***
Ciemność... Ciemny las, ciemne drzewa... Noc... Cisza...
Życie małej dziewczynki tak wyglądało przez większość czasu. Trafiła tu dawno podążając dróżką z wielkimi kamieniami, przez które wciąż się potykała.
W dzień siedziała na pięknej polanie. Ale to nie był zwykły dzień. Czasem trwał dłużej, czasem krócej. Wtedy mocno świeciło słońce, drzewa przyjemnie poruszały się w takt ledwo słyszalnej melodii, którą dziewczynka śpiewała pod nosem.
Czasem jednak przychodziły ciemne chmury, padał deszcz. Najgorzej było, gdy nastała noc. Drzewa stały nieruchomo, wszystko było ciemne i szare. A ona sama siedziała na trawie...
Każdego dnia zajmowała się czymś niezwykłym. Otóż budowała swój zamek: przepiękny, potężny, murowany zamek. Był jak z tych wszystkich bajek o królewnach i księciach.
Kiedy wkraczała w ten las to wszędzie słychać było echo z nieprzyjemnymi słowami i komentarzami. W dodatku te kamienie...
Kiedy zbudowała ten zamek była szczęśliwa. Na samej górze znajdowała się komnata, w której zamykała się od środka. Ale wiele dni spędzała również na polanie razem z drzewami.
Pewnego pięknego dnia pogoda szczególnie dopisywała, a drzew było wokół więcej niż zwykle. Dziewczynka siedziała uśmiechnięta i nagle ze zdziwieniem ujrzała dziwną białą mgłę. Przestraszyła się lekko, ale nie uciekła do zamku. I tak popełniła pierwszy błąd.
Powoli mgła stała się jej przyjacielem. Otulała ją z każdej strony, ale i zaczęła ograniczać. Dziewczynka zaprzestała tak głębokiej integracji z drzewami, które były jej najlepszymi przyjaciółmi.
Spędzała czas jedynie z nowym przyjacielem. Czasami, gdy mgła znikała na chwilę - dziewczynka patrzyła na dawnych towarzyszy i uśmiechała się.
Jednak wraz z mgłą przyszła również nowa zabawa. Dziewczynka już nie siedziała na polanie. Tym razem całe dnie spędzała na czerwonej karuzeli, która kręciła się wokół i nie było jak jej w zasadzie zatrzymać. Czasem mała istota chciała z niej zejść, ale otulona mgłą czuła się bezpiecznie i zostawała.
W końcu zabawa zmieniła się i pojawiła się huśtawka. Teraz od rana do nocy, (która zaczęła pojawiać się częściej) huśtała się w górę i w dół. Choć nie bardzo jej się to podobało - wciąż była przy niej mgła.
Jednak pewnego dnia dziewczynka wróciła do karuzeli. Trwało to pewien czas, ale gdy zrozumiała, że mgła już rzadziej przychodzi i nie czuła wypełniającego ją wokół ciepła, zeszła z karuzeli.
Wiązało się to z trudem, ale wróciła do zamku. Wspomnienia wciąż żyły. Zamknęła się w swojej komnacie i długi czas z niej nie wychodziła. Na dworze panowała bardziej noc niż dzień i w dodatku mocno padał deszcz.
Lecz nadszedł dzień srogiej burzy. Wszędzie panowała ciemność, wiatr wiał ze wszystkich stron, a drzewa szalały za zakratowanym oknem komnaty. Już dawno dziewczynka nie widziała tu takiej pogody. Deszcz lał się strumieniami, a ona mogła tylko patrzeć na to jak jej zamek został poddany próbie.
Niestety, burza dokonała wielu zniszczeń i dziewczynka musiała się zająć naprawą. Nikt inny nie mógł tego zrobić.
Również znaczy się pojawiać lekkie wichury, które dokonywały niewielkich zniszczeń. Jednak apogeum tego wszystkiego nastąpiło w bardzo piękny dzień.
Od dawna nie zdarzyło się nic złego. Oczywiście w między czasie była jedna burza, ale zniszczenia udało się naprawić w przeciągu kilku pochmurnych dni.
Tym razem zapowiadał się piękny dzień. Słońce świeciło, wiatr wiał i co prawda zaczynał wiać coraz mocniej, lecz dziewczynka nie przeczuwała nadchodzącego niebezpieczeństwa.
W pewnej chwili zobaczyła coś co zmroziło jej krew w żyłach. To znowu ona... Mgła... Otuliła nie tylko ją, ale również wszystko wokół. Spojrzała w stronę zamku. Nie zobaczyła nic poza gęstym powietrzem. Przestraszyła się i zaczęła drżeć. Sama nie wiedziała czy to bardziej z zimna czy ze strachu.
Nagle zobaczyła. Jej piękny zamek powoli rozsypywał się na drobne kawałki, a mury i podstawa zaczęły być połykane przez ziemię. Wszystko na co pracowała przez tak długi czas. To wszystko znikało...
Rzuciła się, aby ratować chociaż kilka cegiełek, wolała do drzew, aby pomogły jej zatrzymać lawinę. Nagle i pod nią ziemia się zapadła. Poczuła jak spada w dół.
Jej małe, bezwładne ciało nie było w stanie nic zrobić. Obok niej spadały również cegły, ale żadna nie dotknęła jej. Zobaczyła wystające korzenie jej ukochanych drzew. Zaczęła chwytać się ich jak koła ratunkowego. Udało jej się nawet zatrzymać na dłuższą chwilę, lecz zaraz ponownie zaczynała lecieć w dół.
Po wielu otarciach i zadrapaniach poczuła twardą ziemię. Nie była to miękka trawa. Była to sucha i spękana ziemia. Leżała bezwładnie i nie wiedziała czy ma się podnieść, czy może jednak zostać i poczekać.
Leżała tak długo, aż nie ujrzała wystającego korzenia. Był tak blisko - na wyciągnięcie jej małej, bladej dłoni.
Usiadła na twardym podłożu i starała się zebrać w sobie. W końcu wstała na swoje zgrabne nóżki i podeszła do wystającego korzenia. Chwyciła go mocno i rozpoczęła wspinaczkę.
Cisza...
Ciemność...
Drzewa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro