Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

   – Panie profesorze, pójdę po coś bardzo ważnego – oznajmiła, kierując się w stronę wyjścia z chłodnej sali eliksirów.

– Po co? – spytał, odwróciwszy się w jej stronę.

– Uświadomiłam sobie, że cały ten proces, pomimo szerokiej gamy pańskich narzędzi będzie dość skomplikowany, dlatego też nie mogę pozwolić sobie na niedociągnięcia. Potrzebna mi jest wizja, projekt i dokładne zarysowanie tego, co chce osiągnąć, a to znaczy, że po prostu idę po swój szkicownik.

Severus skinął głową, a Cassandra opuściła klasę od eliksirów, udając się wprost do pokoju wspólnego.

– Hej, Cass! – Poczuła pacnięcie na swoim ramieniu. – Jak tam?

– Dobrze, zdobyłam narzędzia i materiał, teraz muszę tylko zaprojektować te posągi, no i je urzeźbić, co nie będzie łatwe.

– Dasz radę – odparła Anwey. – Wierzę w ciebie.

– Och, teraz na pewno dam radę – rzekła Cassandra, śmiejąc się.

– Widziałaś może kota?

– Kota? Jakiego?

– Takiego burego już trochę starszego. Ma prawie cały czarny ogon. Ostatnio się kręcił niedaleko ogrodu, chyba nawet chciał wejść do lochów, ale później już go nie było.

– Nie widziałam – odparła smutno Cassandra.

Dziewczyny weszły do pokoju wspólnego, skąd kilka minut wróciły, niosąc dwa różne przedmioty: miotłę oraz szkicownik. Przy drzwiach pożegnały się z uśmiechem, który pozostawił po sobie opowiedziany przez Anwey żart.

– Jestem, panie profesorze – powiedziała Ślizgonka, wchodząc do środka.

Przeczesała wzrokiem klasę, jednak nie zauważyła w środku nikogo. Stała chwilę w przejściu, zastanawiając się, czy aby na pewno może przebywać w klasie podczas nieobecności opiekuna, jednak nie dane jej było się namyśleć, gdyż poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Natychmiast podskoczyła wystraszona i odwróciła się gwałtownie, napotykając złośliwie wykrzywioną twarz Severusa Snape'a.

– Mało na zawał nie padłam – mruknęła, nadal czując szybkie bicie serca.

– Szkoda – odparł, lekko wpychając ją do środka klasy.

Cassandra posłała mu nieco pretensjonalne spojrzenie, jednak to tylko spotęgowało jego złośliwy uśmieszek mieszający się z wyrazem satysfakcji.

– Panno Jonkins?

– Tak?

– Potrzebuje małej pomocy.

– Zamieniam się w słuch.

Severus zaczerpnął powietrza, lecz zamilknął, zmarszczywszy brwi. Cassandra spojrzała z ciekawością na wysokiego mężczyznę, który dopiero co prosił ją o przysługę.

– Nieistotne – mruknął po chwili, podchodząc do jednej z półek ze składnikami, skąd zabrał kilka słojów.

– A może jednak? To będzie dla mnie sama przyjemność. – Uśmiechnęła się do jego pleców.

– Jonkins, ja wiem, że wiele rzeczy związanych ze mną to dla ciebie przyjemność. – Zmierzył ją sugestywnym wzrokiem.

– Nie da się ukryć – powiedziała cichutko pod nosem, odwróciła się od ukochanego, jednocześnie głupkowato się uśmiechając.

Snape popatrzył z zadowoleniem na jej lekko zaróżowione policzki, po czym przywołał niewerbalnym zaklęciem czarną gumkę do włosów, którą spiął włosy i zabrał się do przygotowania eliksiru leczniczego. Ślizgonka usiadła na naprzeciw stojącego nauczyciela, otworzyła szkicownik i zaczęła delikatnie kreślić różne figury, by następnie przekształcić je w nieco bardziej dokładny szkic. Po paru chwilach oceniła krytycznie swoje dzieło, po czym wprowadziła kilka poprawek, głównie polegających na błędach w anatomii czy proporcji.

Tymczasem klasę zaczął wypełniać szczypiący w gardło obłok, pochodzący z eliksiru. Severus zakrył usta i nos ciemnozieloną chustą, dzięki czemu nie odczuwał tego tak bardzo, jak Cassandra. Młoda kobieta w pewnym momencie, zupełnie tracąc poczucie czasu, nie potrafiła się skupić na czymkolwiek innym; myślała jedynie o narastającym pragnieniu. Mistrz eliksirów doskonale zdając sobie sprawę ze stanu, w jakim znajdowała się jego uczennica, zakrył kociołek pokrywką, zmniejszył nieco ogień pod naczyniem i podszedł do swojego biurka. Cassandra odruchowo przeniosła wzrok na mężczyznę, odprowadzając go wzrokiem.

Nagle złapała się krawędzi ławki, mając wrażenie, jakby traciła grunt pod nogami.

– Salazarze! – powiedziała ze strachem. – Dlaczego pan wcześniej nie zakrył tego kociołka?

– Napijesz się i przejdzie – odparł spokojnie Snape.

– Ale cze... – zaczęła, ale urwała, widząc, jak nauczyciel stawia dwie filiżanki na biurku.

Ruchem dłoni wskazał jej krzesło naprzeciw. Kobieta nie potrzebowała ponownego zaproszenia, pomimo słabnących nóg, podeszła do biurka i przy nim usiadła. Jednak iście ślizgońska podejrzliwość nie zezwoliła jej na wzięcie filiżanki herbaty i natychmiastowe jej skosztowanie. Coś w jej wnętrzu, jakaś ukryta, acz czuwająca intuicja, podpowiadała, że to nie jest tak proste jak może się wydawać.

– Od kiedy zaprasza mnie pan na herbatę? – spytała, wpatrując się w parujący napój.

– Czy to ważne, panno Jonkins?

– Piekielnie – odparła, mrużąc podejrzliwie oczy.

– Pij, bo zaraz wyleję i tyle z tego będzie.

Spojrzała na Severusa, z którego jak zwykle nie potrafiła niczego wyczytać, a następnie wzruszyła ramionami, posądzając się w myślach o paranoje, i wzięła filiżankę do ręki. Skuszona nęcącym zapachem herbaty zanurzyła swe wargi w napoju, który wypiła niemal za jednym razem.

– Ech, Jonkins – mruknął Severus, kręcąc głową na boki.

Cassandra poczuła ciarki na plecach, a jej serce zaczęło szybciej bić.

– To twoje zaufanie do ludzi. – Pokazał jej małą fiolkę z ciemnozielonego szkła, którą natychmiast poznała.

Jak we śnie podniosła się z krzesła i odwróciła w stronę drzwi, których zamek chwilę później wydał bardzo charakterystyczny dźwięk.

– Siadaj – warknął Severus. – Wyjdziesz dopiero gdy ci to umożliwię.

– Czemu pan to zrobił? – spytała drżącym głosem.

– Czemu? Mam kilka pytań.

Ślizgonka była świadoma swoich słów i czynów, jednak odczuwała pewną barierę, która uniemożliwiała długie zwlekanie z odpowiedzią. Nie była to szczególnie silna przeszkoda, co oznaczało, że mistrz eliksirów nie potraktował dziewczyny zwyczajną dawką, jaką stosuje się wobec kryminalistów.

– Jonkins, Jonkins – mruknął Snape, rozwiązując swoje włosy, które przeczesał kilkoma ruchami dłoni. – Dlaczego mnie ocaliłaś? Nikt inny by tego nie zrobił.

– Od zawsze w głębi duszy wiedziałam, że nie jest pan po stronie Voldemorta.

Severus syknął cicho na dźwięk imienia Czarnego Pana, jednak nie zwrócił jej uwagi.

– Co do mnie czujesz? – zapytał po chwili z dziwnym uczuciem, przepełniającym jego wnętrze.

Cassandra zacisnęła zęby, walcząc z działaniem eliksiru, jednak bardzo szybko przegrała:

– Ja... Bardzo pana kocham – odparła, zaciskając z rozpaczy powieki. Nie tak wyobrażała sobie tę chwilę.

Severus prychnął.

– Miłość. Nie macie pojęcia, czym jest miłość – rzekł i wstał, a następnie, przekładając swoją różdżkę pomiędzy palcami, powolnym krokiem okrążył biurko. – Nawet mugole udowodnili, że prawdziwa miłość może zaistnieć dopiero po dwóch latach, a wiesz czemu?

– Bo mniej więcej wtedy przestają być wydzielane hormony, jak podczas zakochania i nasza miłość przechodzi próbę.

– Czyli wiesz. – Spojrzał na nią, stając obok fotela.

Cassandra podniosła głowę, chcąc spojrzeć w oczy nauczycielowi.

– A jak długo to trwa? – zapytał, nie spuszczając z niej wzroku.

– Kilka lat.

– Mówię o samej miłości, nie o jakimś zainteresowaniu – odparł, powracając na swoje miejsce.

– Kilka lat – powtórzyła. – Około trzech.

– Jasne. Mogłaś sobie dodać – powiedział bardziej do siebie.

– Przecież jestem pod wpływem veritaserum – stwierdziła zupełnie szczerze.

– Dlaczego? Skąd to uczucie? – zapytał wreszcie, nie mogąc uwierzyć temu, co słyszy.

– Wolę starszych, cenię inteligencję oraz bardzo zależy mi na podobnych zainteresowaniach. I kocham czarne włosy i ciemne oczy – odpowiedziała, zupełnie zrezygnowana. Już nawet nie walczyła, nie miała po co.

– Jak się teraz czujesz? – spytał, zaskakując ją.

– Wykorzystana – rzekła, patrząc mu głęboko w oczy. Severus poczuł lekkie ukłucie winy.

– Masz nauczkę. Nie powinnaś bratać się ze śmierciożercą.

– Nie jest pan śmierciożercą – odparła z przekonaniem w głosie.

– Nie? A myślisz, że do tego... – Podwinął rękaw, ukazując blady już Mroczny Znak – ... ktokolwiek mnie zmuszał?

– Każdy popełnia błędy w swoim życiu, a to jest jeden z nich.

– Dołączyłem do Czarnego Pana, bo miałem dość swojego życia. Od zawsze byłem ofiarą, ale stałem się łowcą, a wszyscy wreszcie czuli respekt i strach. Mordowałem, Jonkins. Zabijałem z zimną krwią, a ty próbujesz mi wmówić, że to nie był mój świadomy wybór? – spytał, z każdym słowem zbliżając się do niej niczym wielki kocur. Kiedy skończył, opierał się o podłokietniki jej fotela.

– Nie próbuje panu wmówić, ja to po prostu wiem – odparła, odważnie wpatrując mu się prosto w oczy.

– A to, że właśnie potraktowałem młodą kobietę, swoją uczennicę veritaserum, jak to usprawiedliwisz?

– I tak bym to niepotrzebnie odwlekała, nie miałabym tyle odwagi na wyznanie, a tak to już pan o wszystkim wie, bez mojego wysiłku.

– Jesteś naiwna. Naiwna i głupia. Świat nie jest biało-czarny, Jonkins. Nie dzieli się na dobrych i złych. Każdy "biały" ma na swoim koncie coś, o czym wolałby zapomnieć.


Złap mnie na innych platformach:
https://www.tiktok.com/@callmeclaudii
https://www.youtube.com/c/callmeclaudii

https://www.twitch.tv/callmeclaudii

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro