Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Exegol



- Poruczniku Mitaka... Czy to tellurium. faktycznie wyznaczyło kurs?

- Tak, Sir... Jednak według naszych map nie ma tam żadnej planety.

- To nie istotne. – odezwał się Ren. Hux podskoczył przeklinając go w myślach i zacisnął usta.

- TO jest właśnie czajenie się za mną, Ren. Jeśli mam dożyć wizyty na tej twojej legendarnej planecie to zaprzestań tego procederu. – syknął.

- Ile potrwa lot?...

- Według naszych obliczeń dwie standardowe doby... - Hux przymknął oczy.

- Dobrze. Mitaka zabierzecie z Phasmą Finalizera na Arkanis. My z Lordem Renem weźmiemy prom. Powinniśmy wrócić w przeciągu tygodnia. Dopilnujcie wszystkiego. Wysłałem wam rozkazy.

- Dobrze, Sir! Powodzenia. – Mitaka wyszedł ze statku. Niedługo potem prom opuścił hangar razem ze statkami pozostałych rycerzy Ren. Hux siedział na fotelu drugiego pilota przyglądając się Kylo.

- Ta więź... Powiedz o niej więcej... - Ren spojrzał na niego z ukosa.

- Liczyłem, że wybierzesz niezręczną ciszę.

- Przez dwie doby miałem milczeć?

- Byłoby to miłe zaskoczenie. – Hux przewrócił oczami.

- Więź, Ren. Skoro nas łączy chce o niej wiedzieć więcej.

Rycerz przełączył na autopilota i usiadł do małego stolika.

- Exegol to miejsce próby. Od wieków Sithowie czcili je i poważali. Dotarcie do świątyni uważane jest za największy zaszczyt i osiągnięcie. Jednak wymaga pokonania pewnych przeszkód i prób.

- Pytałem o wieź, ale miło, iż uznałeś za stosowne mnie uprzedzić.

- Do świątyni można wejść jedynie we dwoje, zgodnie z zasadą dwóch.

- Masz z kogo wybierać jest was więcej.

- Oni nie wchodzą. – Hux zamarł.

- Ja mam wejść? Nie jestem Sithem! Nie mam nawet mocy! Na łeb ci padło, Ren? Jeśli to jakiś kolejny....

- Siadaj. Nie ma już Sithów, ale więź, która wytworzyła się między nami pozwoli nam wejść do świątyni. Liczę, że dzięki wiedzy zdobytej w środku zerwiemy ją. – rudowłosy przetarł twarz.

- Ale najpierw musimy wejść. Pierdolona moc i wasze pierdolone próby. – warknął.

- Jesteś dzisiaj agresywny, Hux. -rudowłosy spiorunował go wzrokiem. Miotał się przez chwilę po pokładzie. Usiadł z powrotem i spojrzał na Rena. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Pewna nieprzyjemna myśl prześlizgnęła się mu z tyłu głowy budząc niepokój. Spojrzał uważnie na rycerza.

- Od kiedy planowałeś lot na Exegol? – zmrużył lekko oczy czując nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. – Ren. Spytałem o coś.

- Od dłuższego czasu. Czemu cię to obchodzi? – Hux spojrzał na niego z rezerwą. Blefuje?... Ren musiał mieć świadomość, że potrzebuje jeszcze kogoś, żeby wejść do świątyni. Jeżeli od początku to był jego plan? Jeżeli najgorsze obawy Huxa się spełniły i Ren od początku ciągle siedzi mu w głowie i tylko czeka na odpowiedni moment, aby przewrócić odpowiedni klocek. Jeśli więź była wywołana celowo i ... - Paranoik z ciebie, Armitage. Nie ma co. – rudowłosy otrząsnął się i skrzywił.

- Zaprzeczysz?... – w odpowiedzi otrzymał jedynie milczenie. Ren spojrzał w stronę steru, a potem znów na Huxa.

- Nie mylisz się we wszystkim. Paranoik, ale intuicje masz dobrą. – Huxa nieco zemdliło. „Poleciałem na wątpliwą planetę sam z rycerzami Ren. Z nim. O Boże". Serce przyśpieszało mu z każdą minutą. Poderwał się z siedzenia i odsunął. – Straciłeś czujność. – powiedział cicho Ren. – To była mimo wszystko dobra gra, ale to będzie twoje... ostatnie zadanie.

- Nie pomogę ci. – wykrztusił.

- Nie ma sensu się opierać. Zmuszę cię, jeśli będę musiał... - wstał podchodząc do steru i usiadł za nim. – a pewnie wolałbyś zachować resztki godności. – Hux zjechał po ścianie siadając powoli i odgarniając włosy z czoła. Nie, nie, nie, nie, nie. Spędził w bezruchu dobre parę godzin. Kiedy strach przestał go paraliżować, a mdłości minęły poczuł coś jeszcze. Poczuł się... Zdradzony. Spojrzał na Rena wpatrzonego w przestrzeń. Zabolało. Podniósł się powoli. Kylo odwrócił się dostrzegając to, ale zanim otworzył usta dostał po twarzy.

- Posłuchaj mnie ty rozkapryszony rycerzyku. – wysyczał Hux. – Jeśli wydaje ci się, że to koniec to mylisz się jak nigdy... Nie tak łatwo jest się mnie pozbyć i jeśli spróbujesz... - otworzył szeroko oczy, kiedy Ren pchnął go na ścianę i zamknął mu usta pocałunkiem. Co swoją drogą było bardzo skuteczne. – ty... – rudowłosy próbował uwolnić się z uścisku – niech cię...ty... - Ren odsunął się.

- Jeśli wrócisz z tej planety żywy to przysięgam, że następną okazją, przy której spróbuję cię zabić będzie twój triumf nad galaktyką. – Armitage zamrugał rozważając przez chwilę jego słowa. Wiele by oddał, żeby zrozumieć co dzieje się w głowie rycerza i jakimi torami biegnie jego tok myślenia. Jednakże. układ wydawał się fair, a przynajmniej na tyle fair na ile mógł być. Wróżył lata spokoju i to jak na razie wystarczyło.

- Zgoda. – odpowiedział Hux, zbyt oszołomiony by pamiętać o niedawnej wściekłości. Usiadł na miejscu drugiego pilota przyglądając się mieczowi świetlnemu Rena. – Ale chce blaster...

- Przecież ci go nie zabrałem, Hux. – Rudowłosy zreflektował się i sięgnął po niego szybko celując w rycerza.

- Oczywiście mógłbyś mnie teraz zastrzelić... Ale czy masz pewność, że nie zostanę z tobą wtedy na zawsze? – spojrzał na niego odchylając głowę. Coś w jego uśmiechu mówiło Armitagowi, że nie żartuje, a przynajmniej nie do końca. Coś kazało mu opuścić broń i usiąść. Coś co ktoś nazwałby sumieniem, inny litością, jeszcze ktoś inny miłością... i może mieliby racje. Jednak tym razem był to Kylo i Hux dobrze o tym wiedział. W momencie, kiedy blaster uderzył o pokład a on poczuł się niesamowicie zmęczony.

- Ty... - głowa opadła mu na bok. Ren spojrzał na niego.

- Wybacz. Potrzebuje ciszy, aby się przygotować. Nie martw się jeszcze się obudzisz. Jesteś mi potrzebny. – Hux odpłynął.

************************

- Jakiej śmierci boisz się najbardziej, Hux?... – Phasma i Armitage dostali właśnie nowe przydziały na statku. Świętowali w barze akademii o 1 w nocy. Rudowłosy spojrzał na kobietę.

- Nie boję się śmierci.

- Bujasz. Każdy się boi. Szczególnie tu. – Hux spojrzał w swoją szklankę wzdychając. Powinien przestać pić.

- Boję się..., że zasnę i już się nie obudzę...

- To chyba nie takie złe. No wiesz lepsze niż pocięcie na kawałki albo coś podobnego.

- Nie. To jest najgorsze. Wolałbym... wiedzieć, że umieram. Spróbować... uciec... Cokolwiek. Nienawidzę bezsilności. – Phasma pokiwała głową.

- Za dużo wypiłeś.

- Wiem... - zamknął oczy.

********

- Generale! – Phasma wyszczerzyła się. Hux machnął na nią ręką, ale uśmiechnął się lekko. Nie mógł zaprzeczyć, że mu to schlebiało.

- Pani Kapitan. Gdzie dostała pani przydział?

- Pod panem, Generałem. – wyszczerzyła się. – To porucznik Mitaka. – wskazała na młodego chłopaka stojącego obok. – Niemal świeżo z Akademii. Przydzielono go panu Generałowi jako adiutanta.

- Adiutanta?...

- Tak jest, sir!

- Na początek trochę mniej dramatyzmu.

- Właśnie Mitaka nikogo tu nie ma...

- Jest pan Generał.

- Tak trzymać, poruczniku. – Hux uśmiechnął się rozbawiony.

********

- No proszę. Generał Armitage Hux. Kto by pomyślał, że będą z ciebie ludzie. – Brendol skrzywił się siadając za biurkiem. – A może to cała ta organizacja schodzi na psy. Za czasów Imperium byłoby niedopuszczalne, żeby ktoś taki pełnił tak ważną funkcje.

Armitage wyprostował się zaciskając usta.

- Z chęcią przedstawię pańskie uwagi Najwyższemu Wodzowi, Komandorze. – wycedził. Tym razem Brendol zacisnął usta.

- Po co tu jesteś...?

- Wolałbym Komendancie, żeby zwracał się pan do mnie bez pomijania stopnia. – ręce Brendola zacisnęły się mocno na oparciach krzesła.

- Po co tu przylazłeś, Generale.

- Najwyższy Przywódca dostrzegł pewne nieprawidłowości w finansach Akademii. Przywiozłem ludzi, którzy mają to zbadać. Jednoczenie potrzebuje wykwalifikowanych kadr do budowy nowej stacji bojowej. Projekt jest ściśle tajny. Listę potrzebnych kwalifikacji wysłałem już wewnętrznymi systemami. – Brendol przejrzał listę i po zatwierdzeniu osobistym kodem przesłał dalsze rozkazy do podwładnych.

- Najwyższy przywódca przysyła Generałów do takich dupereli? Być może twoje kompetencje nie są wystarczające do ważniejszych spra...- urwał podnosząc wzrok, kiedy lufa blastera dotknęła jego czoła.

- Miałem tu coś ważnego do załatwienia. – powiedział rudowłosy podnosząc jego tablet.

- Czeka cię za to sąd wojskowy. Nie dasz rady mnie zabić jesteś tylko zwykłym tchórzem... - Hux wyłączył kamery i skasował nagrania ostatnich 20 minut. Kiedy na ekranie tabletu pokazało się potwierdzenie spojrzał na Brendola i bez słowa pociągnął za spust. Stanął nad zwłokami przyglądając się im chwilę. Phasma wpadła do środka i stanęła jak wryta.

- Ge..nerale...

- Uderz mnie. – Hux podszedł do niej.

- Co?

- To był rozkaz pani Kapitan! – Phasma zamachnęła się i uderzyła tak, że rudowłosy wylądował na ziemi. Pomogła mu się pozbierać z podłogi. Hux usiadł powoli ocierając krew. Do pomieszczenia wpadł oficer patrolujący korytarze. – Komendant rzucił się na mnie. – wysyczał wściekle Armitage. – Widziałem, że na Arkanis nie słyniecie z gościnności, ale to już poniżej wszelkich norm.

- Ja... zawiadomię.. to znaczy....

- Lepiej znajdź jego zastępcę i posprzątajcie tu. Nie mam więcej czasu. – wstał poprawiając płaszcz. – pani Kapitan wracamy na Finalizera.

- Tak, Sir. – wyszli z pomieszczenia. Hux szedł prosto, z wysoko uniesioną głową. Wokół zaczęło się już robić małe zamieszanie. Powietrze zeszło z niego dopiero na promie. Złapał się poręczy. Phasma podtrzymała go w obawie, że zaraz wyląduje na podłodze. – Startuj Mitaka. MOGŁEŚ MNIE UPRZEDZIĆ, HUX!

- Dzięki. – rudowłosy zsunął się na miejsce do siedzenia zapinając powoli pas bezpieczeństwa. – Niezły cios.

- Z chęcią przyłożyłabym ci jeszcze raz, ale nie będę gorszyć porucznika.

- Proszę się mną nie przejmować, pani Kapitan.

- Milczeć i sterować. – fuknęła na niego – i nie podsłuchiwać. Zrozumiano!?

- Tak jest! – Hux uśmiechnął się lekko rozbawiony i przymknął oczy. Cokolwiek go teraz czeka, było warto.

********

Huxa wyrwał ze snu otwierający się trap. Zanim udało mu się podnieść minęła chwila. Kylo nie było nigdzie widać. Mógłby teraz odlecieć wziąć statek i zostawić go na tej przeklętej planecie. Spojrzał przed siebie. Na powierzchni planety stał Zansatsu w masce i reszta rycerzy. Armitage wziął blaster i poszedł w kierunku trapu. Zdążyliby go zestrzelić zanim uruchomiłby silniki. Rozejrzał się. Na planecie panował pół mrok. Mniej więcej do kolan był zanurzony w gęstym duszącym dymie. Postąpił ostrożnie parę kroków zaciskając mocniej rękę na broni.

- Niech cię piekło pochłonie, Ren. Niech cię ta twoja moc rozerwie na pół. Niech cię... - zamarł z przerażenia widząc przed sobą kogoś kogo nigdy nie chciał już oglądać.

- Armitage. – Brendol stał parę kroków przed nim. Przedstawiał widok równie nieprawdopodobny co przerażający. Wyraźnie widać było uszkodzenia czaszki, które blaster wyrządził. Armitage odwrócił wzrok powstrzymując mdłości. – No proszę. Oficer. Generał. Najwyższy Przywódca. Nigdy nie widziałeś ran bitewnych!? – Hux odskoczył szybko mierząc blasterem. – Sądzisz, że blaster ci pomoże? – zaśmiał się Brendol. – Jak zawsze tchórz... Spójrz na mnie, Armitage! PATRZ MÓWIĘ! – Hux spojrzał. – Grzeczny chłopiec. Oddychaj, bo zabraknie ci tlenu. Witaj na Exegolu, Armitage. – uśmiechnął się upiornie. – Opuść tą bezużyteczną broń. Przed nami długa droga. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro