Rozdział 5 Grunt to... się zrozumieć
Minął tydzień, a napięcie między Levim a Naną zdawało się nie znikać ani na moment – wręcz przeciwnie, rosło jak burzowe chmury zbierające się nad nimi. Choć z zewnątrz wszystko wydawało się wracać do normy, w rzeczywistości każde ich spotkanie było niczym partia szachów, w której oboje testowali, jak długo przeciwnik wytrzyma bez ruchu. Levi, jak zwykle, mówił niewiele – jego rozkazy były chłodne i precyzyjne, wypowiadane tonem, który bardziej przypominał ostrzeżenie niż polecenie. W jego spojrzeniu czaiła się jednak nieodgadniona nuta – jakby czekał, aż Nana pęknie i pokaże, co naprawdę myśli.
Tymczasem Nana starała się unikać go tak bardzo, jak to było możliwe. Odpowiadała na jego pytania tylko zdawkowo – jednoznacznym „tak" lub „nie". Każde z tych słów wydawało się kłuć ją w gardło, ale wiedziała, że nie może dać mu tej satysfakcji, której – jak sądziła – oczekiwał. Obraz tamtej chwili ciągle powracał do niej w snach i myślach: zimny, bezlitosny błysk ostrza, dźwięk przecinanych włosów, które upadały na ziemię jak symbol jej porażki. W powietrzu unosiła się cisza, tak gęsta, że zdawało się, iż cały świat na chwilę przestał istnieć.
„Co on sobie myślał?" – pytała siebie w kółko. – „Dlaczego musiał to zrobić w taki sposób? Brutalnie, definitywnie i to przy wszystkich..." Wciąż czuła na sobie spojrzenia innych. Nie chodziło tylko o włosy – straciła coś więcej. Levi odebrał jej poczucie kontroli nad sobą, jakby była niczym więcej niż pionkiem w jego grze. To uczucie niemocy paliło ją od środka, zmieniając każdy trening w ciężką próbę wytrzymałości psychicznej. Nawet Norbert, który zwykle potrafił znaleźć sposób na jej poprawę humoru, tym razem nie mógł do niej dotrzeć.
Każda myśl o tym wydarzeniu wypełniała ją mieszaniną gniewu i rozgoryczenia, a mimo to nie potrafiła znaleźć sposobu, by mu się odpłacić. Wiedziała, że jeśli powie choć jedno słowo, cała fasada opanowania rozpadnie się w drobny pył, a ona rzuci się na niego z pięściami. Czuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej, gdy tylko słyszała jego kroki, a to napięcie zżerało ją od środka, cegła po cegle budując między nimi niewidzialną, ścianę.
Do tej pory rozpamiętywała moment, w której Norbert pomógł jej wstać, a Inez zbierała resztki jej włosów z ziemi, jakby można było jeszcze to wszystko jakoś naprawić.
– Zostaw je, już po wszystkim – wydukała Nana do przyjaciółki, powstrzymując resztkami sił łzy. Inez bezradnie upuściła kosmyki i pomogła jej dotrzeć do kwatery, gdzie zdjęła z siebie całe umundurowanie i sprzęt, marząc, by ten dzień się wreszcie skończył.
Gdy obudziła się następnego dnia, widok w lustrze niemal przybił ją do ziemi. Włosy, które kiedyś były jej dumą, teraz były nierówne, rozczochrane i niesforne. Uniosła dłonie, próbując je choć trochę wygładzić, ale każde spojrzenie w swoje odbicie przypominało jej, co się stało.
– Hanji cię szukała – oznajmiła Inez, wchodząc do pokoju z kawałkiem chleba i sera w ręku. – Chciała, żebyś do niej przyszła, jeśli nie śpisz.
Nana przytaknęła mechanicznie, nie pytając nawet dlaczego. Poszła na parter, a Hanji, jak zawsze roześmiana i beztroska, witała ją jak starą przyjaciółkę.
– Hej, Nana! – zawołała wesoło. – Ponieważ jak wszyscy widzieliśmy Levi jest beznadziejnym fryzjerem, proponuję, byś tym razem trafiła do Maestro Hanji! Co ty na to? – Z figlarnym uśmiechem wskazała na krzesło.
Nana westchnęła, machając ręką.
– Rób, co chcesz – powiedziała z rezygnacją, siadając. W ciszy, która zapanowała, słuchała tylko dźwięku nożyczek. Hanji, o dziwo, pracowała bardzo starannie, skupiając się, by każdy lok odnalazł nowe miejsce na jej głowie.
Gdy skończyła, spojrzała na nią z uśmiechem.
– Wiesz, Nana... Krótka fryzura też ci pasuje. Uwierz mi, podkreśla twoje wielkie niebieskie oczy. Tylko... nie pozwól, by to, co się stało, cię złamało – powiedziała, a ton jej głosu był pełen ciepła, ale i stanowczości.
Nana spojrzała na nią przez chwilę, a potem machnęła ręką, jakby chciała odepchnąć te wszystkie myśli.
– To tylko włosy. Już mnie to nie obchodzi – odpowiedziała, choć w jej głosie dało się wyczuć nutę zmęczenia. Hanji, nieco zaskoczona jej odpowiedzią, lekko uderzyła ją pięścią w głowę, jakby chciała ją obudzić z zamyślenia.
– A powinno! Levi nie zachował się ani subtelnie ani właściwie, ale wiesz co? W jego łepetynie czaił się pewnie jakiś powód. Wojsko jest okrutne, to prawda, ale hartuje nie tylko ciało, ale i ducha. A ten, jeśli jest waleczny, przetrwa wszystko. Czasami to nie tytani są naszym jedynym wyzwaniem. To nasze lęki i przeszłość.
Nana przez chwilę milczała, czując, jak słowa Hanji zaczynają do niej docierać. Czuła się, jakby część jej emocji zaczynała się w końcu układać. Może miała rację. Może powinna przestać skupiać się na tym, co ją zraniło i skoncentrować na tym, co miało jej dawać siłę. Zanim odpowiedziała, westchnęła cicho.
– Dzięki, Hanji. Może masz rację. Chyba czas, żeby przestać się zastanawiać nad tym, co było, i po prostu iść dalej.
Hanji uśmiechnęła się szeroko mówiąc:
– I o to chodzi! A swoją drogą co takiego odwaliłaś, że Levi się tak wkurzył? Chyba pierwszy raz widziałam go tak wyprowadzanego z równowagi – okularnica zamyśliła się, a Nana niczym na spowiedzi, opowiedziała jej wszystko, zaspokajając ciekawość.
..................................................
Nana leżała w swoim łóżku, a sen nie nadchodził. Czuła się, jakby ciężar całego dnia przygniatał ją do materaca, ale jej umysł nie przestawał biegać. Wspomnienia z ostatniej wyprawy sprzed dwóch tygodni wciąż ściskały jej serce – moment, w którym niemal straciła życie, wciąż był żywy, jakby nie udało jej się jeszcze oddzielić tych emocji od rzeczywistości.
Czuła zimno w swoich palcach, jakby cała energia odeszła z jej ciała. Otarła się o śmierć, poczuła jej bliskość, a to, co wydawało się tak realne, przerażająco nieodwracalne, odbiło się w jej ciele jak echo. Czuła jak kości ją palą, a krew buzuje cały czas jakby bała się zastygnąć. Wiedziała jednak, że musi wziąć się w garść! W końcu z własnej woli dołączyła do Zwiadowców, znała statystyki i że za każdym razem ktoś tu ginie, ale mimo wszystko ta cała sytuacja wywarła na niej ogromne piętno. Czy zawsze będzie się już tak czuć i bać? Ta myśl kołatała się w jej głowie nieprzerwanie. Słysząc, że Inez smacznie śpi i pochrapuje, pozazdrościła jej, ale wiedziała, że nie zmruży oka. W końcu wstała z łóżka, zakładając cicho płaszcz i buty. Chciała poczuć chłodny powiew nocy na twarzy, poczuć, jak jej myśli powoli się układają. Opuściła kwaterę, stawiając stopy na chłodnej ziemi, a liście, które opadły szeleszcząc pod jej nogami, przypomniały jej, że wszystko kiedyś ma swój koniec. Czekała tylko na pierwszy śnieg.
Nagle, w ciszy nocy, usłyszała kroki. Lekki, cichy dźwięk, który wyraźnie zmieniał rytm. Nie musiała spoglądać w stronę przybysza. Doskonale znała te kroki, pewne siebie tupnięcia, które zawsze zwiastowały napięcie.
„Czy do cholery nawet tutaj nie mogę od niego odpocząć?" – zirytowała się, zastanawiając się, jak się zachować. Póki co pozostawała w bezruchu, dalej uparcie patrząc w gwiazdy. Mężczyzna zatrzymał się przed nią, wyciągając w jej stronę kubek z gorącą herbatą.
– Chcesz tu marznąć, czy masz zamiar się rozgrzać? – rzucił sucho, niecierpliwie patrząc na nią, jakby zupełnie nie rozumiał, o co chodzi w jej milczeniu. – Jest cholernie zimno, jeśli masz zamiar tu siedzieć, to przynajmniej nie przezięb się, bo zawalisz resztę szkolenia – Jego głos był jak zwykle szorstki, ale w tej chwili widać było, że nie przyszedł tu dalej się kłócić. Ta herbata miała być gestem pojednania, co jak na Kaprala i tak było niezwykłym wyczynem. Nana tym razem spojrzała na kubek, potem na niego, ale nie odpowiedziała na zaczepkę. Chwyciła herbatę w dłonie i odwróciła wzrok.
Levi usiadł obok niej i skierował wzrok tam gdzie ona. Musiał przyznać, że niebo wyglądało tej nocy obłędnie, a każda gwiazda świeciła jakby podwójnym blaskiem. Gdy cisza pomiędzy nimi gęstniała, Levi westchnął w końcu i zapytał:
– Długo jeszcze masz zamiar być taka obrażona? W końcu Hanji naprawiła moją fuszerkę, a ty już udowodniłaś w zespole, że potrafisz trzymać nerwy na wodzy – zapytał, kierując swój wzrok z gwiazd na nią. Nie miał pojęcia, dlaczego wybuchnął tak gwałtownie tamtego dnia i mimo że nie robił niczego pod wpływem impulsu, to coś niezrozumiałego popchnęło go do tej decyzji. nie żałował jej jednak wiedząc, że w ten sposób zadbał o jej bezpieczeństwo i przyszłe wyprawy.
Nana spojrzała na niego przez moment, milcząc, a potem całkiem poważnie zapytała:
– Zastanawiałeś się Kapralu, czemu tylko ja dorównuję Ci czystością i dokładnym sprzątaniem?
– Hę? – mężczyzna lekko zmarszczył brwi nie rozumiejąc związku z całą sytuacją. Nana uśmiechnęła się blado zapewne dostrzegając tę konsternację, po czym nie czekając na odpowiedź kontynuowała:
– Nie dlatego, że jestem maniakiem takim jak ty i kocham walczyć z kurzem. Nauczył mnie tego sierociniec, w którym dorastałam... Za każde złe odłożenie książki dostawało sie trzy baty, za źle złożone ubrania osiem. Każdy błąd czy niechlujstwo miało swoją ilość solidnych batów. Nikt też nie patrzył na to czy masz pięć czy piętnaście lat – kara zawsze była taka sama. Żyłam tak długo w sierocińcu, że z czasem nie dostawałam już żadnych razów, a moje sprzątanie było bez zarzutu. Tak skupiałam się na każdym dniu, by nie podpaść i nie czuć bólu, że zaczęłam zapominać kim byłam przed tym, gdy tam trafiłam... Po 10 latach w sierocińcu zorientowałam się, że zupełnie nie pamiętałam rodziców. Wiedziałam, że tata był prostym szewcem, a mama pomagała w pralni, ale nie pamiętałam już ich głosu, ciepła uścisków ani twarzy. Jedynie co przetrwało te wszystkie lata w mojej pamięci to fakt, że moja matka miała bardzo długie, brązowe i kręcone włosy, które ewidentnie po niej odziedziczyłam.
Pachniały zawsze rumiankiem i pozwalała mi zaplatać sobie warkocze. Tylko tyle zapamiętał 4-letni umysł na tyle wyraźnie, by przetrwać w sierocińcu. Moja fryzura miała być hołdem dla jej pamięci, a nie próżnym widzi mi się... Do tej pory nie stanowiły żadnego problemu podczas treningów, szkolenia i walk. Wszystko się zmieniło, gdy trafiłam pod twoje skrzydła. Mój pech, wpadki i przekleństwo niesfornych włosów spotęgowały się do niewyobrażalnej skali. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Być może takie masz zadanie. Odebrałeś mi ostatnią rzecz, jaka łączyła mnie z przeszłością i nie ma to już znaczenia. Teraz jest tak jak chciałeś... złamałeś mnie, upokarzając na oczach wszystkich – powiedziawszy to, wstała, chcąc skierować się w stronę kwatery, ale jego głos ją zatrzymał:
– Nana... – dziewczyna przystanęła, ale nie odwróciła w jego stronę. Stała z ramionami lekko opuszczonymi, jakby ważyła, czy w ogóle warto go słuchać.
– Moim zamiarem nie było cię złamać – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała nuta czegoś, czego Nana nigdy wcześniej u niego nie słyszała. Może wyrzutów sumienia? – Każdy z nas ma coś, czego kurczowo się trzyma, a to może prowadzić wyłącznie do wahania się i dylematów. Wiedziałem, że nie podejmiesz się tego kroku, nawet po tym jak o mało co nie zginęłaś.
Jego słowa zawisły w powietrzu. Nana zmrużyła oczy, wyczuwając, że za tym, co powiedział, kryje się coś więcej. Czuła jednak, że jeśli będzie naciskać, zamknie się jak zawsze. Zamiast tego westchnęła cicho.
– To nie znaczy, że możesz wszystkim odbierać to, co dla nich ważne – odpowiedziała łagodniej niż wcześniej, po czym odwróciła się w jego stronę.
Levi spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, ale w jego oczach było coś, co sprawiło, że poczuła się mniej samotna.
– Może to nie ode mnie powinnaś się uczyć – powiedział. – Ale skoro już tu jesteś, to nauczę cię, jak przetrwać. Nawet jeśli oznacza to, że będę musiał znosić twoje niekończące się pretensje.
Nana uniosła brew, a kącik jej ust drgnął w czymś, co mogło być cieniem uśmiechu.
– Brzmi jak wspaniała perspektywa, Kapralu – odpowiedziała z lekką ironią – nie myśl, że nie wykorzystam tej możliwości.
Levi w końcu pozwolił sobie na coś, co wyglądało jak minimalny uśmiech, ledwo zauważalny.
– A ty, że ci odpuszczę, tylko dlatego, że miałaś dzieciństwo do dupy.
Chociaż ich słowa były ostre, oboje wiedzieli, że coś się zmieniło. Cisza między nimi, choć nadal obecna, była teraz mniej przytłaczająca, a ich relacja nabrała nowego wymiaru, w którym przebijało się zaufanie.
Gwiazdeczki!
Powoli się będziemy rozkręcać, ale muszę dodać kilka detali ważnych dla późniejszej fabuły więc rozdziały będą się wydłużać- nie zdziwcie się gdy jakiś będzie miał 20k znaków 🙈 ale chcę opisywać wątki partiami i zgodnie z ich złożonością.
Dziękuję że ze mną jesteście - nie tylko na wp ale i na priv (jeśli ktoś chętnie jeszcze by dołączył do dc, dajcie znać: zaparzę większy dzbanek herbaty xD)
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro