24. Feliks Lech
Długi listopadowy weekend minął szybko i Feliks sam nie pamiętał, aby opuszczał na dłużej szkołę. Gdy wrócił wszystko było na swoim miejscu: stosy niepoprawionych kserówek, niewygodne krzesła u Dyrektorka i brudne zasłony w salach.
Po rewelacji związanej z gazetkami nie było już śladu; zaledwie parę z nich walało się na biurkach nauczycielki, którzy prawili długie wywody, żądając, aby redaktorzy się ujawnili. Cała czwórka siedziała jak mysz pod miotłą i stara się nie zwracać na siebie uwagi.
– To co chcecie mi powiedzieć? Że pan Woźniak sam je pisze? – wykrzyknęła Danuta Wolska podczas lekcji historii i potoczyła wzrokiem po uczniach.
Feliks siedział jak trusia. Wbił wzrok w stolik, nie rozumiejąc, do czego nauczycielka dążyła.
"Przecież nie ma w nich nic złego, więc co im tak na tym zależy?" zastanawiał się.
– Jeszcze się wszystkiego dowiem – obiecała.
– Czyli zorganizuje pani własne śledztwo? – zapytał Kuba. – Pani będzie Sherlockiem, a ja mogę być Watsonem. Co pani o tym myśli?
– Myślę, że lepiej, abyś poszukał swojej Mary, bo dawno nie widziałam jej na Kółku Miłośników Historii.
Kuba wzruszył ramionami. Celina, przynajmniej tak się wydawało Feliksowi, że o niej była mowa, od początku roku pracowała na wolontariacie z Zuzką i Agatą i nie miała na razie ochoty zmieniać swoich priorytetów. Dzwonek na przerwie ucieszył uczniów i czym prędzej wypadli na korytarz.
– Feliiiks! – Rozległ się głos po korytarzu, a chłopak odwrócił się i pobiegł do toalety.
Zaledwie zamknął drzwi, a na korytarzu Zuza pytała, czy ktoś nie widział "jej Feliksiątko".
– Ale wstyd. – Ktoś cicho zagwizdał, z Feliks odwrócił się.
Ze słuchawek, które zwisały Michałowi wokół szyi, płynął heavy metal, kontrastująca z wyglądem chłopaka. Kuzyn Feliksa tego dnia założył czarne dżinsy i błękitną koszulę, która w niektórych miejscach delikatnie się zmięła.
– Cześć, Michał – przywitał się Feliks. – Co słychać?
– Iron Maiden. The Trooper – mruknął.
Feliks powstrzymał uśmiech, cisnący mu się na usta.
– Chodziło mi o to, jak jest u ciebie – powiedział.
– Aha. – Uśmiechnął się pod nosem. – Wszystko dobrze. Niezmiennie od obiadu u babci.
Podszedł do suszarki w rogu i pomachał rękami kilka razy. Urządzenie nie zareagowało. Popukał w bok, ale nadal nie zadziałało.
– Ech, polska szkoła w pigułce – mruknął i wyciągnął chusteczki z kieszeni.
Feliks powiódł wzrokiem po obudowie i wzdłuż kabla. Ciągnął się od środka tylnej ścianki do góry i zahaczał o kontakt. Zahaczał, bo wtyczka dyndała tuż obok, patrząc na nich jakby z triumfem; czarne, niegdyś złote końce, były skierowane wprost w Feliksa. Zastanowił się chwilę i zdecydował się nic nie mówić kuzynowi.
– Coś ty taki elegancki? – zapytał zamiast tego.
Michał machnął ręką.
– Miałem mieć przesłuchanie do zespołu w Solskim*, ale odwołali, bo prowadzący się pochorował. I teraz chodzę jak debil i muszę się każdemu spowiadać. A ty, Feliksiątko? Co cię tu przywiodło?
Feliks nabrał powietrza w płuca i popatrzył się na kuzyna.
"Taki to ma dobrze. Bez dziewczyny, bez problemu, z najlepszym przyjacielem znają się od dawna i mogą na sobie polegać, ma pasję i się w niej realizuje" pomyślał z rozrzewnieniem.
"Całkowite przeciwieństwo ciebie" dodał głosik w jego głowie.
– Zuzka stała się ostatnio strasznie nieznośna. – Zmarszczył nos. – Cały czas łazi i prosi mnie, abym poszedł z nią na tę komedię do kina. Wiesz, tę, o której pisali w gazetce. A ja... – urwał.
Zastanawiał się, co powinien powiedzieć; że już raz ją widział, a nawet recenzował? Przecież zdawał sobie sprawę, że nie może pisnąć ani słówka. W przeciwnym razie wylot ze szkoły miał zagwarantowany. Dyrektorek ostrzegł ich, że dałby delikwentowi takie referencje, że musiałby powziąć się nauczania domowego.
– A ty, co? Słuchaj, byłem na tym. Sam – zaznaczył. – Nie było to coś, na co wydałbym czternaście złotych, (te ceny w Marzeniu są zdecydowanie za wysokie!), ale jeśli poszedłbym na randkę z dziewczyną, która by mi się podobała, może i bym czerpał z tego jakieś korzyści. – Michał zmarszczył brwi. – To zabrzmiało dosyć dwuznacznie, nie sądzisz? – Zaśmiał się.
– Bo są pary, które chodzą do kina i które chodzą na film.
– Skończmy, zanim to zajdzie za daleko – przerwał mu Michał.
Feliks uderzył się w czoło z głośnym plaśnięciem i oboje się roześmiali.
– To dlaczego nie zaprosiłeś żadnej dziewczyny? – zapytał Feliks. – Myślę, że niejedna by się zgodziła.
Michał nic nie odpowiedział. Wzruszył ramionami, a w szkole rozległ się dzwonek na lekcje.
*
Feliks starał się niezauważalnie wymknąć ze szkoły. Nic mu z tego nie wyszło. Najpierw spotkał Ritę. Dziewczyna rzuciła w jego kierunku plik ulotek z kina. Udało mu się złapać dwie, reszta spadła na ziemię.
– Jaka ciapa – mruknęła Rita, gdy Feliks zbierał je i otrzepywał z brudu. – Dobrze, że nie padało, bo gdyby się zepsuły, musiałbyś po nie biec.
– Mogłaś ich nie rzucać – wytknął Feliks.
– Mogłeś mieć większy refleks. – Wywróciła oczami. – Chyba trenujesz piłkę nożną, więc wiesz, że jak spóźnisz się o parę sekund, twoi przeciwnicy zdążą ci strzelić gola.
– O, widzę, że ktoś się tu zainteresował futbolem. A Mundial też oglądałaś?
– Pewnie, wypatrzyłam cię w polskiej drużynie. Przecież strzeliłeś gola.
Feliks zmarszczył brwi i popatrzył na Ritę pytającym wzrokiem.
– Nie bój nic. – Westchnęła. – Samobójczego. Nie miałeś siły, aby biec do przeciwnej bramki.
Feliks parsknął śmiechem i przyjrzał się dziewczynie. Miała czerwoną twarz.
"Może biegła?" zastanawiał się.
– Humor dopisuje?
– Wiesz, jak patrzę na ciebie, to chce mi się tylko płakać – skwitowała.
Uczniowie szli na przystanek, raz po raz rzucając zaciekawione spojrzenia w stronę tej dwójki. Niektórzy nawet zatrzymywali się i próbowali usłyszeć, o czym mówili, ale wtedy Rita posyłała im spojrzenie pełne mordu i znikali z horyzontu.
– Myślę, że skoro ostatnio byliśmy na komedii romantycznej, w piątek wybierzemy horror – oznajmiła Rita.
Feliks zdał sobie sprawę, że słowo "oznajmiła" było bardzo adekwatne do sytuacji.
– W ten piątek? – dopytał.
– Nie mów, że masz coś zaplanowane. Rano powiedziałam Celinie, że nie mogę się z nią w piątek wieczorem spotkać, a do szesnastej mam zajęcia. Pewnie się przeciągną i seans o siedemnastej mi pasuje – skwitowała z triumfalną miną. – Nie po to zwolniłam się z fakultetów, żebyś mi teraz wybrzydzał, Feliksiątko.
Feliks zgromił ją wzrokiem, ale kompletnie nie wywarło na niej żadnego wpływu.
– Powiedz mi, u ilu osób będę już Feliksiątkiem?
– Czy ja wiem? – Wzruszyła ramionami. – Na pewno słyszało o tym całe gimnazjum, więc sądzę, że masz przechlapane. Na razie – powiedziała, gdy ze szkoły wyszła Zuzka. – I nie zapomnij!
Zuza bez ostrzeżenia przytuliła go, a Feliks patrzył, jak sylwetka Rita znika w autobusie.
– Szukałam cię cały dzień! – wybuchnęła Zuza. – I nigdzie cię nie było! Chowałeś się przede mną? – zapytała oskarżycielsko. – O! Masz ulotki z kina. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
Zuza zaczęła gadać bez przerwy, pokazując chłopakowi kolejne propozycje filmowe. Feliks jednym uchem wpuszczał informacje, a drugim one samoistnie wylatywały. Ruszyli w kierunku przystanku.
– I w piątek idziemy na tę nową bajkę Disneya – zarządziła Zuza.
– W piątek nie mogę – odparł machinalnie Feliks.
– Jak to nie możesz? Przecież nie masz treningu! A poza tym, kiedy byliśmy ostatnim razem w kinie? – Feliks nie odpowiedział. – Właśnie, nie pamiętasz. Ja też nie przypominam sobie, żebyś mnie choć raz zabrał. A Agata? Co chwilę łazi do kina!
– Ale on nie ma chłopaka – wtrącił Feliks.
Zuza popatrzyła na niego buntowniczo.
– I ja chyba też niedługo nie będę miała – rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Feliks nie pobiegł za nią. Wiedział, że najlepiej będzie przeczekać.
* Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro