Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II - Nieśmiałe marzenia

Lipiec dopiero się zaczął, a Eleanor już nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Kilkanaście lat ciągłej nauki wyrobiło w niej nawyk pracy i nie mogła się odnaleźć w absolutnym lenistwie. Kiedy była w szkole lub na studiach, uczyła się często nawet przez wakacje, a teraz miała wolne aż do września, zanim zacznie roczne praktyki zawodzie, żeby w końcu odbyć minimum dwuletni staż, training contract * w wybranej specjalności, solicitor**. Miała nadzieję, że Attorney i wspólnicy będą z niej na tyle zadowoleni, żeby mogła u nich praktykować, ale tata kazał jej nie martwić się na zapas i przez lato po prostu odpoczywać.

W poniedziałek rano ubrała się i zeszła na śniadanie, które zjadła sama, bo ojciec już zdążył wyjechać do pracy, żeby móc otworzyć kancelarię o dziewiątej. W końcu od nich do centrum miasta była prawie godzina drogi. Matka i Cam jeszcze spały. Im nigdy nie śpieszyło się do wstawania, a jeszcze mniej do jakiejkolwiek pracy. Czasem Ellie miała wrażenie, że to matka powinna była urodzić się szlachcianką, a tata w zwykłej robotniczej rodzinie. I ona też. Arystokratyczne geny uwierały ją teraz bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Chciała po prostu wyjść z domu, najlepiej jak najdalej od swojej rodziny.

Jedząc tosty francuskie z serem i pieczarkami, które przyrządziła na jej prośbę Mathilda, Eleanor zastanawiała się, jak spędzić najbliższe dwa miesiące, żeby nie umrzeć z nudów i nie musieć znosić ciągle zjadliwego języka matki, ale wiedziała, że nie może wyjechać w ciągu najbliższych dwóch tygodni, bo obiecała Chesterowi lunch w tygodniu i miała pójść z rodzicami na przyjęcie do jego rodziców. Uch, że też nie mogę po prostu robić tego, na co mam ochotę... – pomyślała z żalem. Przecież mam samochód – przypomniała sobie zaraz. Już wiem! Po imprezie jubileuszowej u Cardwellów wsiądę w auto i pojadę do Stoney Acres! Sama.

Pozostało jakoś wytrzymać najbliższe dwa tygodnie w domu. Na szczęście pogoda była piękna, pod altaną w ogrodzie wygodny szezlong, a w biblioteczce ojca cała masa nieprzeczytanych jeszcze książek. Obiecała mu co prawda, że przez lato będzie unikać kodeksów i opracowań prawniczych, ale tata miał też całą masę nowości z różnych gatunków.

Eleanor nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim od lektury oderwał ją krzyk siostry:

– El!!!

– Słucham?

– El!!! – Camilla już biegła w jej kierunku. Po chwili zdyszana wpadła do altanki.

– Jeju, Cam, co się stało? – zmartwiła się, widząc, że siostra jest cała czerwona i ciężko dyszy.

– Telefon... do... ciebie – wysapała młoda.

– I dlatego drzesz się na cały ogród i pędzisz jak na złamanie karku? – zdziwiła się.

– Ale... to... Chester... Chester Cardwell... do cholery! – Camilla powoli dopiero wracała do normalnego oddechu, ale nie omieszkała użyć słowa, którego w ich domu się nie używało.

– W porządku, zaraz podejdę.

– Nie śpieszysz się?

– A powinnam?

Camilla spojrzała na starszą siostrę tak, jak patrzy się na kogoś niespełna rozumu. Najprzystojniejszy facet, jakiego widziała na żywo, zadzwonił do jej siostry, a ona, jakby nigdy nic, zamierzała powoli udać się do telefonu. Dobrze, że w ogóle!

Eleanor wstała, włożyła zakładkę w książkę, a potem odłożyła ją na stolik obok szezlonga i poszła w kierunku domu. Telefon znajdował się w holu przy wejściu i w gabinecie taty. Camilla odebrała oczywiście w gabinecie i tam leżała przenośna słuchawka. Pewnie liczyła, że porozmawia sobie w spokoju z którymś ze znajomych, bo na komórkę miała akurat szlaban.

Ellie zamknęła za sobą drzwi, usiadła w fotelu taty i podniosła słuchawkę:

– Eleanor Bethell, słucham.

– Z tej strony Chester Cardwell. Jak się masz, Ellie?

– Świetnie, korzystam z uroków lata, czytając na dworze. A co u ciebie? – spytała kurtuazyjnie.

– Miałem nadzieję, że pojawisz się na przyjęciu w ogrodzie u Derehamów.

– A ty tam byłeś? Myślałam, że Cordelia zaprosiła ludzi w swoim wieku. Że nie wspomnę o nieletnich pokroju mojej siostry.

– Przyjąłem zaproszenie, bo liczyłem na twoją obecność. Przecież to wasi sąsiedzi, a ty chodziłaś z Cordie do szkoły, z tego co kojarzę.

Cordie?

– Jest o rok młodsza i nawet mnie nie zaprosiła – zauważyła. – Za to moją siostrę już tak.

– No trudno, będę bardziej uważny następnym razem, Ellie. Ale nie dzwonię, żeby rozmawiać o Cordelii.

– A w jakim celu?

– Obiecałaś mi lunch w tygodniu, pamiętasz?

– Rzeczywiście.

– W takim razie co powiesz na jutro? Podjechałbym po ciebie w południe.

– Może być jutro, Chesterze. Powiesz mi coś więcej? Dokąd pójdziemy?

– Jutro dowiesz się wszystkiego, Ellie. A teraz życzę ci miłego popołudnia.

To już jest południe???

– Dziękuję. Miłego popołudnia, Chesterze.

– Do jutra, Ellie.

Chester się rozłączył, a ona, zanim odłożyła słuchawkę, usłyszała jeszcze dźwięk odkładanej słuchawki w holu. Ciekawe, kto mnie podsłuchiwał? Mama czy Cam?

Ellie wyszła z gabinetu taty, ale w holu nie było nikogo. Może mi się wydawało?

Zanim wróciła do altanki, spytała Mathildy, co będzie na lunch, i poinformowała kucharkę, że jutro zje poza domem.

– Dziś zapiekanka z warzywami i mięsem, ale jutro miał być twój ulubiony suflet serowy, Ellie.

Ach, te dylematy.

– A nie możesz przełożyć sufletu na pojutrze, Mathildo? A jutro zrobić porc chops*** z ziemniakami albo brokuły w beszamelu, które lubi tylko moja mama?

– Dla ciebie mogę, powiem lady, że czegoś zabrakło i muszę dokupić.

– Wybornie.

Ellie miała ochotę uściskać kucharkę, ale w tym momencie do kuchni weszła lady Catherine i jej wzrok padł na córkę, ale zaraz przeniosła go na kucharkę.

– Przyszłam poinformować, że dziś nie będzie nas na kolacji. Wychodzimy z lordem do restauracji. Dziewczętom proszę przyrządzić coś lekkostrawnego – dodała, patrząc znowu na córkę, która nie wytrzymała spojrzenia matki i spuściła wzrok.

Nie mogę jej pozwolić tak się traktować – pomyślała Ellie, ale nie odważyła się odezwać.

Kiedy lady wyszła, Mathilda odezwała się pierwsza:

– Lunch zaraz będzie. Nie przejmuj się tym, co mówi matka.

– Łatwo powiedzieć – westchnęła Eleanor. – Ale dziękuję, Mathildo. Poczekam w jadalni. – I poszła zająć swoje miejsce przy stole.

Siedząc tam samotnie, myślała o tym, że w tym samym czasie tata je lunch ze współpracownikami lub klientami. I że jego dzień jest o wiele przyjemniejszy. Nikt go nie ocenia przez pryzmat wyglądu, a wszyscy cenią za profesjonalizm. W pewnym momencie doszła do wniosku, że wolałaby nie mieć tych wakacji, tylko od razu zacząć praktyki, byle tylko nie przebywać zbyt długo w domu z matką, która działała na nią dołująco. Niestety, nie miała wyboru. Wszystko było już zaplanowane.



§&?

* ang. kurs, praktyka.

** ang. radca prawny.

*** ang. kawałki wieprzowiny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro