Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sto lat!

Akcja:
"Zabójcze buty"-"Życie to nie bajka księżniczko"

Andi

W kwietniu, oprócz świąt Wielkanocy, które często przypadają właśnie na ten okres czasu, w rodzinie Zuzki jest wiele innych świąt. Między innymi, na samym początku, jej dziadek ma imieniny, aby zaraz po czterech dniach ponownie świętować, ale z kolei dzień urodzin. Dziesięć dni potem, jej ojciec obchodzi święto swojego patrona, natomiast jej starszy z młodszych braci brat, już po sześciu dniach celebruje wspomnienie patrona Polski i jednocześnie jego własnego. Po między tymi świętami, 20 kwietnia, przypada dzień, w którym to na świat przybył światowej sławy hodowca majeranku i kolendry-Anze Lanisek. W tym roku planował wyprawić niezłą balangę, ponieważ zaprosił wielu gości wraz z ich drugimi połówkami na imprezę. Ja i Zuzia również byliśmy zaproszeni, a nawet wpisani na listę honorową imprezy. Jednak przed tym wydarzeniem, zostałem zaproszony na imieniny Roberta- taty Polki. Nie mając pomysłu na prezent, postanowiłem podarować mu limitowaną edycję Milki. W drzwiach przywitała mnie Zuzia, stając na palcach i przyciskając usta do mojego policzka. Wszedłem powoli do wnętrza domu, a wzrok domowników i ich gości spoczął na mnie. Lekko speszony podszedłem do jej ojca i wreczyłem prezent, do którego dołączyłem przepis na moje popisowe danie, które w czasie mojej poprzedniej wizyty przygotowałem. Gdy wszyscy przybyli mam Zuzi wniosła tort, a my odśpiewaliśmy "Sto lat" (tak, ja też, w końcu po coś kułem tę piosenkę) W nastepnej kolejności była "degustacja" potraw. Wszystkie tradycyjne, polskie dania były przepyszne. Kiedy ta bardziej "oficjalna" część się skończyła, razem z tymi młodszymi udałem się na górę. Młodym daliśmy z Zuzą pare opakowań puzli, a sami zasiedliśmy na kanapie w rogu pokoju.

-Masz jakiś pomysł na prezent dla Anze?-spytałem pierwszy, choć wiedziałem, że i ona ma ochotę zadać to pytanie

-Nie-westchnęła ciężko-Ale zastanawiałam się może nad jakąś roślinką na parapecik, może kaktus, albo co. Nie wiem. Nie znam go tyle czasu co ty-ponownie westchnęła

-A może jakiś poradnik dobrego ogrodnika?-zaproponowałem, a na twarz Polki od razu wypłynął uśmiech

-Jesteś genialny misiu-wyszeptała mi do ucha-Pocałowałabym cię, ale tu są dzieci i nie chcę ich gorszyć

-Zawsze możemy pójść do ciebie-odpowiedziałem rownie cicho, a ona tylko zachichotała

-Nie sądzisz, że na imieninach ojca trochę nie wypada?-spytała, kiedy zagłębiłem nos w jej szyji

-Wiesz, że nie umiem nad sobą panować kiedy jesteś w pobliżu, a zwłaszcza kiedy wyglądasz tak pociągająco jak w tej sukience-zacząłem suwać ręka po jej kolanie, lekko zachaczając o materiał sukienki

Polka zagryzła wargę aby nie wydać z siebie jęku i pociągnęła do pokoju na odchodnym prosząc maluchy by nie zrobiły sobie krzywdy. Po zamknięciu drzwi jej królestwa od razu przyszpiliłem ją do ściany, jednak ona, mimo równie wielkiej ochoty, nie oddawała się w pełni pieszzotom. Przerwałem je więc i spojrzałem pytająco w jej błękitne oczy.

-Dobrze wiesz, że chcę tego tak samo mocno jak ty, ale nie wypada. Poszalejemy u Laniska, ale nie tutaj. Proszę-zrobiła tą swoją minkę i już nie sposób było jej odmówić

-To co robimy dzisiaj?-spytałem z zainteresowaniem

-Możemy pooglądać albumy z mojego dzieciństwa-puściła mi oczko i pociągnęła na łóżko, podczas gdy ona sama odkopywała klasery

Jak zauważyłem podczas wspominania dawnych czasów, Zuzia, jako mała dziewczynka, wyglądała zupełnie inaczej. Blond włoski z biegiem lat przekształciły się w gęstą, ciemną czuprynę, a mocno poskręcane loki ewoluowały w lekkie, delikatne fale. Kolejną różnicą był brak piegów w okół drobnego, dziecięcego noska. Na jednym ze zdjęć, zauważyłem, że Zuzia stoi na igielicie, na zeskoku jakiejś skoczni z chyba polskim skoczkiem. Tak zaciekawił mnie ten obrazek, że spytałem ją dokładnie o historię powstania tego zdjęcia.

-Miałam może z sześć czy siedem lat. Pamiętasz jak mówiłam, ze skoki kocham od dziecka?-kiwnąłem głową- Byłam akurat z babcią i Wojtkiem w górach, konkretniej w Szczyrku, kiedy odbywały się jakieś zawody juniorów. Nie pamiętam, jak nazywa się ten skoczek, ale zapadło mi w głębi mózgu, że wtedy wygrał-zakończyła

-Mam być o niego zazdrosny?-spytałem zadziornie

-Wiesz słońce, nawet nie pamiętam jak się nazywa więc chyba nie masz o co-zaśmiała się-Poza tym, to ciebie kocham, nie jego. Ty królujesz w moim sercu. Nikt inny. I jeśli tego nie spierniczysz, to tak zostanie-ostatnie wyrazy wyszeptała ledwie słyszalnie do mojego ucha

-Nie zamierzam spierniczyć. Jesteś zbyt ważna, by to miało miejsce-pocałwałem ją delikatnie, tak, jak motyl siada na kwiatku

Resztę czasu spędziliśmy na przeglądaniu wspólnych zdjęć, od Oberstdoefu, po dzisiaj. W sumie trochę się ich nazbierało. Było kilka z norweskiego spaceru Daniela, ale i również z naszych innych wspólnych wypadów na lody czy do parku. To dziwne, że zdjęcia potrafią przywrócić pamięć nawet najbardziej zapomnianemu wydarzeniu...

Domen

Kasia, na urodziny Laniska przyjechała dwa dni wcześniej, ponieważ trzeba było dokładnie przemyśleć kwestię prezentu. Ona uparcie trwała przy swoim "Spisie ziół i nie tylko", a ja niewzruszony utrzymywałem, że lepszy będzie bezkręgowiec, z karteczką "Jak to jest spotkać kogoś tak samo inteligentnego?", a olśniło mnie do tego prezentu na pszyrce, gdzie ostatnio omawialiśmy właśnie ten rodzaj zwierząt. Koniec końców poszliśmy na kompromis. Ona kupiła ten ilustrowany album, a ja małża w piękne wzorki na skorupie. Zapakowaliśmy prezent w ozdobną torebkę i byliśmy gotowi. Gdy nadeszła odpowiednia godzina, Peter wsiadł za kierownicę i zawiózł tam mnie i Kasię. To samo uczynił Cene, jednak on dostarczył pod wskazany adres Zuzkę i Andreasa. Po przekroczeniu progu, mimo wczesnej godziny, dało się słyszeć dudniącą muzykę, która zdecydowanie nie pomagała przy porozumiewaniu się. Cudem utorowaliśmy sobie drogę do jubilata i wręczyliśmy mu prezenty, które odstawił do sterty upominków od innych skoczków. Około dwudziestej w nocy muzyka znacznie zmniejszyła ilość decybeli, a na podwyższenie wyszedł organizator balangi.

-Jesteście głodni? To dobrze!-sam sobie odpowiedział-Zapraszam wszystkich na dwór, gdzie zaraz odbędzie się masowe pieczenie kiełbasy na ruszcie!-obecni w pomieszczeniu niczym tsunami ruszyli do drzwi

Na zewnątrz nie było ciepło, wręcz przeciwnie, ale ognisko wszystko to rekompensowało swoim blaskiem. Nad ogniem leżały już lekko rumiane kawałki mięsa, których doglądał Cene. Po odzyskaniu sił, Anze ogłosił, że będziemy grali w ciepło-zimno. Później wszyscy pełnoletni, oprócz mnie i Wellingi, urządzili konkurs w piciu. Najdłużej oczywiście trzymali się Pieter i Lanisek, jednak po kolejnym pół litra i on nie wytrzymał. Zabawa trwała do jakiejś trzeciej nad ranem, po czym nawet ci wytrwalsi zasnęli. Osoby nie pijące alkoholu obudziły się we w miarę normalnych miejscach, takich jak stół czy kanapa, jednak ci, którzy choćby skosztowali trunków nie mieli tyle szczęścia. Wielu z nich obudziło się w dość dwuznacznej pozie z kolegami po fachu, tak jak na przykład Kraft i Hayboeck, który spał z głową Stefana między nogami, albo Peter i Kamil, którzy na blacie w kuchni spali jeden na drugim. Pech procentów nie oszczędził nawet solenizanta, ponieważ Anze zastał świt z rękoma Cene spoczywającymi na pośladkach, a dłonie jego samego ulokowane były we włosach przyjaciela. Ja i Kasia, tak jak i para polsko-niemiecka powitaliśmy kolejny dzień na kanapie. Chyba jako jedyni spaliśmy normalnie, mianowicie głowa kobiety spoczywała na klatce piersiowej ukochanego, którego ręka oplatała ją w pasie. Po ogarnięciu mieszkanie, nigdzie nie było widać Petera. Przegrzebaliśmy każdy kąt, a jego dalej nie było. W końcu Anze postanowił sprawdzić ostatnie miejsce w domu. "Szklarnię". I rzeczywiście. W samym środku grządki kolendry pochrapywał sobie najstarszy precel, co jakiś czas kichając. Jak się okazało po podniesieniu go do pionu, kolendra Laniska idealnie sprawdza się jako środek nasenny, a dla uczulonych jest przekleństwem, gdyż Peter skończył z całą czerwoną, opuchniętą twarzą. Były to chyba najspokojniejsze urodziny Anzego, więc można zaliczyć je do udanych.

___________________
Przepraszam? Całkiem wyleciało mi z głowy, że powinnam go dzisiaj opublikować. Ale zdążyłam😁 Niech was nie zdziwi tematyka, bo był pisany w dniu urodzin Laniska. Mam nadzieję, że jest fajny, ale śmieszkowanie raczej mi nie idzie xd. Piszcie co o nim myślicie
Zuzia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro