Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 4.

Liczyłam, że ktoś mnie zatrzyma, przeprosi, zapewni, że wszystko jest w porządku. Jednak tak się nie stało. Będąc za rogiem domu, oparłam się o drewniany płot i starałam uspokoić oddech i zatrzymać łzy, które rozmazywały mi makijaż. Jednak nie potrafiłam. Nie spodziewałam się aż takiej agresji ze strony mojego ojca. Myślałam, że skończy się na długotrwałym milczeniu, a tu taka niespodzianka.
Usiadłam na krawężniku i zastanawiałam się gdzie mogłabym pójść. Nie chciałam przyznawać się Lily czy Allison o tym jaką idiotką jestem. Pewnie miałyby powód do śmiechu twierdząc, że one mają więcej szczęścia. Nie dość, że ciągle rozmyślałam o facecie, którego nawet nie znałam to jeszcze będę mieć z nim dziecko. Świetnie.
Wstałam i otrzepałam spodnie. Chwyciłam torebkę i torbę podróżną po czym ruszyłam w stronę domu mojej babci. Wiedziałam, że ona mnie zrozumie. Byłam jej oczkiem w głowie.
Ludzie mijający mnie, patrzyli jak na idiotkę. Wiem jak wyglądałam, ale mało mnie to obchodziło. Nie umiałam zapanować nad swoim humorem, a łzy ciągle spływały mi po policzkach. Rozejrzałam się, by sprawdzić czy mogę przejść przez jezdnię. W tej samej chwili mój wzrok zatrzymał się na grupce nastolatków, których tak dobrze znałam. Wśród nich był Ethan ze swoją “muzą”. Byli roześmiani i wychodzili z galerii sztuki. Chłopak mógł tam spędzać całe dnie. Stojąc przed obrazem tracił poczucie czasu. Bałam centymetr po centymetrze i za każdym razem dostrzegał coś nowego w obrazie, który znał na pamięć. Czasami denerwował mnie, gdy mówił cały dzień o zajęciach albo o nowej wystawie. Teraz ma nową dziewczynę i to ją zanudza opowieściami o malarzach. A może ją to kręci? Może jest taka jak on?
Odechciało mi się łamać przepisy. Nie chciałam, by Ethan zobaczył mnie w takim stanie. Starałam się, by myślał, że moje życie jest kolorowe i radzę sobie bez niego. Ruszyłam przed siebie i wpadłam na kolejną grupkę. Mruknęłam ciche “przepraszam” i chciałam wyminąć ich.
- Audrey! - usłyszałam radosny krzyk mojego znajomego. Kiedyś nawet się przyjaźniliśmy, ale potem nasze drogi się rozeszły. - Wszystko w porządku?
- Jasne - uśmiechnęłam się patrząc na blondyna. Prędko otarłam łzy i udawałam, że wszystko jest okey.
- Co tam? Dawno się nie widzieliśmy!
- W sumie… wszystko po staremu.
- Dlaczego płaczesz? - objął mnie. - Chłopaki muszę spadać. Zgadamy się.
Jego kumple pożegnali się z nami, a Alex mnie przytulił. Czułam jak łzy znowu szukają ujścia. Próbowałam zachować twardość, ale na nic się to zdało. Chłopak pociągnął mnie w stronę swojego terenowego auta. Siedząc w środku poprosiłam go, by zawiózł mnie do babci.
- Najpierw powiedz mi co się stało. Przecież się przyjaźniliśmy.
Spojrzałam na niego i zastanawiałam się co zrobić. Blondyn nie nalegał i po chwili przekręcił kluczyk w stacyjce. Myślałam, że zawiezie mnie tam, gdzie prosiłam, ale tak się nie stało. Zaparkował przed kawiarnią, w której przesiadywaliśmy za czasów naszej przyjaźni. Mieli najlepsze ciasto czekoladowe.
- Wysiadamy - powiedział Alex otwierając drzwi po mojej stronie.
- Nie chcę. Zawieź mnie do babci, proszę.
- Wychodzisz, Audrey. Teraz.
Uległam mu i chwilę później piłam pomarańczowy sok siedząc na kanapie w samym końcu kawiarni. Tylko tutaj mogliśmy mieć trochę prywatności i mogliśmy pogadać.
- Opowiadaj - chłopak dodał mi otuchy posyłając swój uśmiech, ukazujący proste, śnieżno-białe zęby, które kiedyś ozdobione były aparatem ortodontycznym.
- Jestem w ciąży - szepnęłam.
- Naprawdę?! Boże, gratuluję! - przytulił mnie, a ja rozpłakałam się. - Ej, nie cieszysz się?
Pokręciłam głową i zaczęłam opowiadać wszystko. Pominęłam jedynie nazwisko Justina, bo nie chciałam, by wydało się kto jest ojcem mojego dziecka. Mówiłam o mojej pracy, o studiach, o usg, a także o awanturze ojca.
- Ej, nie możesz się smucić, mała - powiedział opierając się głową o moją głowę. - Będziesz mieć dziecko. Taką… drugą ciebie.
On zawsze umiał mnie rozśmieszyć. Był dla mnie jak starszy brat, którego zawsze chciałam mieć.
- Gdzie będziesz spać?
- Mówiłam ci żebyś zawiózł mnie do babci. Dzięki za ciasto i… za spotkanie. A tak w ogóle to co tu robisz?
- Skończyłem studia to trzeba wrócić na stare śmieci.
- I jak?
- Z wyróżnieniem! - powiedział dumnie.
Pogratulowałam mu i powiedziałam, że cieszę się. Zaczęliśmy rozmawiać o jego pracy. Twierdził, że ma zamiar starać na miejsce się terapeuty z upośledzonymi dziećmi. On zawsze był typem “Aniołka”, który każdemu pomagał. Zawsze pierwszy garnął się do różnego rodzaju wolontariatu i prac społecznych.
Posiedzieliśmy chwilę po czym Alex odwiózł mnie do babci. Stojąc przed jej domem, rozmawialiśmy.
- Nie smuć się, tak? Dasz radę, mała - przytulił mnie. - Może jakaś kawa jutro, co?
- Jutro zaczynam pracę.
- O to wpadnę coś zjeść.
Uśmiechnęłam się i pożegnałam z chłopakiem. Skierowałam się do drewnianego domu moich dziadków. Uwielbiałam spędzać tutaj dzieciństwo i z tym domem związane były najlepsze wspomnienia. Nacisnęłam dzwonek i słyszałam kroki mojej babci. Ucieszyła się widząc mnie, a ja rozpłakałam się. Kobieta przytuliła mnie nie rozumiejąc nic. Siedząc w kuchni opowiadałam jej o mojej sytuacji. Bluzgała słysząc jak zachowywał się mój ojciec. Nigdy za nim nie przepadała i jawnie mówiła, że ślub mojej mamy to był jeden wielki błąd. Za każdym razem, gdy moja rodzicielka żaliła się, jej mama mówiła o rozwodzie. Chyba byłaby szczęśliwa, gdyby moi rodzice rozeszli się.
- Mogę zostać? - zapytałam.
- Oczywiście! Co to za głupie pytania?! A jak się czujesz?
- Dobrze.
Byłam zmęczona więc chętnie kładłam się w pokoju, który kiedyś zajmowany był przez moją mamę, a potem przeze mnie, gdy nocowałam u dziadków. Było tu nawet kilka moich zabawek. Czyżby niedługo nadeszła moja kolej na kupowanie Barbie? A może będę kupować auta i piłki? Wspominając radość mojej babci i Alexa, sama zaczęłam cieszyć się na myśl o dziecku. Nie mogę się martwić. Mam oparcie i dam radę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro