciałam pociągnąć ten temat.
- Pan Norbert zabronił nam o tym mówić - wyszeptała Kosma.
- Pan Norbert nie żyje, a każda informacja może pomóc jego rodzinie w uzyskaniu odszkodowania - zachęciłam ją do mówienia.
Kobieta obejrzała się dyskretnie za siebie, by sprawdzić, czy Anna dalej krząta się w kuchni i nachyliła się ku mnie.
- Dzień wcześniej pan Norbert bardzo się z kimś pokłócił - zaczęła konspiracyjnym tonem. - Byłyśmy akurat w ogrodzie, więc nie widziałyśmy z kim.
- Wystraszyło nas trzaskanie drzwiami - wtrąciła druga pokojówka. - Pan Potocki wyglądał na wzburzonego.
- Wzburzonego? - prychnęła. - Wyglądał, jakby miał zejść na zawał. Zapytałam nawet, czy nie wezwać pogotowia, ale zabronił nam o tym z kimkolwiek rozmawiać. Nawet z panią Antoniną.
- Ciekawe...
- Nigdy nie widziałam go w takim stanie - podsumowała Monika, a wtedy Anna podeszła do nas Anna z kawą.
- Dziękuję pięknie - posłałam jej mój najsłodszy uśmiech, a pokojówki odskoczyły ode mnie jak oparzone. - Myślę, że skończyłam już oględziny tego piętra. Proszę mnie zaprowadzić do pana Potockiego.
***
Gabinet starszego Potockiego był równie wyszukany i bogato urządzony, co reszta domu. Z tym, że tutaj królowały ciepłe kolory i drewno. Tak wyobrażałam sobie biuro jakiegoś prawnika, albo innego urzędnika. Crisp właśnie majstrował coś przy starym, ale pięknym biurku, a Marek oglądał bransoletki, które kupiliśmy u Beti.
- Na dole nie ma żadnych uroków - powiedziałam, wchodząc. - Za to tutaj wyczuwam lekkie wibracje.
- Wibracje? Ja czuje lekki prąd i dziwny niepokój - wyjawił Potocki.
- To echo czarnej magii - wyjaśnił Crisp nie wychylając się zza biurka. - Każdy inaczej na to reaguje. Mogę później podesłać kogoś, by oczyścił to miejsce.
- Byłbym wdzięczny. - Pokiwał głową.
- Mam to! - Usłyszeliśmy cichy klik a na twarzy Krzysztofa zagościł triumfalny uśmiech.
Potocki podszedł do niego i otworzył ukryty pod biurkiem schowek.
- Kilka firmowych papierów, cygaro, to od naszej fundacji... - mamrotał pod nosem Marek, przeglądając wyciągnięte dokumenty.
- A to? - zapytał Crispin, sięgając po starą fotografię. Podeszłam bliżej również ciekawie zerkając.
Czarno-białe zdjęcie przedstawiało Norberta Potockiego w wieku jakiś dwudziestu lat. Mężczyzna obejmował młodą, rumianą kobietę w długiej sukni w grochy. Oboje się uśmiechali, a w tle majaczył niewyraźny zarys drzew.
- Czy to pańska matka? - zapytał Crisp.
- Nie. Pierwszy raz w życiu widzę tę kobietę na oczy - odpowiedział, oglądając z bliska fotografię.
- Marek? - dotarł nas nowy głos.
Do środka weszła młoda kobieta, którą kojarzyłam z fotografii w Internecie. Długie, czarne włosy opadały jej na twarz, zasłaniając szpetną bliznę, ciągnącą się po prawej stronie policzka. Jej oczy złowrogo błyszczały, brwi ściągały się na środku czoła, a usta zaciskały w wąską kreskę.
- Co to ma znaczyć? Służba mówiła, że przyprowadziłeś dziwnych ludzi - odparła z wyrzutem, tasując nas spojrzeniem.
- To państwo z ubezpieczalni - skłamał gładko. - Musimy dopełnić formalności.
- Ubezpieczalni? - prychnęła. - Nie wciskaj mi tu kitu! Przecież wiem, że Andrzej już wszystko załatwił. O co tu chodzi?
- Kinga... - zaczął, ale w tym momencie jego siostra przyłożyła dłonie do klatki piersiowej, tak na wysokości serca i zaczęła ciężko łapać powietrze. - Wszystko w porządku?
- Tak... zostaw... - odparła słabo, a jej twarz pobladła.
Odtrąciła dłoń brata i chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia, lecz zanim w ogóle przekracza próg biura, upadła na ziemię.
- Kinga! - Potocki zerwał się i zaczął ją cucić.
- Akasha, bransoletka! - zawołał Crispin, a ja sięgnęłam po porzuconą na biurku przez Marka biżuterię, mój szef w tym czasie wyciągnął dłoń po torebkę kobiety. - To może być kolejna klątwa. Proszę sprawdzić jej kieszenie.
Potocki pospiesznie zaczął przeszukiwać kobietę. Mi udało się wygrzebać bransoletkę i wcisnąć ją na nadgarstek nieprzytomnej.
- To nie działa! - zawołałam coraz bardziej spanikowana.
- Dzwonię po karetkę. - Marek wyciągnął swoją komórkę i wystukał numer alarmowy.
- Niech ją zabiorą do prywatnego szpitala przy Wierzbowej - instruował detektyw. - Jest tam zaufana lekarka.
~~***~~
Na scenie mamy coraz więcej postaci. Myślę nad jednym rozdziałem z wizualizacją każdej z nich. Co wy na to?
A poniżej piosenka do playlisty:
https://youtu.be/4IJOCkpRdRE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro