Rozdział 15 Obietnice należy... spełniać +18
Jak widzicie Gwiazdeczki, oznaczenie sugeruje, że treści są przeznaczone dla osób dorosłych :D
Kvadzia dedykuje Ci go na wielki powrót! :D
Zanim Levi wyszedł z kwatery, zatrzymał się na chwilę, przypatrując swojemu ekwipunkowi. Jego ręce, choć wciąż pewne, delikatnie przesuwały pasy i klamry, jakby chciał dać sobie chwilę na uporządkowanie tych chaosów, które zapanowały w jego wnętrzu i myślach.
Zdał sobie sprawę, że nie może już uciec od tego uczucia, które w niego wstąpiło, nawet jeśli nie potrafił jeszcze nazwać go miłością. To nie było zwykłe przywiązanie, ani tym bardziej chwilowa fascynacja czy pożądanie. Czuł coś, czego nigdy nie czuł wobec żadnej kobiety, a ta niewiadoma nowość sprawiała, że nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Nie był dobry w takich sprawach. Wiedział tylko, że nie może uciekać. Musiał zaryzykować. Zaryzykować i pozwolić, by to, co miało się między nimi rozwinąć, kształtował los, a nie tylko jego chłodne, wyważone decyzje i ciągła kontrola.
Kiedy Oluo wszedł do stajni, jego zdezorientowane spojrzenie padło na przełożonego. Levi, nawet nie odwracając głowy, obrzucił go chłodnym, ostrzegawczym spojrzeniem.
— Morda w kubeł, Oluo. Zajmij się misją, a nie rozmyślaniem.
Oluo zareagował niemal odruchowo, prostując się jak struna.
— Tak jest, kapralu!
Chwilę później Erwin uniósł rękę, dając znak do wyjazdu. Stalowe wrota rozwarły się z przeciągłym skrzypnięciem, a kompania ruszyła w drogę.
Levi, zanim popchnął konia do przodu, raz jeszcze spojrzał na bramy.
Po raz pierwszy nie myślał o misji.
Po raz pierwszy wiedział dokładnie, do kogo chce wrócić.
.......................................
Minęło kilka dni od wyruszenia za mur, a Nana zdawała się być nie do powstrzymania. Jej energia była niezrównana, a Hanji, choć pełna entuzjazmu, nie mogła nie zauważyć tego niezwykłego zjawiska. Co chwila widziała ją w innych miejscach obozu, załatwiając zadania z niebywałą szybkością dostrzegając jej „energiczne nakręcenie".
– Może powinnam zmniejszyć ci dawkę tych nowych ziół? – zauważyła Hanji, patrząc na Nannę, gdy ta, z radosnym uśmiechem na twarzy, wręczała jej kolejny stos obliczeń, nie wydając się nawet zmęczoną.
Nana, z nieco zuchwałym uśmiechem na twarzy, odpowiedziała:
– Zioła działają świetnie. Tego mi było trzeba!
Była pełna energii, ale jej serce biło w rytmie niepokoju. Wiedziała, że misja zwiadowców nie będzie łatwa, a co ważniejsze, teraz bardziej niż zazwyczaj martwiła się o jednego z nich.
Kiedy zwiadowcy w końcu wrócili, nastroje ponownie przybrały maskę przygnębienia i zrezygnowania. Wiele nowych twarzy, które po raz pierwszy wyszły na wyprawę, już nie wróciło. Gdy nadszedł wieczór, po długich godzinach żalu i wspomnień, w jadalni odbyła się krótka, lecz niezwykle poruszająca przemowa. Hanji stała na środku, jej głos wibrował od emocji, choć starała się utrzymać profesjonalizm.
– Dziś żegnamy tych, którzy oddali swoje życie za nas wszystkich – za naszą wolność i nadzieję na lepsze jutro. Ich poświęcenie nie pójdzie na marne. Będziemy kontynuować naszą walkę, bo to, co robimy, ma sens. Dla nich, dla tych, którzy odeszli, musimy pozostać silni!
Gdy jej słowa unosiły się w powietrzu, Nana, jak wszyscy, pochylała głowę w ciszy, ale jej myśli biegły gdzie indziej. Czuła ciężar tej chwili, ale też ulgę, że jej brat i ukochany nie byli ujęci w tych wzruszajacych słowach jako przykład do naśladowania. Levi stał nieopodal, jego oczy nieznacznie odwrócone w stronę Nany, jakby szukając jej spojrzenia w tłumie. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, a Nana, nie mogąc powstrzymać się, szepnęła tak cicho, jak tylko on mógł ją usłyszeć:
– Jednak wróciłeś.
Levi, wciąż z tą samą obojętnością, którą nosił na co dzień, spojrzał na nią krótko, ale w jego oczach nie było już tej samej dystansowanej pewności.
– Bo jednak nie przynosisz pecha – odpowiedział cicho, lecz w tych słowach kryła się jakaś subtelna miękkość.
Nana uśmiechnęła się lekko, a jej serce zabiło szybciej, kiedy poczuła, że jego słowa miały w sobie coś głębszego niż tylko zwykły komentarz.
.................................................
Minął już miesiąc od dnia, kiedy Levi i Nana obiecali sobie, że przestaną uciekać przed własnymi uczuciami. To był czas małych kroków, drobnych gestów, które zaczęły stanowić most pomiędzy nimi i coraz bardziej się rozrastać. Dotyk dłoni, "przypadkowy" kontakt przy przekazywaniu raportów, spojrzenia pełne ukrytych przekazów. A kiedy byli sami, w ukryciu, z dala od oczu innych, pozwalali sobie na namiętne pocałunki, które były wybuchowe, pełne pasji, ale jednocześnie wciąż ostrożne, jakby nie mogli uwierzyć, że rzeczywiście się to dzieje.
Ale Nana zrozumiała, że to już jej nie wystarcza. Przestała oszukiwać samą siebie - nie była w stanie dłużej tłumić swoich pragnień, trzymać ich na uwięzi, udawać, że to, co czuła, nie miało znaczenia. W jego ramionach czuła się jak wulkan, gotowy do erupcji, choć wciąż nie miała pewności, czy była gotowa na to, co mogło się wydarzyć.
Teraz, przewracając się z boku na bok w łóżku, po raz kolejny próbowała się uspokoić, ale jej myśli krążyły wokół jednej osoby. W końcu westchnęła, przeciągnęła dłońmi po twarzy i podjęła decyzję. Tym razem nie zamierzała zachowywać się jak tchórz.
Zerwała się z posłania, ubierając się w pośpiechu, choć trudno było jej opanować drżenie dłoni. Kiedy ruszyła korytarzem, w którym panowała względna cisza—większość korpusu już spała—starała się nie narobić hałasu. A jednak miała wrażenie, że każdy jej krok, każdy przyspieszony oddech odbijał się od nagich ścian głośnym echem.
Było grubo po północy, ale wiedziała, gdzie go znaleźć. Levi miał do nadrobienia papierkową robotę.
– Raz kozie śmierć – pomyślała, wchodząc do jego pokoju bez pytania. Levi siedział przy biurku, zanurzony w notatkach, a lampa rzucała ciepłe światło na jego twarz, delikatnie podkreślając jego przystojne rysy. Gdy podniósł wzrok, widać było zaskoczenie, ale i spokój, który był jego reakcją niemal na wszystko.
– Przyszłaś mi pomóc, czy może Hanji dopiero wypuściła cię ze swoich podziemi? – zapytał, jak zwykle, z tą swoją chłodną obojętnością, ale Nana dostrzegła w jego głosie coś, co brzmiało jak nieśmiała ciekawość. Mimo jego starań, nie potrafił już ukryć, że to, co działo się między nimi, zaczynało wykraczać poza ramy tego, co znali.
– Ani jedno, ani drugie – odpowiedziała, stojąc w progu, niepewna, czy to, co zamierza zrobić, jest najlepszą decyzją. Zbliżyła się powoli, jakby nie chcąc tego przyspieszać, a jednocześnie wiedząc, że to już nie może dłużej czekać. W jej głowie pojawiały się wątpliwości, ale serce nie miało już takich rozterek. Chciała tego, pragnęła go, a jego bliskość sprawiała, że czuła się jak na skraju przepaści, gotowa podjąć ryzyko.
– Więc co tu robisz? – zapytał, ale w jego głosie zabrakło tej ostrożności, którą zawsze starał się zachować. Zamiast zimnego dystansu, w jego głosie zabrzmiała nutka niepewności. Tak, jakby czuł, że ta rozmowa zmierza innym kierunku, a to, co miało miejsce w ostatnich tygodniach, mogło teraz nabrać zupełnie nowego charakteru. Nana stanęła na progu, a milczenie, które zapadło między nimi, było gęste i pełne napięcia.
Chciała odpowiedzieć, ale słowa nie chciały wychodzić z jej ust. Zamiast tego zrobiła krok do przodu, a jej ręka drżała, gdy dotknęła jego klatki piersiowej. Przestała się zastanawiać, przestała analizować, czego się obawiała. To, co czuła, było teraz silniejsze niż jakiekolwiek wątpliwości.
Levi dostrzegł zmieniającą się atmosferę, a jego wzrok stał się bardziej przenikliwy, doskonale rozumiejąc już, do czego zmierza brązowowłosa.
– Nana – zaczął, a jego głos brzmiał znacznie bardziej poważnie niż zwykle – Wiesz, co to oznacza. Jeśli teraz pójdziemy dalej, nie będzie już odwrotu. To nie jest coś, co można po prostu wymazać. Musisz być pewna, że to naprawdę tego chcesz, że nie działasz tylko pod wpływem emocji, które teraz mogą cię ponieść.
Nana spojrzała na niego, a jej serce zaczęło bić szybciej. To była ta strona Levia, której wcześniej się bała – ta, która znała wszystkie konsekwencje i nie wahała się wyjaśnić ich w sposób tak chłodny, jakby nie miało to znaczenia. Ale w jego oczach, mimo tego wszędobylskiego racjonalnego myślenia, była też troska. Troska, o którą nie prosiła, ale która teraz stała się dla niej zaskakująco ważna.
– Nie chcę, żebyś tego później żałowała – dodał, zerkając na jej drżącą dłoń, która wciąż spoczywała na jego piersi – Jest wiele sposobów na rozładowanie napięcia, nie musimy... robić tego, jeśli nie jesteś na to gotowa.
Nana zamarła, a szok wypełnił ją po brzegi. Levi? Tak bardzo obeznany w takich sprawach? To było zupełnie nie w jego stylu – przynajmniej takie miała o nim wyobrażenie. Ale teraz, stojąc tu, tak blisko niego, czuła, że każdy jego gest i każde słowo miały w sobie jakąś ukrytą mądrość, jakby to, co mówił, było najświętsza prawdą, której nigdy wcześniej nie zrozumiała. Wydawało się, że on rozumiał wszystkie niuanse tej sytuacji, jakby to on był tym, który rozważył każdą opcję, bo podjął tę decyzję, nim ona nawet o niej pomyślała. Jak zawsze był krok przed nią, ale tym razem pragnęła go dogonić.
Z lekkim zawstydzeniem, które zdradzały jej rumiane policzki odezwała się po chwili:
– Jestem pewna, Levi – powiedziała, a jej głos był cichy, ale stanowczy. – Chcę tego i... Pragnę cię.
Słowa, które wypowiedziała, brzmiały dziwnie w jej uszach, jakby były zbyt odważne, jakby nie pasowały do niej samej, ale to była prawda. Pragnienie, które przez długi czas tłumiła w sobie, teraz wyszło na powierzchnię. Zbliżając się do niego, miała świadomość, że przechodzi przez drzwi, których nie da się później zamknąć. Była gotowa na to, co miało się wydarzyć.
Levi patrzył na nią w milczeniu, a przez chwilę wydawało się, że zrozumiał całą głębię jej słów. Czuł ogromną ulgę, ale równocześnie nie potrafił zignorować obaw, które wiązały się z tą chwilą. To, co było między nimi, nie miało być efektem chwilowych uniesień, płytkim impulsem. Ta decyzja musiała być świadoma, pełna przekonania. Przez ostatni miesiąc ich wzajemne napięcie i ciche porozumienie rosły z każdym dniem, a on sam nie mógł się oprzeć tym momentom, gdy ich usta spotykały się w żarliwych pocałunkach. Był rozbudzony, pełen potrzeby, ale jednocześnie walczył z własnym pragnieniem, bo wiedział, że musi dać Nanie przestrzeń na decyzję.
Levi nie był w tych sprawach niedoświadczony. Wychowywał go przecież Kenny – człowiek, który kierował się zupełnie innym systemem wartości niż ten, który Levi ostatecznie przyjął. Wpojone przez niego zasady były surowe i bezwzględne: to mężczyzna miał kontrolę w relacji, to on dyktował warunki, a kobieta – bez względu na własne uczucia – powinna się podporządkować. Jednak Levi nie był ślepy na konsekwencje takiego podejścia. Pamiętał los swojej matki. Widział, jak jej bezbronność i brak świadomości własnej pozycji uczyniły ją ofiarą.
Jego własna przysięga była jasna – Nigdy nie chciałby być jak Kenny. Nigdy nie pozwoliłby, by jakiekolwiek jego pragnienie wpływało na decyzję Nany. Jego szacunek dla niej, jej wolności i jej wyboru stał zawsze na pierwszym miejscu – choć czuł, jak bardzo jej obecność go pociągała i pobudzała jego męskie pragnineia.
Dlatego podczas ich pocałunków i pieszczot, choć serce mu szalało, choć nie mógł ukryć, jak jego ciało reagowało na bliskość Nany, kontrolował się. Musiał. Wiedział, że to, co mogło się wydarzyć, zmieni ich życie na zawsze. I tylko wtedy, gdy zobaczył w jej oczach to same przekonanie, to samo pragnienie, które było w nim, poczuł, że mógł z nią podjąć ten krok. Z szacunkiem i w pełni świadomie.
– Nie mówię tego pod wpływem kaprysu, chwilowego uniesienia ani potrzeby eksperymentowania, Levi – dodała, dostrzegając jego wahanie. – Jestem pewna swojej decyzji. Podjęłam ją świadomie, ale nie każ mi dłużej cię przekonywać. I tak już czuję się głupio – wyznała, a w jej głosie dało się wyczuć delikatne drżenie.
Levi wpatrywał się w nią przez chwilę, a na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech. Jego ręka powoli dotknęła jej policzka, czując delikatność jej skóry, po czym zbliżył się i ją pocałował. Nie spieszyli się. To był pierwszy pocałunek, który był spokojny, pełen cierpliwości. Zamiast poszukiwania szybkiego zaspokojenia, oboje pozwalali sobie na czas, na ten moment, w którym słowa przestały być ważne. Levi powoli przesuwał językiem wzdłuż jej warg, czując jak coraz bardziej się w niej zanurzał. Każdy ruch, początkowo łagodny i wyważony, stawał się coraz bardziej intensywny, jakby na nowo odkrywał to, co zbliżało ich do siebie.
Nana, czując się tak blisko niego, nie mogła powstrzymać wzbierających emocji, które wypełniały ją całą. Czuła, jak jej ciało reaguje na jego dotyk, na sposób, w jaki jego usta wplatały się w jej, jakby chciał dać jej wszystko, czego pragnęła, ale nie spieszył się, dozując rytm. Jednak w głębi serca, pod całą tą powagą, jaką starał się zachować, czuł ogromne pożądanie, ale walczył z nim, nie chcąc, by przejąło kontrolę. Z każdą sekundą jego ręce delikatniej obejmowały ją, nie przyspieszając, ale dając czas na poczucie pewności.
Czuł, że ta chwila, choć pełna intensywności, była nie tylko fizycznym zbliżeniem, a przypieczętowaniem ich relacji.
– W porządku, Nana – odpowiedział cicho, gdy na chwilę odsunęli się od siebie – ale jeśli zmienisz zadnie, powiedz mi.
Nana uśmiechnęła się zawadiacko i odparła:
– Nie zmienię...
Levi, słysząc tę przekorę w głosie poczuł nutę satysfakcji. Jego ręce, które wcześniej obejmowały ją z wyczuciem, teraz prowadziły ją delikatnie na łóżko, jakby nie chciał, by jakikolwiek gwałtowny ruch mógł złamać tę chwilę. Położył ją na plecach, a jego palce przesuwały się po jej ramionach, wędrując coraz niżej, wzdłuż krzywizny jej ciała. Nana łapała się na tym, że mimowolnie przestawała oddychać. Wiedziała, że teraz to on podejmuje decyzje, ale mimo to czuła się bezpieczna. Levi był mężczyzną, który, choć nie mówił tego głośno, wyrażał w swoich działaniach, że ceni jej wolność, ale teraz to ona oddawała mu się, w pełni, bez zastrzeżeń.
Jego palce powoli przesunęły się na jej brzuch, a potem wzdłuż bioder, jakby badały każdy milimetr jej ciała. Z delikatnością rozpiął guziki jej bluzki, opuszczając je jeden po drugim, nie spiesząc się, dając jej czas, by poczuła się pewnie i stabilnie. Kiedy w końcu zsunął materiał z jej ramion, spojrzał na jej ciało, jakby próbując zapamiętać każdy szczegół, a jednocześnie porównując co pokrywało się z jego wyobrażeniami. Niejednokrotnie fantazjował o tej chwili, mimo że sam się za to karcił.
Nana czuła, jak jej serce przyspiesza, a zmysły wyostrzają się z każdą sekundą. Wzrok Levia pozostawał nieustannie skupiony na niej, a jego dłonie z wyczuciem przesuwały się po jej bladej skórze. Powoli rozwiązał bandaż, odsłaniając kształtny biust. Jej klatka piersiowa uniosła się gwałtownie, gdy zaczerpnęła powietrza.
Choć jego ruchy były powolne i pełne kontroli, wewnątrz czuł narastające napięcie. Patrzył na nią, jakby dostrzegał ją naprawdę po raz pierwszy. Pragnął jej – to było oczywiste. Chciał jej całej, tu i teraz, a gdy stała przed nim odsłonięta, w jego oczach pojawił się nowy rodzaj uznania. Była kobietą, którą od dawna pożerał wzrokiem, ale dopiero teraz, w tej intymnej chwili, jej piękno ukazało się w pełni. Jednak jego pragnienie nie było jedynie fizyczne – chciał jej duszy, jej serca.
Nie było to marzenie wybiegające poza możliwosci. Nana oddała mu całą siebie. To było coś, czego nigdy nie brałby za pewnik i to uczucie głęboko go poruszało. Doceniał ją za to, że nie bała się zaryzykować, że zaufała mu na tyle, by oddać mu pełnię swojej wrażliwości i swoją niewinność. Chciał w pełni skupić się na niej, na jej ciele, na jej oddechu, na tym, co sprawiało jej przyjemność. Kiedy Levi zdjął swoją koszulę, Nana poczuła, jak na moment wstrzymuje oddech. Jego wyrzeźbione mięśnie, umięśniona sylwetka, którą zawsze dostrzegała tylko częściowo, teraz była na wyciągnięcie ręki. Widok jego ciała, pełnego siły i mocy, sprawił, że na jej ustach pojawił się lekki, zmysłowy uśmiech. Położyła wzrok na jego torsie, czując, jak jej serce bije w przyspieszonym rytmie, jakby sama część jej ciała reagowała na jego bliskość. Nie mogła powstrzymać się przed przygryzieniem wargi, czując, jak jej ciało reaguje na każdy zmysłowy bodziec. Jego postura, pełna męskości i siły, przyciągało ją jeszcze bardziej, sprawiając, że na chwilę zapomniała o wszystkim, poza nimi.
Levi, widząc jej reakcję, nie mógł ukryć uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Zbliżył się do niej ponownie, przesuwając dłonie na jej biodra, a potem w stronę piersi, które zaczął ściskać i masować. Z ust Nany wydobyło się lekkie, niekontrolowane stęknięcie. Zaskoczyło ją, że ten drobny gest może dać jej tyle przyjemności. Levi pochylił się i pocałował wgłębienie między piersiami, po czym schodził niżej całując ją wzdłuż brzucha aż napotkał przeszkodę w postaci spodni. Zwinnym ruchem rozpiął klamrę paska i zsunął z jej bioder i nóg dolną garderobę. Nana poczuła w tym momencie eskalację wstydu, ale nie chciała wykonać żadnego gwałtownego ruchu, który mógłby źle zinterpretować jako wahanie czy co gorsze jako chęć wycofania się. Jej odwaga jakby zniknęła, a pewność siebie zgubiła jak kiedyś ona w każdym terenie, ale nie wynikało to ze strachu, a braku doświadczenia. Nie wiedziała, co powinna zrobić, więc wdzięcznie poddała się jego naukom.
Pozwoliła więc, by rozchylił jej nogi i całował wewnętrzną część ud, doprowadzając jednocześnie do szaleństwa i wzrostu jej temperatury do granic możliwości. Gdy Levi ponownie pochylił się nad nią, a jego usta wpiły się w jej, wiedziała, że nadszedł „ten" moment. Poczuła jak jego biodra mocno przyciskają się do jej, a po chwili jego członek wchodzi do jej wnętrza. Czytała w powieściach, że pierwszy raz wiązał się z bólem, ale nie sądziła, że aż takim. Z trudem powstrzymała, łzy, które momentalnie pojawiły się w jej oczach, ale Levi dostrzegł ten mimowolny odruch.
– Spokojnie. To tylko chwila – poinstruował ją, zaprzestając jakichkolwiek ruchów, czekając aż ból minie. Dziewczyna z ufnością spojrzała w jego granatowe oczy, a czując, że faktycznie ból staje się lżejszy, lekko go pocałowała, dając tym samym znak, że może kontynuuować. Levi doskonale rozszyfrował jej przekaz i poruszył biodrami kilka razy, czując jak Nana otula go z każdej strony. Jego spłycony oddech i jej ciche pojękiwania wypełniły pokój. Ich serca zsynchronizowały się w jednym rytmie, a dusze na zawsze scaliły w jeden twór. Gdy Levi uniósł jej biodra i położył pod nie poduszkę, Nana jeszcze dokładniej czuła jego pchnięcia i ruchy, ale znacznie głębiej i bardziej satysfakcjonująco niż do tej pory. Gorączka jej ciała skupiła się teraz wyłącznie na okolicach jej podbrzusza, a niekontrolowany dźwięk wydobył sie z jej gardła. Nie miała pojęcia, że właśnie przeżyła coś, co zwano orgazmem i jak uzależniony jest od umiejętności i zaangażowania partnera.
Levi rozpoznając całkowicie reakcje jej ciała skupił się na sobie, ale nie zapomniał o zdrowym rozsądku, wykorzystując zdobytą niegdyś wiedzę w praktyce. Stosunek przerywany mimo że nie pozwalał, na pełną satysfakcję w ciepłym i ciasnym wnętrzu Nany, zapobiegał ciąży, a na nią nie mogli sobie pozwolić.
Teraz leżał obok dziewczyny, a jego ciało nadal pulsowało intensywnym odczuciem jej bliskości. Szept jej oddechu na jego skórze, spokojny i równomierny, był czymś, czego nie mógłby zapomnieć. Mimo że na co dzień starał się nie angażować w emocjonalne więzi, teraz nie potrafił wyprzeć się tego uczucia, które wypełniało go całego. Czuł, jak serce bije mu spokojniej, jakby z każdą chwilą stawało się lżejsze.
Nana, delikatnie przytuliła się do niego, a jej głowa spoczęła na jego obojczyku. Jej oddech, spokojny i głęboki, sprawiał, że serce Levia przyspieszało, ale nie w panice, nie w niepokoju. Czuł, jak jej ciało wypoczywa, jak z każdym oddechem staje się coraz bardziej zrelaksowana. Była spokojna, a jej obecność obok niego była najpiękniejszym uczuciem, które mógłby sobie wyobrazić. Levi zaskoczony, że tak łatwo się odprężył, zaciągnął powietrze, a następnie przesunął rękę po jej plecach, głaszcząc ją delikatnie, jakby to był najcenniejszy skarb, którego nie chciał stracić. Była cała jego.
Nana lekko uniosła głowę, patrząc na niego z cichym uśmiechem na ustach. W jej oczach była ta sama delikatność, ta sama ufność, która sprawiała, że poczuł się jeszcze bardziej odpowiedzialny za nią.
-Dziękuję - powiedziała cicho. Jej głos pełen był emocji, ale i spokoju, jakby cała jej dusza była teraz w tym jednym, prostym słowie.
Levi nie odpowiedział od razu. Zamiast tego spojrzał w jej oczy, próbując odnaleźć odpowiedź, której nie potrafił wyrazić słowami. To „dziękuję" brzmiało jak obietnica, jakby w jej słowach kryło się coś więcej, coś, co sprawiło, że czuł się naprawdę doceniony. Nana zamknęła oczy, czując, jak sen powoli ją ogarnia, a Levi obserowował jak jej powieki powoli się zamykają. Dziękował losowi, że dał mu tę szansę, bo w tej chwili wiedział, że nie chciałby jej stracić. Zasnął, trzymając ją blisko siebie, a po raz pierwszy w życiu poczuł, że naprawdę jest szczęśliwy.
No i to jeden z najdłuższych moich lemonów!
Mam nadzieję, że się podobał i tak jak wspomniałam wcześniej - moja kreacja Levia wskazuje, że w młodości wiedział co i jak :P
Next za 2 dni!
Wszystkim duszyczkom uczącym się do sesji życzę powodzenia! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro