2.
Obudziłem się w jasnym pomieszczeniu. Nie wiem czy jest dzień, czy noc. Nie ma tu okien. Jaskrawe , oślepiające światło, które dotychczas lało się z lamp, zaczęło migać, po czym zgasło. Przez kilka sekund nie widziałem kompletnie nic. Dopiero, gdy moje oczy przywykły już do ciemności, zobaczyłem niegdyś białe ściany, skąpane teraz w karmazynowej krwi i postać stojącą nieruchomo w rogu pokoju. Próbowałem dostrzec kto to jest, ale było zbyt ciemno. Podniosłem się z chłodnej podłogi i wtedy poczułem przeszywający, ostry ból w prawej nodze. Z dosyć dużych rozmiarów rany, powoli sączyła się krew. Nic dziwnego, że to tak bolało. Uraz wyglądał tak, jakby coś wgryzło się w nogę, a potem zaczęło, kawałek po kawałku, zrywać wszystkie mięśnie. Zerwałem z siebie rękaw mojego kitla i szybko zacząłem obwiązywać nim nogę. Łzy, mimowolnie zaczęły spływać mi po policzkach, kiedy zacisnąłem węzeł na tyle mocno, aby postrzymać dopływ krwi do ogromnej, dziury wyzierającej w mojej nodze, z której sączyła się jeszcze krew. Zacząłem powoli kuśtykać w stronę postaci w rogu. Na podłodze wszędzie porozwalane leżały potłuczone fiolki i zakrwawione, powykrzywiane ciała moich kolegów z pracy. Z niektórych wystają jeszcze fragmenty zakrwawionego szkła. Gdy w końcu dotarłem do postaci, stwierdziłem, że cokolwiek to było - już nie żyje. Zacząłem więc przeszukiwać ubranie, które to coś- ten ktoś miał na sobie. Sam nie wiem czego tam szukałem. Może odpowiedzi, wskazówki, odnośnie tego, co działo się dookoła mnie. Jednego dnia pracowałem spokojnie w laboratorium, a następnego- następnego dnia dzieje się to. To, znaczy co? No właśnie.
Okazało się, nie musiałem szukać odpowiedzi. To one znalazły mnie. Najpierw były kroki w korytarzu. Chciałem odezwać się, krzyknąć do tego kogoś, błagać o pomoc, ale coś, jakiś instynkt podpowiedział mi, aby siedzieć cicho. Nie wiem czemu. Ale to była dobra decyzja, bo to, co było na korytarzu wcale nie było człowiekiem. Chociaż ciemna sylwetka wydawała się ludzka, to jednak coś nie pasowało. Dlaczego ten chodził na czworaka? Czy był ranny? Dlaczego nie miał kitla?-Te pytania zalewały mój umysł, kiedy to zobaczyłem. Jadnak, gdy to podeszło bliżej, zacząłem dostrzegać szczegóły. To coś nie miało skóry, a jego mięśnie były powykręcane na wszystkie strony. Głowa, wcześniej zdająca się ludzką, teraz okazała się być czymś przypominającym jelita skręcone w dziwny kształt, z powbijanymi fragmentami szkła, imitującymi zęby.
Nagle do moich uszu dotarł jęk, którego źródło znajdowało się w sąsiednim pomieszczeniu. Prędkość, z jaką to coś wstało na dwie, skręcone, bezskóre nogi i przyjęło sylwetkę podobną do ludzkiej była przerażająca. Wtedy do moich uszu dotarł kolejny dźwięk. Brzmiał jak ludzka mowa, chociaż nie były to słowa żadnego ludkiego języka. To stworzenie je wydawało. Teraz, w nieprzeniknionej ciemności, wydawało się być istotą ludzką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro