Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

Cassandra udała się do pokoju wspólnego, gdzie zastała Scarlett i Anwey. Wykorzystując fakt, że siedziały odwrócone do niej tyłem, zakradła się z zamiarem wystraszenia przyjaciółek, jednak jej plany pokrzyżowała Anwey.

– Ach, ty! – mruknęła Cassandra, podchodząc i siadając pomiędzy nimi na kanapie. – Zawsze musisz usłyszeć.

– Ciesz się, że różdżki nie miałam w ręku – odparła Ślizgonka, uśmiechając się.

– Co czytacie? – spytała, patrząc na rozłożoną na stoliku gazetę.

– Najnowszy artykuł Proroka, streścić ci? – spytała Scarlett.

– Poproszę.

– Ministrem jest znowu Kingsley i... – Rozpromieniła się.

– Ocho, teraz uwaga – mruknęła Anwey, a Scarlett pchnęła ją przyjacielsko w ramię, śmiejąc się.

– Śmierciożercy – zaczęła jasnowłosa dziewczyna – a w zasadzie siedmiu śmierciożerców już jest po procesie Wizengamotu, zostali skazani i przebywają już w więzieniu.

– Akurat to jest beznadziejne – wtrąciła Anwey. – Takich to powinni od razu skazywać na karę śmierci i po problemie. Nie ma problemu z ich utrzymaniem, ani nic.

– Niby tak, ale akurat Azkaban nie jest przyjemnym miejscem, więc wyobraź sobie spędzanie tam dożywocia – odparła Cassandra. – Poza tym może niektórzy się jakoś zrehabilitują...

– I właśnie! – zawołała Scarlett. – Skoro jesteśmy przy rehabilitacji, to okazało się, że Dracon nie był śmierciożercą. Nawet jego matka nie była! Był zamieszany w to wszystko tylko dlatego, że Voldemort chciał się zemścić za niepowodzenie misji, którą powierzył Malfoyowi.

– Lucjuszowi? – spytała Cassandra.

– Tak.

– To wiele wyjaśnia.

– Rozumiesz, co to znaczy? – Wyszczerzyła się. – Draco nie jest niczemu winny – powiedziała i wtuliła się do Cassandry.

– Teoretycznie – rzekła po chwili Anwey – ale w praktyce też miał fioła na punkcie czystości krwi i bądźmy szczerzy, był bardzo niemiły dla wielu osób.

– Nie dla mnie – mruknęła zadowolona Scarlett.

Cassandra zaśmiała się.

– Racja. Najważniejsze, że wszystko się jakoś układa. A co z Lucjuszem?

– Nie jest dokładnie napisane. Może nie miał jeszcze rozprawy? – spytała Scarlett, nachylając się nad gazetą.

Dziewczyny siedziały w ciszy, przerywanej przez trzaskanie płonącego drewna w kominku. Nagle Cassandra ziewnęła, a jej dwie przyjaciółki poszły za nią w ślady.

– Nie wiem, jak wy, ale ja idę się myć i spać – oznajmiła i wstała z kanapy.

– My już byłyśmy – poinformowała Anwey, więc po prostu przechodzimy do punktu drugiego dzisiejszej wycieczki.

– Faktycznie! – zawołała Ślizgonka. – Dlaczego nie zauważyłam, że masz wilgotne włosy?

Scarlett i Anwey spojrzały na siebie, potem na Cassandrę.

– ZA-KO-CHA-NA! – krzyknęły ze śmiechem, mając wyjątkowo głupawe miny.

– Spadajcie – mruknęła uśmiechnięta Cassandra i wyszła z pokoju wspólnego, odprowadzona chichotem zadowolonych z siebie przyjaciółek.

Naprzemiennie ciepły i chłodny prysznic pobudził młodą kobietę, która zaraz po jego zakończeniu stanęła przed wielkim lustrem, wytarła się ręcznikiem i założyła komplet czystej czarnej bielizny, a następnie szczelnie owinęła się szlafrokiem tego samego koloru. Podeszła do sterty swoich ubrań, z których wyciągnęła bluzę, by wyjąć z niej różdżkę. Chwilę grzebała po kieszeniach to spodni, to bluzy, po czym zorientowała się, że jej różdżka została w prywatnych kwaterach Snape'a.

– Cholera – mruknęła, przygryzła wargę, myśląc gorączkowo, po czym rozczesała swoje włosy i wyszła z łazienki.

"Jeśli mnie ktoś zobaczy, jak do niego tak wchodzę, to wiadomo co można sobie pomyśleć" – rozważała w myślach. "Mogłabym zawinąć włosy w ręcznik, ale w lochach nie ma bata, nie wyschną mi, więc obudzę się z bólem gardła, czego chcę uniknąć. Mogłabym pójść do dormitorium, ubrać się i potem znów wyjść, by iść do Severusa, następnie wrócić oraz ponownie się przebrać, tym razem w pidżamę, ale czy to ma sens? Jak zobaczę łóżko, to pewnie się na nie rzucę i zasnę".

Nim się obejrzała, już schodziła do dolnej partii zamku, znajdując się w pobliżu gabinetu mistrza eliksirów. Rozejrzała się i niepewnie zapukała do drzwi.

– Wejść – usłyszała.

– Panie profesorze, wiem, że to bardzo źle wygląda, nie powinnam przychodzić w taki sposób do pana, ale jest problem.

Severus zmierzył ją wzrokiem, a ona poczuła ciepło wzrastające w jej wnętrzu.

– Jaki, panno Jonkins? – zniżył głos do pomruku i oparł się o ścianę.

– Zostawiłam u pana różdżkę, a mam mokre włosy, bo wracam z łazienki... No i tak... – Wykonała bliżej nieokreślony ruch dłonią, starając się unikać dziwnego wzroku nauczyciela.

– Została chyba u pana w sypialni – mruknęła, zerkając na niego ukradkiem.

– Możesz odebrać ją jutro, a ja użyję zaklęcia – zaproponował.

– Ale pewniej bym się czuła ze swoją własną, proszę pana.

Severus pociągnął za pochodnię i zaczął schodzić po schodach. Cassandra podążyła za nim.

– Zaczynam podejrzewać, panno Jonkins, że przychodzi pani w innym celu – powiedział sugestywnym tonem, przez co kobieta prawie się potknęła na schodach.

– Nic z tych rzeczy, panie profesorze – zapewniła. – Jeszcze raz przepraszam za najście.

Mężczyzna stanął przy wejściu i ponownie oparł się o ścianę, śledząc swoją uczennicę. Dziewczyna weszła do sypialni, rozejrzała się i po chwili z niej wyszła, mając wyraźnie zawiedzioną minę.

– Nie ma.

– Owszem – mruknął Snape, podchodząc do Cassandry.

Wyjął jej różdżkę zza swojej pazuchy i uniósł ją na wysokość głowy dziewczyny.

– Dlaczego mi pan nie powiedział? Zmarnowałam energię na schodzenie po schodach – powiedziała, wpatrując się w swoją własność.

– Masło maślane.

– Panno Jonkins, doskonale rozumiem jak bardzo chce pani odzyskać różdżkę, ale z racji tego, że została w moich komnatach, to oddam ją na swoich warunkach.

Cassandra poczuła, jak bicie jej serca przyspiesza.

"Opanuj się" pomyślała. "To tylko twoja głupia wyobraźnia".

Ślizgonka spojrzała Severusowi w oczy, w których dostrzegła jakiś błysk. Mężczyzna doskonale wiedział, jak odebrała jego wypowiedź, co napawało go olbrzymią satysfakcją. Cassandra poczuła się bardzo zakłopotana i spuściła lekko głowę. Mistrz eliksirów odszedł na parę kroków i usiadł wygodnie na kanapie, lekko rozkładając nogi, cały czas mierząc ją wzrokiem, który powodował, że miała ochotę pokonać odległość między nimi i wpić się w jego usta. Ślizgonka zerknęła na niego, a nauczyciel oparł swój policzek o dłoń i przejechał małym palcem po dolnej wardze. Dziewczyna zaczerwieniła się i wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, świadczący o zawstydzeniu, z którym nie potrafi sobie poradzić.

Snape parsknął i podniósł się.

– Oj, Jonkins, głupia jesteś – mruknął, stanąwszy obok niej.

Nadal patrzył na nią z błyskiem w oku, którego jednak nie widziała, ponieważ spuściła głowę.

– Niech mnie pan nie zawstydza – powiedziała cicho.

– To panuj nad sobą – odparł, uśmiechając się drwiąco.

– Czasem nie potrafię.

– Czasem? – spytał, wyraźnie sugerując, że nie jest to prawdą.

Jakby na potwierdzenie swoich przypuszczeń, musnął kciukiem jej podbródek, przez co przymknęła z lubością powieki.

– Wyczaruj dla mnie patronusa – szepnął, zbliżając się do jej ucha, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wprowadził ją w taki stan, w którym zdołałaby zrobić dla niego wszystko.

Expecto patronum – rzekła, a chwilę po tym pomieszczenie wypełnił jasnoniebieski blask.

Z końca różdżki wyleciał obłok, natychmiast formujący się w łanię, która kilkukrotnie obiegła pomieszczenie. Snape szarpnął za swoją różdżkę, a po chwili do pierwszej łani dołączyła druga. Severus podszedł do swojego patronusa i pieszczotliwie pogładził go po łebku, czując silną energię bijącą od zaklęcia. Mężczyzna podszedł do Cassandry, a obie łanie zniknęły.

– Jonkins – zaczął, patrząc jej z powagą w oczy – zapraszam cię jutro wieczorem do mojego gabinetu. Musimy o czymś pomówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro