Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

  Po zjedzeniu posiłku Cassandra natychmiast zabrała się do pracy. Ostrożnie i z dużą dokładnością odwzorowywała swoje szkice, starając się jak najrzadziej zerkać w stronę ukochanego. Czasem jednak ich spojrzenia napotykały się, przez co młoda kobieta czuła okropne ukłucie zawodu gdzieś w okolicach serca. W głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, że ich relacja nie jest do końca zdrowa – Severus zrobił jej psychiczną krzywdę, co zupełnie nie zmieniło stosunku Cassandry do jej nauczyciela. Młoda kobieta uważała, że sposób, w jaki Snape ją traktował wynika tylko i wyłącznie z tego, że on sam boi się ponownego odrzucenia, dlatego też skrywa swoje uczucia i nie okazuje nikomu żadnego większego zainteresowania. Dziewczyna była pewna, iż tak właśnie jest, a przynajmniej chciała w to wierzyć.

Po raz kolejny tego poranka spojrzała w stronę czarnowłosego, który ku jej zdziwieniu zaczął wpatrywać się w jeden z wielu regałów ze składnikami.

– Coś się stało, panie profesorze? – usłyszała swój własny głos, dziwiąc się nagłemu przypływowi odwagi.

– Nic, Jonkins. Nie wiem, czy znasz taką czynność, ale nazywa się myśleniem.

– Coś mi się obiło o uszy – odparła, odrzucając jawne zaproszenie do przepychanki słownej, czym zbiła go z tropu. – A nad czym pan tak rozmyśla, jeśli można zapytać?

Przeniósł na nią spojrzenie.

– Poppy potrzebuje kilkunastu różnych eliksirów, gdyż wojna znacznie uszczupliła jej zapasy, a zazwyczaj to właśnie ja je uzupełniałem, ale podobnie jest ze szpitalem Świętego Munga. Uzdrowiciele pracują na najwyższych obrotach, przez co większość aptek, a zwłaszcza moja ulubiona i sprawdzona z Ulicy Pokątnej, ma masę zamówień na niezbędne ingrediencje.

– Wnioskuję, że potrzebuje pan składników, a nie może ich zamówić?

Severus skinął głową ledwie zauważalnie, po czym ponownie wpatrzył się w regał ze składnikami, przekładając pomiędzy palcami swoją różdżkę. W pewnym momencie uśmiechnął się okropnie, a Cassandra już wiedziała, że wkroczyła na niebezpieczny grunt.

– Właśnie, Jonkins, brakuje mi składników. A ty, jako moja wielbicielka na pewno chętnie mi pomożesz je zdobyć.

– A niby co miałabym zrobić? Cieplarnie w głównej mierze zostały zniszczone i z roślin zostały jedynie resztki albo materiały na sadzonki.

Mistrz eliksirów nie przestał się uśmiechać.

– Chyba żart! – zawołała.

– Nie, Jonkins.

– Nie ma mowy, nie mamy już rannych w szpitalu, a uzupełnienie zapasów może poczekać do roku szkolnego, zada pan na lekcji uwarzenie kilku eliksirów i po sprawie.

– Zrobiłbym tak, jakby składniki były bliskie popsuciu, bo wiem, że i tak musiałbym dzieła uczniów wylewać.

Cassandra założyła ręce na brzuchu, nieco oburzona.

– Nie potrzeba mi wielu składników, ale są one bardzo ważne. Resztę mam, więc jedyne co musielibyśmy zdobyć to: korzeń tojadowy, kora z drzewa Wiggen, asfodelus, lawenda, kamień księżycowy. I wiesz co? Wszystkie te składniki możemy zdobyć w Zakazanym Lesie.

– Namawia mnie pan do złamania szkolnego regulaminu.

– Albo do odbycia należytej kary. – Uniósł brwi.

– To ja jestem najbardziej pokrzywdzoną osobą z naszej dwójki – powiedziała zszokowana.

– Zależy z jakiej strony to rozpatrywać. Nie musisz się użerać z jakiegoś powodu zadurzonym w tobie dzieckiem.

– Jeśli chodzi panu o wiek, to w moim przypadku, nieskromnie stwierdzę, że są to tylko liczby, a powodów mam mnóstwo.

– Na przykład?

– A czy to cokolwiek zmieni?

Severus wpatrywał się przez chwilę w Cassandrę, która z zawziętością powróciła do zdobienia dłutem hełmu rycerza. Doskonale widział ból w jej oczach i czuł się z tym potwornie, jednak obrał sobie cel, który zdecydował osiągnąć.

– Absolutnie nic.

– No właśnie – ucięła, czując gwałtowny ścisk w gardle.

"Bądź silna, błagam, nie płacz" – mówiła sama do siebie w myślach. "Zacznij sobie coś nucić albo pomyśl nad kolejnym projektem".

Jednak uczucia okazały się silniejsze. Ciepłe strumyczki łez wydostały się z brązowych oczu Cassandry i rozpoczęły swoją mozolną wędrówkę wzdłuż jej policzka, by następnie bezgłośnie oderwać się od powierzchni skóry, poszybować i zniknąć wewnątrz materiału ciemnej bluzy. Ślizgonka odwróciła głowę, jednak wiedziała, że musi wyjść, dlatego też nic nie mówiąc, ani nie patrząc w stronę Snape'a, opuściła salę. Swe kroki skierowała do swego ulubionego ogrodu, z rozłożystym krzewem czerwonej róży po środku. W tym samym czasie Severus stał oparty z pochyloną głową o swoje hebanowe biurko. Nie miał zamiaru iść za Cassandrą, a przynajmniej tę możliwość wykluczał jego plan.

Młoda kobieta zsunęła się na miękką, zieloną trawę, opierając swe plecy o kamienny murek. Wpatrzyła się w krzew róży i pozwoliła łzom płynąć.

– Cassandro? – usłyszała nad sobą znajomy głos, po czym szybko otarła łzy.

Stojąca za murkiem profesor McGonagall patrzyła na nią z troską, przewidując powód przykrego stanu jednej z jej ulubionych uczennic.

– Słucham, pani profesor? – spytała Ślizgonka, uprzednio odchrząkując.

– Co się stało? – Nauczycielka okrążyła przeszkodę i ukucnęła obok powolnie podnoszącej się dziewczyny, która natychmiast z powrotem usiadła.

– Nic, to taka chwila słabości – odparła, unikając kontaktu wzrokowego.

– Chodzi o Severusa, prawda? – zapytała po chwili, wpatrując się nieco smutnym wzrokiem w swoją podopieczną. – Proszę, Cassandro, bądź ze mną szczera.

– Tak – mruknęła, szybko mrugając oczami, by zahamować kolejny przypływ łez.

Minerwa przytuliła dziewczynę, doskonale wiedząc, że w takiej chwili potrzebuje wsparcia.

– Cassandro, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć, a co ciąży mi na sercu – powiedziała po chwili.

– Tak? – spytała uczennica, nie odrywając się od ramienia profesorki, która bardzo często zastępowała jej matkę.

– Zrozumiem, jeśli mi tego nie wybaczysz, ale, Cassandro... – Pokręciła głową. – Kot, którego spotkałaś był mną, jestem animagiem.

Ślizgonka poczuła się, jakby ktoś wepchnął ją pod wodę. Słyszała wszystko, co mówiła do niej profesor McGonagall, jednak było to takie odległe i nierealne, że nie do końca przyswoiła całą wiadomość.

– To znaczy, że – odezwała się po dłuższej chwili drżącym głosem.

– Cassandro, bardzo cię przepraszam, ale chciałam to zrobić dla twojego dobra.

– I co teraz? Będzie się pani starała wybić mi to z głowy, bo to nie wypada? – Spojrzała na nią, odsuwając się na kilkanaście centymetrów.

– Nic z tych rzeczy, ja cię chcę wspierać.

Cassandra otarła pozostałości po łzach i potrząsnęła głową, marszcząc się.

– Nic nie rozumiem. – Złapała się żałośnie za głowę. – Ten dzień jest tak samo beznadziejny, co poprzedni.

– Posłuchaj mnie. – Minerwa wstała, pociągając w górę Ślizgonkę. – Co powiedział ci Severus?

Młoda kobieta otrzepała spodnie, po czym spojrzała w oczy profesorce i odpowiedziała:

– Tak w skrócie, to że jestem zakochaną gówniarą, z którą musi się użerać. Nie użył słowa gówniara, ale generalnie... – Złapała gwałtownie oddech i otarła jedno oko. – Taki był przekaz.

– To doskonała oznaka. – Minerwa uśmiechnęła się pocieszająco.

– Pani profesor, ja naprawdę za tym wszystkim nie nadążam. Niby dlaczego to dobra oznaka?

– Gdybyś go nie obchodziła, to by cię ignorował, a on cię odtrąca.

– Aha i to niby lepiej? – spytała smutno.

– Wiem, jak to wygląda, ale Severus to skomplikowana osoba. Poza tym, ja patrzę na to z innej perspektywy. Chodź, porozmawiajmy po drodze. – Minerwa skinęła głową w kierunku wyjścia z Hogwartu.

Kobiety przez chwilę szły w ciszy; zarówno Cassandra jak i Minerwa czekały, aż emocje nieco opadną.

– Severus jest bardzo skomplikowany, a przynajmniej tak się może wydawać – mruknęła opiekunka Gryffindoru, gdy znalazły się w pobliżu wielkiego wejścia do zamku, przez które wyszły na dziedziniec. – Jednak możesz mi wierzyć, przez tyle lat zdążyłam poznać tę instrukcję, dlatego też mogę ci udzielić kilku rad, by uniknąć podobnych sytuacji. – Uśmiechnęła się w stronę Ślizgonki. – I nie są to kłamstwa w celu pocieszenia, a sama prawda. Severus działa mniej więcej tak, jeśli go coś nie interesuje, to to całkowicie olewa.

Cassandra podniosła głowę z zainteresowaniem. Ich kroki skierowały się w stronę jeziora, którego spokojną taflę zakłócił wielki kraken, mieszkający w głębinach.

– A jeśli coś mu naprawdę przeszkadza, wypowiada się o tym w sposób wyjątkowo złośliwy i sarkastyczny, jak to kiedyś potraktował Hermionę – mruknęła ponuro Minerwa. – A rzeczy, o których mówi zwyczajnie są dla niego wyjątkowe, tylko po prostu się do tego nie przyzna.

– Problem w tym, pani profesor, że ja nie rozpoznaje, kiedy profesor Snape żartuje, o ile w ogóle istnieje dla niego coś takiego, jak żart lub kiedy mówi nie-sarkastycznie.

– Podam ci przykład. Czy powiedział ci kiedykolwiek coś w stylu: "Myślę, o ile wiesz co to znaczy".

– Wielokrotnie, dzisiaj też to słyszałam.

Minerwa uśmiechnęła się, patrząc na jezioro, odbijające promienie porannego słońca.

– Co jeszcze mówił?

– Że dla niego zawsze będę dzieckiem i że rysuję jak dziecko. O i jeszcze: "mam dziecinne pragnienia"

– Co do rysowania – możesz to odebrać zdecydowanie, jako komplement, podobnie z twoją inteligencją. Do mnie też tak czasem mówi, żeby podtrzymywać tradycję wojny Węża z Lwem, ale zgadnij do kogo przychodzi, jeśli potrzebuje rady.

Cassandra uśmiechnęła się w stronę nauczycielki.

– A co znaczy reszta?

– Czy sama się nie zaczynasz domyślać? – spytała Minerwa, patrząc znacząco na Cassandrę.

– Mam teorię, ale nie ukrywam, trochę się jej wstydzę. Chyba jest za bardzo... naciągana.

– Powiedz mi. Bądź ze mną szczera.

– Więc wydaję mi się, że profesor Snape tworzy jakiegoś rodzaju pancerz przed wszelkimi uczuciami i dlatego jego zachowanie...

– Nie musisz mówić już nic więcej, bo widzę, że to rozgryzłaś – ucieszyła się Minerwa, a w jej oczach zatańczyły iskierki radości. – Severus bardzo cię ceni, tylko nie potrafi i co najważniejsze nie chce tego pokazać wprost. Jesteś jedną z niewielu uczniów, których szczerze podziwia.

– Podziwia? Pani profesor, to chyba zbyt mocne słowo – odparła Cassandra, czując pieczenie na policzkach.

– Zbyt mocne? Jest w zupełności odpowiednie, biorąc pod uwagę fakt, jak wychwala twoje osiągnięcia w eliksirach.

– Na pewno mówimy o tym samym człowieku? – spytała Ślizgonka, nie dowierzając. – Zawsze miałam problem, by dostać u profesora Snape'a wybitny, mimo że moim zdaniem na niego zasługuję.

– Nie chce ci postawić, bo stale podnosi ci poprzeczkę.

– Ale taka strategia na dłuższą metę nie działa. Poprzeczkę trzeba podnosić, ale chęć polepszania swoich umiejętności także, a moje chęci zgasną, jeśli nie usłyszę choć jednego słowa uznania. – Skręciły w stronę zamku.

– To jest jedna z wielu rzeczy, które od lat próbuję bez skutku zmienić w Severusie. Ale i tak jesteś na wygranej pozycji, masz tajną broń, której ci nikt nie odbierze – wiedzę.

Minerwa mrugnęła porozumiewawczo do swojej uczennicy, a kiedy tylko dotarły do głównego korytarza, rozstały się, każda w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro