Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.5.

Popołudnie i wieczór u Cardwellów był przyjemnym doświadczeniem. Lady Joan była naprawdę przemiła, a sir Bernard rozkręcił się i zabawiał ją dowcipami z wyższych sfer. Kiedy Chester odwoził ją do domu po dziewiątej, czuła się już zupełnie swobodnie.

– Dziękuję, że mi towarzyszyłaś u rodziców – podziękował, kiedy zatrzymał się już przed bramą Blooming Orchid.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

– Naprawdę, to wiele dla mnie znaczy.

– Rozumiem. Masz bardzo miłych rodziców – zauważyła, zanim wysiadła.

– Ellie, to będzie dla mnie dość ciężki tydzień w pracy, ale mam nadzieję, że spotkamy się na przyszły weekend?

– Oczywiście. A potem pojadę do Stoney Acres do końca lata. Będziesz mnie odwiedzał?

– Wiesz, że tak.

– Świetnie. Do zobaczenia, Chesterze.

– Najpierw do usłyszenia, skarbie. Zadzwonię jutro – obiecał, po czym pocałował ją gorąco.

Ellie wróciła do domu. Nikt jej nie zatrzymywał, nikt nie wypytywał i przez myśl jej przemknęło, że rodzice i siostra pewnie by nawet nie zauważyli, gdyby się wyprowadziła.

*

Ten tydzień bez Chestera był tak nużący, że nawet książki nie były w stanie zapewnić jej rozrywki. Dwa razy dała wyciągnąć się siostrze na zakupy i raz na przyjęcie na basenie u Cordelii. Oczywiście była tam prawie najstarsza, przez co czuła się nieco dziwnie. Towarzystwo Cordelli nie przypadło jej do gustu. Sąsiadka nie zamierzała chyba nigdy dorosnąć. W dodatku raz czy dwa obiło się Ellie o uszy, jak plotkowała na jej temat. Słowa „Co Cardwell w niej widzi?" były aż nadto wymowne.

Cowieczorne rozmowy z Chesterem były przyjemnym przerywnikiem w tym nudnym czasie.

W końcu oboje doczekali się weekendu. Spotkali się w piątek na kolacji, spędzili resztę wieczoru w mieszkaniu (a dokładniej w sypialni) Chestera, który potem odwiózł ją do domu, niecierpliwie czekając, aż Eleanor ogłosi rodzicom, że zostaje u niego na noc. W sobotę spotkali się już na lunchu i Ellie została u niego do wieczora, a w niedzielę minęli się z państwem Cardwell na pikniku charytatywnym. Rodzice Chestera byli tam do południa, a on i Eleanor po południu. Pozwolili nawet się sfotografować dziennikarzom, więc stało się jasne, że nie ma już odwrotu. Od tej pory wszyscy będą kojarzyć ich razem.

Chester odwiózł Ellie do domu w niedzielę późnym wieczorem, obiecując, że piątek przyjedzie do niej do Stoney Acres na cały weekend.

W poniedziałek Eleanor spakowała się na dwa tygodnie na wieś. Camilla nadal odmawiała wspólnego wyjazdu, więc starsza z sióstr wyruszyła zaraz po lunchu sama. Czekały ją dwie godziny drogi, akurat, żeby jeszcze zdążyć pojeździć konno przed zapadnięciem zmroku.

Tym razem na szczęście nie padało, więc jej błękitne autko po przyjeździe nadal było błękitne. Tylko trochę się zakurzyło na gruntowej drodze, ale to było do ogarnięcia. Wystarczyło je opłukać i zamierzała to zrobić niezwłocznie po rozpakowaniu się.

Tym razem obyło się bez niespodzianek i w drzwiach przywitał ją pan Sanders.

– Dzień dobry, panno Bethell. Witamy w Stoney Acres. A gdzie siostra?

– Dzień dobry. Camilla zdecydowała jednak, że zostanie w domu. Może przyjedzie z rodzicami na ostatni weekend wakacji. Znowu jestem sama.

– Czy ma pani jakieś szczególne potrzeby?

– Nic nadzwyczajnego, panie Sanders. Na weekend przyjedzie pan Cardwell, więc poproszę o pościelenie w pokoju gościnnym. Pory posiłków pozostają bez zmian, zamierzam dużo jeździć konno.

– Welles jest do pani dyspozycji.

– Dziękuję.

– A teraz proszę pozwolić, że wniosę bagaże panienki. – Jim Sanders zabrał jej walizkę i torbę podróżną, pozostawiając tylko torebkę.

Ellie weszła za nim po schodach i skierowała się do swojego pokoju.

– Dziękuję. Proszę przekazać Emmie, że kolację zjem o osiemnastej. A teraz się przebiorę i idę pojeździć konno.

– Już przekazuję dyspozycje, panno, Bethell.

Zarządca wyszedł, zostawiwszy jej walizki w pokoju. Ellie się przebrała i poszła najpierw opłukać auto z kurzu, zanim ktoś ją zobaczy z wężem ogrodowym, a potem wprowadziła je do garażu i poszła do stajni.

River czekała już przygotowana do jazdy.

– Dziękuję, panie Welles.

– Miłej przejażdżki, panienko Eleanor – odpowiedział stajenny z uśmiechem. – River tęskniła.

– Ja za nią też.

Ach, jakie to było cudowne uczucie, tak galopować na ulubionym koniu, czuć na twarzy wiatr i czasem promienie popołudniowego słońca, które przebijały się przez chmury. Ellie czuła się doskonale. Pojechała znaną sobie drogą pod lasem. I znowu zauważyła jeźdźca galopującego na Roverze. On chyba też ją zauważył, bo podjechał bliżej i krzyknął:

– Cześć, Elle! Znowu wypoczywasz w Stoney Acres?

– Cześć! – odpowiedziała. – Tak, tęskniłam za tym.

Jeździec podjechał jeszcze bliżej, a Ellie przypomniała sobie, że miał na imię Jack. Jego błękitne oczy jej o tym przypomniały. Poczuła przyjemnie ciepło w sercu na ten widok. Konie też były zadowolone ze spotkania, bo zarżały radośnie, jakby nie widziały się od dawna.

– O, widzisz, Rover i River też się cieszą, że się spotykamy.

– Rzeczywiście, ale one od zawsze przepadały za sobą. Znam je od źrebaka.

– Ja też.

– Często tu przyjeżdżasz? – odważyła się spytać Ellie.

– Niestety, rzadziej niż bym chciał – westchnął ciężko. – Ale teraz mam tygodniowy urlop i zamierzam go dobrze wykorzystać.

– W takim razie polecam stajnie Stoney Acres, są najlepsze w okolicy. – Uśmiechnęła się.

– Mówisz jak mój dziadek – zaśmiał się mężczyzna. – Wiem, że tak jest. A ty przyjechałaś na długo?

– Mam nadzieję, że zostanę przynajmniej na dwa tygodnie. Potem niestety muszę wracać i szykować się do pracy.

– Jak każdy – zaśmiał się Jack.

– Tak, pewnie tak, ale dla mnie to pierwsza praca. Dopiero skończyłam studia.

– Rozumiem. I gratuluję. Elle, powiedz mi... – Mężczyzna najwyraźniej zastanawiał się jak ugryźć temat.

– Tak?

– Miałabyś ochotę przejechać się razem?

– Pewnie, ale musiałbyś trochę zwolnić. Nie umiem tak pędzić jak ty.

– Da się zrobić. – Jack wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu i Ellie pomyślała, że zabawny z niego facet. Poza tym, że oczywiście niezwykle przystojny.

Dalej pojechali razem. Jack, który najwyraźniej był bardziej doświadczonym jeźdźcem, pilnował, żeby konie trzymały równe tempo. Ellie czuła się przy nim bezpiecznie. A on dzięki temu cieszył się widokiem jadącej obok młodej kobiety. Było w niej coś takiego, że facet miał ochotę od razu się nią zaopiekować. Takie sytuacje nie zdarzały mu się często. Zazwyczaj kobiety jawnie okazywały zainteresowanie nim i zdarzało mu się z tego korzystać. Ta starała się trzymać dystans, ale jednocześnie nie ukrywała, że dobrze się czuje w jego towarzystwie.

Po kilkumilowej przejażdżce zatrzymali się nad rzeką, żeby napoić konie. Ellie czuła, że tyłek i plecy „podziękują" jej wieczorem za taki wysiłek, ale nic nie mogła poradzić na fakt, że miała ochotę jeszcze się przejechać. Jednak Jack zauważył chyba jej dziwny chód, bo zaraz się odezwał:

– Powinnaś już wracać, Elle. Jesteś zmęczona.

Ale ja jeszcze nie chcę wracać. A jednak czuła zmęczenie.

– Może masz rację. – Musiała w końcu przyznać. – Jutro też jest dzień.

– Właśnie. Chętnie cię odprowadzę. Wracamy chyba do tej samej stajni?

– Jasne. – Ucieszyła się, że czeka ich jeszcze trochę wspólnej przejażdżki.

Wrócili dość szybko. W stajni nie było akurat nikogo. Jack oporządził Rovera i zaprowadził go do jego boksu. Wrócił, żeby pomóc dziewczynie, ale ona najwyraźniej świetnie sobie radziła.

– Od dawna jeździsz? – spytał.

– Od dziecka. Miałam chyba sześć lat, jak pierwszy raz posadzili mnie na pełnowymiarowym koniu.

– A to podobnie jak ja.

Ellie skończyła czyścić i czesać klacz, i też zaprowadziła ją do boksu.

– Muszę wracać. – Zreflektowała się, widząc, że Jack nadal stoi w stajni i jej się przygląda. – Cześć, Jack. Dziękuję za przyjemną przejażdżkę.

– Ja również. – Mężczyzna zdjął toczek, a jego ciemne włosy nie układały się teraz w żadną stronę, co dodało mu uroku niegrzecznego chłopca. I uśmiechnął się tak, że Eleanor zmiękły kolana. – Do zobaczenia? – spytał.

– Tak, do zobaczenia – odparła i praktycznie wybiegła ze stajni, żeby się tak perfidnie na niego nie gapić.

O, mój Boże, co to było? – pytała siły wyższej, nie mogąc zrozumieć, co się z nią działo.

Ze stajni do domu był spory kawałek, co cieszyło dziewczynę. Dzięki temu miała okazję uspokoić trochę kołaczące serce. To tylko zmęczenie – tłumaczyła sobie, ale doskonale wiedziała, co się święci. Jack po prostu jej się podobał. I to nie było na miejscu.

Kiedy doszła do domu, zdołała już się trochę uspokoić. Poszła prosto do swojego pokoju, żeby się odświeżyć, wzięła prysznic i dopiero potem zeszła na kolację. Było już co prawda chwilę po szóstej, ale niewiele. Pyszna ciepła zapiekanka z łososiem czekała na nią w kuchni.

Kiedy wieczorem zadzwonił do niej Chester, opowiedziała mu swój dzień, pomijając spotkanie i przejażdżkę z Jackiem, bo to wydało jej się dziwne. Zasypiając, miała przed oczami szelmowskie spojrzenie niebieskich oczu i delikatny ciemny zarost na wyraźnie zarysowanej szczęce.

Wyjdź mi z głowy! – zażyczyła sobie, ale nic z tego nie wyszło.

W nocy śniła o ich konnej przejażdżce. Tylko w tym śnie, po napojeniu koni nad rzeką, mężczyzna przywiązał je do drzewa, a potem podszedł do niej i przyparł ją do pnia swoim ciałem, i pocałował. Pocałunek pociągnął za sobą pełen namiętności seks na polanie pod lasem. Ellie obudziła się rozpalona do granic wytrzymałości i w dodatku z wyrzutami sumienia.

Może jednak nie powinnam się więcej z nim spotykać? Co by powiedział Chester? Toż to prawie zdrada. Nie umiała jednak przestać myśleć. Postanowiła zmienić swoje godziny przejażdżki konnej na rano, żeby uniknąć ponownego spotkania Jacka. Tak będzie bezpieczniej.



§&?

Myślicie, że powinna się trzymać z daleka? A może wręcz przeciwnie?

Oto obiecany bonus na dziś. Jeśli chcecie więcej, musicie bardziej przykładać się do moich zagadek :-P Następna jutro :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro