Piąta z chwil
Od dwóch tygodni Mycroft był inny, jakby zniesmaczony, na dokładkę zamknął się w sobie i zaczął go unikać, co było sztuką w tak małym mieszkaniu. To były raptem trzy pokoje, salon, kuchnia i łazienka, wspólna na dokładkę, a nie jego rezydencja. W ciągu dwóch tygodni widzieli się jedynie dwa razy, raz, gdy wrócił wcześniej z pracy, ze spuchniętą szczęką, otartymi kostkami dłoni i szarą koszulą obryzganą krwią przestępcy, który śledził go do domu, chcąc się dowiedzieć, gdzie ukrywa się Mycroft. Najwidoczniej zauważono obiady, które zjadał w towarzystwie Anthei raz na jakiś czas. Po raz drugi natomiast, gdy wkroczył wieczorem do salonu, zimny niczym góra lodowa i beznamiętnym wyrazem twarzy, ubrany w skrojony na miarę garnitur w prążki.
-Wszystko już wiem- oznajmił głosem bez wyrazu i sięgnął po telefon, wystukując coś na jego klawiaturze.
-To dobrze- odpowiedział Greg z uśmiechem, który wymusił, co bez wątpienia nie uszło uwadze Holmesa, ale nie zostało skomentowane.
-Bez wątpienia, dla nas obojga to wręcz doskonale- mruknął, obracając się na pięcie. Znieruchomiał jednak, jakby się wahając. Zaraz potem zniknął w swoim pokoju, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi.
„To było dziwne nawet, jak na Mycrofta", stwierdził Lestrade, siadając na kanapie i rozmasowując nasadę nosa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro