Rozdział 12 Przestać żyć... wspomnieniami?
Uwaga - mamy tu time skip.
Trening w korpusie trwał w najlepsze, a Nana stała na środku, przygotowując się do kolejnej demonstracji. Z radością obserwowała, jak rekruci gromadzą się wokół niej, czekając na kolejne wskazówki. Każdy z nich miał na twarzy skupienie, a niektórzy wyglądali na lekko zestresowanych, jakby niepewni tego, co miało nastąpić.
— Dobra świeżaki — zaczęła, jej głos stanowczy, lecz nie pozbawiony nuty spokoju. — Czas na pokaz. Zobaczycie, jak szybko można obezwładnić przeciwnika.
Zaczęła się poruszać z niebywałą gracją, jej ruchy były płynne i szybkie, niczym cień w mroku. Szybko podeszła do jednego z młodszych rekrutów, błyskawicznie złapała go za nadgarstek, skręciła i wykorzystując jego moment nieostrożności, obróciła ciało, rzucając go na ziemię z lekkością, która zdumiewała.
Jej oczy lśniły, gdy obserwowała, jak reszta rekrutów analizuje każdy jej ruch. Wiedzieli, że to, co właśnie zobaczyli, nie jest jedynie techniką walki — to była sztuka, którą musieli opanować.
— Pamiętajcie — mówiła, jej głos silny, ale z subtelnym akcentem cierpliwości — w walce chodzi o to, by wykorzystać moment zawahania. Zawsze znajdziecie okazję, by przejąć inicjatywę, nawet jeśli wasz przeciwnik będzie większy i silniejszy. Dobry żołnierz nie walczy tylko z tytanami. W swoich jednostkach będziecie musieli pilnować porządku, a ludzie potrafią być nieobliczalni. W odróznieniu od tytanów, których celem jest jedynie pożarcie was, człowiek będzie starał się wami maipulować, oszukać i mzmylić, by zdać ostateczny cios.
Rekruci pochłaniali każde jej słowo, każdy gest, starając się zapamiętać, jak z łatwością obezwładniała przeciwnika i jaki cel powinien temu przyświecać. Wszyscy czekali na swoją kolej, by spróbować, a Nana bacznie przyglądała się każdemu z nich, poprawiając drobne błędy, udzielając wskazówek, które sprawiały, że ich ruchy stawały się bardziej precyzyjne.
Minęły dwa lata odkąd Nana dołączyła do Shadisa. Od tego czasu wiele się zmieniło – ona się zmieniła – a jej pozycja w obozie wyraźnie się umocniła. Shadis, choć nadal ubogi w okazywaniu emocji, doceniał jej zaangażowanie i wsparcie edukacyjne. Wiedział, że jej obecność była nieoceniona, nawet jeśli nie zawsze potrafił tego wyrazić. W końcu była jedną z najlepszych, jakich szkolił, a teraz mógł obserwować jak jego wysiłek wykiełkował w postaci sprawnego nauczyciela i to w tak młodym wieku. Bez względu na to z jakiego powdu tu trafiła on na tym skorzystał. Rekruci na tym skorzystali.
Nana także nauczyła się, jak radzić sobie z osobowością Shadisa. Wiedziała, jak rozpoznać, kiedy pojawia się jego niezadowolenie, czy kiedy na jego czole pojawia się charakterystyczna zmarszczka, zwiastująca nadchodzącą naganę. Jednak były także momenty, gdy w jego oczach pojawiał się błysk uznania, choć nigdy nie mówił tego na tyle wyraźnie, by można było uznać to za pochwałę. Była przyzwyczajona do takich osobowości. W końcu jej poprzedni przełożony nie był wzorem ciepła i pochlebstw.
Po zakończeniu treningu, Nana wstała i podeszła do pozostałych rekrutów, którzy powoli już opadali z resztek sił.
— Na dzisiaj koniec ćwiczeń! — zawołała, a jej donośny, ale wciąż ciepły głos dotarł do wszystkich na placu — Umyjcie się i odpocznijcie, a jeśli macie pytania, zapraszam do głównego budynku o 21.00. Będę tam na was czekać.
Nana nie miała tylko opinii nauczyciela, a dla rekrutów pełniła rolę starszej siostry, która potrafiła zganić lub wesprzeć w najtrudniejszych momentach. Wiedziała, że niektórzy z rekrutów przeżyli piekło i widzieli tytanów na własne oczy, a wstąpienie do wojska było ich misją zemsty. Wielu z nich miało w sobie niewidoczne rany, które postanowiła leczyć rozmową i motywacją, a nie tylko instruktażem w boju. W końcu siła emocjonalna i psychiczna były tak samo ważne jak mocne mięśnie i sprawność fizyczna.
Kiedy odchodziła z placu, zauważyła Shadisa w oknie swojego biura, który z uwagą przyglądał się jej, jak zawsze. Nana skierowała się do budynku, weszła do środka, odkładając raporty na jego biurko, a potem usiadła na krześle, czekając na komentarz.
— Jak zwykle jesteś dla nich za pobłażliwa — zauważył, nie patrząc na nią od razu, ale jego ton był nieco bardziej miękki niż zazwyczaj.
Nana spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, ale jej odpowiedź była stanowcza:
— Wystarczy, że ty jesteś dla nich bezlitosny, dowódco.
Shadis rzucił jej krótki, surowy uśmiech, bez wyrazu.
— Instruktorze — poprawił ją, nieco znużonym tonem — Taki ze mnie dowódca, jak z ciebie zwiadowca, Nana.
Nana tylko pokręciła głową, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem, ale jego uwaga nie sprawiła jej przykrości. Znała go na tyle, by wiedzieć, że w tej prostocie kryła się prawda. W końcu, oboje trafili tu zrządzeniem losu, a niekoniecznie z powodu swoich marzeń i pragnień. Shadis mimo swojego zaangażowania i oddania, nie był w stanie dorównać Erwinowi Smithowi, który był złotym chłopcem przeznaczenia o niebieskich oczach, prowadzącym ludzi ku wolności. Ona natomiast była wadliwym towarem, imitacją zwiadowcy, chociaż musiała przyznać, że jej stan zdecydowanie się poprawił. Jej ciało stało się na nowo sprężyste, mięśnie silne, a kości kruche niczym porcelana.
Nana wiedziała już, że jej choroba uwarunkowana jest dietą i spokojniejszym trybem życia, ale nie pokładała w tym fakcie żadnych nadziei. Musiała stawić czoła nowej rzeczywistości i realiom, a także odpierać wszelkie objawy wątpliwości czy tęsknoty, które niestety dopadały ją wieczorami. Leżąc w łóżku czy w bezsenną nocy spoglądając w gwiazdy wspominała tamten moment, tamten wybuch uczuć i tamten pocałunek. To były chwile, w których przeraźliwie tęskniła za mężczyzną o silnych ramionach i lodowatym spojrzeniu, ale też dodawały jej radości i ekscytacji, przywołując na pamięć ten niepowtarzalny dreszcz, który wywołał Levi. Czasami w jej myślach pojawiało się pytanie: Czy on też o mnie myśli? Czy jeszcze to pamięta? Znając jednak naturę Kaprala, była przekonana, że nie traci czasu na tak trywialne rozpamiętywanie przeszłości, do której należała.
Nie zdawała sobie sprawy, że Levi tęskni tak samo jak ona, a każdy samotny łyk herbaty w kuchni sprawia, że wyobrażał sobie oczyma wyobraźni, że koło niego siedzi. Były to jednak momenty, którymi się nagradzał po ciężkim dniu, by nazajutrz ponownie być żołnierzem ludzkości i mężczyzną bez uczuć, bliskich i... przyszłości.
.................................................
Kolejne 2 lata później... (czyli mamy już 4 łącznie od opuszczenia Zwiadowców - dodaje tak na wszelki :P)
– Jean przestań się lenić i przyłóż się do treningu, a ty Sasha przestań myśleć o jedzeniu! Dopiero co jadłaś śniadanie – głos Nany przywołał rekrutów do porządku. 104 jednostka treningowa była dla niej wyjątkowa, a to ze względu na ilość rekrutów, którzy mieli niesamowity potencjał. Wspierała ich szkolenie już dwa lata, a z każdym dniem coraz bardziej ją zaskakiwali. Nie obeszło się jednak bez regularnych uwag czy nagan, zwłaszcza że takie osobniki jak Sasha potrafiły przyprawić o niezły ból głowy – zwłaszcza Shadisa, który dosłownie wychodził z siebie i stawał obok widząc po raz kolejny braki w spiżarni.
Ale wśród nowego pokolenia nie tylko ona potrafiłą wyryć się w pamieci. Eren wyróżniał się determinacją, a jego oddanie dla sprawy i ciągłe pragnienie wstąpienia do Zwiadowców napawało ją cichą dumą.
– Będą mieli z ciebie duży pożytek – myślała, patrząc na chłopaka, który zawsze pierwszy rwał się do walki – ale to i tak Mikasa będzie grała pierwsze skrzypce – dodawała widząc, jak dziewczyna staje się jego cieniem. Od razu dostrzegła jak jest dla niej ważny i kierują nią romantyczne uczucia, których Eren nie tylko nie zauważał, ale totalnie nie był świadomy.
– Instruktor Dreyer! – to Armin gonił za nią, gdy wracała wieczorem do swojej kwatery. Ten blond chłopak może nie był urodzonym sportowcem i żołnierzem, ale jego mózg wykazywał potencjał dorównujący Hanji i Erwinowi, co od razu dostrzegła. Widząc przed sobą jego błękitne, ciepłe oczy uśmiechnęła się:
– Co jest Armin? Znowu Eren ma kłopoty? – spytała, lekko wzdychając wyobrażając sobie kolejną bijatykę w jadalni z udziałem Jeana i zielonookiego. Ci dwaj działali na siebie jak płachta na byka, a jednocześnie stanowili mianownik tych samych cech.
– Nie, nie tym razem jest spokojnie. Przynajmniej tak było, gdy wychodziłem – przyznał Armin i dodał powód swojej obecności – posłaniec nie mógł nigdzie pani znaleźć, a musiał pilnie ruszać dalej. Pomyślałem, że pomogę i sam to pani dam – tu wręczył jej zapieczętowany list, na widok którego Nana na chwilę zmarła.
– Wszystko w porządku instruktor Dreyer? – nie umknęło to uwadze Armina, który teraz bacznie ją obserwował.
– Jak najbardziej – Nana wzięła się w garść i przykryła konsternację maską uśmiechu – dziękuję, że to przyniosłeś. A teraz leć pilnować tamtej dwójki, by Shadis nie musiał poirytowany znów opuszczać swojej kwatery – zażartowała, a chłopak przytaknął energicznie głową i ją zostawił.
Nana czym prędzej ruszyła do swojej kwatery. Usiadła przy swoim biurku, kładąc list przed sobą. Nie otworzyła go od razu. Zwykle korespondencja nie budziła w niej żadnych większych emocji – przeważnie były to raporty, które miała przekazać lub notatki dotyczące sytuacji w jednostce treningowej. Jednak ten list, ten jeden jedyny, wywołał u niej dziwną, niepokojącą mieszankę uczuć. Zawsze to Hanji pisała do niej, zlecała zadania, pytała o szczegóły, prosiła o informacje. Czasami dostawała listy od Norberta, który chwalił się swoimi osiągnięciami i miłosnymi podbojami, ale ten list nie pochodził ani od niego ani Hanji. To był list od Erwina, a skoro sam Dowódca do niej pisał, nie mogło to być nic standardowego. Czyżby Hanji zaniemogła? Została pożarta przez tytana na jednej z misji? A może Erwin chce zrezygnować z niej jako swojego przekaźnika informacji? Każda z tych opcji była przerażająca, a im dłużej patrzyła na list, tym gorsze scenariusze przewijały się w jej głowie.
Po czterech latach służby u Keitha Shadisa nie spodziewała się, że coś zmieni się w jej dotychczasowej roli prócz zwolnienia. Teraz musiała stawić czoła faktom. Ostrożnie, z bijącym sercem, rozdarła kopertę. Spojrzała na idealne pismo Erwina, po czym zaczęła czytać:
Droga Nanno,
Zanim przejdę do sedna sprawy, chcę Cię zapewnić, że od momentu naszej ostatniej rozmowy obserwowałem Twoje postępy z uwagą. Praca, którą wykonałaś przez te ostatnie lata, była nieoceniona, a Twoje umiejętności w zakresie szkolenia nowych rekrutów oraz wspierania naszej jednostki treningowej znacząco wpłynęły na efektywność naszej pracy. Dzięki Twoim umiejętnościom wywiadowczym, weszliśmy w posiadanie bardzo cennych informacji, które przyczynią się nie tylko nam, ale i całej ludzkości.
Dowódca Shadis zapewnił mnie również, że Twój stan zdrowia nie tylko uległ poprawie, ale sam problem niemalże zniknął. Wiem, że nie było Ci łatwo, ale to, co teraz widzę, daje mi pewność, że jesteś w stanie podjąć się nowych wyzwań. To także czas na to, byś rozważyła, co dalej, ponieważ Twoje doświadczenie i umiejętności stają się nieocenione w kontekście zmian, które zachodzą w naszej armii, a także codziennym życiu.
Zwiadowcy stoją przed nowymi wyzwaniami. Nasze ekspedycje i operacje nabrały tempa, a ci, którzy dotychczas pełnili rolę głównych kapitanów, są obciążeni zbyt wieloma obowiązkami, by poświęcić się intensywnie treningowi nowych rekrutów. Właśnie dlatego chcielibyśmy, byś powróciła do głównego oddziału. Jako doświadczona zwiadowczyni, Twoje umiejętności i zdolność do szybkiego podejmowania decyzji będą nieocenione w tej roli.
Również Hanji wspomniała o Tobie, sugerując, że mogłabyś wzmocnić naszą grupę badawczą. Choć wciąż będziesz miała kontakt z jednostkami, Twoja rola mogłaby być inna, bardziej związana ze szkoleniem i przygotowaniem nowych zwiadowców do działania, a także tworzeniem strategii walk, nie tylko z tytanami...
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ten list może wywołać u Ciebie pewne wątpliwości. Ostatnie lata były pełne trudnych decyzji, a Twój powrót wiązałby się z poważnymi zmianami. Mimo to, wierzę, że masz w sobie odpowiednią determinację i gotowość, by podjąć to wyzwanie. Jeśli zdecydujesz się przyjąć moją propozycję, liczę na Twoją pomoc, by Zwiadowcy byli w stanie sprostać nadchodzącym trudnościom.
Czekam na Twoją odpowiedź. Zdaję sobie sprawę, że czas na podjęcie decyzji nie jest łatwy, ale myślę, że to dla Ciebie dobra okazja, by na nowo odnaleźć swoje miejsce wśród nas.
Z poważaniem,
Erwin Smith
Dowódca Zwiadowców
Skończyła czytać list, a jej ręce opadły na biurko, jakby ciężar słów Erwina przygniótł ją do tego miejsca. Wpatrywała się w kartkę, której krawędzie lekko drżały w jej dłoniach. Jej myśli galopowały w różnych kierunkach, zderzając się ze sobą jak fale burzliwego morza. Mogła wrócić. Po czterech latach, po wszystkim, co wydarzyło się w międzyczasie, mogła znów być częścią Zwiadowców. Ale czy powinna? Czy naprawdę tego chciała?
Nie mogła powstrzymać uczucia dumy, które przebiło się przez chaos w jej głowie. Erwin... on widział w niej coś więcej. Docenił jej wysiłek, zauważył jej rozwój, ufał jej na tyle, by zaproponować powrót. To było niezwykłe wyróżnienie, którego się nie spodziewała. Jej serce zabiło mocniej na myśl, że znów mogłaby działać na rzecz korpusu, który niegdyś był jej całym światem. Ale zaraz potem przyszły wątpliwości.
Czy była na to gotowa? Owszem, jej stan zdrowia unormował się, od kilku lat czuła się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale co, jeśli znów coś się pogorszy? Życie w Zwiadowcach nie należało do najłatwiejszych – dieta, niedobory, nieustanne napięcie. Czy jej ciało wytrzymałoby powrót do tych warunków, nawet jeśli miała skupić się na szkoleniu rekrutów, a nie na misjach w terenie? Czy Erwin miał rację, zakładając, że jej obecny stan pozostanie stabilny?
Poza tym... odnalazła się tutaj. U boku Shadisa nauczyła się wiele o sobie i o pracy z ludźmi. Zbudowała rutynę, zdobyła szacunek w jednostce. Była ważnym ogniwem w łańcuchu, który wspierał przyszłych żołnierzy. A Zwiadowcy? Oni poszli dalej. Przeżyli straty, zmienili się. Czy wciąż miała tam swoje miejsce? Czy mogłaby odnaleźć się w tym, co zostawiła za sobą?
Westchnęła głęboko, zamykając oczy i przyciskając list do piersi. Przez moment była wdzięczna, że Erwin nie oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi. Musiała podjąć tę decyzję szybko, ale nie pod wpływem emocji. Musiała zważyć wszystko – swoje pragnienia, swoje lęki, swoje możliwości. To była jedna z tych decyzji, które mogły zdefiniować przyszłość.
Ale najpierw... musiała odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: czego tak naprawdę chciała?
Gwiazdeczki!
Przyspieszyłam troszkę akcję, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :D jestem niecierpliwa i nie wyobrażam sobie opisywać 5 rozdziałów z życia Nany na wyganiu hahahhah Tak czy inaczej, next pojawi się za 2 dni - jak myślicie, Nana będzie miała do czego wracać, czy wybierze jeszcze inne rozwiazanie?
P.S. Rozdział dedykuje dwóm duszyczkom Felciox która po latach wciąż jest ze mną i odnalazła się na wadpadzie xD i Guucci która wytrwale czeka na nexta xD
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro