Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6.2. MAGICZNY RADAR


Dzień minął mi na pomaganiu Kindze w codziennych czynnościach. Z początku broniła się przed moją asystą, lecz gdy zasłabła w toalecie mocno tłukąc sobie łokieć, przełknęła dumę i zaczęła na mnie polegać, stwierdzając, że skoro i tak się przy niej kręcę, równie dobrze mogę się na coś przydać. Od tamtej pory wykorzystywała mnie bez wyrzutów sumienia do podawania różnych rzeczy, obierania jabłek, wyszukiwania materiałów niezbędnych jej do pracy, czy nawet sprzątania i robienia zakupów. Znosiłam to bez marudzenia. Właściwie czułam się lepiej, wiedząc, że w jakiś sposób mogę ulżyć tej schorowanej kobiecie, niż za darmo siedzieć w miejscu. Zwłaszcza, że wydawała się samotna. Jej rodzice zmarli w dość osobliwych okolicznościach, a brat zmierzał właśnie na drugi koniec świata. Biorąc to pod uwagę, trzymała się nawet nieźle.

Gdy zakładała słuchawki, by się zrelaksować, albo układała się do snu, ja wyciągałam książkę, którą ze sobą tu przytargałam przewidując i taki obrót spraw, i pozwalałam sobie w całości odpłynąć w lekturę. W gruncie rzeczy praca oraz pomaganie w kwiaciarni tak absorbowały ostatnio mój czas, że w ogóle nie miałam wolnej chwili, by oddać się swojemu ulubionemu hobby. Kiedy zaczynałam czytać zwykle przestawałam zwracać uwagę na otoczenie, zapomniałam o jedzeniu i piciu, a czasem i nawet oddychaniu, gdy scena okazywała się zbyt intensywna, jednak mocno wierzyłam, że wibracji zwiastujących czarną magię nie przegapię. Zwłaszcza, że zwykle by przywołać mnie do rzeczywistości wystarczało ględzenie Marianny.

Byłam gdzieś w połowie powieści, fabuła dobrze rozkręcała się pchając główną bohaterkę w szpony wygłodniałego wilkołaka. Zapowiadała się całkiem niezła spicy scenka, gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Drzwi od pokoju pacjentki zostały uchylone, a w świetle korytarza pojawiła się Tina - rześka i wyspana, w czystych ubraniach, naładowana nową energią do pracy. Zgarnęłam ze stolika papierek po cukierku, by użyć go jako zakładki i wrzuciłam książkę z powrotem do plecaka. Na paluszkach wymknęłam się z pomieszczenia, witając lekarkę szerokim uśmiechem.

— Byłam pewna, że bardziej da ci popalić — odparła, gdy zamknęły się za mną drzwi. — Biorąc pod uwagę temperament jej brata, myślałam, że wyrzuci cię z pokoju i zacznie wzywać ochronę.

— Faktycznie, jest bardzo podobna do pana Marka — potwierdziłam. — Jednak jest też w niej coś kruchego. Myślę, że się dogadamy.

— Dobrze, to słyszeć. Czyli obyło się bez żadnych incydentów? — upewniła się.

— Cisza i spokój — zrelacjonowałam.

— Ok. W takim razie zmykaj do domu, a ja przejmę nocną wartę — zarządziła.

— Dobrze. Do jutra!

Pomachałam jej na pożegnanie i wyszłam na zewnątrz, kierując się w stronę przystanku tramwajowego. Zanim wrócę do domu, chciałam zerknąć do biura by napełnić miski Basted i sprawdzić, czy Crisp nie wrócił. Wiem, że ledwo minął jeden dzień, lecz skoro po drugiej stronie czas płynie inaczej, to może mój szef przeżywa tam właśnie tydzień? Mi wydawało się to logiczne, więc zaczęłam sprawdzać rozkład, gdy poczułam wibrację mojego telefonu. Corin.

— Cześć, blondyneczko — usłyszałam jego wesoły głos. — Dzwonię, żeby sprawdzić, czy nie czujesz się samotna bez swojego detektywa. Wiesz, policjanci mają seksowniejsze mundury i większe giwery...

— Ugh... Przestań zanim zacznę wymiotować — zastopowałam jego monolog.

— Ranisz moje uczucia, słoneczko — zniżył ton, sprawiając, że głoski przyjemnie wibrowały w moich uszach.

Czy jego magia mogła działać przez telefon? Czy to mój dziewiczy mózg nakarmiony ostatnią lekturą podsuwał mi takie skojarzenia? Wolałam nie wnikać, więc szybko zapytałam:

— Właściwie po co dzwonisz? Crisp kazał ci mnie niańczyć?

— A tam od razu niańczyć... Stwierdziłem, że skoro nikt nam nie będzie przeszkadzać, moglibyśmy poznać się trochę bliżej — kusił. — Akurat wychodzę z waszego biura. Mogę po ciebie podjechać.

— Zaraz, zaraz. Z naszego biura? — zdziwiłam się. — Co tam robiłeś?

— Nakarmiłem tego wrednego futrzaka i podlałem kwiaty — wyjaśnił niechętnie zmieniając temat.

— Czyli nie muszę tam jechać — stwierdziłam nieco zawiedziona. — W takim razie wracam prosto do domu.

— Naprawdę nie dasz się namówić na randkę? — naciskał. — Obiecuję, że takiej schadzki jeszcze nie przeżyłaś.

Creepy... —wymamrotałam w odpowiedzi. — Mam ciarki na całym ciele i to wcale nie z powodu, o którym właśnie pomyślałeś.

— Im trudniejsza zdobycz tym słodsze zwycięstwo — usłyszałam jego szczery śmiech, a ton głosu stał się normalniejszy.

— Możesz pomarzyć — prychnęłam.

— To chociaż powiedz, jak ci minął dzień, żebym mógł później spojrzeć z czystym sumieniem Crispowi w oczy — poprosił.

— Odbyłam bardzo ciekawą rozmowę z Tiną, stałam się prywatnym sługusem Kingi Potockiej i przeczytałam połowę "Wilczej Ofiary". Żadnych śladów magicznej aktywności. Koniec raportu — zrelacjonowałam.

— Czyli zbliżyłyście się do siebie z Tiną... Mogłem się domyśli, że to się tak skończy. — Dziwne, że właśnie to go interesowało najbardziej z mojej wypowiedzi. — O czym rozmawiałyście?

— Ta-je-mni-caaa — zaśmiałam się do telefonu, drocząc go.

— Znając was kobiety, to pewnie plotkowałyście o szminkach, stanikach i okresach — prowokował moją wewnętrzną feministkę.

— Jak jesteś taki zazdrosny to też możesz mi opowiedzieć o swoim okresie — odbiłam piłeczkę.

— Może kiedyś skorzystam z tego zaproszenia — odparł bez entuzjazmu. — Cieszę się, że wszystko w porządku. Gdyby jednak sytuacja się zmieniła, nie wahaj się mnie powiadomić.

— Tak jest!

— I Akasha... Może lepiej nie wspominaj Tinie, że jestem zaangażowany w tę sprawę.

Ooo, a to ciekawa prośba. Już miałam zapytać, czemu, ale podjechał tramwaj linii prowadzącej w stronę mojego domu, a przez hałas silnika dotarły mnie słowa pożegnania. Niezadowolona schowałam telefon, by wskoczyć do wagonu. A kupując bilet zaczęłam snuć burzliwe teorie dotyczące relacji policjanta i lekarki. Jednak gdy moja wyobraźnia zaczęła kierować się w bardzo niewłaściwym kierunku postanowiłam wrócić do swojej lektury, która zajęła mi pozostałą część drogi.

***

Kolejne trzy dni minęły mi dość podobnie. Z rana robiłam zakupy dla Kingi, odbieram krótki raport z nocki Tiny i generalnie pomagałam pacjentce w codziennych czynnościach, by w wolnych chwilach zatopić się w lekturze.

— Co ty tam właściwie czytasz? — zapytała, wyrywając mnie z transu. Gdy podniosłam wzrok, zorientowałam się, że musiała mnie obserwować od dłuższego czasu.

Hm... Jakby jej to powiedzieć, żeby nie wzięła mnie na za skrzywioną wariatkę?

— Jest to romans fantasy pomiędzy trzema wilkołakami i zwykłą dziewczyną — zaczęłam ostrożnie.

— Brzmi jak fabuła jednego z tych seriali dla nastolatków, ale po ekspresji twojej twarzy wnioskuję, że wcale nie jest tak niewinnie — posłała mi chytry uśmiech, a ja lekko poczerwieniałam na twarzy.

— No cóż... Nie bez powodu ma oznaczenie "plus osiemnaście" — odparłam ze wzruszeniem ramion.

— A pożyczysz mi, jak skończysz? — zapytała bez zawahania. — Marek zabronił mi pomagać w firmie, skończyły mi się wszystkie seriale na Netflix, a jak usłyszę jeszcze jeden podcast o samorealizacji, przysięgam, że wyrzucę ten telefon przez okno.

— Tak się składa, że mam ze sobą pierwszą część — zaśmiałam się wyciągając z plecaka książkę.

Oczy Kingi pojaśniały, a mi przeszło przez myśl, że może jestem właśnie świadkiem narodzin nowej książkoholiczki. Zanotowałam w pamięci, by przeszukać biblioteczkę i jutro przynieść kilka pozycji, które również mogłyby jej przypaść do gustu. Po chwili obie odpłynęłyśmy w lektury, a w pomieszczeniu słychać było jedynie szelest przewracanych kartek.

Jakieś dwieście stron później w sali pojawiła się Tina. Dosłownie. Nie słyszałam ani dźwięku otwieranych drzwi ani kroków lekarki. Obie z Kingą zwróciłyśmy na nią uwagę dopiero, kiedy się odezwała:

— Tak patrząc na was sama mam ochotę zacząć czytać to romansidło — zaśmiała się zaplatając ramiona na piersi.

— Nie ma sprawy — odparła pacjentka. — Ja kończę pierwszą część, więc przekażę ją tobie. Akasha drugą da mi, a sama zacznie czytać trzecią.

— Muszę cię zmartwić, ale na trzecią trzeba będzie poczekać do przyszłego roku. Druga dopiero co miała premierę — wyjaśniłam.

— Cooo? — zawód w jej głosie był wręcz bolesny.

— Spokojnie, przyniosę jutro kilka pozycji, które na pewno ci się spodobają. — Puściłam do niej oczko.

— Trzymam za słowo.

— A teraz zmykaj — wtrąciła Tina. — Przejmuję wartę.

— Tak jest! — zaśmiałam się i zgarnęłam plecak.

Pomachałam kobietom na pożegnanie i wyszłam z sali wciąż trzymając w dłoniach otwarty tom. Zakończenie było tak blisko, że nie potrafiłam sobie odpuścić składania zdań. Szłam do windy właściwie z pamięci, tylko kątem oka rejestrując ruch mijających mnie ludzi. Oderwałam się dosłownie na sekundę by wcisnąć przycisk, który zawiezie mnie na parter i kompletnie dałam pochłonąć się historii. Mechaniczny głos oznajmił, że jestem na dole, a drzwi zaczęły się rozsuwać, więc ruszyłam przed siebie, gdy usłyszałam głośne "uwaga!", ale było już za późno.

Wpadłam prosto na barczystego mężczyznę, książka wypadła mi z rąk, gubiąc fragment, który właśnie czytałam. Ktoś mnie złapał za przedramię, ratując przed upadkiem, jednak zamiast skupić się na ratowaniu godności, ja rzuciłam się po swoją lekturę i boleśnie przyłożyłam nosem w metalową ramę łóżka szpitalnego, które pchał w stronę windy pielęgniarz. Pociemniało mi przed oczami i musiało mnie zamroczyć na chwilę, bo gdy na powrót otworzyłam powieki siedziałam na krześle w poczekalni z chusteczką w nosie i zimnym okładem na karku.

— Lepiej się pani czuje? — usłyszałam znajomy głos, ale nie potrafiłam mu przypisać twarzy.

Dopiero gdy podniosłam wzrok ujrzałam twarz nadzorcy domu Potockich. Mój mózg potrzebował dobrych kilka sekund, by przyswoić nowe informacje.

— Co pan tu robi? — zapytam gardłowym głosem przez zatkany nos.

— Pan Marek prosił bym podrzucił pani Kindze kilka drobiazgów z domu. — Pokazał na małą torbę podróżną leżącą na ziemi przy jego nogach. — A pani?

— Yyy... Odwiedzam przyjaciółkę — skłamałam po chwili, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Wtedy jednak poczułam, jak coś ciepłego kapie mi na dłoń.

— O nie, opatrunek przecieka — powiedział przejętym tonem. Zabrał przesiąkniętą krwią chusteczkę i podał mi czystą.

— Dziękuję — odparłam słabo, czując, że kręci mi się w głowie.

Wtedy na horyzoncie pojawił się pielęgniarz. Sądząc z wymiany zdań z nadzorcą był to ten sam człowiek, który pchał łóżko szpitalne do windy, gdy tak spektakularnie sięgałam po książkę. Pan Strzecha oddał mnie w ręce specjalisty, a sam ruszył w głąb korytarza. Siedziałam chwilę z głową w dole, słuchając reprymendy na temat czytania podczas chodzenia. Obiecałam, że więcej tego nie zrobię, a gdy pielęgniarz upewnił się, że nic mi nie jest obmyłam twarz i ze wstydem skierowałam się do wyjścia, chowając książkę do plecaka.

Czułam się zażenowana, a twarz nieprzyjemnie pulsowała. Smak krwi w gardle i zatkany nos nie poprawiały mojego samopoczucia. A do tego czekała mnie jeszcze wycieczka do biura by nakarmić Basted. W ogóle nie czułam się na siłach by tam jechać, więc postanowiłam poprosić Corina o przysługę. Przysiadłam na ławce przy przystanku i zaczęłam szukać telefonu. Przetrzepałam cały plecak dwa razy i wszystkie kieszenie, by po chwili sobie przypomnieć, że przecież położyłam go przy łóżku Kingi by się podładował, gdy czytałyśmy książki. Przeklinając na siebie w myślach wróciłam powolnym krokiem do szpitala.

Będąc pewną, że Kinga jeszcze nie śpi nie mogąc na pewno odpuścić zakończenia pierwszej części "Wilczej Ofiary" weszłam bez pukania do jej sali, wołając:

— Wybacz, zapomniałam telefonu.

I stanęłam jak wryta. Nie tylko ja z resztą. Kinga pół siedziała w swoim łóżku, a nad nią pochylał się elegancko ubrany blondyn w którym rozpoznałam asystenta pana Marka. Mężczyzna zastygł w połowie ruchu, który ewidentnie miał być pocałunkiem i oderwał się od kobiety, poprawiając krawat. Otwarłam buzię nie wiedząc, jak zareagować, ale Kinga przerwała niezręczną ciszę.

— Akasha! Co ci się stało? Wyglądasz, jakby przejechał ci po twarzy walec!

Skrzywiłam się dotykając nasady nosa. Zabolało, aż łzy napłynęły mi do oczu, a pod opuszkami palców wyczułam rosnącą opuchliznę. Musiałam wyglądać, jak po jakieś walce bokserskiej. Tak więc opowiedziałam pokrótce, co mi się przydarzyło, szybko zgarniając swój telefon z szafki nocnej.

— Adam? Jesteś pewna? — zdziwiła się Kinga. — Nikogo poza Andrzejem tu nie było.

Poczułam się zmieszana. Może nadzorca był świadkiem podobnej sceny, co ja i nie chciał przeszkadzać? Jednak ta sugestia nie chciała mi przejść przez gardło. Właściwie pragnęłam jak najszybciej wydostać się ze szpitala, by uwolnić się od tej niezręcznej atmosfery.

— Wybaczcie, przypomniało mi się, że miałem zadzwonić do Marka — wtrącił mężczyzna i wyciągając swój telefon wyszedł z sali, a ja odetchnęłam głębiej.

— Przepraszam — jęknęłam. — Jakbym wiedziała, że wpadanie twój chłopak nie wparowałabym tu jak Filip z Konopii.

— Wystarczyło zapukać — wytknęła mi.

Sorry...

— Akasho, bardzo cię proszę, żebyś nie wspominała o tym Markowi. On nic nie wie o naszym związki — odparła poważnie.

— Zakazana miłość... — zaśmiałam się.

— Nie żartuję — miała surowy ton. — Nie chcę mu przysporzyć więcej kłopotów.

— Obiecuję, że będę cicho — przyrzekam z ręką na sercu. — Chociaż nie rozumiem, jak szczęście siostry miałoby mu sprawiać kłopoty.

— To bardziej skomplikowane — westchnęła. — Nasz ojciec wyznaczył Andrzeja na asystenta Marka i nie podlegało to żadnej dyskusji. Z początku się nie cierpieli, ale w końcu jakoś doszli do porozumienia i nie chciałabym dolewać oliwy do ognia. Zwłaszcza teraz, gdy Marek ma tyle na głowie.

— Jasne, rozumiem — przytaknęłam.

— Swoją drogą, jak mogłaś być aż tak lekkomyślna? — zaczęła mnie karcić. — Twarz jest wizytówką kobiety. Musisz zacząć o sobie lepiej dbać.

Chciałam coś powiedzieć o przewadze wnętrza nad urodą, ale blizna na jej policzku przypomniała mi, że to właśnie oszpecona twarz zakończyła karierę Kingi, jako aktorki. Musiało być to dla niej ciężkie i bolesne doświadczenie, więc odparłam tylko:

— Przyłożę w domu lód. Do jutra nos będzie jak nowy.

— Jak nowy to raczej nie — powątpiewała. — Ale dobry korektor i puder poradzą sobie z tym siniakiem, który ci się maluje pod skórą.

— Nienawidzę nosić szpachli na twarzy — skrzywiłam się.

— To nie podlega dyskusji! — protestowała. — Jeszcze ktoś pomyśli, że to ja cię tak urządziłam.

Właściwie miała trochę racji. Za bardzo rzucałam się w oczy z poobijaną twarzą. Dlatego w końcu skapitulowałam i zapisałam sobie nazwy kosmetyków, które mi poleciała, by doprowadzić się trochę do porządku.

— To ja się zbieram. Nie będę wam więcej przeszkadzać — powiedziałam, sprawdzając trzy razy czy niczego nie zapomniałam.

— Coś długo mu schodzi — mruknęła Kinga, spoglądając w stronę drzwi.

— Pewnie coś ważnego...

Przerwałam w pół słowa, gdyż moją głowę wypełniły wibracje.

— Akasha? — zapytała zaniepokojona Kinga, ale uciszyłam ją gestem.

— Nie ruszaj się stąd. Mój magiczny radar coś wychwycił.

Kobieta otworzyła szerzej oczy rozglądając się i nasłuchując. Ja wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić do Corina. Jeden sygnał, drugi.... Wibracje narastały, stawały się coraz głośniejsze zmieniając się w irytujące buczenie wewnątrz mojej głowy. Podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam, szukając źródła zaklęcia, lecz korytarz był niepokojąco pusty i cichy. Czując zimny pot na karku zrobiłam krok na zewnątrz, a głos w słuchawce powiadomił mnie, że "abonent, jest niedostępny".

— Niech cię, Corin! — sapnęłam i tym razem wybrałam numer do Tiny.

Wiedziałam, że lekarka jest w szpitalu na nocnej zmianie, ale prawdopodobnie zajmowała się teraz  pacjentami. Słuchając kolejnych sygnałów w telefonie miałam wrażenie, że robi się coraz zimniej. Buczenie zaczęło przypominać warkot silnika samochodowego, a ja już nie mogłam opanować dreszczy, zdając sobie sprawę, że zagrożenie jest naprawdę blisko.

— Akasha? — Kinga wyglądała zza drzwi, trzymając się ściany.

— Schowaj się i dzwoń po pomoc! — zawołałam, lecz ucisk w głowie sprawił, że nie byłam pewna, czy dobrze wypowiedziałam zdanie.

Padłam na kolana, łapiąc się za skronie, a warkot był ogłuszający. Kinga chyba podbiegła obok mnie. Miałam wrażenie, że słyszę jej głos i czuję czyjąś dłoń na ramieniu, lecz doznania z zewnątrz zdawały się być bardzo odległe i niewyraźne.

Aż poczułam uderzenie. Mały wybuch wewnątrz mojej głowy. Krzyk Kingi i dziwny zapach spalenizny.

A potem nastała ciemność. 


~~***~~

I jak wrażenia po kolejnym rozdziale? Macie już swoje teorie?

Mam nadzieję, że w tekście nie ma zbyt dużo błędów. Pisałam go dzisiaj i nie odleżał wystarczająco przed publikacją, by podczas korekty wszystko wychwycić :P 

A może macie jakieś sprawdzone sposoby na szybką korektę? 

I piosenka na dzisiaj: 

https://youtu.be/1b5QzTZEV0c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro