Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 60.


Justin nie żartował i kilka dni później znowu musiałam znosić obecność dziewczyny. Bieber zabrał mnie na spotkanie z menadżerem, który mówił o planowanej płycie. Czułam się odsunięta, bo mężczyzna zachwycał się Amber i wspólnym materiałem z Justinem. Chłopak pokazywał mu teksty, a nastolatka komentowała wszystko. Kiedy ja zachwyciłam się tekstem, ona zaczęła kręcić nosem, a Juss prędko zmieniać kolejne wersy według uznania nowej przyjaciółki. Wieczorem do Internetu trafiło krótkie nagranie, a fani zaczęli szaleć. Wielu ludzi pisało do mnie i zachwycało się Amber albo wyzywało je. Ja nie chciałam komentować sytuacji, bo menadżer zabronił mi się wypowiadać.

Z kolejnymi dniami zaczęły pojawiać się problemy, bo Justin narzekał, że musi zostawać z Soph, a przecież powinien zająć się płytą. Nie mogłam pozwolić sobie na popołudnia z Oliverem i tęskniłam za rozmowami z nim. Czekałam teraz na Walentynki i byłam ciekawa co wymyśli Juss. Miałam nadzieję, że zaskoczy mnie, ale poczułam złość, gdy to Amber miała zostać z Sophie. W końcu zadzwoniłam po przyjaciela Biebera i poprosiłam żeby przyjechał. Wiedział jak bardzo nie przepadam za nastolatką i kazał mi się nie martwić. Na kolacji rozluźniłam się i ciągle śmiałam. Justin tulił mnie i całował, zapewniając o miłości. Prosił żebym nie zachowywała się tak wobec Amber, bo on ją jedynie lubi jak koleżankę i pomaga w karierze. W końcu pocałowałam go i zapewniłam, że postaram się chociaż tolerować Amber.

- Chodźmy do hotelu - poprosiłam, gdy jedliśmy deser. - Będę głośna - dodałam ciszej wprost do jego ucha.

- Zapłacę i zadzwonię do Ryana.

Pół godziny później pozbywaliśmy się ubrań i zatracaliśmy w sobie. Rano wróciliśmy do domu zadowoleni i zakochani w sobie na nowo. Chciałam spędzić z moją rodziną cały weekend na jakimś fajnym wypadzie, a Juss uszanował moją prośbę i nie zaproponował Amber dołączenia do nas. W poniedziałek podekscytowana opowiadałam Oliverowi o kolacji. Chłopak cieszył się moim szczęściem, ale przeprosił, mówiąc, że musi wypożyczyć tylko kilka książek i się spieszy.

Kilka dni później znowu spotkaliśmy się w bibliotece. Zgadaliśmy się na temat mojego laptopa, na którego zaczęłam narzekać. Juss już dawno miał w niego zajrzeć i ciągle to przekładał. Miałam nadzieję, że chociaż Oli mi pomoże. Chętnie zaoferował swoją pomoc, a ja ucieszyłam się. Z drugiej strony w końcu mogliśmy iść na kawę pod głupim pretekstem. Będąc w domu opowiadałam Justinowi o umówionym spotkaniu, a on nawet nie wykazał odrobiny zazdrości. Zapytałam czy mógłby zostać dłużej z Soph, a on obruszył się. W końcu zdenerwowana poprosiłam żeby podrzucił ją do Ryana, a ja ją odbiorę. Od rana podekscytowana próbowałam skupić się na zajęciach. Oli poprosił o spotkanie na parkingu, a ja dziękowałam za wszystko. Przed ostatnimi zajęciami dostałam wiadomość od Justina, który poprosił żebym wyszła na zewnątrz.

- Chyba sobie żartujesz! - warknęłam widząc chłopaka z Sophie, która już denerwowała się naszą kłótnią.

- Skarbie, mówiłem ci. Dzwonił menadżer, mamy nagrywać i wiesz jak wyszło.

- Mówiłeś, że zostaniesz ją do zakończenia moich zajęć! Oszalałeś?! Co ja mam teraz zrobić?!

Chłopak próbował uciszyć Soph, która rozpłakała się. Jej ojciec trzymał ją niezdarnie, a z jego ramienia zjeżdżała torba z rzeczami dziewczynki. Wzięłam od niego dziecko i przytuliłam, całując w główkę i prosząc o ciszę.

- Jesteś pojebany, Justin! - warknęłam. - Co ja mam z nią teraz zrobić?!

- Została ci godzina, sama mówiłaś, że jakaś dziewczyna przychodzi czasami z dzieckiem na wykłady czy coś. Poradzisz sobie, będę wieczorem.

Zdenerwowana patrzyłam jak Justin wsiada do swojego terenowego auta i odjeżdża z parkingu mojej uczelni. Odwróciłam się i zauważyłam osoby, które były świadkami całej sytuacji. Miałam jeszcze dziesięć minut przerwy więc zajęłam miejsce przy fontannie na dziedzińcu i spojrzałam na Sophie. Bałam się, że dziewczynka będzie płakać, a mi będzie wstyd i będę musiała przepraszać pozostałych uczniów.

- A to co za księżniczki? - usłyszałam nad sobą.

Spojrzałam w górę i zauważyłam Olivera.

- Aj weź - mruknęłam, a on zajął miejsce obok.

- Wszystko okey?

- Powiedzmy.

- Co się dzieje?

Streściłam mu sytuację, a on kazał mi się nie przejmować. Sophie oddała mu swój smoczek, a ja uśmiechnęłam się. W końcu zadzwonił dzwonek i oboje poszliśmy do szkoły.

- Widzimy się później, tak? - zapytał blondyn, by się upewnić.

- Musimy to przełożyć - ruchem głowy wskazałam dziecko.

- Nie, nie musimy. Widzimy się na parkingu, okey?

Pokiwałam głową z uśmiechem po czym poszłam do sali, by zająć swoje miejsce. Podczas sprawdzania obecności wykładowca zwrócił uwagę na dziewczynkę tulącą się do mnie. Zawstydzona wyjaśniłam, że nie miałam z kim jej zostawić i przeprosiłam za wszystko. Poczułam ukłucie, gdy ktoś inny zaśmiał się, że Juss ma już dość dziecka, ale nie odezwałam się. Odliczałam minuty i modliłam się żeby Soph była cicho. Wyszukałam na komórce Świnkę Peppę i pozwoliłam jej na oglądanie. W końcu dziewczynka zasnęła, a ja okryłam ją kocykiem. Wychodząc z sali posłałam uśmiech dziewczynie, która właśnie wychodziła z synkiem. Jej dziecko było słodkie i zawsze grzeczne, a ja musiałam modlić się, by Soph znowu nie wypaliła swojego głośnego "BAM!". Na parkingu już czekał Oliver, z którym poszłam do kawiarni. Włączyłam komputer, a on od razu zaczął w nim grzebać. Przyznałam, że mam go już kilka lat, ale ostatnio zaczął mulić.

- Musiałbym podłączyć go do mojego i przeskanować. Pojedziesz ze mną do mnie?

- Oh, ja...

- Justin na ciebie nie czeka - uśmiechnął się. - Oh, ja... ja nie chciałem, Audrey. Nie powinienem tak powiedzieć - zaczął z przerażeniem.

Roześmiałam się, przyznają mu rację. Wiedziałam, że Juss wróci późnym wieczorem więc zgodziłam się. Parkując przed odpowiednim wieżowcem podziwiałam okolicę. Wchodząc do mieszkania zachwycałam się wystrojem i zdjęciami na ścianie.

- To twoja mama? - zapytałam, widząc go z jakąś brunetką w koszulce organizacji charytatywnej.

- Tak.

- Jesteście całkiem podobni - stwierdziłam, a chłopak roześmiał się. - Powiedziałam coś nie tak?

- Moi rodzice nie są moimi biologicznym rodzicami. Adoptowali mnie, gdy byłem mały.

Poczułam jak moja twarz robi się czerwona. Od razu zaczęłam przepraszać spanikowana. Chłopak zapewnił, że nic się nie stało i to nie jest żadna tajemnica. Wolałam nic więcej nie mówić więc zajęłam kanapę w salonie i rozejrzałam się. Było mnóstwo książek i płyt, a ja czułam się jak w raju. Sophie od razu podeszła do afrykańskiej rzeźby i zaczęła ją podziwiać. Oliver podniósł ją i zaczął przytulać, pytając czy mu się podoba. Dziewczynka śmiała się, a jej dobry humor udzielił się i mi.

- Zamówię pizzę i zabiorę się za komputer. Albo wrzucę skanowanie i pójdziemy na obiad, co? Trochę to zajmie.

- Oh, ja nie chcę ci przeszkadzać. Myślałam, że szybko pójdzie.

- Nie przeszkadzasz. Nie mam planów na dziś.

Siedzieliśmy w restauracji i wypytywałam chłopaka o zdjęcia. Ten opowiadał mi o wszystkich podróżach i akcjach charytatywnych w Afryce. Byłam zafascynowana i nie spodziewałam się, że Oliver skrywa takie tajemnice. Miałam mnóstwo pytań, które zadawałam podczas posiłku, a później w jego mieszkaniu. Nim się zorientowałam minęła ósma, a Soph zaczęła usypiać, przytulona do Olivera. Dziękowałam chłopakowi za usunięcie złośliwych programów z komputera i za miły dzień. Mówił, że chętnie by to powtórzył, a ja obiecałam, że zrewanżuję się za wszystko.

Justin nawet nie pytał gdzie spędziłam resztę dnia, ale ucieszył się, gdy nas zobaczył. Leżąc w sypialni myślałam o blondynie z uczelni.

-----

Part 60, 205K wyświetleń i 1K komentarzyQ!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro