Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


– To nie przyszłaś do Phoebe? – Poczułem, jak moje serce zaczyna szybciej bić. Nie było to za sprawą stresu, ale słowami, które przekazała mi przed paroma sekundami.

– Właściwie to ona do mnie zadzwoniła i poprosiła, bym do ciebie przyszła i umiliła ci jakoś czas, bo ona nie wiadomo kiedy wróci. Oczywiście, jeśli się zgodzisz, bo jak nie, to...

– Miło, że przyszłaś – wszedłem jej w zdanie. – Ale ja sobie poradzę, no, chyba że myślicie, że naprawdę jestem złodziejem.

Udało jej się zostawić samca alfa samego? Przecież ostatnio jak widziałem Dave, kurczowo trzymał Noelle, jakbym miał ją mu zabrać.

– Nie o to chodzi po prostu... – zawiesiła głos. – Phoebe nie chciała, byś siedział tu sam, więc zadzwoniła do mnie.

– Gdy mi się znudzi, zawsze mógłbym pójść do Justin'a. – Wzruszyłem ramionami.

To nie tak, że nie chciałem, by była tu ze mną, bo wizja nas razem w jeden pomieszczeniu, samych bardzo mi się podobała i dawała nam, a szczególnie mi szansę, na rozmowę. Po prostu nie chciałem, by miała jakieś problemy z Dave albo była zmuszona robić coś, czego nie chciała - w tym przypadku przebywać tylko ze mną w mieszkaniu Phoebe.

– Nie ma go. Poszedł na jakąś imprezę z kimś od jogi czy coś.Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc to mnie zdziwiło. Dużo rozmawialiśmy, ale nigdy nie opowiadał o swoim chłopaku - o ile takowy w ogóle istniał. Jeden jedyny raz słyszałem od niego historię jego wakacyjnej miłości, którą utracił. Później nie wracaliśmy do tego typu rozmów.

– Co ci się stało w rękę? – przerwała milczenie, przypominając mi konwersację z tatą, podczas której zraniłem się w dłoń.

– To... – Uniosłem dłoń w górę, przypatrując się jej lepiej. Głupio byłoby mi, gdybym się przyznał, że uderzałem pięścią w ścianę, rozładowując swój gniew na ojca. – Nic takiego. – Wzruszyłem ramionami.

Na moje słowa westchnęła głośno.

– Dasz się chociaż opatrzyć? – zadała pytanie, lecz nie dała mi czasu na odpowiedź. Chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła do łazienki.

W owym pomieszczeniu działała instynktownie: wiedziała, iż lustro to tak naprawdę szafka, w której Phoebe przechowywała leki oraz inne wyposażenie do przeprowadzenia pierwszej pomocy. Zachowywała się, jakby znała to mieszkanie jak własną kieszeń.

Kazała mi usiąść na brzegu wanny, a sama zajęła miejsce obok mnie i rozpoczęła swoją pracę. To mi przypomniało, jak przerwała moją i Grahama kłótnię, a w zasadzie przepychankę, wtedy w restauracji w Miami. W tamtym czasie również robiła to z dokładnością i delikatnością, bojąc się, że zrobi mi niechcący krzywdę.

– Mówiłem, że to nic poważnego – mruknąłem.

– Co u Noaha? – zapytała niepewnie. 

Tego pytania się nie spodziewałem, a przynajmniej nie teraz. Dlatego chwilę minęło, nim odpowiedziałem:

– Jest coraz lepiej. Najgorzej było na początku. Bałem się, że nigdy nie dojdzie do siebie po tej stracie, ale powolutku dochodzi do siebie. Starałem się, jak mogłem, by mu jakoś pomóc, nawet zacząłem szukać dla niego psychologa, ale nigdy nie poszedł na wizytę. Wolał spędzać całe dnie na cmentarzu przy Mirandzie.

Zwróciłem uwagę na swoją zranioną dłoń. Mimo iż dziewczyna miała ją opatrzoną, wciąż ją trzymała w swoich dłoniach.

– W Little Havanie też mi opatrywałaś ranę.

– A potem wywiozłeś mnie w jakieś szambo – w jej głosie usłyszałem rozbawienie.

– To nie było szambo. – Zaśmiałem się głośno, przypominając sobie tamten dzień. – Chciałem ci pokazać coś naprawdę fajnego. Skąd miałem wiedzieć, że akurat tam jest bagno? – Noelle nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.Ta rozmowa okazała się swoistym rozluźnieniem; zapomnieniem o poważniejszych sprawach, które każdy z nas miał w życiu. Dzięki tej krótkiej wymianie zdań poczułem się trochę lepiej. Nie byłem już tak zdenerwowany i spięty, co powodem była pogawędka z ojcem.

– Szczerze mówiąc, byłam pewna, że ciebie już nigdy nie zobaczę.

"Pewnie chciałabyś mnie już nigdy więcej nie spotkać..."

– Ja tak samo. – Wziąłem oddech, wciąż wahając się, czy powinienem zaczynać ten temat, ale kiedy jak nie teraz? Przecież właśnie znajdowaliśmy się sami w jednym mieszkaniu. – Posłuchaj, jest mi przykro, że Graham cię wtedy...

– Nie ma o czym mówić. – Wstała na równe nogi i odwracając się do mnie tyłem, schowała na swoje miejsce rzeczy, które wcześniej wyjęła z kryjówki za lustrem. – To nie była przecież twoja wina. Nie miałeś z tym nic wspólnego. Czuję się źle, że nie pomogłam Mirandzie – ostatnie słowa wypowiedziała na jednym wydechu, a jej oczy, które widziałem w odbiciu lustra, stały się smutniejsze. Żałowała, jakby naprawdę zrobiła coś złego, a przecież była niewinna. Była poszkodowana razem z resztą przebywających tam dziewczyn.

Miałem jej odpowiedzieć coś na to, ale kiwnięcie z dezaprobatą głową z jej strony, kiedy otwierałem buzię, sprawiło, że przemilczałem. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie chciałem jej do niczego zmuszać, a już w ogóle, by rozmawiała na tematy, przy których czuła się niekomfortowo. Bałem się, że ją w pewnym momencie spłoszę, przez co nie znajdziemy dobrego czasu na szczerą rozmowę. Czułem potrzebę powiedzenia jej o wszystkim: od wyścigów i ciągłych kłótni z Grahamem, do tamtego dnia, w którym znalazła się w szpitalu i co się działo potem. Do tego potrzeba było dobrej chwili. Musiałem więc być cierpliwy. W ostateczności nie znajdzie się na to czas, ponieważ będę musiał wracać do siebie, a co za tym idzie zapomnieć o przeszłości i Noelle. Już na zawsze.

Ale czy to było możliwe?
Trudno było mi o niej zapomnieć...

– Cieszę się, że się spotkaliśmy po latach – wyznałem. – Byłem ciekaw co u ciebie – wyszeptałem, lecz dziewczyna i tak to usłyszała, ponieważ gwałtownie się do mnie odwróciła. 

Rozchyliła wargi, ale nic nie wypowiedziała. Zaczynałem żałować, że w ogóle powiedziałem to na głos.Przy niej odbierało mi mowę i rozum. Nie wiedziałem co powiedzieć, o czym porozmawiać. Teoretycznie w głowie miałem mnóstwo tematów do rozmowy; chciałem dowiedzieć się co u niej, jak żyje, jakie studia skończyła i czy była szczęśliwa z Davem i co ją skłoniło do powrotu do swojego byłego, który swoją drogą nie wyglądał, na takiego, kogo można dążyć sympatią - ale co ja tam wiem? Jednak kiedy znajdowałem się z nią sam w pokoju, nie potrafiłem skleić ciekawego zdania. Tym razem było zupełnie inaczej niż w Miami. Wtedy nie miałem takiej świadomości, jak bardzo będzie mi jej brakowało, jak bardzo będę za nią tęsknić i jak trudno będzie mi się jej pozbyć z mojej głowy - to wszystko powoli do mnie zaczęło do mnie docierać. Wtedy także nie spodziewałem się, że to wszystko się potoczy w taki sposób, na dodatek przeze mnie...po części.

Miałem nadzieję, że gdy daję się pracę; skupię się na czym innym, to uda mi się zapomnieć o brązowookiej dziewczynie z wakacji. Niestety to się nie wydarzyło. Łatwiej mi było z Autumn - wraz z końcem naszej znajomości, poczułem wielką ulgę i cieszyłem się, że nie będę musiał już więcej nikogo okłamywać. W przypadku Noelle ona była zawsze i wszędzie, choć nawet tego nie kontrolowałem. Zamykając drzwi wtedy w szpitalu, byłem pewien, że to koniec rozdziału pod tytułem: Noelle. Wakacje się skończą, a ona wróci do Georgii, a razem z nią nasza znajomość - myślałem tamtego dnia. Powtarzałem, że to tylko koleżanka, bo to tylko wakacyjna znajomość, więc mnie nie ruszy, a jednak...

Powiedzenie: "tego kwiatu jest pół światu" było całkowicie nieprawdziwe. Jeszcze kilka tygodniu temu nie pomyślałem o tym w ten sposób, teraz znajdując się z Noelle w jednym pomieszczeniu w mieszkaniu jej przyjaciółki, mogłem z całą pewnością przyznać, że żadnej innej takiej dziewczyny jak ona nie mogłem znaleźć, nawet jakbym szukał latami - ona była jedna, jedyna, wyjątkowa.Po tym, co zrobił jej Graham oraz to, co chciał jej uczynić, a także świadomość tego, iż było to spowodowane zemstą na mnie... Nie zasługiwałem na to, by przechodzić obok mnie, a już w ogóle na rozmowę. Ona nic nie miała z tym wspólnego, to wszystko było przeze mnie. Gdybym dał sobie z nią spokój, gdybym nie był tak uparty, by ją zaczepić, nie tknęliby jej, nawet jednym palcem. To pewnie dlatego teraz była taka nieufna i strachliwa - przez tamto porwanie.

Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, a szczególnie jej. Jednak wyszło inaczej - miała problemy ze swoją ciocią, z rodzicami oraz moimi wrogami. Dlatego postanowiłem od teraz się jej nie narzucać. Widoczne było to, że dziewczyna nie czuła się pewnie w moim towarzystwie, może nawet się mnie bała. Mimo iż było to dla mnie trudne, musiałem więc trzymać się w cieniu.

– Posłuchaj, jeśli...

– Chcesz coś do picia? – weszła mi w słowo. – Zrobię kawy, herbaty albo może kakao? – zmieniła temat.

Noelle weszła do kuchni i zajęła się przygotowaniem któregoś z wcześniej wymienionych przez nią napoi. Myślę, że nie dlatego, iż nagle miała na to ochotę, lecz dlatego, że potrzebowała się czymś zająć; chociaż na chwilę przestać myśleć o tym, iż znajdowałem się obok, w tym samym mieszkaniu, co ona. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić: czy pójść za nią, czy coś powiedzieć, czy po prostu zniknąć. Ostatecznie wybrałem tę pierwszą opcję.

Dziewczyna w kuchni także się pewnie poruszała. Oznaczało to, iż bardzo dobrze znała nie tylko łazienkę, ale całe mieszkanie. Cóż się dziwić, przecież Noelle przebywała u swojej przyjaciółki prawie każdą wolną chwilę.

– Wiesz co? – Nie mogłem siedzieć cicho, gdy prawie że wyrywałem się do odpowiedzi. Brązowooka była skupiona na szukaniu kubków, ponieważ nie dawała żadnego znaku. Uznałem to za niemą wskazówkę, że mnie słucha, dlatego mówiłem dalej: – Mam wrażenie, że znasz to mieszkanie, jakbyś tu co najmniej mieszkała razem z Phoebe.

– Bo z początku miałam tu razem z nią mieszkać.

Weszła na krzesło. Uniosłem głowę w górę, zaciekawiony jej czynem i właśnie w tym momencie - jakbym przyciągał ją do siebie wzrokiem - spadła prosto na mnie. Dobrze, że byłem na tyle blisko, iż udało mi się ją złapać. Zachwiałem się lekko, ale to mi nie przeszkodziło, bym puścił jej plecy, które trzymałem mocno. Na szczęście udało się nam uniknąć upadku na podłogę. Noelle w dłoniach trzymała kurczowo pudełko z kakao, jakby od tego miało zależeć jej życie.

"Czyli po to wchodziła na krzesło."

Wpatrywałem się na nią jak w pieprzone dzieło sztuki. Przeniosłem wzrok wyżej i nasze oczy się spotkały. Teraz wiedziałem, że brakowało mi jej. Tęskniłem za smakiem jej ust, na które, na krótką chwilę rzuciłem okiem. Tęskniłem za dotykiem, który palił moją skórę, nawet przy najmniejszym muśnięciu. I choć powinienem się bać, czuć niebezpieczeństwo, instynktownie uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo ogień był śmiercią, chyba chciałem tego. Chciałem czuć dotyk tylko jej, nawet jeśli miał mnie poparzyć.

Do rzeczywistości przywrócił nas telefon dziewczyny. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Brązowowłosa tak się spieszyła, by odebrać swoją komórkę, że o mało nie zrzuciła pudełka z kakao, stawiając go głośno na blat kuchenny. Pewnie nawet nie zwróciłaby na to uwagi. W tej chwili telefon był najważniejszy.

"Bała się, że nie zdąży go odebrać czy jak?"

Nie chciałem wyjść na podsłuchiwacza, więc zająłem się przygotowaniem upragnionego przez dziewczynę napoju. Właśnie wtedy znów pojawiła się Noelle. Wchodząc do środka, włączyła tryb głośnomówiący, bym i ja mógł usłyszeć osobę po drugiej stronie telefonu:

– Jesteś tam? – głos należał do Phoebe, co mogło znaczyć naprawdę wiele. Ona była jak kalejdoskop - miała milion pomysłów na minutę. Po niej można było się spodziewać wszystkiego. – Aaron? Noelle? No mówcie cokolwiek! – wykrzyknęła.

– Tak. Aaron też tu jest – poinformowała brązowooka.

– Słuchajcie, bo jest sprawa – zawiesiła głos, przygotowując się do przekazania nam jakiejś wiadomości. – I mam nadzieję, że nie zostawisz Aarona samego przez ten czas – umilkła na chwilę, czekając na odpowiedź z naszej strony. My jednak nic nie powiedzieliśmy, czekając na to, co zielonooka miała nam do powiedzenia. – Wiem, że to źle z mojej strony. Nie dość, że zostawiłam gościa samego, to jeszcze tak jakby wymusiłam przyjaciółkę, by została z nim w jednym mieszkaniu – westchnęła. – Przepraszam was, ale naprawdę nie mogłam inaczej, nie mogłam zostawić cię samego, Aaron i nie dlatego, że boję się, że coś mi ukradniesz albo spalisz mieszkanie i nie będę miała potem jak wrócić, ale dlatego, że wolałam, by ktoś zaufany przy tobie był, a Noelle jest najbardziej zaufaną osobą na świecie i nie dlatego, że znamy się z nią... – zaczynała swój bezsensowny słowotok, przez który razem z Noelle zaczęliśmy się niecierpliwić.

"Czy ona była pijana?"

– Phoebe do rzeczy – przerwałem jej.

– Nie złoście się na mnie, ale wrócę później, niż sądziłam – to zdanie wypowiedziała bardzo szybko. Chyba bała się naszej reakcji.

– Jesteś dorosła – powiedziałem krótko. – I nie martw się mną, poradzę sobie.

– Noelle, nie zostaniesz z nim?

Dlaczego tak bardzo jej zależało, by Noelle siedziała ze mną przez cały ten czas, gdy ona będzie nieobecna? Phoebe zachowywała się, jakbym był obłożnie chory; jakbym był dzieciakiem, który nie może siedzieć bez opieki. Na dodatek w tym wszystkim nie liczyło się zdanie Noelle, a przynajmniej tak mi się zdawało, ponieważ nie zamieniła ani słowa przez całą rozmowę ze swoją przyjaciółką.

– Phoebe, proszę cię, wyluzuj się. – Wziąłem głęboki oddech. – Noelle bardzo dobrze się mną zajmuje, ale czy zostanie, czy pójdzie to jej decyzja. Pewnie ma ważniejsze sprawy na głowie – zrobiłem przerwę. – A jak tam spotkanie o pracę? Myślisz, że masz szansę?

– Jest miło – odpowiedziała lakonicznie.

– Uważaj na siebie – pożegnałem się z nią. Po chwili słychać było zakończenie połączenia.

– Nie za bardzo mogę zostać, chociaż... – Zaczęła wciskać coś w swojej komórce. 

Weszła do innego pomieszczenia, by mogła porozmawiać w samotności. Nie dała mi nawet chwili, bym mógł cokolwiek powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro