Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 3.2. PIERWSZA SPRWA


Crisp chciał zabrać Bastet ze sobą, ale kazał kotce wrócić, gdy okazało się, że na wejściu dokładnie nas przeszukano i musieliśmy przejść przez bramki wykrywające metal. O wpuszczeniu zwierząt nie było nawet mowy. Samo lobby zostało urządzone elegancko i wyszukanie. Złote wykończenia i marmurowe podłogi niewiele miały wspólnego z typową, biurową funkcjonalnością. Na lewo od wejścia znajdowała się firmowa kawiarnia, na prawo szereg wind i tablic informacyjnych. W strategicznych miejscach rozstawiono wygodne kanapy i stoliki w barwach spółki - czerwonym i złotym, a pod główną ścianą, na wprost od wejścia stała recepcja.

Przedarliśmy się przez tłum ludzi w garniturach i koszulach. Właściwie spoglądano na nas trochę podejrzliwie. Mocno wyróżnialiśmy się w naszych codziennych ubraniach. Może trzeba było się nie przebierać z rana?

- Krzysztof Mazela - mój szef przedstawił się, posyłając profesjonalny uśmiech jednej z recepcjonistek - A to moja asystentka Natalia Nowak. Mamy umówione spotkanie z Panem Markiem Potockim.

- Dzień dobry, proszę dać mi chwilę - odpowiedziała równie profesjonalnym uśmiechem i zaczęła stukać palcami w klawiaturę - Dobrze, mam państwa na liście. Poproszę tylko o dowody.

Gdy potwierdziła nasza tożsamość skierowała nas do jednej z wind i kazała udać się na ostatnie piętro. Tam zostaliśmy skierowani prosto do gabinetu prezesa.

Widziałam Marka Potockiego wcześniej na zdjęciach, ale żadna fotografia nie była w stanie uchwycić jego prawdziwego charakteru. Wzrostem dorównywał Crispinowi i zgodnie z informacjami, które zdobyłam miał niecałe trzydzieści lat. Przystojny mężczyzna, ale nie w taki oczywisty sposób. Ostre rysy jego twarzy były intrygujące, te wysoko zarysowane kości policzkowe i dołeczek w podbródku sprawiały, że chciałam mu się dłużej przyglądać. Drobny, zadarty nos i grube czarne brwi uwydatniły tylko brązowe, głęboko osadzone oczy, które rzucały surowe, wręcz wrogie spojrzenie. Z kolei czupryna czarnych, gęstych włosów i wymodelowany zarost bardzo upodobniały go do Norberta. Cholernie drogi garnitur, nawet jak na moje oko biedaka klasy średniej, leżał na nim idealnie. Tylko coś w sztywności jego ruchów i delikatnych zmarszczkach w kącikach oczu mówiło mi, że jest zmęczony. W mojej skali oceniłam go na jakieś siedem na dziesięć. Raczej by się nie nadawał na głównego bohatera romantycznego, ale na seksownego antagonistę już bardziej.

Przywitał się z nami mocnym uściskiem dłoni i zaprosił nas na kanapę dla gości, a sam przysiadł w wysokim fotelu naprzeciwko. Asystentka pracująca na tym piętrze przyniosła nam po kawie i cicho zamknęła za sobą drzwi do biura.

- Panie Potocki, w czym możemy pomóc? - mój szef rozpoczął rozmowę.

- Na pewno słyszeliście państwo o śmierci moich rodziców? - zapytał, zaplatając dłonie na kolanach.

- Tak, proszę przyjąć nasze kondolencje - odparł Crisp.

- Bardzo mi przykro - dodałam współczująco.

- Czy sprawa będzie miała jakiś związek z ich śmiercią? W mediach podali, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych - podjął mój szef.

- Tak. Koroner stwierdził, że oboje mieli tętniaka w mózgu - wyznał, zaciskając pięści.

- Pan się z tym nie zgadza? - bardziej stwierdził.

- Nie mogę podważyć wyników sekcji - starał się mówić spokojnie, ale w tonie jego głosu wyczułam napięcie. - Z drugiej strony, moi rodzice badali się regularnie. Ojciec miał wręcz fioła na tym punkcie. Zwłaszcza jeśli chodziło o mamę. Zawsze powtarzał, że chce z nią dożyć późnej starości. Udało mi się wyciągnąć wyniki ich rezonansu sprzed miesiąca i wie pan co? Ani śladu tętniaka. Ani u ojca ani u matki.

- Czy to możliwe, żeby doszło do jakiegoś błędu lub fałszerstwa ze strony lekarzy? - Crispin chyba już podejrzewał, czego może dotyczyć zlecenie.

- Możliwe - przyznał ze sztywnym skinieniem głowy. - Nie wydaje się to jednak panu dziwne, że ta przypadłość dopadła ich oboje i to w tym samym czasie?

- Przyznaję, że to niecodzienny przypadek, ale nie niemożliwy - odparł twardo Crisp.

- Wie pan, zdecydowałem się na pańskie usługi, ponieważ krąży opinia, że bierze pan właśnie sprawy niecodzienne - odparł, uważnie obserwując mojego szefa.

- Niecodzienne, owszem - odparł nachylając się ku niemu. - Ale nie niemożliwe. Nawet ja nie jestem cudotwórcą.

- A jeśli powiem Panu, że jest coś, co jest w stanie wyjaśnić ten dziwny kliniczny przypadek, ale argument ten nie spotka się z aprobatą ani lekarzy ani policji? - mówił przejętym głosem. - Mało tego, jest to dowód, że moich rodziców zamordowano.

- Ma pan moją ciekawość, panie Potocki. - Widziałam, jak w oczach Crispina igra ta podekscytowana iskierka.

Marek sięgnął do kieszeni marynarki i położył przed nami na stole mały, aksamitny woreczek w czarnym kolorze. Zamknięcie było ściągane u góry sznurkiem, a gdy tylko dłużej skupiłam na nim wzrok w mojej głowie pojawiły się te charakterystyczne wibracje. Spojrzałam pytająco na Crispa, ale on zmarszczył brwi nie odwracając wzroku od przedmiotu.

- Znalazłem go przy mojej mamie w dniu jej śmierci - wyznał, badając nasze reakcje. - Po pana minie wnioskuję, że wie pan, co to jest, prawda?

- Woreczek klątwy... - powiedział ostrożnie, podnosząc wzrok na Potockiego. - Zastanawia mnie tylko, skąd pan zna przeznaczenie tego przedmiotu?

- Ojciec nauczył mnie rozpoznawać czarna magię - wyznał, patrząc prosto w oczy Crispinowi.

- Czy Norbert Potocki często miał styczność z czarną magią? - zapytał poważnie.

- To nie do końca tak...

- Panie Potocki, skoro obaj wiemy po której stronie jesteśmy, musi być pan ze mną szczery - naciskał. - Każda informacja może być wskazówką.

- Dobrze, ale wszystko, co się tu wydarzy musi pozostać między nami - poprosił twardo.

- Naturalnie.

Wtedy wibracje w mojej głowie przybrały na sile. Oczy Potockiego zmieniły się w dwa rozżarzone węgle, a na jego wyciągniętej dłoni zatańczył płomień, który zgasł nim alarm przeciwpożarowy zdążył zareagować

- Rozumiem, dziękuję za zaufanie. - Mój szef pokiwał porozumiewawczo głową.

Ja z kolei nie rozumiałam nic, ale postanowiłam zachowywać się profesjonalnie. Miałam tylko nadzieję, że z mojej twarzy nie dało się wyczytać zaskoczenia i fascynacji, które buzowały wewnątrz.

- Czyli weźmie pan tę sprawę?

- Tak. Rozumiem, że mamy znaleźć mordercę pana rodziców? - upewnił się.

- Dokładnie. - Pokiwał głową. - Proszę mi go wskazać, a ja już się nim zajmę.

- W takim razie mam jeszcze parę pytań - odparł, wyciągając staromodny notatnik. Ja wolałam zbierać informacje w telefonie. - Czy podejrzewa pan, kto mógł czyhać na życie pańskich rodziców?

- Mieli wiele wrogów. Byli zaangażowani politycznie i społecznie, a i wśród akcjonariuszy spółki często spotykali się z krytyką - odparł ostrożnie. - Jednak nie przychodzi mi na myśl nikt, kto potrafiłby korzystać z czarnej magii.

- Rozumiem. Otwierał pan woreczek?

- Nie. Bałem się, że może to sprowadzić jeszcze większe nieszczęście - skrzywił się patrząc na stół.

Crisp przytaknął i sięgnął po przedmiot. Obracał go chwilę w dłoniach by w końcu rozluźnić zamknięcie i wysypać jego zawartość na stół. Trochę brunatnej ziemi, ptasia czaszka, igły, zgniłe mięso przypominające mózg i pukiel siwych włosów.

-Tak, jak myślałem. - Zmarszczył brwi Crisp. - Był spersonalizowany. Dokonał swojego przeznaczenia. Nie stanowi już zagrożenia, a to, co czujemy to jedynie echo czarnej magii. Skoro ten znalazł pan przy matce, to powinien być jeszcze jeden przeznaczony dla ojca.

- Gdy koroner zabrał ciała przeszukałem cały dom, ale nic więcej nie znalazłem - wyznał.

- Kto poza panem był jeszcze na miejscu zbrodni?

- Pogotowie, policja, służba, moja siostra Kinga i mój osobisty asystent - wyliczał, wracając do wspomnień.

- Czy ktoś mógł w tym czasie zabrać woreczek? - dopytywał, zapisując swoje uwagi.

- Jedyne co mi przychodzi na myśl, to, że służba mogła go wyrzucić podczas sprzątania - wyznał niepewnie.

- Dobrze. Chciałbym porozmawiać z ludźmi, którzy tam byli.

- Tutaj mam wizytówkę komisarza, który przyjechał na miejsce - powiedział, wyciągając z portfela mały kartonik. - Ale wolałbym nie mieszać w to mojej siostry i asystenta. Nie powiedziałem im o woreczku.

- Rozumiem, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że pan i pana siostra również możecie być na celowniku. - Był stanowczy. - Sugerowałbym nawet przeszukanie państwa mieszkań pod kątem uroków i klątw.

- Wszystko zorganizuje, ale warunkiem pana zatrudnienia jest nie mieszanie w tą sprawę moich bliskich - nie odpuszczał.

- W porządku - westchnął po krótkim namyśle Crisp. - Ale na pana odpowiedzialność.

Potocki właśnie chciał coś odpowiedzieć, gdy do środka wszedł bez pukania jakiś mężczyzna.

- Przepraszam bardzo, nie wiedziałem, że masz spotkanie - odparł uważnie się nam przyglądając.

Był w pewien subtelny sposób podobny do Marka. A może to połączenie tych ciemnych oczu i ubrania droższego niż cały mój księgozbiór sprawiały takie wrażenie? Z drugiej strony poprzez jasne blond włosy i drobną posturę wydawał się mniej ważny przy Potockim.

-W porządku, my już wychodzimy. - Crisp wstał, zgarniają ze stołu woreczek i jego zawartość.

- Ustalimy szczegóły mailowo - odpowiedział Marek i wyciągnął dłoń.

- Oczywiście. - Crisp oddał uścisk i udaliśmy się do wyjścia, mijając nieznajomego.

Gdy szliśmy do windy miałam nieodpartą ochotę by spojrzeć za siebie. Czułam, jakby ktoś przyglądał mi się z daleka. Jakby wiercił mi dziurę wzrokiem w plecach. Ale to przecież niemożliwe, prawda? Zawsze myślałam, że to takie wyrażenie, którego używa się w książkach, żeby zbudować napięcie. A może jednak coś w tym było?

***

- Pytaj. Widzę, że nie możesz już wytrzymać - rzucił Crisp, gdy minęliśmy szlaban.

- Aż tak było po mnie widać? - jęknęłam, notując w duchu, że muszę popracować nad miną pokerzysty.

- Oczy ci się świecą, jak dwie żarówki, nie możesz skupić się na niczym ani usiedzieć w miejscu - podsumował mnie z kpiącą miną. - Pytaj, bo wybuchniesz.

- Czym jest Marek Potocki? - wyrzuciłam z siebie i od razu wyciągnęłam na światło dzienne swoje przypuszczenia. - Ifrytem? Żywiołakiem? Feniksem?

- Smokiem. - Rzucił bombę.

- Smokiem? Jak Smok Wawelski? Albo Smaug? - Uniosłam wysoko brwi.

- A przypominał ci w czymś tępą bestię, która dałaby się nabrać na numer z baranem i siarką? - prychnął, posyłając mi litościwe spojrzenie.

- Ale ma w sobie coś mrocznego i pieniądze się go trzymają. - Budowałam w głowie obraz góry złota i wielkiego, skrzydlatego potwora z tym seksownym akcentem Benedict'a Cumberbatch'a.

- Nie rozpędzaj się tak - zastopował moją fantazję. - Smoki to rzadkość w dzisiejszych czasach. Normalnie żyją w innym wymiarze. A te które z jakiś powodów zostały tutaj nauczyły się wtapiać w tłum.

- Inny wymiar? Wtapiać? - powtarzałam jak papuga.

- Za dużo informacji? - zaśmiał się. - Jest mnóstwo wymiarów, które przylegają do naszego świata, a Arcus Orbem, to miejsce, w którym żyją smoki. Od stulecia nie słyszałem, żeby któryś się tu pokazywał. Ale, jak sama widziałaś bardziej przypominają ludzi niż przerośnięte jaszczurki. Przynajmniej dopóki się kontrolują.

- Ten wypadek nad morzem! - Olśniło mnie. - Myślisz...?

- Bardzo prawdopodobne - przytaknął. - Tylko pamiętaj, że nie to mamy zbadać.

Mówiąc to zjechał na podziemny parking galerii handlowej.

-Idziemy na zakupy? - zdziwiłam się.

- Idziemy na konsultacje - Posłał mi tajemniczy uśmiech. - Sama zobaczysz.

Galeria o tej godzinie była dosyć pusta. Trochę szwędających się dzieciaków i emerytów. Parę osób w kolejce po kawę, czy ciastko, ale same sklepy świeciły pustkami. Mijając krzykliwe szyldy pełne zniżek i promocji udaliśmy się ruchomymi schodami na drugi poziom w bardzo dobrze mi znanym kierunku.

- Akasha? Witam moją ulubioną klientkę? Skończył ci się już zapas ziół? A może potrzebujesz jakiś amulet miłosny? - dotarł mnie roztrajkotany głos, gdy tylko przekroczyłam próg sklepu.

- Siemasz, Beti - przywitałam się z uśmiechem. - Niestety przyszłam tu dzisiaj służbowo.

- Służbowo? - zdziwiła się i dopiero ujrzała mojego towarzysza. - Crisp?

- No tak, mogłem domyślić się, że już się znacie. - Mój szef tylko wywrócił oczami.

Beata Lipińska, aka Beti była kobietą po czterdziestce do złudzenia przypominającą Sybillę Trelawney, nauczycielkę wróżbiarstwa z filmowego Harry'ego Potter'a. Burzę jasnych, potarganych loków na czole ściągała jej kwiecista chusta, a okrągłe okulary w czarnych oprawkach powiększały optycznie i tak ogromne, kocie oczy. Jej wąskie usta nigdy się nie zamykały przez co często nazywano ją także Gadułą i Przekupką. Z szyi Beaty zwisały sznury i korale pełne talizmanów i kolorowych kamieni. Nosiła się równie dziwacznie. Części jej garderoby często ze sobą nie współgrały, przez co zawsze zwracała na siebie uwagę. Dla przykładu, dzisiaj miała na sobie ciężkie, wojskowe buty, wzorzyste szarawary, satynową, wściekle żółtą koszulę z bufiastymi rękawami i cekinową kamizelkę. Całości dopełniały okrągłe kolczyki z żywicy, w której została zatopiona para komarów. Dlaczego? Mnie nie pytajcie. Z Beti było już tak, że jej dziwactwa trzeba było po prostu zaakceptować, bo szukanie w nich sensu groziło ostrym bólem głowy i przegrzaniem zwojów mózgowych.

Poznałam ją na jednym z konwentów fantastyki, gdzie miała swoje stanowisko z amuletami i kartami tarota. Później miałam okazję uczestniczyć w prowadzonych przez nią prelekcjach na temat zielarstwa i wiedźm w polskiej kulturze. Od tamtej pory jestem jej stałą klientką. Mam w domu kilka ręcznie malowanych talii kart, mnóstwo ziół i herbat na wszelkiej maści dolegliwości (z których często i ochoczo korzysta też Marianna), zapas amuletów na każdą okazję, jak i zwykłej, choć niecodziennej biżuterii.

- Co wy tu razem robicie? - pytała rzucając niepewne spojrzenia to na mnie to na Krzysztofa.

- Od jakiś dwóch tygodni pracuje jako jego asystentka - pochwaliłam się, pokazując palcem w kierunku Crispa.

- A przyszliśmy tu skonsultować nową sprawę - dodał mój szef.

- No kto by się spodziewał. - Pokręciła głową. - Dobrze, w takim razie porozmawiajmy w bardziej ustronnym miejscu.

Kobieta zabezpieczyła wejście do sklepu i wywiesiła tabliczkę z napisem "zaraz wracam". Zaprosiła nas za ladę, a następnie otworzyła drzwi na zaplecze. W mojej głowie rozległy się wibracje, a gdy przekroczyłam próg doszło do mnie, że nie jesteśmy już w galerii.

- Teleportowaliśmy się? - Popatrzyłam zdezorientowana na Crispina.

- To tylko taki skrót - odpowiedziała zamiast niego Beata. - Zapraszam, rozsiądźcie się wygodnie.

Znaleźliśmy się w okrągłym pomieszczeniu, którego ściany zdobiły połyskujące znaki. Z sufitu zwisały wielobarwne, półprzezroczyste tkaniny, które składały się na coś na kształt baldachimu. Za to cała podłoga została wyłożona miękkimi, puszystymi poduszkami. Na miedzianych świecznikach płonęły białe świece, a w powietrzu unosił się zapach kadzidła. Rozglądałam się dookoła, chłonąc każdy szczegół. Wnętrze trochę kojarzyło mi się z dworem sułtańskim, trochę z dziecięcą kryjówką. A ciche wibracje, podpowiadały mi, że w powietrzu iskrzyła prawdziwa magia.

Crispin przysiadł po turecku, stawiając przed sobą plecak, z którego wyskoczyła Bastet. Ja zajęłam miejsce obok i choć siedzenie w tej pozycji wydawało mi się koszmarnie niewygodne, musiałam przyznać jednak, że spokojnie mogłabym tu zasnąć.

- Małe co nieco dla kotka i herbata dla was. - Beata postawiła przed Bastet miskę z suszonym mięsem, a nam wręczyła po glinianym kubku z aromatyczny naparem.

- Mmm... Trawa cytrynowa, korzeń kurkumy, hibiskus, limonka, kwiat lawendy... - Zaciągnęłam się zapachem. - Powitanie Księżyca?

- Wiedziałam, że rozpoznasz tę mieszankę - posłała mi wesoły uśmiech. - Co dokładnie was do mnie sprowadza, kociaki?

Nazwanie Crispina "kociakiem" wydało mi się dość osobliwe. Niemniej jednak ukryłam uśmiech zanurzając usta w herbacie. Mój szef zdawał się ignorować to przezwisko. Wyciągnął z kieszeni kurtki woreczek klątwy i podał go Beacie.

- Poznajesz? - zapytał. - Czy któraś z tych rzeczy została zakupiona u ciebie?

Kobieta zmarszczyła brwi i ostrożnie przejęła przedmiot. Podsunęła sobie na kolana drewnianą, okrągłą deskę z wyrzeźbionym pentagramem wpisanym w okrąg i wysypała na nią zawartość woreczka. Wzięła do ręki kadzidło i zaczęła zataczać nad deską koła, a z jej ust popłynęły ciche, śpiewne dźwięki. Po chwili atmosfera jakby stała się lżejsza. Uczucie to przypominało zniknięcie brzydkiego zapachu, do którego byłam już przyzwyczajona. Niby nie zwracałam na niego uwagi, ale bez niego żyło się dużo lepiej.

- Oczyściłam go z echa czarnej magii - powiedziała, widząc moje zdziwienie. - To był bardzo silny i spersonalizowany urok.

- Doprowadził do śmierci kobiety - wyjaśnił przytakując.

- Nie dziwię się. Był naładowany goryczą, żalem i nienawiścią - mówiła, badając przedmioty. - Ziemia na pewno pochodzi z cmentarza, typowy pierwiastek śmierci. Igły oznaczają bolesną i zaskakującą krzywdę. Ptasi mózg... Ktoś poświęcił to biedne stworzenie jako ofiarę, by ukierunkować zaklęcie. Niech zgadnę, wylew?

- Tętniak - uściśliłam, ciekawie obserwując jej poczynania.

- Też pasuje - odparła ponuro. - Pukiel włosów, by zaklęcie dotknęło precyzyjnie wyznaczoną ofiarę. I ptasia czaszka...

- Właśnie jej nie potrafiłem rozgryźć - skrzywił się.

Beti wzięła ją do ręki i podniosła do płomienia świecy, oglądając przedmiot pod różnymi kątami.

- Nie została zakupiona u mnie, tak jak żadna z tych rzeczy - w końcu odpowiedziała na pytanie Krzysztofa. - Wygląda mi to na podpis wiedźmy. Ale nie kojarzę żadnej, która używałaby ptasich czaszek. To takie... Staromodne.

- Podpis? - Rzuciłam jej pytające spojrzenie.

- My, wiedźmy lubimy takie rzeczy - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie po to każda z nas pracuje latami nad własnym grimoirem, czy doszlifowuje zaklęcia przekazywane z pokolenia na pokolenie, żeby jakaś inna pożal się boże czarodziejka ukradła nasze pomysły.

- Taki antyplagiat - wypaliłam odkrywczo. - Zaraz, zaraz, to znaczy, że też jesteś wiedźmą?

- Moja droga, przecież nigdy tego nie ukrywałam! - powiedziała oburzonym tonem.

- No niby tak... - mruknęłam.

...ale zawsze myślałam, że to tylko taka otoczka, która miała przyciągnąć więcej klientów - dodałam w myślach.

-Tak, czy inaczej, ta czaszka jest kluczem do odnalezienia waszej morderczyni - powiedziała, pakując przedmioty z powrotem do woreczka.

- Dziękuję, Beato - odparł, wyciągając dłoń.

- Przykro mi, że nie byłam w stanie bardziej pomóc - posłała nam smutny uśmiech.

- Dałaś nam jakiś punkt zaczepienia - odparł i przywołał gestem kotkę.

- Chodźcie, odprowadzę was.

Dopiłam pospiesznie herbatę i podniosłam się na nogi. Przy przejściu w drugą stronę wibracje były delikatniejsze.

- Może chcecie kupić jakieś amulety ochronne? - zapytała, jeszcze zanim opuściliśmy sklep. - Ten woreczek klątwy to wyjątkowo paskudna magia.

- Ja chętnie! - wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć.

Zawsze byłam łasa na takie rzeczy, a myśl, że miał pochodzić od prawdziwej wiedźmy tylko podnosiła rangę takiego zakupu.

- Właściwie to nie głupi pomysł - poparł mnie Crisp.

- Co? - Zdziwiłam się. Myślałam, że będzie do tego podchodzić sceptycznie.

- Wręczymy je naszemu klientowi - powiedział, wykazują się nadmiernie zdrowym rozsądkiem. - On też może być na celowniku.

- W takim razie, zapraszam!

Beata wyciągnęła z gabloty bransoletki, wisiorki i zawieszki w różnych kształtach. Gdy nachyliła się, by zobaczyć biżuterię znów poczułam płynąca od nich magię. Mimo, że wyglądały, jak zwykłe ozdoby, były prawdziwe.

- Wszystkie opracowałam sama. Możecie być pewni ich działania - wyszczerzył się dumnie.

Ja wybrałam koraliki z zawieszką w kształcie pentagramu, Crispin dwie bransoletki z kamienia wulkanicznego. Zapłaciliśmy, a Beata spakowała nasz zakup do ozdobnych torebek.

Mój szef ruszył przodem, ale sprzedawczyni mnie jeszcze złapała przed wyjściem.

- Dziecino, może nie powinnam się wtrącać, ale uważaj na siebie - odparła bardzo poważnie. - Crispin... To nie jest ani dobry towarzysz, ani odpowiednia praca dla człowieka. Może stać ci się krzywda.

- Dziękuję za twoją troskę - odpowiedziałam spoglądając wzrokiem za moim szefem i jego kotką. - Będzie dobrze. Poradziłam sobie z bałamutnikiem, to detektyw z piekła rodem też nie będzie żadnym wyzwaniem.

A przynajmniej wtedy tak naiwnie sądziłam.

~~***~~

Tak więc nasi bohaterowie zabierają się za pierwsze zlecenie.

Co myślicie o takiej kreacji smoków? Koniecznie dajcie znać w komentarzu :)

A poniżej piosenka do tego rozdziału:

https://youtu.be/ZkW-K5RQdzo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro