Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Rita Stankiewicz

Rita uważała się osobę, która nie potrafi płakać. Naprawdę sądziła, że płakanie nie zostało wpisane w jej kod genetyczny i upust złym emocjom, kłębiącym się w jej ciele, musiała dawać w jakiś inny sposób.

Jedyny raz zdarzyło się, gdy miała cztery lata. Tata mieszkał wtedy z nimi i razem z jej mamą bardzo się kochali. A przynajmniej sprawiali takie pozory. Był piękny słoneczny dzień, idealny do spędzenia czasu z rodziną. Rita pojechała z rodzicami na wakacje do Rabki Zdrój, bo droga dłuższa niż dwie godziny nie wchodziła w grę, przez chorobę lokomocyjną córki.

Wspomnienie samego miasta wydaje się Ricie bardzo wyblakłe; pamięta tylko liczne place zabaw, na których bawiła się wieczorami, fasadę białego hotelu, drzewa na każdym kroku i Rabkoland, gdzie pokonywała swoje pierwsze lęki. Wszystko to mieszało się w głowie, a urywki wspomnień pojawiały się niespodziewanie. Wielkie karuzele; muzyka z automatów do gier; szelest liści nad głową; skrzypienie huśtawek; zapach oscypków; wielkie, wygodne łóżko w pokoju rodziców.

Spacerowali parkiem; Rita siedziała na plecach taty, a rodzice trzymali się za ręce. W koronach drzew wesoło śpiewały ptaki i dziewczynka była pewna, że ten dzień będzie dobry. Tak zawsze mówiła - dobry. Nie: wspaniały, idealny, fajny, perfekcyjny; po prostu dobry. Bo każdy dzień powinien zasługiwać na miano dobrego, jeśli spędza się go z osobami, które się kocha. Wtem tata przystanął, a Rita podniosła wzrok znad kwiatków, które mama zerwała jej w prezencie.

- Czy to nie jest ta dmuchana superzjeżdżalnia, o której marzy moja córeczka? - zapytał tata.

Rita poklaskała w ręce.

- Tak, tak, tak! - wykrzykiwała. - Mamuś, mogę iść, prawda? - Zamrugała oczkami i wiedziała, że ma mamę w garści.

- No nie wiem. Ta wydaje się jeszcze większa niż zwykłe - powiedziała.

- To będzie jeszcze bardziej fajnie! - Uniosła rączki do góry. - Proszę, mogę iść?

Mama przypatrywała się z niepokojem dmuchanej zjeżdżalni. Ricie wydawało się, że sięga nieba. Żółty kolor odcinał się na tle zielonych liście, sprawiając, że nie dało się jej nie zauważyć podczas spaceru.

- Daj jej się pobawić - powiedział tata. - Przecież nic jej się nie stanie. Nim się zorientujemy, dorośnie i nie będzie mogła chodzić na takie rzeczy. - Wskazał ręką na zjeżdżalnie. - I pomyśl, co będzie później opowiadać; że mama nie pozwoliła jej zjechać na jej wymarzonej zjeżdżalni?

Tata Rity, Sławek Stankiewicz, miał niesamowitą zdolność przekonywania swojej żony; a może to Karolina nigdy nie potrafiła oprzeć się prośbom swojego męża? W pewnym sensie udało jej się otworzyć oczy, ale zdecydowanie za późno. I Rita nie wiedziała, czyja to była wina.

- To chodź, księżniczko. Spełnimy twoje marzenie o superzjeżdżalni.

Rita wydała okrzyk szczęścia, a tata ściągnął ją ze swoich ramion i postawił na ziemi. Dziewczynka pobiegła, ile miała sił w nogach w stronę zjeżdżalni. Usłyszała cichy chichot mamy, która spokojnym krokiem z tatą szli w jej stronę.

- A co dla ciebie, żabko? - Usłyszała za sobą głos i mimowolnie się spięła.

Powoli odwróciła się do tyłu. Na plastikowym krześle, które w tamtym momencie wydało jej się dziwnie niestabilne, siedział opasły mężczyzna z papierosem między palcami. Zaraz obok niego była kobieta, chuda jak tyczka, z farbowanymi na czerwono włosami i kolczykiem nad wargą. Miała święcące na niebiesko powieki i przypominała Ricie bazyliszka.

- Mama mówi, że nie wolno palić. - Dziewczynka wskazała na papierosa.

Mężczyzna zaśmiał się gardło, co przypominało bardziej rechot żaby.

- Kochana, gdybym cały czas słuchał się mamy, niczego bym się nie dorobił - powiedział i wydmuchał dym prosto na kobietę obok.

Oboje się zaśmiali, a Ricie zajęło dużo czasu, zanim zrozumiała, o czym mówił.

- Dzień dobry - przywitała się Karolina, krzywiąc się na widok mężczyzny.

Odwróciła się do Sławka i szepnęła mu coś na ucho. Mąż pokręcił głową i zaczął:

- Ile kosztuje zabawa na tej zjeżdżalni? - zapytał, łapiąc żonę za nadgarstek.

Karolina posłała mu wrogie spojrzenie. Chciała coś dodać, ale Sławek ścisnął ją mocniej za rękę, na co zacisnęła zęby.

- Jak dla pana siedem złoty - odparł mężczyzna, puszczając kółko papierosem.

- A jak dla córki? - Wskazał na stojącą Ritę ze skrzyżowanymi ramionami.

Mężczyzna rzucił na nią wzrokiem i uśmiechnął się sztucznie.

- Niech stracę. Pięć złotych. - Wyciągnął w jego stronę otwartą dłoń.

Sławek wręczył mu pieniądze, a Rita zapominając o niemiłym mężczyźnie, szybko zdjęła buty i wspięła się na sam szczyt. Mama miała rację - to najwyższa zjeżdżalnia, na jakiej była Rita. Drzewa zdominowały cały widok, ale gdzieniegdzie prześwitywał Diabelski Młyn z Rabkolandu. Rita spojrzała w dół na rodziców. Mama stała nieco z boku, osłaniając oczy przed słońcem i śledząc każdy ruch dziewczynki. Tata prowadził żywą dyskusję z mężczyzną i kobietą-bazyliszkiem, raz po raz wybuchając śmiechem. Rita pomachała mamie i zjechała na dół. Czuła, jak żołądek podchodził jej do gardła, i wiatr, który rozwiewał jej włosy. Ziemia wydawała się okropnie zwyczajna.

- Mamuś, widziałaś mnie? Jak byłam tak, tak wysoko! - Podniosła ręce nad głowę, usiłując wskazać na odpowiednią wysokość.

- Oczywiście, ale ledwo, ledwo. Tak daleko od ziemi byłaś, że wzrok mnie zaczął zawodzić - odparła Karolina z uśmiechem. - Nie bałaś się?

- Ani trochę. - Rita pokręciła głową. - A ty byś się bała na moim miejscu?

- Och, oczywiście. Mi by nawet do głowy nie przyszło, aby tam wchodzić. Jesteś niesamowicie dzielna!

Rita wypięła dumnie pierś.

- A ty, tato, widziałeś mnie? - zapytała.

Sławek nie spojrzał nawet w jej kierunku, tylko roześmiał się z czegoś, co powiedział mężczyzna. Dopiero Karolina zawołała męża, a on odwrócił się ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Popatrzył na córkę i mruknął:

- Tak, bardzo dzielna.

Mama chciała przytulić Ritę, ale dziewczyna pobiegła na górę. Gdy była na samym szczycie, spojrzała na dół. Mężczyzna wręczył tacie papierosa, a on z ochotą go przyjął. Rita czuła, jak jej serce na chwilę się zatrzymało. Mama podeszła do grupy i zaczęła krzyczeć na tatę. Do Rity nie dolatywały żadne słowa. Zamarła nad krajem zjeżdżalni i czuła, jak pierwszy element jej poukładanego świata oderwał się od całości i skruszył, pozostawiając po sobie jedynie smutek. Nie pamięta, aby zrobiła krok do przodu, ale nagle cały świat zawirował i poczuła, jak powietrze uciekło jej z płuc, gdy z impetem uderzyła plecami o ziemię. Potem usłyszała krzyk mamy i swój płacz. Dotknęła prawego łokcia. Coś lepkiego i ciepłego okleiło jej palce. Podniosła dłoń do oczu i z przerażeniem stwierdziła, że to krew. Podniosła się czym prędzej, a mężczyzna, kobieta-bazyliszek i tata śmiali się na cały głos, pokazując palcem w jej stronę.

- Nic ci nie jest, kochanie? - Mama uklękła tuż przy niej. Jako jedyna nie uśmiechała się, tylko była przerażona tak samo jak córka.

- Tata - wydukała i zaczęła płakać.

Łzy lały się strumieniem z oczu, a ona mimo wszystko nie mogła nic na to poradzić.

- Karolina ucisz ją, dobra? - mruknął Sławek od niechcenia. Papieros tlił się między palcami, a on co chwilę wydmuchiwał dym.

- Słucham?! - Mama poderwała się na równe nogi. - To to nie jest twoja córka?

Tata zmierzył Ritę wzrokiem i odparł:

- Moja córka nie jest beksą.

Kolejny kawałek świata oderwał się i spadł na ziemię z cichym łoskotem, obracając się w proch.

Rita pamięta, że tamtego dnia, gdy już wrócili do hotelu, a on leżała w swoim łóżku z zabandażowanym łokciem, poprzysięgła sobie, że już nigdy nie uroni ani jednej łzy.

Nie płakała, gdy spadła z roweru i rozbiła sobie kolano; nie płakała, gdy zgubiła na plaży łopatkę, a tata wyzywał ją od niezdar i oferm; nie płakała, gdy rodzice głośnio się kłócili, a rozwód zbliżał się wielkimi krokami; nie płakała, gdy mama wyszła uradowana z sali sądowej i podbiegła do Adama, zapominając o córce; nie płakała, gdy tata wynosił swoje ubrania, bez przerwy krzycząc. Miała wtedy ochotę podejść do taty i powiedzieć:

- Patrz, tato, nie jestem beksą.

Ale czy cokolwiek by to zmieniło? Od tamtego dnia nigdy nie zobaczyła już taty, a wszelkie wspomnienia z nim związane, ukrywała w zakamarkach mózgu. Pozwalała sobie tylko na to jedno, gdy zbierało jej się na łzy. Przecież nie jest beksą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro