Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 Dzień dobry... Kapralu


Dzień dobry Gwiazdeczki!

Nie wiem ile z was tu pozostało - widzę, że wp trochę wymiera, ale mimo wszstko tęskniłam i postanowiłam stworzyć coś nowego. Ostatnio robiłam sobie ponowny maraton SNK i wróciła mi wena. Bądźcie jednak łaskawi, bo dawno nie pisałam innego ff niż Naruto xD

Rozdziały napisane są w zapasie, więc będę je dodawać płynnie :)

Zapraszam was do komentowania, lajkowania i komunikowania się ze mną - ponieważ wp strzelił sobie w kolano i usunął wiadomości, stowrzyliśmy z malutką paczką wadpadową DC, gdzie możecie do nas dołączyć. Dajcie znać jak coś na profilowym.

Kocham i życzę udanego czytania i zabijania tytanów!

P.S. Uprzedzę pytania niektórych: Tak, będzie to hot romans z lemonem xD 

Poranek był wyjątkowo chłodny, a lekka mgła spowijała plac treningowy przed kwaterą Zwiadowców. Nowa grupa rekrutów ustawiła się w równym szeregu, choć ich nerwowe spojrzenia zdradzały niepewność. Wśród nich była Nana – 18-latka z lekko zamyślonym wyrazem twarzy, której serce biło szybciej na myśl o nadchodzących wyzwaniach.

– Daj z siebie wszystko, w końcu liczy się pierwsze wrażenie... – powtarzała sobie w myślach, starając się uspokoić. Obok niej stała paczka jej znajomych z korpusu treningowego: Inez, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, Kira z kamiennym wyrazem twarzy i Norbert, który z lekko rozbawionym uśmiechem przyglądał się Leviemu, który właśnie wszedł na plac.

Levi Ackerman nie był wysokim mężczyzną, ale aura, którą roztaczał, zmuszała każdego do zachowania czujności i pokory jednocześnie przed jego przytłaczającym ego. Jego stalowe spojrzenie przebiegało po twarzach rekrutów, jakby już w tej chwili ocenił ich zdolności – i znał wszystkie braki.

– Równać szyk – rzucił sucho, a jego głos odbił się echem.

Rekruci posłusznie poprawili postawę, a mężczyzna westchnął zniecierpliwiony:

– No to sprawdźmy jakie odpady nam sie trafiły – Levi zrobił kilka kroków wzdłuż linii, zatrzymując się przed Naną. Jego spojrzenie spoczęło na jej włosach, a konkretnie fryzurze. Dziewczyna miała niesforne loki do pasa, które każdego dnia starannie wiązała w ciasny kok. Niestety, ich niesforna natura i wilgotność powietrza sprawiły, że niektóre z kosmyków opuściło swoje miejsce, a całość nabrała lekkiego nieładu.

– Za długie – powiedział sucho, wskazując na jej włosy – Rozwiążą się w połowie walki i zasłonią ci widok. A wtedy skończysz w żołądku tytana. Czy to właśnie planujesz?

Nana poczuła, jak krew napływa jej do policzków, ale wyprostowała się jeszcze bardziej i dzielnie salutując odparła:
– Nie Kapralu! Zapewniam, że nie będzie to problemem.

Levi uniósł brew, jakby usłyszał coś śmiesznego.
– Zobaczymy.

Przeszedł dalej, zatrzymując się przed Inez. Dziewczyna próbowała wyglądać nonszalancko, ale jej spojrzenie zdradzało napięcie.

– A ty? – spytał Levi, mrużąc oczy. – Dlaczego dołączyłaś do najbardziej znienawidzonego z korpusów?

– Chcę walczyć z tytanami Kapralu! – odpowiedziała szybko, ale dodała ciszej: – I może pokazać komuś, że potrafię być użyteczna.

Levi spojrzał na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko westchnął i przeszedł dalej. W końcu przed nim stało jeszcze 15 innych żółtodziobów.

Przy Kirze zatrzymał się na dłużej. Chłopak nawet nie mrugnął, patrząc prosto przed siebie, nie pozwalając by lodowe spojrzenie go zdekoncentrowało.
– Dyscyplina jest – rzucił Levi, po czym dodał chłodno: – Ale nie pomyl tego z arogancją.

Norbert był ostatni. Gdy Levi zatrzymał się przed nim, młody mężczyzna uniósł lekko kącik ust, dostrzegając, że jest o głowę wyższy o swojego przełożonego.
– Widzę, że mamy tu wesołka – zauważył Levi. – Mam nadzieję, że ten humor pomoże ci, gdy będziesz zmywał podłogę po tym, jak spartaczysz trening.

Norbert skinął głową, jakby słowa Leviego w ogóle go nie obeszły.
– Postaram się nie zawieść, Kapralu!

Levi wrócił na środek placu.
– Dobrze. Zaczniemy od podstaw. Trening manewrów przestrzennych i walki wręcz. Jeśli ktoś sądzi, że to będzie łatwe, radzę zmienić zdanie.

.........................................

Trening rozpoczął się od sparowania poszczególnych rekrutów, by łatwiej było ocenić ich umiejętności i poziom. Norbert, mimo swojej nonszalancji, z miejsca wkroczył do akcji z precyzyjnie zaplanowaną strategią. Biegnąc w stronę tytana, zawałoła do swojej pary:

– Nana leć z prawej, a ja... – ale Nana już go nie słuchała. Czym prędzej ruszyła przed siebie dostrzegając cel.  Nie interesowało jej nic poza tym, by jak najszybciej pokonać sztucznego tytana. Zdecydowanym ruchem wystrzeliła w jego stronę, wykorzystując manewr 3D, jakby robiła to od zawsze. Jej ruchy były błyskawiczne i pełne precyzji, ale błędnie oceniła swoją odległość od kompana, który ruszył tuż za nią - ich zderzenie było nieuniknione. Wpadli na siebie z impetem, a ich ciała odbiły się od siebie, lądując na ziemi. Oboje przez chwilę leżeli, oszołomieni obrotem spraw, a Nana poczuła ból w ramieniu. 

– Cholera, Nana! – syknął Norbert, podnosząc się z grymasem z ziemi – Jak zwykle w gorącej wodzie kąpana...

– Wybacz, myślałam, że zdążę wylądować przed Tobą – odparła będąc dalej w amoku chęci zaprezentowania swoich umiejętności. Levi, który obserwował całą scenę, zmarszczył brwi. Jego głos, pełen rozczarowania, rozległ się chłodno.

– Przestańcie bawić się w bohaterów. To nie jest konkurs na najszybszego idiotę. Jeśli nie potraficie współpracować, zginiecie dwa metry od muru!

Nana poczuła jego oskarżycielski wzrok na karku, ale nie zamierzała dawać tego po sobie poznać. Chociaż zderzenie z Norbertem nie było częścią planu, jej duma nie pozwalała na żadną wymówkę. W międzyczasie Levi przeszedł do kolejnych par. Przy Inez zatrzymał się na chwilę.

– Płytkie cięcie – powiedział, patrząc na rozerwany kark tytanowej marionetki. – Gdyby to był prawdziwy tytan, już być nie żyła. Tu nie ma miejsca na takie błędy. Inez zadrżała, ale pokiwała głową, czując zażenowanie. Wiedziała, że jej brak doświadczenia sprawił, że nie potrafiła wykorzystać pełni swoich umiejętności. Kira z kolei również nie spełnił oczekiwań. Choć wykonał manewry poprawnie, jego tempo było zbyt wolne, a Levi nie zamierzał tego ignorować.

– Dobrze, Kira, ale za wolno. Szybkość to kwestia życia i śmierci – powiedział z chłodnym tonem. Kira tylko skinął głową, nie reagując. W jego oczach można było dostrzec, że doskonale zdawał sobie sprawę z błędu, ale nie miał zamiaru się tłumaczyć.

Levi spojrzał na wszystkich rekrutów, jakby ważąc ich los.

– Przypominam, że to tylko ćwiczenia. Prawdziwi tytani nie będą czekać, aż zdecydujecie się działać, czy zastanowicie się jak użyć miecza. Na koniec rzucił ostre spojrzenie w stronę Nany i Norberta – Macie 5 minut przerwy!

Nowicjusze odetchnęli z ulgą, że chociaż na chwilę pozbędą się tego oskarżycielskiego tonu i spojrzenia.

– Nic Ci nie jest Norb? – Nana podeszła do kompana ze skruchą, widząc, że na policzku ma zadrapanie. Biedny chłopak otarł się o drzewo, unikając splątaia linek.

– Jasne, że nie. Zderzenie z takim chuchrem nie zabiłoby nawet kota – chłopak się zaśmiał, a jego radosne nastawienie wróciło. Norbert był 22-letnim rekrutem, który dotychczas mieszkał z rodziną na wsi. Jako najstarszy syn często pomagał w gospodarstwie, ale jego chęć przygód i niezaprzeczalne nadmiary energii zaprowadziły go na poligon wojskowy. Mimo że zawsze był pewny siebie i zrelaksowany, miał naturalne predyspozycje do myślenia strategicznego i świetnego rozplanowania działań. Nie bał się podejmować ryzyka, ale priorytetem zawsze była ochrona towarzyszy.

– Jak na kogoś tak pewnego siebie nie wyglądasz przekonująco z tymi gałązkami we włosach – stwierdziła z lekkim uśmiechem Nana. Chłopak szybko przeczesał jasnobrązowe włosy, a jego miodowo-brązowe oczy błysnęły rozbawione.

– Popraw też swoje, bo Kapral ponownie się do ciebie doczepi – zasugerował i dodał – i chodźmy poszukać Inez i Kiry. Mniemam, że skoro nam się zdarzyła wpadka, im nie poszło lepiej. W końcu to my biliśmy TOP 10.

– Mów za siebie. Ja załapałam się rzutem na taśmę – stwierdziła cicho Nana, idąc za chłopakiem. Mimo że faktycznie znajdowała się w czołówce najlepszych ze swojej grupy, to i tak wiedziała, że była z nich najgorsza. Z czego tu zatem się cieszyć? Na dodatek wiele z jej koleżanek narzekało, że zmarnowała miejsce na podium wybierając Zwiadowców. Przywilej czołowych rekrutów polegał na tym, że prawie wszyscy wybierali służbę w Żandarmerii, gdzie było bezpiecznie, wygodnie, a życie stawało się bezproblemowe i dostatnie. Tym razem w topowym składzie wyłamał się numer 1 i 10... Ten zbieg wydarzeń zapoczątkował siostrzano-braterską przyjaźń pomiędzy tą dwójką.

Wychodząc ze swojej części terenu ćwiczebnego, Nana z Norbertem stanęli w szeregu obok Kiry i Inez, która ewidentnie miała ochotę pomarudzić na swój los. Była brudna, zmęczona i spocona, a nie zapowiadało się na koniec ćwiczeń. Gdy ich krótka przerwa dobiegała końca, na główny plac wbiegła Hanji Zoe, której opinia maniaczki tytanów znana była chyba każdemu.

– Levi! – krzyknęła radośnie, otwierając teczkę – Nim ich wykończysz, poczekaj chwilę. Mamy akta naszych nowych rekrutów. Moblit wreszcie uporządkował dokumentację. Może warto rzucić okiem na ich profile i zobaczyć, jakie mają talenty, zanim całkowicie uznasz, że do niczego się nie nadają? – zaśmiała się, ale jednocześnie uratowała nowicjuszy jeszcze przez chwilę przed ciężkim treningiem.

– Ahoooj! Witajcie! Gwarantuję, że będziecie się tu czuli jak u siebie! – pomachała im z oddali, chcąc dodać otuchy, po czym wdała się w dyskusję z jakimś żołnierzem.

– Ciekawe gdzie mieszkała wcześniej, że tak uważa – stwierdziła cicho Inez, wzdrygając się na dzwięk swojego imienia, które wyczytał Levi.

Inez Lindberg, lat 19. Nie lubi się podporządkowywać rozkazom, ale po dłuższym marudzeniu zawsze robi to co do niej należy. Wytrzymała, sprawnie jeździ konno i jest zawsze punktualna – przeczytał fragment podsumowujący jej umiejętności – jak na trzy lata obserwacji, Komendant Shaddis nie miał zbyt wiele do napisania... – rzucił bez większego entuzjazmu, zerkając na nią lekko, na co Inez tylko poczerwieniała i spuściła głowę. Mimo że była marudna, to przejmowała się tym, co inni o niej myślą.

Kira Holtzmann, lat 20 – Levi zaczął znowu – "Cichy i zdyscyplinowany. Duży potencjał, ale..." – spojrzał w górę, jakby myślał głośno. – "Zbyt wolny" – zakończył, patrząc na Kirę z lekko ironicznie uniesioną brwią. – Zgadza się?

Kira odpowiedział mu tylko spokojnym spojrzeniem. Levi spojrzał na kolejne akta z grymasem na twarzy i szybko przejrzał pierwszą kartkę.

– Nasz wesołek – tu spojrzał w górę na chłopaka, który tym razem starał się zachować poważnie i zignorować wzrost swojego przełożonego – „Norbert Baranowsky, lat 22. Pewny siebie, łatwy w relacjach z innymi, szczególnie w sytuacjach kryzysowych. Duża zdolność adaptacji, predyspozycje do bycia Liderem. Najlepsze wyniki w korpusie treningowym" – no cóż, czyli z ciebie może coś będzie – stwierdził Levi, przechodząc do ostatniego rekruta. Wziął głęboki wdech i przeczytał na głos:

– "Nana Dreyer, lat 18. Wyjątkowe umiejętności w walce wręcz. Zajęła 10. miejsce w korpusie rekrutów. Otwarta, życzliwa, ale z tendencją do bycia zbyt sarkastyczną i impulsywną. Trudności w pracy zespołowej. Wysokie umiejętności w posługiwaniu się sprzętem do manewru 3D. Problemy z orientacją w terenie". Czytając ostatnie zdanie, Levi jeszcze bardziej spochmurniał, a jego mina irytacji weszła teraz na wyższy poziom. Spojrzał na brązowowłosą dziewczynę, która nerwowo przełknęła ślinę. Po chwili Kapral odezwał się:

– Masz myśli samobójcze?

Dziewczynę zamurowało, a pytanie było dla niej zupełnie niezrozumiałe.

– Słucham Kapralu? – odparła, chcąc pojąć główną myśl tego pytania.

– Z takimi brakami do Zwiadowców mógł dołączyć tylko imbecyl albo samobójca. Nie chciałem od razu klasyfikować cie jako półgłówka, więc założyłem drugą opcję – jego twarz nie zmieniła wyrazu, ale ton i wzrok sugerowały ewidentną irytację i zdumienie.

Nana z trudem opanowała pierwsze zaskoczenie. Zamiast zareagować impulsywnie, na co miała ochotę, zacisnęła zęby i spróbowała zebrać myśli, zastanawiając się, jak odpowiedzieć. Wzrok Levi'ego był twardy, jak zawsze, ale iskra w jego oczach sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej niepewnie.

– Nie, Kapralu – odpowiedziała w końcu, starając się, by jej głos zabrzmiał spokojnie, mimo że pod skórą buzowały emocje. – Nie mam myśli samobójczych.

Levi nie odpowiedział od razu, tylko wpatrywał się w nią przez chwilę, jakby szukając w jej twarzy oznak kłamstwa. Potem, wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy powiedział:

– Jeśli myślisz, że Zwiadowcy to zabawa, to się grubo mylisz – jego ton był surowy, ale nie złośliwy – Tu nie ma miejsca na sentymenty – po czym zniżył głos i niemalże wyszeptał do niej – Jeśli kiedykolwiek narazisz moich ludzi, sam wrzucę cię do paszczy tytana, zrozumiano?

– Tak jest Kapralu! – zasalutowała, wiedząc, że nie tylko nie pokaże się z lepszej strony, ale ma całkowicie przechlapane.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro