Dwadzieścia osiem
Baekhyun od dwóch tygodni zachowywał się co najmniej dziwnie. Znikał za drzwiami pokoju z fortepianem i przygrywał nieznaną ci melodię. Często nucił coś pod nosem lub zapisywał nuty.
Bywało, że często był nieobecny w domu. Martwiłaś się o niego gdyż wracał lekko poobijany i często na granicy wściekłości.
Jednak gdy na ciebie patrzył uśmiechał się łagodnie i wtulał w twoje ciało mimo wyraźnego bólu. Wiele razy prosiłaś go, by powiedział ci o co chodzi, ale twierdził, że to niespodzianka.
Nie byłaś pewna czy jej chciałaś. Nie wtedy kiedy on cierpiał.
Kiedy Baekhyun znikał zawsze pojawiał się jakiś jego brat, a psy były spuszczone, by bronić domu przed napastnikiem. Musiałaś przyznać, że się bałaś. Mężczyźni charakteryzowali się dużą ostrożnością. Każdy dźwięk sprawiał, że byli gotowi do ataku.
- Chanyeol powiedz mi wreszcie co się dzieje - warknęłaś wściekła, gdy każdy jak zawsze zbywał twoje pytanie.
A ty po prostu się martwiłaś. Może to przez twoją głupią ludzką cechę, ale nie mogłaś tak po prostu patrzeć na Baekhyun'a i nic nie zauważać.
W dodatku wiedziałaś, że jedyną osobą, która w tej kwestii będzie z tobą szczera to ten mężczyzna z odstającymi uszami przed tobą. Patrzyłaś ostro w jego oczy chcąc wymusić na nim odpowiedź.
- Mówiłem ci, że trzeba odrzucić wszystkie uczucia. Hyung tego nie zrobił. I teraz cierpi - powiedział bawiąc się kubkiem między jego palcami.
- I to wszystko doprowadza go do takiego stanu? Jego uczucia do mnie? - nie mogłaś nic zrozumieć.
- Stara się dokonać czegoś, co jest wręcz niemożliwe bez ofiary - odpowiedział spoglądając przez okno. - Trafił na drogę bez powrotu i teraz zamiast ranić innych, rani siebie - spojrzał w twoje oczy powodując, że nie mogłaś przełknąć śliny.
- Ale... - urwałaś nie umiejąc ubrać swoje myśli w słowa.
- Nie jestem na ciebie zły. Ani żaden z braci, choć powinniśmy. Nasz brat zginie przez głupie uczucia względem człowieka. Ale to on sam do tego doprowadził. Jest dorosły i mądry. To uczucie owładnęło nim zanim jeszcze cię zdobył. Nie czuj się winna - tłumaczył. - Wspieraj go. To najlepsze co możesz zrobić - dotknął delikatnie twojej dłoni i uśmiechnął się.
A ty nie odwzajemniłaś tego. Po raz pierwszy. Bałaś się o niego i to cholernie. To nie było normalne.
Usłyszeliście dźwięk drzwi wejściowych i zerwaliście się na równe nogi. Widząc Baekhyun'a niemal od razu się na niego rzuciłaś. Złapałaś jego twarz w dłonie i oglądałaś delikatnie przecięty łuk brwiowy.
Cieszyłaś się, że nie jest człowiekiem. Dzięki temu rany szybko się goiły i nie mógł umrzeć. A przynajmniej tak wszyscy twierdzili.
- Stęskniłaś się za mną, kochanie? - uśmiechnął się, a spokój wpływał na jego ciało przez twój dotyk.
- Cokolwiek robisz, przestań - powiedziałaś od razu czym zbiłaś mężczyznę z tropu.
- O co ci cho...- urwał widząc jak Chanyeol starał się uciec z mieszkania. Zmarszczył brwi i spojrzał na ciebie. - Co on ci powiedział?- złapał mocno twoje ramiona.
- Nie za dużo. Ale to wystarczy. Przestań. Nie mogę cię stracić, a tym bardziej oni - twoje gardło zaciskało się od powstrzymywania płaczu.
- Nie martw się o mnie. Przecież wiesz, że nie mogę umrzeć - uśmiechnął się zakładając ci kosmyk włosów za ucho.
- Przestań mnie zwodzić i powiedz mi prawdę! Chciałeś być traktowany jak człowiek, więc mnie też tak traktuj. Potraktuj mnie tak jak powinieneś, Baekhyun. Nie jak głupszą i gorszą od ciebie - odsunęłaś się od mężczyzny.
Szatyn patrzył w twoje oczy. Łagodność i spokój szybko zanikała zastąpiona złością i wzburzeniem.
- Nie zmuszaj mnie do stania się demonem [T/I] - odezwał się wreszcie zaciskając mocno szczękę. - Nie zrozumiesz chociaż bym ci powiedział. Tak trudno pojąć, że robię to wszystko dla ciebie? Dla nas? - zrobił krok w twoją stronę.
Widziałaś jego spięte mięśnie. Nie był sobą. Był ponownie tym przerażającym upadłym synem, który starał cię zwodzić. Każdy jego ruch przyprawiał cię o małą palpitację serca. Nie wiedziałaś do czego jest zdolny.
- Dla mnie? Dla nas? Wiesz czego chce? Chce po prostu z tobą żyć, Baekhyun! - powiedziałaś zła.
Szatyn złapał twoją twarz i brutalnie wbił się w twoje usta. Jego pocałunki były zachłanne i dominujące. Chciałaś go odepchnąć. Naprawdę pragnęłaś tego z całego serca.
To nie był twój uroczy chłopak. To ktoś, kto nie powinien się tu znaleźć. Nie odczuwałaś żadnej przyjemności z jego pieszczoty, to było jednostronne pragnienie.
Znalazłaś w sobie ostatki sił i pchnęłaś mężczyznę, który zrobił krok w tył. Niewiele się zastanawiając uderzyłaś go w twarz. Szatyn złapał się za policzek, na którym pojawiał się czerwony ślad.
Zszokowany mrugał kilka razy patrząc na rękę jakby doszukując się na niej krwi. Spojrzał na ciebie. Oddychałaś szybko i płytko. Wszystko cię przerażało. Przerastało twoje wyobrażenia.
- [T/I]... - powiedział łagodnym tonem i chciał cię dotknąć, ale odsunęłaś się.
- Wiele razy mówiłam ci żebyś mnie nie dotykał, Baekhyun - odpowiedziałaś patrząc twardo w jego oczy. - Zaufałam ci, zaczynałam coś do ciebie czuć, ale ty nigdy się nie zmienisz - mówiłaś.
- Nic nie wiesz. Nie masz pojęcia. Po raz pierwszy robię to co podpowiada mi serce i umysł. Po raz pierwszy w swoim cholernym życiu robię to czego naprawdę chce. Dlaczego tak ciężko ci to zaakceptować? Nie widzisz jak się staram? - jego głos zaczął się łamać. - Przestań mnie odrzucać - szepnął.
Szatyn spuścił wzrok i nie potrafił go podnieść. Czułaś jak twoje serce łamie się na kawałeczki. Może rzeczywiście zareagowałaś zbyt ostro. Ale był dla ciebie kimś bliskim i nie mogłaś nic poradzić na to, że się martwiłaś.
- Baek, przepraszam - mruknęłaś czując skruchę.
- Proszę, nie kłóć się ze mną więcej - objął cię szybko ramionami przyciągając do gorącego i umięśnionego ciała. - Pamiętaj, że nawet gdybym umarł to jako najszczęśliwszy mężczyzna na świecie. Wiesz dlaczego? Bo mam ciebie - cmoknął czubek twojej głowy.
A ty po prostu się rozkleiłaś. Kto normalny z takim spokojem mówi o swojej śmierci. A do tego uwzględnia ciebie na pierwszym miejscu. Po prostu płakałaś w jego ramie, a on stał tak z tobą pozwalając pozbyć się wszystkich emocji.
I gdy tego wieczora zasypiałaś w jego ramionach, które dawały ci poczucie bezpieczeństwa, dziękowałaś Bogu, że spotkałaś go na swojej drodze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro