Śniadanie
– Dzień dobry, Wasza Wysokość. – Siedział na obitej ciemną skórą kanapie, w dłoniach trzymając kubek z jeszcze ciepłą herbatą. Doskonale słyszał, kiedy drzwi się uchyliły i w progu stanął król. Potrafił wyobrazić go sobie opartego niedbale o futrynę, w starym czarnym dresie, który w tak chłodne dni jak ten służył mu za piżamę. Ignis usłyszał ciche kroki, a następnie usłyszał, jak jego towarzysz siada po jego prawej stronie. Wiedział, że patrzy na niego.
– Wydaje mi się, że już rozmawialiśmy o tym, że masz mnie tak nie nazywać. – Ignis wzdrygnął się lekko czując na swoim uchu oddech Noctisa. Uniósł jeden z kącików ust w złośliwym uśmieszku.
– To już się nie powtórzy, Wasza Wysokość.
Noctis chwycił delikatnie w jedną rękę kubek Ignisa, który oddał mu go bez chwili zawahania. Gdy upił niewielki łyk, skrzywił się mimowolnie, choć jego towarzysz nie mógł tego zobaczyć.
– Jak możesz to pić bez cukru? – spytał Noctis wzdrygając się.
– Cukier niszczy prawdziwy smak herbaty. Ponadto, jest niezdrowy.
Noct westchnął i wstał z sofy, zabierając ze sobą kubek. Przystanął przy niewielkim aneksie kuchennym w rogu pokoju. W chwili, kiedy sięgał po cukier, który mógłby dodać do herbaty, poczuł na swoim ramieniu ciepłą dłoń Ignisa, którą mężczyzna przesuwał coraz niżej wzdłuż ręki króla, aby w końcu chwycić go za nadgarstek. Noctis szarpał się chwilę, choć wcale nie chciał wyrwać się z silnego uścisku swojego doradcy. Powoli odłożył na blat cukierniczkę i odwrócił się przodem do Ignisa. Zapatrzył się w jego twarz, podziwiając to, jak perfekcyjnie ułożone są jego piaskowe włosy. Blizny po minionych wydarzeniach tylko w jakiś sposób jeszcze dodały mu uroku.
– To jedna z tych chwil, w których bardzo chciałbym móc cię zobaczyć – powiedział cicho Ignis, akurat w chwili, w której wzrok Noctisa zatrzymał się na jego ustach.
– Przynajmniej zapamiętałeś mnie jako młodego i przystojnego – odpowiedział mu Noctis lekko ochrypłym głosem.
– Lubisz mnie denerwować, prawda?
Noctis uśmiechnął się, korzystając z tego, że jego towarzysz nie może tego zobaczyć. Wysunął dłoń z jego uścisku i objął go za szyję.
– To też Cię denerwuje? – spytał ułamek sekundy przed złożeniem delikatnego pocałunku na ustach Ignisa.
Blondyn uniósł brwi, ale odwzajemnił pocałunek, opierając dłonie na biodrach króla. Czuł specyficzne, przyjemne drapanie jego zarostu. Nie mogąc się powstrzymać, wplótł palce w jego czarne włosy. Wyobrażał sobie, jak wyglądają, rozczochrane po całej nocy. Poczuł, jak Noctis się uśmiecha, a po chwili odsuwa się od niego. Usłyszał, jak król westchnął cicho. Dotknął opuszkami palców jego policzka.
– Zarumieniłeś się? – spytał czując delikatne ciepło pod palcami.
– Nie – odpowiedział zbyt szybko czarnowłosy. Chcąc zmienić temat, zapytał: – Jesteś głodny?
– Planujesz gotować?
Noctis wzruszył ramionami.
– Wiem, że nigdy nie będę w tym tak dobry jak ty, ale od czasu do czasu chciałbym chociaż spróbować. Masz ochotę na naleśniki?
– Czy to nie zbyt wysoki poziom trudności, jak na twój stopień zaawansowania, Wasza Wysokość? – zapytał z realnym zmartwieniem w głosie Ignis, myśląc o ostatnich spalonych na węgiel tostach Noctisa. – Obawiam się że istnieje pewne prawdopodobieństwo puszczenia z dymem całego mieszkania, a wtedy zapewne musielibyśmy wrócić do pałacu, co mogłoby mieć negatywny wpływ na naszą prywatność.
– Dlatego właśnie jesteś mi potrzebny.
– Myślałem, że zawsze jestem ci potrzebny.
Noctis przewrócił oczami wzdychając cicho.
– Przewróciłeś oczami, prawda?
– Nie.
Ignis zaśmiał się. Cofnął się o krok, aby przepuścić czarnowłosego przodem. Przeszli razem do kuchni, w której Ignis usiadł przy stole, a król zajął miejsce za blatem i zaczął wyjmować z szafek przypadkowe naczynia, narzędzia i składniki.
– Wiesz w ogóle od czego zacząć? – spytał blondyn wyraźnie zaniepokojony. Noctis prychnął, ale nie odezwał się. Ignis pokręcił głową z wyrazem lekkiego zażenowania. – Wyciągnij tylko jedną dużą miskę i jedną patelnię. – Wsłuchał się w dźwięki czynności wykonywanych przez Noctisa. – Nie, nie tę patelnię, tę drugą, płaską. Dobrze. Teraz będziesz potrzebował mleka, jajek i mąki. Co w ogóle planujesz włożyć do środka?
– Eee... myślałem o dżemie. Ananasach. I czekoladzie.
Ignis pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Musisz teraz dokładnie wymieszać wszystkie składniki. Tak, żeby nie było grudek. Dobrze byłoby, gdybyś ubił pianę z białek, zanim dodasz je do reszty składników, ciasto będzie wtedy bardziej puszyste – tłumaczył cierpliwie. – Ale to już zależy od Ciebie, może to zbyt trudne na początek.
Noctis słuchał go z zaciekawieniem. Od zawsze był pod wrażeniem wiedzy na temat gotowania jaką dysponował blondyn. Teraz podziwiał jego pasję i zaangażowanie, jakie wkładał w dzielenie się z nim swoimi umiejętnościami. Ponadto, uwielbiał słuchać jego spokojnego głosu. Szczególnie podobał mu się jego wyraźny, brytyjski akcent. Ze wszystkich sił usiłował nie zatracić się w tym głosie. Starał się postępować według instrukcji Ignisa, więc kiedy po jakimś czasie otrzymał coś, co wyglądało całkiem jak ciasto na naleśniki, poczuł się nawet trochę z siebie dumny.
– Chyba się udało. Co dalej?
– Teraz należy to po prostu usmażyć.
– Usmażyć.
– Tak.
– Jak?
Ignis znowu się zaśmiał. Śmiał się o wiele częściej, od kiedy wszystko stało się spokojniejsze, a oni mogli spędzać ze sobą czas prawie jak normalni ludzie. Czasami udawało mu się zapomnieć na chwilę o tym, że Noctis jest królem. Zdarzało się też, że kiedy rozmawiali razem nocami, w ciemności, zapominał o tym, że już nigdy nie będzie mógł zobaczyć jego uśmiechu, ani wpatrujących się w niego niebieskich oczu. Mimo to nigdy nie narzekał na swój los, bo to wszystko, co przeżył, doprowadziło go do miejsca, w którym teraz się znajdował. Również dzięki temu wszystkiemu, mógł być teraz bliżej swojego ukochanego niż kiedykolwiek.
– Po prostu weź trochę ciasta i wylej je na rozgrzaną patelnię. Postaraj się zrobić to tak, aby było ono równomiernie rozprowadzone po całej powierzchni.
Noctis nawet nie zauważył, kiedy Ignis podszedł do niego. Objął go od tyłu, opierając brodę na jego ramieniu. Noct położył patelnię na palniku i czekając, aż się rozgrzeje, odwrócił głowę i pocałował go w policzek. Blondyn głaskał delikatnie jego biodro, wsuwając chłodną dłoń pod koszulkę czarnowłosego. Przesuwał palcem wskazującym po delikatnie zarysowanych mięśniach brzucha. Noctis wzdrygnął się, dotykając nieumyślnie rozgrzanej stali. Syknął z bólu i odskoczył.
– Co się stało? – spytał zdezorientowany Ignis. – Zrobiłem coś nie tak, Wasza Wysokość?
– Nic, ach – odpowiedział mu Noct. – Chyba się oparzyłem. I nie mów tak do mnie w takich okolicznościach – wymamrotał niewyraźnie, ssąc oparzony palec. Ignis westchnął.
– Pokaż mi to. – Chwycił jego dłoń, chłodem własnych łagodząc ból. – Wyjątkowo nieporadny jesteś, jak na króla. – Noctis prychnął. – Ale uwielbiam to w tobie, Noct – dokończył szeptem, całując delikatnie oparzenie.
– Już nie boli – stwierdził czarnowłosy i zabrał się w końcu za smażenie naleśników. – Chyba dobrze to robię – mruczał pod nosem, wylewając ciasto na patelnię.
Kiedy udało mu się bez większych problemów przewrócić pierwszego naleśnika na drugą stronę, uśmiechnął się z triumfem i dumą. Po dłuższej chwili opróżnił całą miskę z ciasta i ułożył sporą górę gotowych naleśników na talerzu obok. Teraz pozostał mu etap, w którym czuł się najpewniej, nie wymagał on bowiem ani używania ostrych narzędzi, ani ognia. Układał jeszcze ciepłe naleśniki na osobnych talerzach, pokrywając je warstwą dżemu, składając, umieszczając na nich kawałki ananasów z puszki, a na koniec polewając sosem czekoladowym. Wykonując wszystkie czynności w milczeniu, potrafił wręcz wyczuć bijącą od Ignisa ciekawość. Wziął dwa talerze i zaniósł je na stolik obok, po czym wrócił, wziął blondyna za rękę i usadowił go na krześle.
– Otwórz usta – rozkazał.
– Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość – odparł Ignis uprzejmym tonem, wykonując polecenie.
Noctis wziął kawałek dania na widelec i nakarmił nim Ignisa. Pozwolił mu w ciszy przeżuwać, czekając na werdykt.
– Myślę, że drzemie w tobie ukryty potencjał, Noct – stwierdził po chwili zastanowienia Ignis.
– Bardzo dziękuję za komplement i szczerą opinię – odpowiedział oficjalnym tonem król. – Ale chyba jesteś tu brudny... – Pochylił się i pocałował Ignisa w dolną wargę, zlizując z niej odrobinę sosu czekoladowego. – Tak lepiej.
– Dziękuję za troskę o moją aparycję, Wasza Wysokość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro