Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 1.1: BAŁAMUTNIK

"Znalazł się nade mną, dociskając moje ciało do materaca. Czułam na sobie, jak każdy jego twardy, wyrzeźbiony mięsień pracuje pod skórą. I chciałam więcej. Mężczyzna jednak nie pozwolił mi przejąć inicjatywy. Zbliżył usta do mojej szyi składając na niej delikatne pocałunki, a prawą dłonią sięgnął do piersi, leniwie błądząc po niej palcami. Moje ciało było wrażliwe i pobudzone. Reagowało na dotyk dreszczami i niepohamowanym pragnieniem. Poczułam, jak wysuwają się moje kły, a na języku skrapla słodki jad.

- O nie, dzisiaj, to ja ciebie będę smakował - odparł, łapiąc palcami moją twarz."*

- Natalio, jak nie zaczniesz się zaraz zbierać, spóźnisz się na rozmowę. - Głos babci przerwał mi lekturę.

- Tylko skończę ten rozdział - marudziłam, zaznaczając palcem linijkę na której się zatrzymałam.

- Natalio Nowak nie będę cię utrzymywać całe życie! - Otworzyła z hukiem drzwi do mojego pokoju. - Albo zaczniesz na siebie zarabiać, albo skończysz pod mostem. I nie będzie cię stać na kupowanie tych głupich romansideł.

- To poważna literatura - zaprotestowałam, wkładając zakładkę między kartki.

- Poważne to jest prawdziwe życie! - Powiedziała dosadnie rzucając na łóżko ciemną garsonkę. - Historyjki o duchach i wampirach nie zapewnią ci pieniędzy na jedzenie, rachunki i czynsz.

- Dobra, przecież się zbieram - mruknęłam niechętnie.

Odłożyłam książkę na bok, choć kusiło, by przeczytać jeszcze kilka zdań. Znałam się jednak na tyle, by wiedzieć, że po następnych paru słowach odpłynę i zapomnę o całym świecie, dlatego sięgnęłam po przyniesione przez babcię ubranie i udałam się do łazienki wziąć prysznic.

Nie musiała się tak na mnie wydzierać, choć w głębi ducha wiedziałam, że ma rację. Minęły już trzy miesiące od kiedy odebrałam dyplom mianujący mnie dumne magistrem, a ja zamiast rozsyłać CV do poważnych firm, cały wolny czas poświęcałam na nadrabianie powieści, po które nie mogłam sięgnąć przez przygotowania do obrony. Naprawdę ciężko harowałam przez ten ostatni czas, więc chyba należy mi się jakiś odpoczynek, prawda? Tyle, że widocznie Marianna miała inne zdanie na ten temat...

Z westchnieniem spojrzałam na siebie w lustrze. Nie wyglądałam jak typowa dwudziestotrzylatka. Dziecinnych rysów twarzy nie potrafił wyostrzyć nawet profesjonalny makijaż. Konturowanie twarzy, czerwona szminka i kreski na powiekach nadawały mi bardziej wygląd gówniary, która się wymalowała, żeby wpuścili ją na dyskotekę i choć bardzo chciałam sprawiać wrażenie poważnej kandydatki na młodszego specjalistę ds. marketingu, to czułam się, jak klaun. Nienawidziłam nosić makijażu, ale babcia upierała się, że nikt bez niego nie będzie traktować mnie poważnie. I oczywiście postawiła na swoim. To samo tyczyło się tej koszmarnie niewygodnej garsonki. Mogłam iść w dżinsach i koszuli, ale nie... trzeba było się odwalić, jak jakaś bizneswoman z amerykańskiego serialu. Żakiet dziwnie opinał się na ramionach, a bluzka pod nim niemiłosiernie się gniotła. Nie mówiąc już o tej paskudnej spódnicy kończącej się za kolanami przez co musiałam stawiać, małe ostrożne kroczki, bo ograniczała moje ruchy. Ah... no i czółenka. Każda szanująca się biurwa musi mieć przecież czółenka, co nie? Ocierające skórę, robiące bąble na palcach obcasy, w których czułam się, jak na szczudłach. Jedynym czego nie pozwoliłam zmienić w swoim wyglądzie, były włosy ścięte na boba. Jasną taflę fryzury (ku zgrozie mojej babulki) przecinały liczne niebieskie pasemka, przez które wyglądałam jeszcze bardziej jak licealistka, a panie w Żabce za każdym razem pytały mnie o dowód. Jednak było w tym kolorze coś, co podkreślało moje błękitne oczy, czyli jedyną rzecz, która mi się w sobie podobała.

- Natalio, spóźnisz się! - Rozległo się donośne pukanie do drzwi łazienki.

- Przecież już jestem gotowa - mruknęłam, rozprasowując rękami spódnicę na udach.

Z boku może wydawać się, że nie żyjemy z babcią w najlepszych stosunkach. Ja, pasożyt żerujący na garnuszku mojej opiekunki i stara, apodyktyczna zrzęda próbująca pozbyć się swojej niedojrzałej latorośli z domu. Nie ma jednak na świecie osoby, której bym nie kochała bardziej niż jej. Marianna zastępowała mi mamę i tatę jednocześnie. Pracowała ciężko całe życie by niczego mi nie zabrakło, za co byłam jej naprawdę wdzięczna.

Moja rodzicielka zmarła niedługo po tym, jak się urodziłam, a o ojcu wiedziałam tylko tyle, że gdzieś musiał istnieć mężczyzna, który mnie spłodził. Babcia nie poruszała tego tematu, a ja nie drążyłam, Moja matka na pewno miała dobry powód, by zataić tą informację przed nią i przede mną. Postanowiłam nie dopuszczać do siebie innej myśli niż ta, że mężczyzna ten musiał być złym człowiekiem. Inaczej mogłabym mieć żal do matki, a to mogłoby zranić babcię.

- Za dziesięć minut masz autobus - ponagliła mnie, wciskając torebkę w dłoń.

Posłałam jej zmęczony uśmiech i sięgnęłam po książkę, ale mnie powstrzymała.

- Nie będziesz czytać po drodze! - zastrzegła. - Spakowałam ci folder z informacjami o firmie. Masz go przestudiować przed rozmową.

Wywróciłam tylko oczami i wyszłam na zewnątrz, dziękując sobie w duchu, że zrzuciłam na telefon również wersję elektroniczną czytanej powieści. Na szczęście poranne godziny szczytu już dawno minęły, więc w autobusie znalazło się wygodne miejsce. Czując lekkie wyrzuty sumienia odpaliłam książkę i znów dałam się wciągnąć w fabułę.

Choć Marianna była dla mnie najbliższą rodziną, to różniłyśmy się jak ogień i woda. Nie tylko z wyglądu (babcia zawsze sprawiała wrażenie dostojnej i poważnej), ale też i z charakteru. Ona nieustannie stawiała na swoim, była nieugięta i twardo stąpała po ziemi, w całości poświęcając się swojej pasji, jaką była florystyka, dzięki czemu prowadzona przez nią kwiaciarnia dorobiła się niezłej renomy w mieście. Jedynym czego ja byłam pewna, to, to, że wolę dryfować w świecie marzeń niż być małym trybikiem w jakiejś wielkiej korporacji.

Niestety na przystanek dojechałam szybciej niż bym chciała. Nawet nie skończyłam rozdziału. Z westchnieniem wyciszyłam telefon i stanęłam przed wysokim, przeszklonym budynkiem. Znaki przy wejściu informowały, że biurowiec dzieli wiele firm z różnej branży. Wyciągnęłam więc folder od Marianny i odszukałam na ścianie nazwę przedsiębiorstwa z nagłówka. W windzie przestudiowałam podkreślone przez babcię informacje i wąskim, oświetlonym jarzeniówkami korytarzem ruszyłam, jak na skazanie.

***

Usiadłam zrezygnowana i wściekła na ławce w parku.

- Co byś zrobiła, gdybyś znalazła pingwina w zamrażarce? - mamrotałam pod nosem, wpisując w wyszukiwarkę idiotyczne pytanie, które zadała mi rekruterka.

Odpowiedzi były równie głupie, co samo hasło, więc nie zawracałam sobie głowy googlaniem kolejnych.

- Marianna będzie niepocieszona... - szepnęłam do siebie, wiedząc, że wypadłam słabo.

To spotkanie było tylko marnotrawstwem czasu. Firma szukała kogoś z pięcioletnim doświadczeniem, ale zaraz po studiach. Jak ja niby miałam to zrobić? Zacząć pracować w przedszkolu? Poza tym liczyli na człowieka orkiestrę. Zaawansowany angielski? Pewnie! Mistrzowski Excel? Da się zrobić. Znajomość trendów z branży erotycznej. Dziwne w przedsiębiorstwie, które zajmuje się sprzedażą rowerów, ale ok. Prawo podatkowe? Budowa silnika Toyoty? Zaopatrzenie administracyjne? Prawo jazdy C+E? Gotowość do pracy w weekendy i to od zaraz? I to wszystko za najniższą krajową z możliwością podwyżki i awansu po trzech latach stażu. Jak zapytałam pani, czy nie potrzebują kogoś z biegłą znajomością czarnej magii, to dziwnie na mnie popatrzyła, a przecież to wcale nie była jakaś wymagająca umiejętność przy tym całym wachlarzu, o który mnie pytała.

Maglowali mnie tymi głupimi pytaniami i jeszcze głupszymi testami tylko godzinę, ale mój mózg wręcz parował od nadmiaru tych idiotyzmów. Odpaliłam więc swoje media społecznościowe, skrolując tablicę, by mój umysł nieco odpoczął. Zobaczyłam zapowiedź nowego sezonu swojego ulubionego serialu i przeczytałam wywiad z jego reżyserem. Sprawdziłam plan wydarzeń w okolicy i polajkowałam ostatnie zdjęcia moich kilku znajomych, gdy wyświetliło mi się szokujące powiadomienie. Od razu wybrałam numer do Malwiny, mojej jedynej przyjaciółki z dzieciństwa.

- Siemasz Akasha - użyła przezwiska, które przylgnęło do mnie podczas jednego z konwentów fantastyki. - Jak rozmowa o pracę?

- Mniejsza z tym! Widziałaś, że Anka Wiśniewska, która chodziła z nami do liceum zaginęła? - zapytałam przejęta.

- Ty tak na serio? - jej głos wyrażał głęboką dezaprobatę. Oczami wyobraźni widziałam, jak przykłada palce do skroni.

- No serio. O co ci chodzi? - Nie rozumiałam, ale w głębi czułam, że walnęłam jakąś gafę.

- Gdybyś wyściubiała częściej nos znad tych swoich romansideł, wiedziałbyś, że od jej zaginięcia minął miesiąc. W tym czasie zdążyło zniknąć już pięć innych dziewczyn - streściła rzeczowo.

- I policja nic jeszcze nie wie? Alek też nie sprzedał żadnych informacji? - dopytywałam, pamiętając, że umawiała się ostatnio z jakimś policjantem.

- Alek to już przeszłość. Mówiłam ci o tym w zeszłym tygodniu! - miała poirytowany głos.

- Niby tak, ale może, jakbyś go zagadała...

- Nat, musisz spoważnieć - ucięła stanowczo. - Nie będę wydzwaniać do swojego byłego, bo w twojej głowie zrodziła się jakaś szalona hipoteza! Życie to nie serial na Netflixie.

- Nic takiego nie powiedziałam... - Brzmiała zbyt podobnie do Marianny, co nieco ostudziło mój zapał.

- Nie musiałaś - westchnęła zmęczonym głosem. - Nie chodź nigdzie sama. W mieście jest niebezpiecznie. I żebyś nie wpadła na żaden głupi pomysł!

- Ja i głupie pomysły? - prychnęłam, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

- Tak, ty i twoje głupie pomysły. Jak ten, gdy postanowiłaś spędzić noc na cmentarzu, albo próbować leczniczych ziół od jakieś samozwańczej wiedźmy... - wytknęła kilka z moich wybryków.

- Dobrze, będę grzeczna - obiecałam i pożegnałam się z Malwiną.

I choć w głowie rozbrzmiewały mi słowa przyjaciółki, to wcale nie miałam ochoty wracać jeszcze do domu, w którym czekała mnie konfrontacja z Marianną. Zlokalizowałam więc najbliższą kawiarnię, zamówiłam ciastko i trochę kofeiny, i rozsiadłam się wygodnie, wpisując w wyszukiwarkę telefonu odpowiednie hasła.

Malwina przewidując mój tok rozumowania, zataiła przede mną pewną, istotną informację. W najnowszych wiadomościach podali, że jedna z zaginionych odnalazła się. Była w tak dużym szoku, że nie zdołali wydobyć z niej żadnych, logicznych wyjaśnień. Bredziła o potworach, a śledczy uznali, że musiała zostać odurzona jakimiś narkotykami. Dziennikarz nie miał żadnych sprawdzonych informacji, lecz z nieoficjalnych źródeł dowiedział się, że dziewczyna została zgwałcona, a na jej ciele lekarze odkryli dziwną anomalię, której nie byli w stanie wyjaśnić z medycznego punktu widzenia.

Potwory i dziwne anomalie, to hasła, które zgodnie z przewidywaniami Malwiny uruchomiły proces myślowy tworzący scenariusz rodem z horroru. Kopałam dalej, oddzielając sprawdzone informacje od fake newsów. Kobiety ginęły w różnych porach dnia, w różnych miejscach i sytuacjach. Na przykład jedna wracała z treningu ze swoją przyjaciółką, która się odwróciła na chwilę, a kilka sekund potem jej koleżanki już nie było. To zdecydowanie było dziwne i przykuło moja uwagę. Usiłowałam znaleźć jakąś wspólną cechę zaginionych, ale były w różnym wieku, miały różne kolory włosów i oczu, pochodziły z różnych części miasta, a nawet, zgodnie z opisami umieszczonymi na plakatach przez zrozpaczone rodziny, nie miały podobnej garderoby.

Tak na prawdę marketing nigdy nie był spełnieniem moich marzeń. Zawsze ciekawiło mnie dziennikarstwo, ale Marianna stwierdziła, że z tego fachu nie będę w stanie wyżyć, więc namówiła mnie na inny kierunek. Teraz, gdy oblałam kolejną rozmowę o pracę, a wizja użerania się z korporacyjnymi szczurami w dusznym biurze napawała mnie obrzydzeniem, postanowiłam wziąć swoje życie we własne ręce. Od dłuższego czasu w głowie kiełkował mi pomysł, by założyć blog, w którym prowadziłabym śledztwa dotyczące miejskich legend. Chciałam rozgrzebać i rozłożyć na czynniki pierwsze historie, które ma każde szanujące się miasto. Biała dama z pobliskiego dworku. Duch dziecka w opuszczonym magazynie. Demon z zamkniętej przed wojną fabryki. Nawet zaczęłam zbierać materiały do tych artykułów, lecz ten temat wydawał się dużo bardziej ekscytujący. I to wcale nie była wymówka, by nie wracać do domu.

Jak przystało na poważnego śledczego, postanowiłam zweryfikować wszystkie informacje sama. Pod pretekstem zaoferowania pomocy odezwałam się do brata Anki - Rafała i wypytałam o szczegóły jej zniknięcia. Dziewczyna w tym feralnym dniu, o godzinie piętnastej wyszła z pracy na stacji benzynowej, ale do domu nie dotarła. Policja podobno prześledziła jej drogę na miejskim monitoringu, lecz, co ciekawe, nagranie w pewnym momencie się urywa, jakby coś specjalnie zakłóciło pracę kamer. Jej rodzina zatrudniła nawet prywatnego detektywa, ponieważ nie ufali stróżom prawa, a ja przyklasnęłam na ten pomysł. Skoro zaginęło aż tyle kobiet w tak krótkim czasie, śledczy musieli być bezsilni.

Następnie postanowiłam odwiedzić wszystkie miejsca, w których prawdopodobnie doszło do zaginięć. Policja i dziennikarze nie mieli pewności, w którym momencie kobiety zniknęły, jednak biorąc pod uwagę wszystkie dane udostępnione w Internecie przez rodziny i znajomych zaginionych kobiet, byłam w stanie mniej więcej wytyczyć drogę, którą miały się poruszać. Zaczęłam od stacji, gdzie pracowała Anka, później znalazłam się pod siłownią, a następnie spacerem przeszłam przez nowo wybudowane osiedle. Tak krążąc dookoła zorientowałam się, że każde to miejsce znajdowało się w pobliżu niedawno otwartego parku.

Weszłam na elegancko usypaną ścieżkę i przysiadłam na jednej z ławek skrytej w cieniu niewielkiego dębu. Otaczająca mnie roślinność w żadnej mierze nie wyglądała, jak naturalne dzieło przyrody. Drzewa i krzaki zostały zasadzone, jak od linijki, a specjalne, kauczukowe place zostały pokryte gęsto plastikowymi zabawkami dla dzieci. Ścieżki też poprowadzono tak, by łatwo i szybko wydostać się na główne ulice.

Jeśli dobrze pamiętałam, to jeszcze pół roku temu był w tym miejscu niewielki staw, ale mieszkańcy pobliskiego osiedla narzekali na komary i ogólnie mało estetyczny widok, który nie pasował do nowobogackich szeregówek. A, że mieszkanie tu podobno wykupiła córeczka jakiegoś radnego, władze miasta postanowiły zasypać zbiornik i stworzyć miejsce bardziej przyjazne dla mieszkańców. Osobiście wolałam poprzednią wersję. Drzewa pamiętające niejedną historię, dziko rosnące, różane krzewy i gęste szuwary, w których roiło się od kaczek i łabędzi. Nie rozumiem, jak obrońcy przyrody mogli dopuścić do zniszczenia tak pięknego parku. Ktoś musiał dobrze dostać w łapę.

Westchnęłam ciężko, spoglądając na wyświetlacz telefonu. Zbliżała się godzina siedemnasta, a ja nie dowiedziałam się niczego konkretnego. Chyba pora zbierać się do domu i stawić czoło Mariannie. Zawiesiłam torebkę na ramieniu, a wstając z ławki zorientowałam się, że jest dziwnie cicho i pusto. Park znajdował się na przecięciu głównych ulic miasta i powinien o tej godzinie tętnić życiem. Rozglądając się poczułam zimny pot na karku. Dziwny niepokój, ale też i nutkę podniecenia. Sceneria rodem, jak z horroru. Nie mogłam przecież sobie tego odpuścić, więc postanowiłam jeszcze chwilę pospacerować i nacieszyć oczy tym pięknym widokiem.

Gdy dotarłam do następnej alejki zobaczyłam coś dziwnego. Młodą dziewczynę z czerwonym plecakiem i podejrzanego typa w skórzanej kurtce, ale nie takiej zwykłej, modnej, jak z każdej sieciówki, tylko coś w stylu "jestem z gangu motocyklowego, lepiej ze mną nie zadzieraj". Dziewczyna brnęła przed siebie powolnym spacerowym krokiem w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że jest śledzona. Sięgnęłam do torebki, sprawdzając, czy Marianna przezornie wrzuciła do niej "niezbędnik każdej szanującej się panny". Ucieszyłam się w duchu, czując pod palcami owalny przedmiot, który ścisnęłam mocniej i ruszyłam za nieznajomymi.

Poruszam się na tyle cicho i szybko, na ile pozwalały mi czółenka. Widząc jednak, że mogę nie zdążyć zrzuciłam je ze stóp i czując ogromną ulgę pobiegłam w kierunku mężczyzny, który już sięgał jedną dłonią do dziewczyny, a w drugiej trzymał przedmiot skierowany w jej stronę, a którego nie byłam w stanie zidentyfikować.

- Ej! Zboczeńcu! - zawołałam, czując nagły zastrzyk adrenaliny. - Żryj to!

Zwolniłam blokadę i nacisnęłam spust gazu pieprzowego, a okolicę wypełnił wściekły krzyk.

- Uciekaj! - zawołałam do nieznajomej, ale ona w ogóle nie reagowała.

Złapałam ją za ramię, lecz dziewczyna była bezwładna, jak szmaciana lalka. Szarpnęłam, by zmusić ją do biegu, niestety jej pasywna postawa sprawiła, że obie przewróciłyśmy się na ziemię. Serce mi stanęło w gardle, gdy kątem oka zobaczyłam ruch. Wiedziona instynktem samozachowawczym kopnęłam w tamtym kierunku, jednak silna ręka przechwyciła moją stopę.

- Puszczaj! - pisnęłam, jak rozhisteryzowana panienka. - Nie daruję ci tego!

- Cicho!

Odwróciłam wzrok w jego kierunku i ze zdziwieniem zorientowałam się, że na twarzy mężczyzny nie ma żadnego śladu poparzeń, jakie powinien zostawić gaz pieprzowy. Niemożliwe, przemknęło mi przez myśl, ale wtedy poczułam najbardziej nieprawdopodobne uczucie na świecie. Trochę jak wibracje, tylko głęboko wewnątrz mojej głowy. Siła, która oddziaływała na każde moje zakończenie nerwowe. Coś tak niesamowicie nowego i jednocześnie bardzo nostalgicznego. Tak byłam zafascynowana tym doznaniem, że dopiero, kiedy nieznajomy szpetnie przeklął zorientowałam się, że z ziemi wyrasta ciemna postać. Mrugnęłam dwa razy, by upewnić się, że nie przywidziało mi się, ale miałam rację. Humanoidalny kształt dosłownie wyłonił się z ziemi.

- Wow... - wyrwało mi się. - Czy to prawdziwy potwór?

- Mamy przejebane - dodał facet. - Zaraz, czy ty widzisz jego prawdziwą formę?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo obrzydliwy stwór znalazł się niebezpiecznie blisko nas, przez powietrze przeszła elektryzująca iskra, a oblicze nieznajomego, jakby pojaśniało. Jego usta poruszały się niebezpiecznie szybko, tak, że nie byłam w stanie zrozumieć słów. Z palców mężczyzny strzelił ogień, a potwór wyparował w mgnieniu oka.

Dziewczyna otrząsnęła się z transu i nie rozumiejąc, co się dzieje postanowiła zerwać się na równe nogi i uciec przed siebie. Wcale jej się nie dziwiłam. Biorąc pod uwagę powagę sytuacji powinnam była zrobić dokładnie to samo, jednak nie potrafiłam oderwać wzroku od mężczyzny.

- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony, bacznie mi się przyglądając.

-To było zaje-kurna-biste! - wykrzyknęłam zachwycona.- Kim jesteś?

- Ludzie chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać - pokręcił głową, a minę miał poważną. - Spłoszyliśmy go. Wszystko przez ciebie.

- Przeze mnie? - zdziwiłam się. - Byłam pewna, że chcesz porwać i zgwałcić tą dziewczynę.

- Była przynętą...

- Więc szukasz porywacza, tak, jak ja! - ucieszyłam się. - Możemy połączyć siły. Jesteś detektywem, prawda?

- Nie ma mowy! - uciął szybko. - Znalazłaś się po prostu w złym miejscu, o złym czasie. I tyle. Tu się kończy twoja przygoda. Wiem, że to będzie trudne, ale postaraj się zapomnieć o wszystkim, co dzisiaj widziałaś.

- Chyba żartujesz?! To najlepszy dzień w moim życiu!- krzyknęłam zachwycona.

- Do niczego mi się nie przydasz - usiłował stłumić mój entuzjazm. - Wracaj do domu.

- Nie ma mowy! - starałam się być stanowcza.

- Nie dałaś mi wyboru - odparł, a ton jego głosu w ogóle mi się nie spodobał. Podniósł dwa palce do mojego czoła i coś wyszeptał zanim zdążyłam zareagować, a potem dodał wyraźniej: - Będziesz mieć straszną migrenę.

Znów poczułam te dziwne wibracje, a na jego twarzy zagościł wredny uśmiech, który po chwili zastąpiło zdziwienie. Nim straciłam przytomność poczułam, jak ziemia zafalowała, a grunt pode mną się zapadł. Uczucie spadania, które nastąpiło potem musiało mi się już przyśnić.

~~***~~

* W tym rozdziale został użyty fragment mojej powieści "Kompania Straconych". Niektórych jej bohaterów mogliście poznać w opowiadaniu "Szary Egzekutor", które jest dostępne na wattpad i do którego serdecznie zapraszam :)

Miło mi, że zapoznaliście się z pierwszym rozdziałem.

Jak przypadła Wam do gustu Akahsa? Mam nadzieję, że udało mi się nakreślić jej osobowość i relacje, jakie wiążą ją z Marianną i Malwiną.

Oczywiście pytanie o Wasze teorie wciąż aktualne :)

Druga połowa już w niedzielę.

A poniżej okładka w pełnej rozdzielczości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro