Dzień, nie w swoim ciele
Tego było już za wiele! Nie miałam innego wyjścia, po prostu musiałam uciec z tej dżungli. Czy to znaczy, że byłam w lesie podzwrotnikowym? Otóż nie, byłam po prostu w szkole, w klasie którą miałam uczyć. Pędziłam na oślep przed siebie, a moje obcasy ślizgały się, po dopiero co umytej, podłodze. Wpadłam do toalety i pomyślałam - Tu będzie bezpiecznie, chociaż przez chwilę. - Wzięłam parę głębszych oddechów by uspokoić swoje skołatane myśli. Ale jak to się stało, że jestem tu, teraz? Że mam te niewygodne buty, okulary w rogowych oprawkach i przynajmniej 20 lat więcej? Żeby dowiedzieć się co się stało, warto by przenieść się parę godzin wcześniej.
Beep, beep
Otworzyłam oczy i szukałam wzrokiem miejsca skąd pochodził ten dziwny dźwięk. Rozglądałam się po pokoju, przyglądałam i nie wierzyłam własnym oczom.... to nie mój pokój! Zerwałam się do siadu i zaczęłam rozmyślać. - Co się dzieje? Gdzie jestem? Czyj to pokój? - Na dodatek wszystko było zamazane. - Co się dzieje? - Położyłam się z powrotem mając nadzieję, że to po prostu był dziwny sen. Przekręciłam głowę w kierunku z którego dobiegał ten, przedziwny dźwięk. Sięgnęłam ręką, aby wyłączyć dzwonek, najprawdopodobniej alarmu, dobiegającego z tego jaskrawo zielonego budzika stojącego na szafce nocnej. Usłyszałam mruczenie, zignorowałam je, przynajmniej jak na tamten czas. Sięgnęłam dłonią budzika, niestety nie trafiam go, natomiast wyczułam kształt przypominający oprawki kanciastych okularów, podobnych do tych co nosi moja wychowawczyni. Stwierdziłam, że mogłabym spróbować założyć te okulary, bo nic by to mnie nie kosztowało, a być może moja wizja się poprawi. Po tym jak założyłam okulary, byłam lekko przerażona, to nie był sen, a może? Zacisnęłam oczy najmocniej jak umiałam i uszczypnęłam się. Auuuu! Zabolało! Powoli otworzyłam moje powieki i złapałam się za głowę, gdzie są moje długie włosy?! Wyskoczyłam z łóżka, jedną stopą wylądowałam na czymś miękkim, w ułamku sekundy usłyszałam koci krzyk rozpaczy. Wywołało to u mnie kolejny podskok w strachu oraz poskutkowało podrapaną nogą. Obróciłam się w stronę łóżka, na którym jeszcze przed chwilą sobie smacznie spałam, obok niego stała szafeczka nocna, na której leżał zbiór zadań z fizyki, zielony budzik... i wypowiedzenie stosunku pracy?! Pochyliłam się i wzięłam tą kartkę do ręki " Wioletta Kupisz...." przeczytałam imię i nazwisko. W tamtym momencie skierowałam się do lustra, które ujrzałam kątem oka. To co zobaczyłam w odbiciu lustrzanym jeszcze bardziej mnie przestraszyło. Nie widziałam tam siebie, tej szesnastoletniej dziewczyny, z rudymi włosami i niebieskimi oczami, tylko moją panią od fizyki i moją wychowawczynię, Wiolettę Kupisz, panią która nie potrafi nas ani zachęcić ani zmusić do nauki, panią, która jest postrzegana (głównie z powodu noszenia koszmarnych ubrań) przez wszystkich uczniów jako „ofiara losu", której nikt nie traktuje serio. Stwierdziłam, że zaniosę to podanie do dyrektora szkoły, nie będzie już nas wtedy uczyć a być może pojawi się ktoś bardziej interesujący?
Obok dużego lustra wisiała kartka z planem lekcji, rzuciłam na niego okiem. - O 8;55 muszę być w szkole. - Powiedziałam do siebie. - Ale czy muszę wykonywać nie swoje obowiązki? - Zaczęłam rozmyślać, do głowy wpłynęła mi myśl - A co jeśli zostanę w tym ciele już do końca swoich dni? - Po tej myśli stwierdziłam, że nie ważne czy jestem w swoim ciele czy nie muszę wykonywać obowiązki - nie mogę tak po prostu zanieść wypowiedzenia. Zostałabym bez pracy, nie tak nie można - powiedziałam do siebie. Po postanowieniu tego, zrobiłam mały obchód kawalerki, zdziwiłam się gdyż całe mieszkanko jest urządzone nowocześnie w odcieniach szarości. Na sam koniec zajrzałam do szafy. Ten widok mnie zdziwił, większa część szafy zapełniona była modnymi i nowoczesnymi ciuchami, ale ta mniejsza.... miała przyczepioną karteczkę 'Szkoła'. - Czemu pani Kupisz nie ubiera się tak jak chce?- pomyślałam. W tej mniejszej części mebla znajdowały się trzy identyczne beżowe sweterki i dwie spódnice, jedna czarna, a druga brązowa. Wyjęłam z szafy jeden ze swetrów oraz czarną spódnicę. Ubrałam się i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia z mieszkania. Gdy skończyłam się pakować, przypomniało mi się, że pani Wioletta zawsze miała zawsze karty pracy, których i tak nikt nie robił. Postanowiłam ich poszukać. Po dłuższej chwili znalazłam potrzebne mi materiały. W tym momencie zadzwonił alarm w telefonie, leżącym na stoliku do kawy. Podeszłam i spojrzałam na napis wyświetlający się jako nazwa alarmu "Nakarmić Puszka i wyjść z domu". - Czyli to wielkie kocisko się nazywa Puszek - powiedziałam do siebie. Poszłam do kuchni, aby nakarmić głodne zwierzę, sama jednak nie wzięłam nic do jedzenia. Mój żołądek odmawiał przyjęcia pokarmu, przynajmniej w tamtym momencie. Ubrałam się do wyjścia i jeszcze raz rzuciłam okiem na plan lekcji, a więc pierwszą lekcję miałam mieć z 8c. Wyszłam z mieszkania i rozejrzałam się - uff...., na szczęście wiem, gdzie jestem - pomyślałam. Zaczął padać deszcz. - No pięknie - powiedziałam do siebie. Zaczęłam biec w stronę szkoły, która znajdowała się niecałe dziesięć minut od mieszkania pani Kupisz. Gdy wbiegłam do szkoły zadzwonił dzwonek, przemoczona wraz z ociekającymi wodą materiałami wbiegłam do klasy. Jak przypuszczałam nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zdjęłam mokry płaszcz i powiesiłam go na krześle obok mojego biurka. Podeszłam pod tablicę i próbowałam przekrzyczeć trzydziedziesto osobową klasę. Młodzież która używała telefonów, puszczała muzykę oraz rozmawiała, kompletnie nie zwracała uwagi na mnie, na zdesperowaną nauczycielkę fizyki. W pewnym momencie ktoś w klasie krzyknął. - Ej, ludzie patrzcie na Kupisz! - w klasie rozległ się śmiech, parę osób rzuciło nawet obelgami, w moją stronę. Miałam już dość, wybiegłam z sali.
Teraz siedzę tutaj, w szkolnej toalecie i myślę co mam teraz zrobić. Następną lekcję mam z "moją" klasą. Może pomogę pani Wiolecie i spróbuje przekonać ich do szanowania mnie, oczywiście tej teraźniejszej, w ciele nauczycielki, jak i "normalnej" pani Kupisz. Zadzwonił dzwonek, ktoś zapukał do toalety, a tym samym wyrwał mnie z rozmyślań, wyszłam z toalety i sprawdziłam zegarek 9:42. Osiem minut do kolejnej lekcji, - może zrobię im kartkówkę z poprzedniego tematu? - Pomyślałam, - A może...? - Wpadłam na znakomity pomysł, z nieogarnięcia nauczycielki którą teraz jestem zrobię przykrywkę. Uśmiechnęłam się na ten, jakby to niektórzy uczniowie ujęli, demoniczny plan.
Weszłam do klasy, materiały które przygotowałam rano już podeschły, czas zacząć przemianę. Zadzwonił dzwonek, jak zwykle nikt mnie nie słucha, wybrałam do odpowiedzi Kingę, jedną z dwóch osób zainteresowanych lekcją. Pytam ją z działania soczewek, wszystko wie. Bez wahania wstawiam jej ocenę celującą, zapisałam ocenę w dzienniku i poprosiłam Borysa, ucznia który potrafi zagiąć każdego nauczyciela o rozdanie kartek z dzisiejszym tematem. Na tablicy napisałam temat, po czym pokrótce go wytłumaczyłam.
Gdy kończyłam tłumaczyć odbicie obrazu w lustrze wypukłym w klasie, krzyki ustały, natomiast wybuchł śmiech. Nie wiem z czego się tak śmiali, w każdym razie odłożyłam kredę, którą pisałam na tablicy i podeszłam do "mojego" biurka. Wzięłam do ręki tradycyjny dziennik i z całej siły walnęłam nim o biurko.
W klasie zapanowała grobowa cisza. Powiedziałam - Wyciągamy karteczki, właściwie macie pięć minut na powtórzenie wiadomości z dzisiejszego działu - uśmiechnęłam się oraz usiadłam przy drewnianym blacie. Usłyszałam głos Alexa, na co dzień z nim i paroma innymi osobami trzymamy się cały czas razem. - Ale czemu musi pani nam robić kartkówkę, to niesprawiedliwe.
- A czy sprawiedliwe jest rozmawianie, słuchanie muzyki i niesłuchanie się nauczyciela na lekcji, w momencie gdy nauczyciel coś mówi? - zadałam pytanie retoryczne - No nie, ale i tak, przecież nie mamy kiedy się tego nauczyć, a pani tego nie tłumaczy. - Alex dalej próbował wmawiać mi kłamstwa. - Alex, dziecko drogie, to ty nie słuchasz na lekcjach, inni nauczyciele także mi się skarżą, jak na razie dostajesz jedynkę za pracę na lekcji - odpowiedziałam po czym wstawiłam mu jedynkę wagi dziesięć. - Pięć minut minęło, wyciągamy karteczki. - Podyktowałam im pytania, w międzyczasie zaczęłam sprawdzać obecność. Rozglądam się po klasie, mój wzrok ląduje na mnie, dziwnie to brzmi, w głowie zrodziło mi się pytanie - A czy w moim ciele jest pani Kupisz? - Sprawdziłam do końca listę obecności. Wstałam ze skrzypiącego krzesła i przeszłam się po klasie zbierając ściągi i telefony, kładąc je na moim biurku. Ustawiłam minutnik na piętnaście minut.
Gdy czas się skończył wyłączyłam minutnik i zebrałam karteczki. W klasie rozległy się szmery. - Myślicie, że ja naprawdę nie widzę jak ściągacie? - Odezwałam się, a w odpowiedzi klasa ucichła. - Przez cały wrzesień i kawałek października was obserwowałam, jak byście słuchali tego co dziś tłumaczyłam, wiedzielibyście, że szyby odbijają obraz i działają jak lustra. Wszystko, co robiliście było odbijane przez szkło, a co do ściąg... Myślicie, że dlaczego pozwalałam wam ich używać? Bo myślałam, że odrobinę zmądrzejecie i przestaniecie ich używać. - Spojrzałam się na zegarek. - Możecie się już pakować, Karolina zostań chwilę po dzwonku. - Rudowłosa dziewczyna kiwnęła głową i spakowała piórnik do plecaka. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy, oprócz Karoliny wybiegli z klasy. Karolina podeszła do biurka, a ja nawiązałam z nią kontakt wzrokowy. Już go nie urywała, tak jak na lekcji. Poczułam senność, a powieki same zaczęły mi opadać, nie potrafiłam powstrzymać zamknięcia oczu. Po chwili już nie siedziałam, tylko stałam i miałam coś ciężkiego na plecach. Powoli otworzyłam oczy i przed sobą nie widziałam już mojego ciała, tylko nauczycielkę od fizyki. - Niech pani będzie po prostu sobą - Uśmiechnęłam się do niej i dopowiedziałam tylko - Do widzenia - przed wyjściem z sali usłyszałam ciche "dziękuję".
Następnego dnia, siedziałam na korytarzu i zobaczyłam panią Kupisz stojącą nad koszem na śmieci, była ubrana w ciuchy z tej większej części szafy, trzymała w ręku kartkę, tą co jeszcze wczoraj rano chciałam zanieść do dyrektorki. Fizyczka podarła dokument, a strzępki kartki wyrzuciła do kosza. Uśmiechnęłam się, bo... kto by się nie cieszył z szczęśliwego zakończenia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro