Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 53.


Kilka dni później odebrałam telefon od Mads. Dziewczyna pytała co u nas i kiedy będzie mogła przyjechać. Ona najchętniej przeprowadziłaby się do nas na stałe. Mówiłam, że teraz mam dużo pracy do szkole, a ta zmieniła temat na list, który do mnie przyszedł. Poprosiłam o przeczytanie, ale nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku rozrywania papieru, co oznaczało, że moja siostra zna już treść. Jakaś obca dziewczyna opisywała swoją siostrę, która cierpi na depresję i od kilku miesięcy nie wychodzi z domu. Autorka przyznała, że ostatnio w jej rzeczach znalazła list, w którym jej starsza siostra żegna się ze wszystkimi i przeprasza za to co zrobiła. Podobno w pamiętniku opisywała samobójstwo, które zamierza popełnić w dniu swoich osiemnastych urodzin przed Bożym Narodzeniem. Dziewczyna pisała, że Amber jest wielką fanką Justina i prosi żebym coś zrobiła. Czułam jak coś ściska mnie w środku, bo nie wyobrażałam sobie żeby na przykład Madison mogła chcieć odejść.

- No i na dole jest adres, wiesz - dodała Mads. - Jesteś, Audi?

- Prześlij mi skan tego listu, okej? Pogadam z Justinem.

- Pozdrów go.

Rozłączyłam się i czekałam na wiadomość. Siedząc na kanapie nerwowo bawiłam się bransoletką i czekałam aż moja siostra zrobi to, o co ją poprosiłam.

- Wszystko okej? - zapytał Justin przychodząc z dworu z roześmianą Soph. Nie odwróciłam się, by na niego spojrzeć więc nie wiedziałam czy zarejestrował mój ruch głową na tak. - Audrey.

- Tak!

Podał mi dziecko, któremu zaczęłam zdejmować kurteczkę. Mój telefon zawibrował, a ja podskoczyłam przestraszona. Prędko otworzyłam wiadomość i pokazałam Justinowi. Poprosiłam żeby przeczytał, bo sama musiałam przewinąć Soph. Po chwili chłopak wszedł do pokoju dziecka pytając o co chodzi:

- Ktoś wrzucić taki list do skrzynki mojej babci.

- Kto?

- A skąd ja mogę wiedzieć?!

- Masz do niej jakiś numer?

- Do kogo?

- Do tej dziewczyny.

- Wiem tyle co ty, Juss.

Podczas posiłku rozmawialiśmy o dziewczynie od listu. Chłopak zastanawiał się co powinniśmy zrobić. Ze mnie emocje zaczęły schodzić i zastanawiałam się czy to nie jest jakaś wkrętka. Przecież tak wiele słyszy się o głupich żartach dotyczących samobójstw. Dzieciaki lubią żartować bez względu na konsekwencje.

- Może i masz rację, ale co jeśli to nie jest żart, a laska naprawdę zabije się za dwa tygodnie?

Spojrzałam w brązowe tęczówki bruneta, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu ten przyznał, że musi pogadać z menadżerem. Odszedł od stołu, a z salonu zaczął dobiegać jego głos. Tłumaczył mężczyźnie cały list, a ja nadal próbowałam wmusić w Sophie posiłek. W końcu poddałam się i czekałam aż wróci jej ojciec. Jemu o wiele lepiej szło karmienie córeczki, która już nie była małym, słodkim Aniołkiem.

- Lecę jutro do Nowego Jorku, lecicie też? - usłyszałam za sobą.

- Po co?

- Lecisz czy zostajesz?

- Lecę.

Po rozmowie poprosiłam, by nakarmił Sophie i pytałam o rozmowę z menadżerem. Ten opowiadał, że musi to sprawdzić, a ja wiedziałam, że już nie uda mi się go odwieść od tego pomysłu. Plus był jeden: spotkam się z rodziną i znajomymi.

Następnego dnia ze zdenerwowaniem czekaliśmy na zakończenie lotu. Wieczorem długo rozmawiałam z Justinem, który bał się o nieznajomą dziewczynę. jego humor mi się udzielił i sama czułam obowiązek pomocy. W końcu to do mnie zaadresowany był list i to mi dziewczyna zaufała.

- Pojedziemy do niej teraz?

- Najpierw podrzucimy Soph do mojej babci. Rozmawiałam z nią.

Moi dziadkowie ucieszyli się na nasz widok. Cała moja rodzina była już wtajemniczona w sytuację i wspierali nas, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Moja mama, która wzięła wolne specjalnie na nasz przyjazd, stwierdziła, że nie powinniśmy jechać tam tak wcześnie. Mijała jedenasta, a my postanowiliśmy odłożyć wizytę w czasie. Wypiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie, ale z braku cierpliwości pod odpowiednim adresem byliśmy tuż przed pierwszą.

- Jesteś pewien, że robimy dobrze? - zapytałam, patrząc na chłopaka. - Boję się, Justin.

- Ja też, Audrey, ale musimy to zrobić.

- Mam dziwne przeczucia.

- Będzie dobrze, tak? - pocałował mnie w czoło.

Wysiadł i otworzył przede mną drzwi. Dwóch ochroniarzy poszło z nami mimo jasnego zakazu Biebera. Wewnętrznie cieszyłam się, że są blisko nas. Przyzwyczaiłam się do poczucia bezpieczeństwa, które mi dawali. Wiedziałam, że zawsze nas obronią i nie pozwolą, by cokolwiek stało się mi, Justinowi czy - co najważniejsze - Sophie.

- Co ja mam powiedzieć? - zapytał brunet, gdy staliśmy na werandzie, a ten wahał się czy nacisnąć dzwonek.

- Jesteś Justin Bieber i nie wiesz co powiedzieć?

Uśmiechnął się, obejmując mnie i naciskając odpowiedni przycisk. Rozglądałam się po okolicy, czekając aż ktokolwiek otworzy. Ogród przysypany był śniegiem, który ostatnio spadł, a po ulicy co jakiś czas przejeżdżał samochód. Przypominało mi to trochę okolicę mojego domu rodzinnego, a na samą myśl wzdrygnęłam się. W końcu zamek w drzwiach poruszył się, a nas przywitała nastolatka mniej więcej w wieku mojej siostry. Od razu zasłoniła usta ręką po czym wybuchnęła płaczem i wtuliła się we mnie. Nie wiedziałam o co chodzi, ale objęłam ją.

- Tak bardzo dziękuję – szepnęła.

- Nie ma za co. To jemu powinnaś podziękować.

Spojrzała na Justina, a w tej samej chwili z domu wyszła matka dziewczyny. Przywitaliśmy się z czterdziestoletnią kobietą, której smutek w oczach zdradzał całą sytuację. Zaprosiła nas do środka i zapytała czy napijemy się czegoś. Siedząc w salonie opowiadała nam, że rzeczywiście jej córka od kilku tygodni nie wychodzi z pokoju, a od miesięcy nie opuszcza domu. Wybuchnęła płaczem, gdy Juss wspomniał, że nie może pozwolić na jej samobójstwo. Widocznie nie wiedziała o wpisie w pamiętniku, który znalazła Caroline.

- Mogę iść do niej? - zapytał Justin, wstając.

Kobieta podała drogę, a chłopak poprosił żebym została tutaj. Z jednej strony nie chciałam zostawiać go samego, ale z drugiej to właśnie on był idolem Amber.

----

Mamy 160K wyświetleń i ponad 12K gwiazdek! Yay! *dzikie tańce* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro