26.
– Wiem, Poppy, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. – Cassandra jakby będąc zanurzona w wodzie usłyszała męski głos.
– Skąd w ogóle przyszedł ci do głowy taki pomysł? – syknęła pani Pomfrey. – Powinieneś był zabrać kogoś innego.
Mistrz eliksirów i szkolna pielęgniarka spojrzeli w stronę powoli odzyskującej przytomność Cassandry, która przesunęła swoją rękę, leżącą na pościeli.
– Nie ważne. Grunt, że nic poważnego się nie stało i szybko zareagowałeś – mruknęła po chwili Poppy. – Postaraj się zatrzymać ją jak najdłużej.
Młoda kobieta otworzyła ostrożnie oczy, słysząc już znacznie wyraźniej odgłos zamykanych drzwi. Po kilku sekundach, gdy jej wzrok przyzwyczaił się półmroku skrzydła szpitalnego, w którym niewątpliwie się znajdowała, spostrzegła sylwetkę wysokiego, odzianego w czerń mężczyzny.
– Długo spałam? – spytała, powoli podnosząc się na łokciach.
– Prawie cały dzień. Jest przed dwudziestą.
– O Salazarze – mruknęła, odkrywając kołdrę, by spojrzeć na swoją nogę.
Severus dostrzegł wyraz obawy malujący się na niej twarzy, po czym podjął:
– Rana była poważna, ale nie było żadnych komplikacji z wyleczeniem.
Cassandra z ciekawością oglądała nogę, nie dostrzegając najmniejszego śladu blizny. Usiadła, a następnie skierowała swoją dłoń na krawędź łóżka, podświadomie sygnalizując, że ma zamiar wyjść z łóżka. Severus położył jej rękę na ramieniu i docisnął do materaca, stając bliżej łóżka.
– Przecież już jest dobrze.
– Co nie zmienia faktu, że cię nie wypuszczę, dopóki mi nie odpowiesz na pytanie.
– Jakie? – zdziwiła się, patrząc w jego bezdenne oczy.
Snape zabrał swoją dłoń i wyprostował się, mierząc ją wzrokiem z góry.
– W trakcie ucieczki przed wilkołakiem, wyraźnie kierowałaś się w moją stronę. Widziałem twój przedostatni snop iskier i miałem idealne pole do rzucenia zaklęcia. Gdybyś nie skręciła, nie byłoby cię tutaj, bo bez szwanku powrócilibyśmy do zamku – zrobił pauzę, a kiedy przemówił ponownie jego głos był cichy i nieprzyjemny, zdradzając oznaki złości. – Dlaczego więc zdecydowałaś się biec w drugą stronę?
Cassandra wzruszyła ramionami i spojrzała w oczy mężczyzny.
– Nie wiem, panie profesorze. To był odruch.
Snape świdrował ją wzrokiem, nie odchodząc choćby na centymetr. Ślizgonka szybko zsunęła się z łóżka i stanęła na podłodze po drugiej stronie, poprawiając szpitalną piżamę, którą miała na sobie.
– To już mogę iść?
– Nie.
Młoda kobieta opuściła ręce z bezsilności i spojrzała z niedowierzaniem na nauczyciela.
– Panie profesorze, nic mi nie jest, a mam sporo pracy, którą chciałabym skończyć.
– Twoje dwie przyjaciółki i kilka innych osób już to zrobiły. Wszystkie posągi są na swoich miejscach, dodatkowo obdarzone przez Filiusa odpowiednimi zaklęciami.
Cassandra rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak natychmiast je zamknęła.
– Wyprzedzając nadchodzące pytanie. – Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. – Z ważeniem eliksirów poradzę sobie sam. Tę noc spędź tutaj.
Ślizgonka usiadła ponownie na łóżku i przykryła się kołdrą.
– Dobrze – mruknęła. – Zrobi pan coś dla mnie?
– Zastanowię się.
– Zawoła pan do mnie Anwey i Scarlett, proszę?
– Czekają za drzwiami – odparł, odwracając się na pięcie.
Kiedy złapał za klamkę, spojrzał na spoglądającą za nim Cassandrę i powiedział:
– Jonkins. Zazwyczaj tego nie robię, ale fakt, że zdobyłaś tak duże ilości składników... – Pokiwał głową z uznaniem.
– Nie ma za co – odpowiedziała, uśmiechając się szczerze.
Snape wyszedł, zostawiając za sobą otwarte drzwi, przez które z prędkością światła wpadły dwie dziewczyny.
– Salazarze, Cas! Jak się czujesz? – spytała Scarlett.
– Już lepiej, nawet nie ma śladu, patrzcie. – Odkryła jedną nogę, ukazując miejsce gdzie jeszcze kilka godzin temu znajdowała się okropna rana. – Najchętniej bym stąd wyszła, ale pani Pomfrey zalecała, by zostać i tak też mówił Snape.
– Taaaak, co nieco słyszałyśmy – przyznała Anwey. – Mamy dobre wieści.
– Dobre to nawet za mało powiedziane. – Zęby Scarlett błysnęły w mroku.
– Zamek jest odbudowany w całości – oznajmiła Anwey, także nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. – I rozmawiałyśmy też ze Scarlett na temat tego, czy będziemy chciały powtarzać ten rok nauki.
– I co postanowiłyście?
– Ja na pewno nie – odpowiedziała Scarlett. – Utrzymuję kontakt z Draconem i na razie wszystko między nami dobrze. Myślałam, że po wojnie nasz związek upadnie, ale jest wręcz odwrotnie, cały czas się umacnia.
– To bardzo dobrze, Scar. – Wyszczerzyła się Cassandra. – A ty, An?
– Myślę jeszcze nad tym, ale najprawdopodobniej zostanę w zamku. Jedno jest pewne, jutro z samego rana jedziemy pociągiem na King's Cross, podobnie jak reszta osób.
– Będzie mi was brakować.
– Zleci raz-dwa i znów się zobaczymy – mruknęła Anwey.
– Będziemy wysyłać ci listy, jak zawsze – rzekła pokrzepiająco Scarlett. – Nie chciałabyś czegoś zjeść?
– Drogie panie, o to się nie martwcie. – Cała trójka zwróciła głowę w stronę drzwi, przez które przechodziła właśnie pani Pomfrey. – Nie martwcie się, Cassandra nie umrze z głodu. – Uniosła lekko trzymaną w rękach tacę.
– Ooo, przyniosła pani te pieczone ziemniaki! – zawołała Scarlett. – Mówię ci, pyszne są.
– I warzywka. Aż sama bym znów zjadła – oznajmiła szczerze Anwey. – Smacznego Cas, my lecimy.
– O której jutro jedziecie?
– Tuż po śniadaniu – odparła przyjaciółka i machając leżącej na łóżku dziewczynie, wyszła.
– Trzymaj się, smacznego – powiedziała Scarlett i poszła w ślady Ślizgonki.
– Masz bardzo dobre przyjaciółki – mruknęła Poppy, podając tacę Cassandrze.
– Tak, wiem. Przyjaźń to prawdziwy skarb.
– Podobnie jak miłość. – Mrugnęła do niej znacząco. – A teraz zjedź i odpocznij, jutro już będziesz mogła wyjść.
– Dziękuję pani.
– Nie masz za co.
Cassandra zabrała się za jedzenie pysznej kolacji, co jakiś czas sięgając po kubek parującej herbaty. Przeżuwała, zastanawiając się nad sugestywnym spojrzeniem pielęgniarki, gdy wspomniała o miłości.
"O co im wszystkim chodzi?" – pomyślała, nabijając na widelec brokuła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro