Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Feliks Lech

– Wychodzę! – krzyknął Feliks i już chciał zamknąć drzwi, ale obok niego pojawił się ojciec.

– Masz dzisiaj trening? Podwieźć cię? – zapytał.

 Był ubrany w koszulę z przetarciami na rękawach i stare szare dżinsy. Odkąd przyszedł z pracy, siłował się ze zmontowaniem stołu; kilka dni wcześniej powycinał belki i je wyszlifował. Wczoraj malował je bejcą, a Feliks wywinął się od pracy, tłumacząc się dużą ilością nauki i nową lekturą. Jan tego dnia planował skręcić wszystko, aby choć kształtem przypominało stół.

– Nie, ja właściwie idę do kina.

– Z Zuzią?

 Feliks uśmiechnął się nerwowo i schował ręce do kieszeni. Jan Lech uwielbiał Zuzię i Feliks był pewny, że potajemnie planuje już ich ślub. Traktował ją jak członka rodziny, a nawet lepiej, w porównaniu z Norbertem.

– Tak. – Pokiwał głową.

"Ile jeszcze będziesz kłamał, co? Może zaczniesz w końcu mówić komuś prawdę?" odezwał się głosik w jego głowie, a Feliks machnął ręką, jakby chciał odpędzić natrętną muchę.

– To przyprowadź ją później, dobrze? Mama zrobi coś dobrego na kolację, porozmawiamy, pośmiejemy się. Co ty na to?

 Feliks mruknął coś nie wyraźnie pod nosem i dodał, patrząc na zegarek:

– Zaraz się spóźnię! Lecę, na razie! – pożegnał się.

"Hm... Wygodne kłamstwo. Zresztą dla ciebie każde jest dobre, co?" znowu głosik się odezwał, a Feliks uderzył się lekko w skroń.

"Przestań!" nakazał.

 Autobus przyjechał dopiero siedem minut później, ale Feliks potrzebował tego czasu na przemyślenie tego, o czym mówił ojciec.

"Nie przyprowadzę Zuzki, bo się z nią nie spotykam. Rity tym bardziej nie, bo po pierwsze – nie jest Zuzką; po drugie – mogłaby palnąć coś niemiłego. Ale z drugiej strony będzie na mnie zły, jeśli wrócę sam."

"No chyba, że znowu skłamiesz" podpowiedział mu głosik.

 Feliks ucieszył się, że znowu gada od rzeczy.

 *

 Umówili się, że będą o szesnastej pięćdziesiąt przy przystanku autobusowym z tyłu galerii. Feliks jeszcze przed wyjściem z autobusu zobaczył Ritę. Rozpuściła i wyprostowała długie, czarne włosy i lekko się pomalowała. Ubrała czarne rurki, żółtą koszulkę (w której przypominała mu trochę kurczaka) i skórzaną kurtkę. Przez ramię przewiesiła małą torebkę, a Feliks z lekką trwogą spojrzał na jej kilkucentymetrowe obcasy przy butach.

 Październik był zimny i deszczowy. Ciemne chmury ani na dzień nie opuszczały Tarnowa. Chodniki były pełne kałuż, w których dobijały się chmury, potęgując przygnębienie. Gdzie okiem sięgnąć, każdy biegł jak najszybciej w swoją stronę, by zdążyć przed kolejnym deszczem.

 Rita kiwnęła Feliksowi na przywitanie głową i już kierowała się do głównego wejścia, kiedy Feliks do niej podbiegł i zatrzymał.

– Chodź, nie będziemy iść przez cała galerię – powiedział i pociągnął ją w stronę drzwi dla pracowników.

– Czy nie powinniśmy przypadkiem...

– Nie, spokojnie – przerwał jej. – Mój brat tu kiedyś pracował.

 Rita o nic więcej nie pytała. Stwierdziła, że jeśli zostaną przez kogoś złapani, bez wyrzutów sumienia, obwini o wszystko Feliksa.

 Feliks popchnął drzwi tuż przy bramie do magazynu. Minęli zdziwionego mężczyznę na wózku widłowym. Zapatrzył się na nich do tego stopnia, że nie trafił na miejsca do wsunięcia wideł, przez co odczuł bolesne zderzenie z oparciem, gdy odskoczyła mu głowa. Feliks zdawał się nie zauważać dziwnych zachowań pracowników, którzy na ich widok stawali w miejscu z otwartymi ustami. Minęli kolejne drzwi i kolejne, skręcili w prawo, a potem Feliks pchnął kolejne i znaleźli się na parterze naprzeciwko bankomatu. Feliks szedł szybko i nie zatrzymywał się. Nie martwił się o to, gdzie jest Rita. Słyszał je przyspieszony oddech, kiedy weszli do ogólnodostępnej części sklepu, więc miał nadzieję, że nawet gdyby teraz się zgubiła, trafiłaby którąś z dróg do kina.

– Poczekaj chwilę, Feliks! – Usłyszał z tyłu i zatrzymał się Wojasie.

 Rita dreptała za nim na wysokich botkach, posyłając groźnie spojrzenie każdemu, kto choćby popatrzył na nią krzywo albo z dezaprobatą. Dostała lekkiej zadyszki, a na policzki wystąpiły rumieńce.

– Widzę, że jednak na tych treningach coś robicie – mruknęła, gdy udało jej się dogonić chłopaka.

– A myślałaś, że co? Leżymy i nic?

– Nie, myślałam, że podrywacie cheerleaderki, opijacie się i chodzicie do fryzjera – odparła z pełną powagą.

 Feliks popatrzył na nią, myśląc, że zaraz powie "Żartowałam, frajerze!", ale Rita pewnie szła obok. Nie patrzyła na niego, tylko oglądała wystawy sklepów. Jej wzrok przyciągały wielkie plakaty z napisem "SALE".

– Naprawdę? – zapytał.

– Serio, serio – odpowiedziała. – Ale chyba za młodu naoglądałam się za dużo amerykańskich filmów dla nastolatek, gdy nie miałyśmy co robić z Celiną.

 Feliks roześmiał się, ale w duszy chciał, aby jego życie było takie proste jak w tych wszystkich filmach. Otworzył kolejne drzwi i wskazał na schody. Rita cicho jęknęła.

– Wiedziałam, żeby iść do Marzenia*! Tam przynajmniej nie ma schodów.

 Wspinali się, a Rita już czuła, że po tym „treningu" będzie miała zakwasy następnego dnia. Na dole schodów rozległy się obce kroki i zrównał się z nimi Dominik.

– Cześć – przywitał się. – Wy też do kina?

 Przytaknęli.

– Na jaki film? – dopytywał się i zerknął na zegarek.

 Rita wzruszyła ramionami (wiedziała tylko, że wybierał go Dyrektorek), a Feliks odpowiedział:

– Na jakąś komedię romantyczną. Nie pamiętam tytułu.

– Ja też. Ale wiecie, muszę się pospieszyć, zaraz się spóźnię!

 Pożegnał się i pognał do góry, przeskakując po dwa stopnie.

– Znasz go? – zapytała Rita.

– Chodzę z nim do klasy. I wiem tylko, że to przyjaciel Adrianny. A tak, to rzadko z nim rozmawiam.

– A! Faktycznie, bo wy oboje jesteście z 3b. I Adrianna też, prawda? – Feliks pokiwa głową. – W sumie zdziwiłam się, że się przywitał. A propos, dlaczego zgodziłeś się na komedię romantyczną? Przecież to jest największe gó...

– Bo Dyrektorek dał mi dzisiaj bilety. A właściwie Jadźka. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak głupio to wyglądało. Siedziałem sobie na matematyce. Pani Kaczak coś tłumaczy na tablicy i nagle pukanie do drzwi. Pani Ala przerywa, a do klasy wchodzi Jadźka w jednym ze swoich żakiecików. I pyta: "Czy w tej klasie jest Feliks Lech?". – Feliks powiedział do piskliwym głosem, naśladując Jadźkę. – Cała klasa odpowiada "Taaak!". "A gdzie on jest?". I nie wiem, czy wiesz, ale ostatnio gadałem na lekcji i Kaczak przesadziła mnie do pierwszej ławki, tuż obok drzwi. Ja się nie odzywałem, bo stwierdziłem, niech się trochę rozejrzy. A ona patrzy, patrzy i nic nie widzi! Pani Ala prawie turla się ze śmiechu pod tablicą, Adrianna z Dominikiem leżą na ławkach, Jadźka rzuca im krzywe spojrzenia, reszta klasy próbuje zachować powagę. W końcu się zgłaszam. Podnoszę rękę, macham nią jak głupi i krzyczę "Tu jestem!". A ona wzdryga się, okulary prawie jej spadają i mówi "A, skarbeńku, nie zauważyłam cię. Tu masz bilety na komedię romantyczną do kina. Od pana dyrektora.". Puściła mi oczko, a wtedy cała klasa w ryk. Jadźka wyszła obrażona, Kaczak próbuje ją udobruchać, ale tamta znika w sekretariacie i tyle by z tego było.

 Feliks i Rita dotarli do wejścia do części kinowej. Dziewczyna zaczęła się śmiać, więc poczekali chwilę przed wejściem.

– A to nie jest Wiktoria? – Wskazała na dziewczynę, wychodzącą z toalety, kiedy się uspokoiła.

– Która Wiktoria?

– Ta z zespołu. Nie pamiętam, jak ma na nazwisko.

– A faktycznie – przypomina sobie Feliks. – Też przyszła do kina?

– Może.

 Przy ladzie z jedzeniem stanęli za Marcelem.

– Dwa razy mały popcorn, dwie Cole i to chyba wszystko – zamówił.

 Rita miała na końcu języka uwagę dotyczącą obżarstwa, ale powstrzymała się. Nie chciała psuć jeszcze bardziej tego wieczoru. Komedia romantyczna była wystarczającą klapą. Poza tym, miała nadzieję, że Marcel jej nie zauważy.

 W powietrzu unosił się cudowny zapach maślanego popcornu i batonów czekoladowych. Ciemne ściany i pojedyncze światła dawały przyjemny nastrój i Rita stwierdziła, że może uda się jej nawet dobrze bawić.

– Chcesz coś? – zapytał się Feliks.

– Sama sobie kupię – odparła i wyciągnęła z torebki portfel.

– Ale...

– A ty chcesz coś? – Użyła takiego samego tonu co Feliks.

– Sam sobie kupię – odpowiedział i oboje się zaśmiali.

 Marcel popatrzył ze zdziwieniem na dwójkę. Rzucił krótkie „cześć" do Rity, skinął głową Feliksowi i zniknął za drzwiami sali. On też nie miał ochoty na sprzeczki tamtego dnia. Feliks popatrzył na zegarek w telefonie 17:08.

– Dobrze, że reklamy tu trwają półgodziny – powiedział, a Rita pokiwała głową, lekko się uśmiechając.






* Marzenie - kino w Tarnowie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro