PROLOG: ŚMIERĆ CASSANDRY CASSANE
- Cassie, nie rób tego - Miranda błagała swoją córkę, trzymając wnuczkę na rękach.
- Wiesz, że muszę. - Kobieta posłała jej smutne spojrzenie.
- Wolisz rzucić się na ratunek jakieś pijawce, niż zaopiekować własną córką? - Matka próbowała wzbudzić w niej poczucie winy.
Właściwie nie musiała tego robić. Cassandrę Cassane przepełniały tak wielkie wyrzuty sumienia, że nie potrafiła spojrzeć w oczy ani Mirandzie, ani swojej córeczce.
- Gdyby nie Rubi, obie byłybyśmy już martwe - przypomniała. - Mam u niej dług do spłacenia.
Miranda wykrzywiła usta, przytulając mocniej dziecko. Długi, umowy i obietnice były w ich świecie czymś świętym. Rozumiała to doskonale, ale włożyły tak wiele wysiłku by ukryć się z dzieckiem, a jej córka miała to wszystko teraz zaprzepaścić.
Cassandra westchnęła ciężko i podeszła by ucałować mamę w policzek, a dziewczynkę w czoło. Zapach niemowlęcia koił jej nerwy, sprawiał, że chciała wziąć małą w ramiona i ukryć się z nią przed całym złem tego świata. W głębi ducha zdawała sobie jednak sprawę, nie nie miała takiego przywileju. Pogładziła czule delikatne włoski dziewczynki i zdjęła z nadgarstka bransoletkę.
- Gdyby coś mi się stało, daj jej to - poprosiła, kładąc przedmiot przy drobnej rączce.
- Nawet tak nie mów! - syknęła Miranda. - Wrócisz i sama jej to dasz, opowiadając o jej dziedzictwie.
- To przekleństwo, a nie dziedzictwo - poprawiła ją. - Jeśli nie wrócę za tydzień, ukryjcie się.
- Cassie...
Ona jednak zignorowała błagalny ton matki i nachyliła się nad dzieckiem.
-Stello Mirando Natasho Cassane, kocham cię całym sercem - wyszeptała jej do uszka i pogładziła delikatne włoski.
Miranda zamiast się pożegnać z córką zaczęła szeptać ciche błogosławieństwo. Drobne nitki jej mocy splotły się z aurą Cassandy, która kiwnęła głową w podziękowaniu, sprawdziła zawartość sakiewki i wyszła nie oglądając się za siebie. Mimo to Miranda nie mogła pozbyć się czarnych myśli.
***
Wiedziała, że nie ma gdzie się ukryć. Była na jego terytorium. Pogrywał z nią dając złudną nadzieję na wolność. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, lecz nie zamierzała oddać się żywcem. To było poniżej jej dumy.
Miała w życiu wiele: moc, władzę, sławę, a nawet coś, co mogła nazwać miłością. Jedyną rzeczą, jakiej żałuje jest to, że nigdy już nie ujrzy, jak jej dziecko dorasta, jak stawia pierwsze kroki, woła "mama", kończy szkołę, jak opanowuje swoją moc i staje się piękną i dumną kobietą. Kochała swoją córkę i właśnie dla niej była gotowa oddać życie. Nikt nie może dowiedzieć się o istnieniu małej. Była zakazanym owocem, bytem zrodzonym z miłości, która nie miała prawa zaistnieć. Musiała ją ukryć przed światem, w którym się wychowała i przed tym diabelskim nasieniem, które ją teraz ścigało. Naprędce utkała zaklęcie i ze łzami w oczach dotknęła własnego czoła. Głowa kobiety zapłonęła żywym ogniem, a wspomnienia o jej ukochanym i niemowlęciu powoli zacierały się.
Czuła ogromny smutek, choć nie do końca rozumiała dlaczego. W końcu przybyła tu by uratować swoją przyjaciółkę. Miała wyrwać ją z łap tego demonicznego zwyrodnialca, ale okazał się zbyt silnym przeciwnikiem, jednak w głębi ducha wiedziała, że nie był to jedyny powód ściskającego jej serce żalu. Przeklinała w duchu własną głupotę i chore poczucie dumy, które pchnęło ją do tej szaleńczej, przegranej z góry walki. Skupiła się, tkając nowe zaklęcie, gdy usłyszała jego przerażający śmiech. Znalazł ją, chociaż tak naprawdę od zawsze wiedział gdzie się ukrywała. Nie mogła już dłużej uciekać, więc z godnością, jaka jej została wyszła mu naprzeciw. Jego oczy płonęły żywym ogniem, a pierzaste skrzydła nadawały posturze jeszcze potężniejsze rozmiary. Wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu, a ją przepełniło palące uczucie nienawiści.
- Nie dostaniesz mnie żywej - wysyczała, a moc buzowała w jej żyłach.
- I tak już cię zdobyłem - zachichotał złowieszczo. - Twoje ciało będzie wieńczyć moją kolekcję.
Zmaterializował się z cichym szelestem i wbił Cassandrze sztylet w plecy, przeszywając jej ciało na wylot. Upadła na gorący piasek. Umierała. Świadomość zbliżającej się śmierci bolała bardziej niż rozdzierające serce ostrze. Zaświaty ją wzywały, lecz została jeszcze jedna rzecz, jaką musi zrobić zanim odejdzie.
Wypuściła całą swoją moc, ale nie skierowała jej w przeciwnika. W następnej sekundzie jej ciało zaczął trawić czarny płomień, którego nie była w stanie ugasić nawet demoniczna magia. Cassandra nie już czuła już bólu, a świadomość, że przechytrzyła swojego wroga pozwoliła jej odejść w spokoju.
***
Dziewczynka przeraźliwie płakała od kilku godzin. Babcia w żaden sposób nie mogła jej uspokoić. Włożyła maleństwo do łóżeczka i zaczęła kołysać, śpiewając cichą piosenkę z nadzieją na jakiś efekt.
Nagle przywieszka wisząca przy bransoletce, którą Cassandra zostawiła przy kołysce wymęczonego dziecka rozbłysła białym światłem. Przerażona kobieta, przysłoniła oczy maleństwa i szybko zdjęła przedmiot, chowając go do szkatułki. Dotknęła palcem wskazującym pokrywki i wyszeptała zaklęcie, przelewając w nią moc. Zamek skrzyneczki cicho kliknął, chroniąc spadek po jej córce przed niepowołanymi osobami.
Miranda wróciła do wnuczki. Dziewczynka momentalnie zasnęła, lecz tym razem to z oczu babci zaczęły wylewać się gorzkie łzy. Kobieta wiedziała, iż białe światło oznacza jedno - Cassandra właśnie straciła życie. Pozwoliła sobie na tę chwilę rozpaczy, ale zaraz otarła mokre polika i zgarnęła najpotrzebniejsze rzeczy by następnie przenieść małą do nosidełka. To był dopiero początek ich walki.
***
Przez powietrze przeszła fala przytłaczającej magii śmierci. Pomieszczenie wypełnił mrok, a Miranda poczuła na skórze ciarki. Mocniej przytuliła dziewczynkę, by chronić ją przed obcą magią, ale mała w ogóle nie reagowała na zawirowania mocy. Zupełnie, jakby ta przytłaczająca siła była dla niej czymś naturalnym. Przeklęła w duchu, wiedząc, że istota, którą wezwała mogła pojawić się tu w mgnieniu oka, lecz tacy jak on lubili tanie sztuczki, które miały w ludziach wzbudzać strach.
Po sekundzie z mroku wyłoniła się ciemna postać, która z każdą następną chwilą nabierała ludzkich kształtów, aż stanął przed nią blady mężczyzna o ostrych rysach twarzy. Miranda spuściła wzrok, by nie spoglądać w te ciemne, jak bezkresna otchłań oczy. W ostatniej sekundzie zauważyła tylko, że istota wykrzywia pogardliwie usta. Stłumiła w sobie złość, w końcu potrzebowała jego pomocy.
- Dlaczego ośmielasz się mnie wzywać? - jego głos zagrzmiał wewnątrz głowy Mirandy. Kolejna tania sztuczka.
- Przyszłam zawrzeć z tobą układ - odparła pewnie, choć nie podniosła wzroku.
- A co może mieć taki marny śmiertelnik, czego nie ma bóg? - prychnął pogardliwie.
- Moc i przysięgę wierności - słowa ledwo przechodziły jej przez gardło. - Brakuje wam jednego i drugiego w tej pogrążonej przez chrześcijan krainie.
Miranda poczuła w powietrzu falę gniewu, która manifestowała się kolejną iskrą mocy ale wiedziała, że ma rację. Nie mogła cofnąć swoich słów, bo były prawdziwe. Bóg też o tym wiedział.
- Co chcesz w zamian?
- Zapieczętuj moc tego dziecka, tak by każda istota widziała w niej zwykłego człowieka - poprosiła, pokazując wnuczkę.
Bóg przez chwilę przyglądał się kobiecie i dziecku. Miranda czuła na sobie jego palące spojrzenie, będąc boleśnie świadomą, że właśnie ważą się ich losy.
- Czemu nie oddasz mi mocy tego niemowlęcia? - zapytał w końcu.
- Wiesz, że to złamałoby Przymierze - odpowiedziała szybko, ale w jej sercu zakiełkował strach.
Czuła, że kryjąca się w żyłach dziewczynki moc jest kusząca dla tej istoty. Dlatego tak ich nienawidziła. Chciwe, rządne władzy nad ludźmi stworzenia, były gotowe poświęcić każde życie dla własnego dobra.
- Twoja magia jest obca - powiedział po chwili wahania. - Nie należysz do nas.
- Dlatego da ci to przewagę nad resztą Panteonu - wypowiedziała przygotowany wcześniej argument.
Mężczyzna podszedł bliżej przyglądając się dziecku.
- Każda pieczęć ma jakąś słabą stronę. Furtkę, która umożliwi jej złamanie. Takie są zasady wszechświata. Musi zostać zachowana równowaga. Nic nie może pozostać zamknięte na wieki - zaczął jej tłumaczyć, chociaż Miranda doskonale zdawała sobie z tego sprawę. - Jeśli te warunki zostaną spełnione jej moc wróci, ale twoja pozostanie na zawsze w moim władaniu. Rozumiesz to?
- Jakie to będą warunki? - zapytała podejrzliwie.
- Nie ja ustalam zasady - odpowiedział oschle. - Ja biorę moc, której potencjału nie znam, ty pieczęć, którą może zerwać podmuch wiatru. Jesteś gotowa podjąć takie ryzyko?
Miranda kalkulowała wszystkie za i przeciw, ale w końcu doszła do wniosku, że jej moc w tym miejscu znaczy więcej niż wszystkie słowiańskie gusła. Musiała wierzyć, że jest wyjątkowa i będzie przydatna dla tutejszego boga, a warunek zerwania pieczęci trudny do spełnienia.
- Tak. Zgoda - mówiąc to podniosła wzrok, wytrzymując przytłaczającą aurę boga.
- Przysięgnij!
- Ja, Miranda, Charlotte, Ava Cassane przysięgam moją wierność i własną moc w zamian za zapieczętowanie magii tego dziecka - wyrecytowała.
- Ja, Weles, władca Nawii przysięgam zapieczętować w tym dziecku magię w zamian za twoją wierność i moc, Mirando, Charlotte, Avo Cassane - powtórzył słowa przysięgi, które jednocześnie były nierozerwalnym zaklęciem.
Mężczyzna podszedł do Mirandy i gwałtownie ją do siebie przyciągnął. Złożył pocałunek na jej ustach, który miał przypieczętować ich umowę, a kobieta z każdym tchnieniem, czuła, że magia z jej duszy jest boleśnie wyrywana. W tym samym czasie bóg położył dłoń na czole dziecka, które wydało z siebie przeraźliwy krzyk. Po chwili przysięga została dopełniona, a na jej potwierdzenie na barku dziecka pojawiło się czerwone znamię w kształcie rogów.
- Twoja magia ma wielką moc. - Oszołomiona Miranda usłyszała w głowie głos boga. - Pieczęć nałożoną na to dziecko może zerwać tylko pocałunek demona.
- Dziękuję - wyszeptała cicho i padła na kolana, czując, jak bardzo jest wyczerpana.
W jej głowie odbijał się szyderczy śmiech Welesa, ale jego mroczna aura powoli ustępowała. Drżąc na całym ciele, Miranda przytuliła mocno do siebie płaczące dziecko.
- Csii, wiem, że to boli, ale dzięki temu będziesz bezpieczna.
~~***~~
Jak Wam się podobał wstęp? :)
Może macie już pomysł kim tak na prawdę są nasze bohaterki? Jestem mega ciekawa Waszych teorii :D
A już w środę pierwszy rozdział.
Poniżej okładka i piosenka do tego rozdziału.
Enjoy!
https://youtu.be/5PqyKPTTZJc
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro