Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 Miłość to nie słabość a... siła!

Levi siedział wyprostowany na krześle przy biurku, jak zawsze nieskazitelnie ubrany. Każda nitka jego munduru była na swoim miejscu, każdy guzik dopięty z precyzją, która była dla niego czymś więcej niż nawykiem – to była jego tarcza. Chociaż w tej chwili wydawała się zaledwie cienką warstwą ochrony wobec chaosu, który tlił się w jego głowie.

Spojrzał na Nanę, która nadal spała w jego łóżku. Jej oddech był spokojny, rytmiczny. Włosy, które wciąż krótkie, ale sięgające teraz ramion, rozsypywały się na poduszce w nieładzie. Wyglądała tak spokojnie, jakby cały świat poza tym pokojem – mury, Tytani, śmierć – nie istniał. Levi nigdy nie myślał, że coś tak prostego jak obserwowanie śpiącej osoby może przynosić mu ulgę. A jednak.

Dokończył raport, który przerwała ich wcześniejsza noc – bo przecież Levi Ackerman nie zostawia rzeczy niedokończonych, niezależnie od okoliczności. Ale pisanie, analizowanie, wyznaczanie strategii – to, co zawsze przychodziło mu z łatwością – wydawało się teraz trudniejsze. Myśli co rusz dryfowały z powrotem do niej i do tego, co się wydarzyło. Nie żałował. O dziwo, to uczucie było całkowicie obce jego naturze. Czuł, jakby coś w nim się przełamało, jakby zyskał coś, o czym nawet nie wiedział, że tego potrzebuje.

Z drugiej strony oblał go lekki niepokój. Nie o siebie – nigdy o siebie. O nią – czy na pewno nie będzie tego żałować?

Spojrzał na jej ręce, częściowo przykryte kocem, drobne, ale silne. Wiedział, jak zręcznie radzi sobie ze sprzętem do trójwymiarowego manewru, jak walczy z determinacją, której nie powstydziłby się żaden z jego ludzi. A mimo to myśl, że mogłaby kiedyś zginąć – czy to od Tytana, czy przez błąd kogoś innego – ściskała jego wnętrzności w sposób, którego nie potrafił ignorować.

Nie mogę pozwolić, żeby to mnie rozproszyło – pomyślał, splatając dłonie na biurku. To był jedyny sposób, w jaki potrafił nad tym zapanować – racjonalizować, trzymać swoje myśli w ryzach, jakby były rozkazami, które sam sobie wydawał – Bliskość sprawia, że jesteś słaby. A słabość zabija. Jeśli kiedykolwiek pozwolę, żeby to wpłynęło na moje decyzje na polu bitwy... wtedy zginie. Wtedy oboje zginiemy.

Ale to już się stało. Nana była jego słabością – w pełnym tego słowa znaczeniu. I była też jego siłą. Przez całe swoje życie czuł, że walczy dla ludzi, bo taki był jego obowiązek. Ale teraz? Chciał walczyć dla niej. Dla tego, co mogliby stworzyć razem, jeśli tylko przetrwają, każdy kolejny dzień, który zasadniczo mógł nie przynieść jutra.

Wtem Nana poruszyła się lekko w łóżku. Jej ramię wysunęło się spod koca, a przez jej twarz przemknął cień rozbudzenia. Levi odwrócił wzrok, obawiając się, że mógłby się zdradzić – zbyt wiele myśli, zbyt wiele emocji naraz. Upewnił się, że jego głos brzmi spokojnie, gdy odezwał się cicho, nie odrywając wzroku od papierów:

– Czas wstawać. Nie będziemy spóźniać się na poranne apele.

Sen wciąż ją otulał, ale powoli wspomnienia minionej nocy zaczęły do niej wracać – ciepło, intensywność, jego ręce na jej ciele. Z każdą sekundą czuła, jak jej policzki zaczynają płonąć. Spojrzała w stronę biurka. Siedział tam, jakby nic się nie wydarzyło, z notatkami w ręku, w pełni ubrany i jak zawsze nienagannie przygotowany. Ale jego wzrok był inny – przez chwilę przyłapała go na tym, że zerka na nią, szybko jednak przeniósł spojrzenie z powrotem na swoje papiery. 

– Jasne, już wstaję... – odparła cicho, z lekko chrypiącym głosem, który jeszcze nie zdążył się obudzić. Próbowała się podnieść, ale poczuła dziwne napięcie w mięśniach.

-To normalne – pomyślała, choć i tak się zawstydziła. Chwyciła koc i owinęła go wokół siebie, nie chcąc odsłonić ani centymetra skóry, chociaż wiedziała, że widział ją już całą. Gdy usiadła na brzegu łóżka, jej wzrok padł na pościel. Natychmiast znieruchomiała. Na białym materiale widniała czerwona plama. Malutka, ale nie do przeoczenia. Krew. Zacisnęła dłonie na kocu, jej serce przyspieszyło.

– Oczywiście, że to musiało się zdarzyć...– pomyślała z zażenowaniem. – Ale dlaczego akurat tu? Na jego łóżku. Na jego idealnej pościeli.

Levi musiał zauważyć, że powoli dopada ją panika, bo spojrzał na nią z ukosa, unosząc lekko brew.
– Coś nie tak? – zapytał tonem, który mógłby wydawać się obojętny, ale Nana wyczuła w nim coś więcej. Nie mogła wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręciła głową. Jej spojrzenie jednak zdradziło ją całkowicie. Levi podążył spojrzeniem za jej wzrokiem, aż w końcu zatrzymał się na plamie.

Na moment zapadła cisza. Nana wstrzymała oddech, pewna, że zaraz usłyszy jakieś suche, oschłe słowa o czystości. Może nawet lekkie rozczarowanie? Tymczasem Levi... po prostu wstał. Powoli, bez pośpiechu, przeszedł na drugą stronę łóżka i spojrzał na nią z góry.

– To tylko plama – Jego głos był cichy, niemal szepczący. Sięgnął po kołdrę i zwinął ją w taki sposób, jakby to była rutynowa czynność.

– Levi, ja... przepraszam – Nana spuściła wzrok, czując, jak jej twarz staje się jeszcze bardziej czerwona.

– Przepraszasz za coś, na co nie miałaś wpływu? – Uniósł brew, a kącik jego ust drgnął nieznacznie, jakby zastanawiał się, czy jej reakcja jest naprawdę poważna, czy może sobie żartuje. – To głupie, Dreyer.

Jej serce zadrżało. „Dreyer." Nie „Nana." Wrócił do swojej formalności – przynajmniej powierzchownie. To była jego tarcza, jego sposób na radzenie sobie z tym wszystkim. Spojrzała na niego, szukając jakiejkolwiek wskazówki, jak powinna się teraz zachować.

Levi odłożył kołdrę na bok, opierając się ręką o krzesło przy biurku.
– Nie dramatyzuj – Westchnął, ale było w tym coś delikatniejszego, łagodniejszego. Nie było to chłodne odrzucenie, jakiego się obawiała.

Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. W końcu Nana zebrała się na odwagę i spojrzała mu prosto w oczy.
– A ty? – zapytała nagle.

Zmarszczył lekko brwi.
– Co ja?

– Nie żałujesz? – wyszeptała. Jej głos był cichy, niemal nieśmiały, ale w jej oczach błyszczała odwaga, która zmusiła ją do zadania tego pytania. Levi przez chwilę jej się przyglądał. Jakby w ogóle nie zamierzał odpowiadać.

– Jeśli miałbym czegoś żałować, to tego, że obudziłaś się tak późno. Zmarnowaliśmy poranek – Jego słowa były suche, prawie sarkastyczne, ale w jego oczach zobaczyła coś, co wywołało u niej uśmiech. Coś, co pokazywało, że jego perfekcjonizm i chłód były tylko maską, za którą ukrywał coś więcej – uczucie, którego jeszcze nie potrafił wyrazić wprost. Nana odetchnęła głęboko i w końcu wstała. Wiedziała, że między nimi wszystko się zmieniło, ale jednocześnie czuła, że Levi nadal jest sobą – a to dawało jej dziwne poczucie bezpieczeństwa.

.......................................

Dzień zaczął się jak każdy inny. Poranny apel, raporty, rozdzielanie obowiązków, a każdy z kapitanów i instruktorów zajął sie szkoleniem swojej drużyny – wszystko przebiegało zgodnie z dobrze znanym schematem.

Levi rozdawał polecenia, jak zawsze stanowczy i rzeczowy, ale tego dnia było w nim coś... innego. Był mniej oschły, mniej skory do ciętych uwag, a jego spojrzenie wydawało się spokojniejsze niż zazwyczaj. Członkowie jego zespołu szybko to zauważyli, choć żaden nie odważył się skomentować tego wprost.

Podczas przerwy, gdy grupa czekała na kolejne polecenia, Olou siedział na beczce, dłubiąc w nożu, jakby to miało mu pomóc zrozumieć, co się właśnie działo. Zrobił przy tym tak dziwną minę, że Eld nie mógł się powstrzymać.

– Ty coś wiesz – Rzucił z wyraźnym podejrzeniem, mrużąc oczy i krzyżując ramiona na piersi.

Olou niemal upuścił nóż.
– Ja? Co miałbym niby wiedzieć? – zapytał z nutą nerwowości, choć próbował zachować spokój.

Eld uniósł brew, nachylając się ku niemu.
– Przestań. Patrzysz na niego, jakbyś właśnie odkrył największą tajemnicę świata. Wiesz coś, Olou. Coś, czym się z nami nie dzielisz.

– Wcale nie! – Olou wyprostował się gwałtownie, niemal przewracając beczkę, na której siedział. – Nawet gdybym coś wiedział – co, nawiasem mówiąc, nie ma miejsca – to raczej nie byłbym na tyle głupi, żeby o tym mówić!

Eld zmarszczył brwi, przyglądając mu się uważnie, a potem zerknął na Petrę, która stała nieopodal i właśnie zakładała sprzęt.
– Petra, ty coś zauważyłaś?

– Hm? – Dziewczyna spojrzała na nich, marszcząc czoło – O co chodzi?

– Levi – odparł Eld, zniżając głos, jakby to było jakieś tajne śledztwo – Zachowuje się inaczej, nie sądzicie?

Petra uniosła brew, rozglądając się, jakby Levi mógł ich usłyszeć.
– Może... jest mniej surowy. Ale nie wydaje mi się, żeby to była sprawa, o którą warto ryzykować życie – Uśmiechnęła się krótko, ale w jej tonie było ostrzeżenie.

Olou tylko przewrócił oczami i wrócił do dłubania w nożu. Doskonale wiedział co zmiękczyło ich lidera, ale zdawał sobie sprawę, że jeśli to wypłynie od niego, Levi bez mrugnięcia okiem rzuci go na pożarcie tytanom.

Eld wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia, ale nie kontynuował tematu, odpuszczając. Zanim jednak zdążył jeszcze coś powiedzieć, Levi zaczął zmierzać w ich stronę.
– Macie coś do roboty, czy już skończyliście się obijać? – zapytał surowym tonem, który skutecznie zakończył wszelkie plotki.

Olou natychmiast wstał, rzucając Eldowi ostrzegawcze spojrzenie, mówiące:
– Wracajmy do pracy, geniuszu. Inaczej naprawdę skończymy w żołądku jakiegoś tytana.

.......................................................

Nana zgrabnie wspięła się na drabinę w biblioteczce Hanji, porządkując stosy zakurzonych ksiąg. Mimo że jej ręce automatycznie układały kolejne tomy według etykiet, jej myśli były daleko. Obrazy z minionej nocy wracały jak burza – jego dłonie, dotyk, szorstki głos, który szeptał jej imię w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie słyszała. Zanim się zorientowała, cicho zaczęła nucić melodię, której nie potrafiła nazwać, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.

Hanji, która właśnie zajmowała się notatkami przy stole poniżej, uniosła głowę i spojrzała na Nanę z błyskiem w oku. Widząc jej zadowolony wyraz twarzy i słysząc nucenie, przekrzywiła głowę. Przez chwilę nic nie mówiła, tylko się przyglądała, aż w końcu z impetem zamknęła księgę.

– No proszę, proszę – odezwała się nagle, przerywając ciszę – W końcu się dotarliście, co?

Nana aż podskoczyła, prawie upuszczając książkę, którą właśnie trzymała. Gwałtowny ruch sprawił, że drabina niebezpiecznie się zachwiała.

– C-co?! – wykrztusiła, kurczowo trzymając się półki, żeby nie spaść. – O czym ty mówisz, Hanji?!

Hanji zaśmiała się, podnosząc ręce w geście uspokojenia.

– Spokojnie, nie spadnij, bo Levi mnie zabije, jeśli coś ci się stanie – Przysunęła się bliżej i oparła łokcie na stole, patrząc na Nanę z typowym dla siebie zadowoleniem. – Ale nie udawaj. Widzę, jak patrzycie na siebie od dłuższego czasu.

Nana poczuła, jak rumieniec wspina się na jej twarz i szyję. Szybko odwróciła głowę, wracając do układania ksiąg, ale jej drżące ręce zdradzały więcej, niż chciała.

– Nie wiem, o czym mówisz – burknęła, próbując zachować spokój.

– Oh, proszę cię! – Hanji westchnęła teatralnie – Myślisz, że tego nie zauważyłam jeszcze przed twoim wyjazdem cztery lata temu?

Nana spojrzała na nią zszokowana, zapominając, że wciąż stoi na drabinie.

– C-co? Przed wyjazdem? – Hanji wzruszyła ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– Jasne. Levi jest dobry w udawaniu, że nic go nie obchodzi, ale ja go znam. Widzę więcej, niż chciałby pokazać. No i... – Nachyliła się lekko do przodu, zmniejszając odległość między nimi. – Może to twoje nucenie i ten cały "blask na twarzy" dzisiaj cię zdradziły?

Nana zamarła, czując, że cała krew napływa jej do policzków.

– Ja... ja po prostu dobrze spałam – próbowała się wykręcić, choć jej głos był cichy i pełen nerwowości.

Hanji tylko parsknęła śmiechem.

– Jasne, Nana. "Dobrze spałaś". No cóż, dobrze wiedzieć, że Levi w końcu przestał być tak zimny jak jego herbata. Obojgu wam się to przyda. Nana otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale żadne słowa nie przyszły jej do głowy. Hanji z triumfalnym uśmiechem wróciła do swoich notatek, zostawiając Nanę w stanie kompletnej konsternacji.

..........................................

Nana wróciła do swojego pokoju, czując zmęczenie po całym dniu, który minął jej na totalnym autopilocie. Zrzuciła z ramion płaszcz, który wydawał się cięższy niż zwykle i opadła na krzesło. Jej wzrok przypadkowo zatrzymał się na biurku, gdzie leżał niewielki pakunek. Był schludnie owinięty, a obok niego znajdowała się mała, złożona kartka.

Zmrużyła oczy i sięgnęła po liścik, czując, jak serce zaczyna jej przyspieszać. Proste, wyraźne litery – charakter pisma, którego nie mogła pomylić z żadnym innym. Jej palce lekko drżały, gdy ostrożnie rozwinęła kartkę. Czytała powoli, jakby chciała przedłużyć ten moment.

"Wrzucić to do herbaty. Będzie ci łatwiej."

To było tylko parę słów, a mimo to uderzyły ją z siłą, której się nie spodziewała. Levi. Jego chłodna, rzeczowa troska była zawsze subtelna, niemal niezauważalna – ale tym razem? Jej dłonie zacisnęły się na liściku, a ciepły rumieniec rozlał się na jej policzkach. "Będzie ci łatwiej". Jak bardzo musiał ją obserwować, by wiedzieć, co czuje, nawet jeśli starała się tego nie okazywać?

Nasza pierwsza korespondencja – uśmiechnęła się przekornie w duchu, przypominając jak jeszcze do niedawna byłoby to dla niej irracjonalne.

Ale z zamyślenia wyrwał ją nagły trzask drzwi, które otworzyły się z impetem, jakby ktoś nie znał umiaru. Nana podskoczyła, niemal wypuszczając liścik z ręki. Do środka wpadł Norbert niczym burza.

– Nana, musisz mnie zastąpić! – wykrzyknął z entuzjazmem, po czym zamknął drzwi kopnięciem. Dopiero po chwili zauważył, że Nana siedzi z liścikiem w dłoni, jej policzki zaróżowione, a wzrok wyraźnie nieobecny. Uniósł brwi, jego wrodzona ciekawość od razu wzięła górę.

– Co tam masz? – zapytał, nachylając się lekko w jej stronę. W jego głosie była nuta drwiny, która niemal automatycznie wyprowadziła ją z równowagi. Zdawał sobie sprawę, że w Nanie podkochują się młodzi zwiadowcy i zaciekawił go fakt, czy to nie jeden z nich zebrał się na odwagę, by wyrazić swoje szczeniackie zauroczenie.

– Nic – Schowała liścik do kieszeni, ale zbyt gwałtownie, by Norbert tego nie zauważył. Jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej.

– No jasne, "nic". Znasz się na kłamstwach tak samo jak na gotowaniu – rzucił z przekąsem, krzyżując ramiona na piersi. – No, ale skoro tak pilnie strzeżesz tej "tajemnicy", to chociaż wysłuchaj mnie.

Nana uniosła brew, próbując zachować kamienną twarz.

– OOO... To teraz już mogę się dowiedzieć, czemu wparowałeś tu jak huragan?

Norbert podszedł bliżej, niemal teatralnie kładąc rękę na sercu.

– Rzecz jest absolutnie kluczowa! – zaczął, udając powagę. – Chłopaki znaleźli ślady dzika niedaleko obozu. DZIKA, Nana! Wiesz, kiedy ostatnio jedliśmy coś, co nie smakowało jak stara podeszwa?

Nana westchnęła ciężko, opierając łokcie na biurku i masując skronie.

– Nie mów mi, że chcesz polować na dzika? – spytała, próbując wyłapać sens jego słów, jednocześnie przypominając swobie jedną z dawnych podopiecznych, która za kawałek mięsa potrafiła zabić. Sasha gdyby mogła to tego dzika zjadłaby sam w całości – pomyślała.

– Dokładnie tak! – powiedział Norbert z zapałem, jego oczy błyszczały – Ale jest mały problem. Mam nocny patrol, więc... potrzebuję, żebyś mnie zastąpiła!

– Chyba sobie żartujesz – Jej głos był suchy, ale w głębi czuła, jak opada z sił. Od wczoraj trochę się wyeksploatowała...

Norbert zrobił krok w jej stronę i chwycił ją za ręce, udając błagalny ton.

– Nana, proszę! To dla większego dobra oddziału! Pomyśl o tym, jak wszyscy ci podziękują, kiedy przyniesiemy świeże mięso! Zresztą, też powinnaś je zjeść, bo zaczynasz być bardziej blada niż zazwyczaj, a przecież chcesz być zdrowa!

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nana widziała błagalne spojrzenie Norberta i wiedziała, że nie ma siły, by odmówić bratu.

– Dobra, zrobię to. – Machnęła ręką, próbując ukryć uśmiech. – Ale zapamiętaj sobie: jesteś moim dłużnikiem do końca życia.

Norbert wydał z siebie okrzyk triumfu, podskakując jak dziecko.

– Jesteś najlepszą siostrą ever! – zawołał, a potem nachylił się i pocałował ją w policzek, zanim zdążyła go odepchnąć.

– Czekaj, czekaj... – Nana zmrużyła oczy. – Kto będzie moim partnerem na patrolu?

Norbert nagle spoważniał, choć w jego oczach czaiła się niepokojąca iskra.

– Och, no tak... Twój partner to Levi.

Słowa te spadły na nią jak kamień. Nana poczuła, jak serce znowu zaczyna jej przyspieszać, tym razem jednak z zupełnie innego powodu.

– Levi? – powtórzyła, próbując ukryć nerwowość w głosie.

– Tak, Levi. – Norbert puścił do niej oczko. – Mam nadzieję, że będziecie świetnym duetem!

Nana westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Nie miała pojęcia, jak przetrwa tę noc – i to nie tylko dlatego, że była zmęczona. 

Jeden dzień spóźnienia, ale wybaczcie mi kochane - życie dobija :D Jesteśmy w połowie naszej historii, a ja jeszcze planuję stworzyć do niej alternatywne zakończenie - jeśli czas mi pozwoli :D Planowo więc będą dwa zakończenia. Ogrinalne i ewentualne pociągnięcie historii w postaci one shota. 

Za każdy komentarz i gwizdkę będę wam niezwykle wdzięczna!
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro