Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Liam's POV

- Będziesz żył. - Stwierdził lekarz z uśmiechem i wyszedł z domu.

- Co tu się stało? - Spytał manager.

- Powiedzmy, że taki jeden myślał, że jesteśmy razem. - Powiedziałem patrząc na dziewczynę. Miałem pełno wymówek, ale tylko ta była wystarczająco sensowna, żeby Paul w nią uwierzył.

- Do zobaczenia jutro. - Powiedział zrezygnowany brunet.

- Dzięki, cześć.

- Jak się czujesz? - Spytała zmartwiona Piper.

- Gwiazdki nie latają wokół głowy, więc jest dobrze.

- Przepraszam. To nie miało tak się skończyć, przyszłam tu tylko po torbę z ciuchami.

- Mówiłem ci już, że to nie twoja wina. Chodź tu. - Powiedziałem i pociągnąłem dziewczynę za rękę tak, że usiadła na moich kolanach. - Czuję się dobrze, nie martw się. To ja cię powinienem przeprosić. Gdybym nie zostawił cię samej ta cała sytuacja nie miałaby miejsca. Nie darowałbym sobie gdyby coś ci się stało. - Spuściłem głowę, ale dziewczyna szybko ją podniosła swoimi małymi rączkami.

- Jeśli kogokolwiek to jest wina, to napewno nie twoja.

Olivia's POV

Przez całe dwa dni leżałam w łóżku i umierałam z nudów. W czwartek czułam się znacznie lepiej i nie wytrzymałabym ani minuty dłużej leżąc i oglądając filmy. Rano wstałam, zjadłam śniadanie i oznajmiłam bratu, że idę na spacer po molo. Morze tego dnia było piękniejsze niż kiedykolwiek. Ja też wydawałam się być zupełnie inną osobą. Podziwiałam widoki i potrafiłam dostrzec  w nich prawdziwe piękno. Wszystko stawało się dla mnie czymś niezwykłym. Nie przeszkadzało mi to, że było zimno, wręcz przeciwnie. Założyłam kaptur na głowę, a wiatr owiewał moje policzki. Nos zrobił się różowy, a ja szłam przed siebie jakbym wcale nie odczuwała chłodu na mojej twarzy. Otoczenie sprawiało, że w głowie uzbierało mi się pełno myśli. Zostałam z nimi sama, co mi odpowiadało. Chciałam zatrzymać czas, aby ta chwila trwała wieczność i iść wzdłuż molo w nieskończoność. Oczywiście nie mogłam, gdyż pomost się skończył. Stanęłam przy barierce i patrzyłam jak fale się załamują, gdy podbiegł do mnie mały Labrador. Wyglądał zupełnie jak...

- Pączek? Skąd ty się tu wziąłeś? - Uklęknęłam przy szczeniaku.

- Jego właściciel zabrał go na daleki spacer. - Uśmiechnęłam się słysząc głos Zayna, a ten podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie. - Tęskniłaś?

- Przecież wiesz, że strasznie mi ciebie brakowało. - Chłopak złożył namiętny pocałunek na moich ustach i oddalił się na tyle, by mógł mi spojrzeć w oczy. - Ale co ty tu właściwie robisz?

- Miałaś na myśli co my tu robimy. - Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie, jednak po chwili usłyszałam znajomy głos.

- Chyba nie myślałaś, że przegapilibyśmy taką okazję. - Liam trzymał Piper za rękę, co wywołało jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.

- Paul wkręcił nas do filmu i mamy go nakręcić tutaj. Dziś wieczorem mamy spotkanie z producentem i jeśli wszystko się uda to od jutra zaczynamy. - Powiedział Harry z uśmiechem na twarzy. Podeszłam do przyjaciół i przytuliłam każdego z osobna.

- Tak się cieszę, że was widzę.

Poszliśmy na dobrą gorącą czekoladę, a następnie udaliśmy się do domu. Siedziałam z Piper pod kocem i rozmawiałyśmy o jej relacjach z Liamem, kiedy chłopcy pojechali na spotkanie, na które umówił ich Paul. Logan dosiadł się do nas i zaczęliśmy z nudów grać w karty. Kocham ten domek, przywołuje wiele wspomnień, ale jeśli spędza się w nim tyle czasu, zdąży się znudzić.

- Paul? - Zdziwiłam się, gdy na ekranie mojego telefonu wyświetlił się numer managera chłopaków. Nie ufałam temu facetowi, z reguły jego czyny nie zapowiadały niczego dobrego.

- Chłopcy mieli wypadek. Nie jest najlepiej. Przyjedziesz?

- Który szpital?

Z oczami przepełnionymi łzami wsiadłam do samochodu razem z Piper, a po chwili mój brat ruszył w stronę szpitala, w którym znajdowali się nasi znajomi. Gdy dojechaliśmy na miejsce Logan z moją przyjaciółką próbowali znaleść miejsce parkingowe, a ja wybiegłam z samochodu i wpadłam do szpitala. Szybkim krokiem podeszłam do rejestracji . Kobieta udzieliła mi informacji, gdzie mogę znaleść chłopców. Wchodząc po schodach, nic nie widziałam. Moje oczy wypełnione były łzami, które nie wiedziały, co ze sobą zrobić. Weszłam na piętro, a kawałek dalej, plecami do mnie stał Paul, który prawdopodobnie rozmawiał przez telefon.

- Wszystko idzie zgodnie z planem. Powiedz mediom, że zespół One Direction miał ciężki wypadek i wszyscy znajdują się w szpitalu. Nikt nie musi wiedzieć, że to ja podciąłem hamulce w ich samochodzie. - Łzy wreszcie spłynęły po policzkach, a jakbym mogła zabijać wzrokiem to brunet już dawno by nie żył.

- Mogłeś ich zabić! Czy ty w ogóle masz serce?! Robisz im krzywdę, żeby uzyskać sensację?! - W tym momencie na korytarz wyszedł Niall z ręką w gipsie. Nie czekając na nic podbiegłam do niego i przytuliłam z całej siły, na co chłopak jęknął z powodu lekko obtłuczonych żeber. Mimo bólu, blondyn nie odsunął się ode mnie, wręcz przeciwnie, objął mnie zdrowym ramieniem najmocniej jak potrafił.

- Paul, o czym ona mówi?

-  Ten wypadek to jego sprawka. - Powiedziałam i spojrzałam na blondyna, jednak nie potrafiłam powstrzymać łez. Irlandczyk pocałował mnie w czubek głowy i ponownie mocno przytulił.

- W tamtej sali znajdziesz Tomlinsona z Harrym. - Niall uśmiechnął się smutno i wskazał skinieniem głowy pomieszczenie obok.

Udałam się do pokoju, w którym znajdował się brunet o lokowanych włosach. Podbiegłam do niego i go przytuliłam. Nic innego nie robię od kiedy tu jestem. Potrzebuję ich i choć znamy się krótko, są dla mnie bardzo ważni.

- Harry nic ci nie jest? - Spytałam wtulając się w chłopaka.

- Nie, ale chyba muszę częściej cię tak straszyć, jeśli w nagrodę się do mnie przytulisz.

- Zamknij się. - Chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy., przez co mogłam zobaczyć opatrunek na jego nosie. - Złamany?

- Tak, ale tym się nie martw. Chcesz zobaczyć się z Lou?

- No pewnie, gdzie on jest?

- Pielęgniarka zakłada mu szwy, zaraz powinien tu być.

- Co mu się stało?

- Rozcięty łuk brwiowy i muszą sprawdzić, czy nie ma wstrząśnienia mózgu.

- Sam masz wstrząśnienie mózgu głupku. Czuję się dobrze. - W pokoju pojawił się brunet.

- Lou! - Po chwili byłam już w jego objęciach. Chłopak zaczął się cicho śmiać i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.

- Tak bardzo tęskniłaś?

- Żartujesz sobie?! Martwiłam się o was! Jak tylko Paul zadzwonił szybko przyjechaliśmy do szpitala.

- Przyjechaliśmy? - Spytał Louis unosząc jedną brew ze zdziwieniem.

- Ja, Logan i Piper. Pewnie jeszcze parkują.

- Chcesz iść do Zayna?

- Zaprowadzisz mnie? - Spytałam ocierając policzki z łez.

- Chodź.

Razem z chłopakiem poszliśmy pod jakąś salę. Nie wiedziałam czego się mam spodziewać. Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że Zayn nie ma większych obrażeń. Miał bandaż na prawej ręce i rozciętą wargę, podeszłam do chłopaka, który siedział na krześle ze spuszczoną głową.

- Zayn? - Mulat spojrzał na mnie z dołu, wstał i gdy zobaczył, że po moich policzkach również spływają łzy, przytulił mnie uczuciowo. Staliśmy w ciszy, kiedy chłopak zdecydował się cokolwiek powiedzieć.

- Liam...on... - Nie wierzyłam w to co właśnie słyszę. Nie chciałam, żeby dokończył swoją wypowiedź. Nie wiedziałam czego się mogę spodziewać. Strach przed tym, że kolejna ważna osoba zniknie z mojego życia, był okropny. - Boję się Olivia. On ma tylko jedną nerkę. Właśnie ma operację, zbita szyba jakoś nieszczęśliwie się w niego wbiła. - W jego oczach potrafiłam dostrzec tylko cierpienie. Ten wesolutki Zayn, który był niczym bohater dla mnie, po prostu zniknął. Teraz to on potrzebował pomocy, a ja nie wiedziałam jak mam mu jej udzielić. - Boję się, że go stracę.

W tym momencie w drzwiach stanął lekarz. Zayn momentalnie odsunął się ode mnie i chwycił moją rękę. Dopiero, gdy z nerwów zgniatał moją rękę, doceniłam jego mięśnie.

- Co z nim? - Spytał brunet i głośno przełknął ślinę.

- Niestety, ale pański przyjaciel potrzebuje dawcy nerki, gdyż tamta uległa obrażeniom. Inaczej będzie musiał się poddać dializacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro