Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.6.

Ellie ugotowała kolację i zmusiła Jeremy'ego, żeby zjadł z nią i przespał się w pokoju gościnnym, choć chłopak się upierał, że w garażu lub stajni będzie mu wygodnie. Dopiero rano, kiedy w domu pojawił się Jim Sanders, młody mógł wrócić do swoich obowiązków. Ewakuował się z domu w zorganizowanym pośpiechu.

Koło dziesiątej pojawiła się kucharka, Emma Stark, a w południe pokojówka, Jenna Duster. Obie pochodziły z Banks i od lat pracowały dla Bethellów, więc znały Eleanor od dziecka.

– Mój Boże, jak panienka wyrosła! – To była kucharka.

– Dziękuję, Emmo. Niestety już nie rosnę, przynajmniej nie wzwyż – zażartowała Ellie.

– Bardzo jesteś podobna do babci, Ellie – dodała kucharka, która pamiętała Elisabeth Bethell.

– Ale jak to tak, panienka w takich plebejskich strojach.? – To była pokojówka, oburzona jej ubiorem.

– Nie mam dla kogo się stroić. Na weekend przyjedzie mój chłopak, to wtedy pomyślimy o innej garderobie.

– Ma panienka chłopaka? – zdziwiła się Jenna.

– Mam.

– Niebywałe, jak ten czas leci – westchnęła pokojówka i wróciła do pracy.

Od tego dnia Ellie nie musiała zajmować się gotowaniem, więc miała więcej czasu. Przestało też padać, więc postanowiła po południu przywitać się z końmi i wybrać jakiegoś na przejażdżkę.

Pogoda jakby odmieniła się specjalnie dla niej, bo od następnego dnia termin „angielskie lato" przestał być aktualny. Padało głównie w nocy, a od południa było całkiem ciepło i nawet przebłyskiwało słońce.

Klacz River poznała Eleanor, mimo że nie widziała jej od czterech lat. Kiedy tylko dziewczyna weszła do stajni, zaczęła radośnie rżeć i ruszać łbem.

– Już jestem, koniku – wzruszyła się Ellie, głaskając koński łeb. – Teraz będę cię odwiedzała częściej. Też tęskniłam.

Stajenny Welles pomógł jej przygotować konia, choć upierała się, że poradzi sobie sama. Nie licząc pierwszego dnia pobytu wszyscy w Stoney Acres jakby uwzięli się, żeby traktować ją jak niepełnosprawną księżniczkę. W końcu mogła wybrać się na przejażdżkę. Sama. Pan Welles co prawda przebąkiwał coś o tym, że nie powinna, ale ona go zupełnie zignorowała. W końcu była dorosła.

Przejażdżka zakończyła się szybciej niż powinna, bo jednak zaczęło padać. Mimo to Ellie była zadowolona z pierwszego prawdziwego dnia wakacji na wsi.

Wieczorem, kiedy już była w łóżku, zadzwonił Chester i przegadali prawie godzinę. W zasadzie głównie on opowiadał, wysłuchawszy jej krótkiej relacji z pierwszych dwóch dni pobytu, z pominięciem historii z brakiem pracowników w dniu przyjazdu. Cardwell miał więcej do opowiadania. Najpierw streścił jej swój dzień pracy, a potem przeszedł do – jak to nazwał – przyjemniejszych tematów i zaczął snuć wizje tego, co zrobi z nią, kiedy już przyjedzie na weekend.

– To brzmi świetnie, ale wiesz, że pracownicy mojego ojca na pewno mu doniosą, że tu nocowałeś?

– Nie strasz – zachichotał. – Poza tym zawsze mogę się przemknąć niepostrzeżenie, a w domu być jak cień.

– Pościelę ci w pokoju gościnnym na wprost mojej sypialni – obiecała.

– W gościnnym?

– Pozory trzeba zachować, mój drogi – pouczyła go.

– Och, Ellie, musisz mi ciągle przypominać, że nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi i nie możemy zachowywać się tak, jak oni?

– Jeśli chcesz, możemy przez ten weekend być nawet bardzo zwyczajni. Odprawię służbę i będziemy sami gotować, sprzątać i zajmiemy się końmi – zażartowała.

– No dobrze, niezupełnie o taką zwyczajność mi chodziło – zaśmiał się jak z najlepszego żartu. – Chciałbym po prostu pobyć trochę z tobą sam na sam.

– Pracownicy rancza nie nocują pod drzwiami mojej sypialni, Chesterze. A jeśli wybierzemy się na przejażdżkę konną, też nikt za nami nie pojedzie.

– Konie? Eee... Ja nie jeżdżę, Ellie.

– Jak to? – Eleanor nie rozumiała jak członek angielskiej arystokracji mógł nie umieć jeździć konno. Przecież musiał mieć lekcje w dzieciństwie. Wszyscy mieli.

– Tak wyszło. Jak miałem dziesięć lat, spadłem z konia i straciłem przytomność. Rodzice uznali wtedy, że lepiej nie umieć jeździć niż stracić życie.

– Rozumiem. W takim razie możemy pójść na spacer albo pojechać na piknik pod lasem. Coś wymyślimy.

– I takie podejście lubię.

– Cieszy mnie to.

– Tęsknię już, wiesz?

– To tylko kilka dni... – zaczęła.

– ...a jak relatywnie długo – dokończył, przerywając jej.

Ellie musiała przyznać mu rację. Wszystko stało się bardziej względne, od kiedy dorosła.

– Masz rację. Czas płynie inaczej. Mam rozumieć, że wiejski weekend ci odpowiada i nie mam planować żadnego przyjęcia? – zażartowała.

– O ile typowo wiejski jakoś przeżyję, to konieczności dzielenia się tobą z jakimś towarzystwem już na pewno nie. Chcę spędzić ten czas tylko z tobą, Ellie.

– Masz to jak w banku.

– I tego się trzymajmy. Dobranoc, skarbie.

– Dobranoc – odparła i od razu ziewnęła, jakby to słowo wywołało u niej senność.

Chester się rozłączył, a Ellie zamknęła oczy. Byle do piątku? A może lepiej po prostu korzystać z każdego dnia?

Następnego ranka zjadła śniadanie przygotowane przez Emmę, a potem chciała wybrać się na kolejną przejażdżkę konną, ale po drodze wstąpiła do garażu i się przeraziła na widok swojego ubłoconego samochodu. Zdecydowała więc, że najpierw go umyje, a dopiero później pojedzie. Wstyd byłby, gdyby ktokolwiek zobaczył auto w takim stanie.

Na myciu samochodu wężem ogrodowym złapał ją zarządca. Pan Sanders przyjechał właśnie na ranczo, żeby przejrzeć rachunki, które właśnie przyszły. Przyjechał z Jeremym.

– Mój Boże, panienko Eleanor, a co to za zajęcie dla panienki? – Jim Sanders uniósł oczy i dłonie ku niebu.

– Panie Sanders, auto było tak brudne, że niedługo zintegrowałoby się z podłożem. Nikt nie zauważyłby różnicy w kolorze.

– Ale trzeba było to zlecić ogrodnikowi albo zadzwonić do mnie!

– Poradzę sobie.

– Proszę w takim razie pozwolić sobie pomóc. Jeremy! – krzyknął na wnuka. – Pomóż panience Bethell!

Jeremy zaraz znalazł się obok i zabrał jej węża z ręki.

– Pani pozwoli, że ja się tym zajmę.

Ellie poddała się. Nie miała ochoty wykłócać się o to, że potrafi sama umyć samochód. Potem jednak osuszali go razem, a w końcu każde z nich zajęło się woskowaniem innej strony. Tym sposobem, zanim Jim Sanders wyszedł z domu, aston martin był znowu błękitny i błyszczał w słońcu.

Ellie i Jeremy byli za to mokrzy, brudni, a ręce śmierdziały im woskiem.

– Dziękuję ci za pomoc, Jeremy. – Uśmiechnęła się do chłopaka. – Zaczekaj, proszę, chciałabym ci zapłacić.

Chłopak jednak uniósł się honorem i ani myślał czekać.

– Wykluczone, panno Bethell. To była sama przyjemność pani pomóc.

– W takim razie mów mi po imieniu, proszę. Jestem Eleanor, dla przyjaciół Ellie.

– Na to ja nigdy nie wyrażę zgody – wtrącił pan Sanders.

– Sam pan twierdził, że wnuk jest dorosły – zauważyła Ellie. – Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy sobie mówić po imieniu.

– To wykluczone! – Sanders powtórzył słowa Jeremy'ego. – Do widzenia, panno Bethell. I proszę zadzwonić następnym razem, kiedy będzie pani potrzebowała pomocy.

Kiedy zarządca i jego wnuk zniknęli w samochodzie, Ellie burknęła pod nosem:

– Gdybym jej potrzebowała, poprosiłabym.

Nikt jednak już jej nie usłyszał. W końcu jednak z czystym sumieniem mogła się wybrać na przejażdżkę konną. Wystarczyło tylko się przebrać.



§&?

Drugi z trzech zaległych na dziś :-) I tak nie spodziewacie się, co tam szykuję dalej :-P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro