Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 54.


****J*U*S*T*I*N****


Stojąc przed odpowiednimi drzwiami czułem jak przyspiesza mi bicie serca. W głowie ciągle miałem słowa listu, w którym Caroline błagała o pomoc. Nie umiałem sobie wyobrazić siebie na jej miejscu. Ja poruszyłbym Niebo i Ziemię gdyby mojemu rodzeństwu coś miało się stać.

Z pokoju dobiegały ciche dźwięki pianina. Delikatnie zapukałem, a muzyka ucichła. Nacisnąłem klamkę znowu słysząc melodię. W pokoju panował bałagan. Na podłodze leżały butelki po wodzie, gitara, kartki. Okna zasłonięte były masywnymi zasłonami i nie przepuszczały światła słonecznego. Przy instrumencie siedziała nastoletnia dziewczyna, która przerażała chudością. Była cieniem człowieka w porównaniu do Audrey, z którą były prawie rówieśniczkami. Zdziwiła się widząc mnie.

- Cześć - szepnąłem, wymuszając uśmiech.

Nie wiedziała co powiedzieć, a w końcu wstała. Bez słowa przytuliłem ją, a ta wtuliła się jeszcze bardziej. Czułem napiętą atmosferę i nie miałem pomysłu jak się zachowywać. W końcu podprowadziłem ją do łóżka i usiadłem na miękkim materacu. Ta oderwała się ode mnie i próbowała opanować łzy.

- Jestem Justin - podałem jej rękę, a po kilku sekundach zrozumiałem jak głupio to zabrzmiało.

Blondynka uśmiechnęła się podając rękę i mówiąc:

- Amber.

Patrzyliśmy na siebie i jednocześnie uśmiechałem nieśmiało. Dziewczyna peszyła mnie co było dziwne, bo przecież to ja byłem jej idolem, a nie odwrotnie.

- Przepraszam za bałagan - powiedziała w końcu. - Ja... wiesz... Co ty tu robisz?

- Ktoś mi doniósł, że czasami słuchasz moich piosenek.

- Ktoś? Raczej nie wierzę w życie niczym w fanfiction, wybacz.

- Okej, twoja siostra.

- Zabiję.

- Martwi się.


****A*U*D*R*E*Y****


Siedząc w salonie zastanawiałam się jak poszło Justinowi z Amber. Martwiłam się o nich i miałam nadzieję, że wszystko będzie miało szczęśliwy koniec. Matka dziewczyn opowiadała o anoreksji, z której ich córka powoli zaczyna wychodzić i głębokiej depresji, przez którą Amber nie opuszcza domu od miesięcy. Współczułam jej, bo została z tym wszystkim sama, gdy mąż odszedł do innej kobiety. Nienawidziłam zdrad i najchętniej wykastrowałabym każdego faceta, który zrobił.

Czas dłużył się, a Justin ciągle siedział w pokoju Amber. Czułam zniecierpliwienie, bo myślałam, że będziemy tam tylko chwilę. Chwila przedłużyła się do godziny, a potem do dwóch. Wiedziałam, że powinnam wracać do Soph. W końcu przeprosiłam wszystkich i skierowałam się na górę. Zapukałam i weszłam do pokoju, w którym chłopak obejmował dziewczynę i wspólnie grali na pianinie. Poczułam ukłucie zazdrości, bo nie lubiłam, gdy Juss obejmował inne dziewczyny.

- Skarbie, wracam do Soph - powiedziałam, wymuszając uśmiech.

- Będę za jakiś czas.

Pożegnałam się z Amber, do której współczucie jakoś mi minęło. Wracając do domu wspominałam ich objęcie i czułam, że za to dość długo będziemy się kłócić. Opowiedziałam mamie o zaistniałej sytuacji, a ta kazała mi się nie przejmować. Przebrałam Sophie i zapięłam ją w wózku. Moja siostra za pół godziny miała skończyć lekcje, a ja chciałam zrobić jej niespodziankę swoją obecnością. Stojąc przed szkołą wspominałam jak sama tu chodziłam. Nienawidziłam tego miejsca i odliczałam dni do zakończenia edukacji. Dzwonek przywołał kolejne nieprzyjemne wspomnienia związane ze wczesnym wstawaniem, stresem przed egzaminami i zadaniami domowymi.

- Audi! - moja siostra prawie spadła ze schodów, zbiegając na dół. Rzuciła się na mnie, a ja przytuliłam ją. Po chwili wyjęła z wózka swoją siostrzenicę, a na jej miejsce wrzuciła torbę. - Bam, Soph.

- Bam! - powtórzyła dziewczynka, a ja uśmiechnęłam się.

- Mama?

- Bam!

- Tego jeszcze nie opanowała – wyjaśniłam.

- Mama, Soph. Ma-ma.

- Ma.

- Tak! Blisko! Mama!

Dziewczynka zdenerwowała się, a Mads przytuliła ją i pocałowała. Zabrałam moją siostrę na lody, bo niedługo miała trening. Stojąc przed szkołą akrobatyki i baletu obiecałam, że odbiorę ją później. Gdy ta przestąpiła próg, mój telefon jak na zawołanie dał o sobie znać. Cieszyłam się, widząc imię Alexa. Chłopak przywitał się i zapytał co u nas. Powiedziałam o całej sytuacji, a ten zaproponował duże lody i pogawędkę. Byłam wdzięczna, bo potrzebowałam męskiej rady. Siedząc w kawiarni piłam kawę i patrzyłam jak Alex bawi się Soph.

- Wujek tęsknił za jego księżniczką - powiedział odwracając ją w swoją stronę i stawiając na nóżkach. Dziewczynka uginała kolana jakby chciała podskoczyć, a pediatra mówił, że w ten sposób przygotowuje się do chodzenia. - Jestem już taką dużą dziewczynką.

- Bam!

- Powiedz 'wujek'. Nie? A Alex.

Roześmiałam się widząc jak chłopak próbuje nauczyć ją swego imienia. W końcu zapytał co nas tutaj sprowadza, a ja zaczęłam temat Amber. Opowiadałam, że chłopak często wytyka mi spotkania z Oliverem, a tutaj sam tuli blondynkę.

- Czuję się jak matka, Alex - jęknęłam. - Nie umiem wrócić do figury sprzed ciąży, jestem brzydka i ciągle zmęczona.

- Hej, Audi. Jesteś śliczna. Jesteś moją małą chudzinką i nie masz na co narzekać, tak?

- Ale ja czuję się jakbym miała trzydziestkę na karku i piątkę dzieci!

- To wyjdźcie gdzieś dzisiaj. Jeśli nie masz z kim zostawić Soph to podrzuć ją do mnie.

- Nie wiem, Alex. Justin ma mnie gdzieś. Myślałam, że mi się oświadczy, a on nawet o tym nie mówi.

- Ma ci powiedzieć "Hej, Audrey, planuję zaręczyny, cieszysz się?"? No błagam!

- Może masz rację.

- Na pewno mam.

Zmieniliśmy temat, a jakiś czas później zadzwonił Justin. Mówił, że już wracał i pytał czy jesteśmy w domu. Powiedziałam, że jestem w kawiarni z Alexem i zaraz wracam. Mieliśmy spotkać się w domu. Pożegnałam się z moim przyjacielem i podziękowałam za wszystko.

Wieczorem Justin zaczął temat naszej randki. Mówił, że dawno nigdzie nie byliśmy i ciągle siedzimy w domu. Miałam wrażenie, że Alex coś mu powiedział, bo chłopak sam zauważył, że 'zachowujemy się jakbyśmy mieli trzydziestkę na karku' co było moim tekstem wobec Alexa. Siedząc w restauracji napawaliśmy się sobą i okazywaliśmy sobie czułość. Chłopak ciągle całował mnie, przytulał i karmił. Wychodząc z lokalu usłyszałam:

- Jedziemy do hotelu, skarbie.

- Hotelu?

- Rozmawiałem z twoją mamą. Zajmie się Soph, a my mamy całą noc dla siebie.

Uśmiechnęłam się, całując go i wsiadając do taksówki.

-----

170K wyświetleń tuż tuż! Tak jak 13K gwiazdek! c:

No i mamy Amber, teraz akcja się zacznie! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro