Rozdział 5
— Oszalałeś? Nie rób tego, bo jeszcze go obudzisz — obudził mnie kobiecy głos. — Jeśli naprawdę tam wejdziesz, wiedz, że to koniec z nami.
Otworzyłem oczy, ale szybko je zamknąłem przez przedzierające się do pomieszczenia promienia słoneczne. Wydałem z siebie niekontrolowany jęk. Podniosłem się, lecz zamroczyło mnie to, dlatego też od razu wróciłem do pozycji leżącej.
— Hola, hola, spokojnie. — Poczułem, jak jakiś chłopak chwyta mnie za barki, pomagając mi wrócić do poprzedniej pozycji. Nawet nie usłyszałem, jak wchodzi do pokoju.— Bo jeszcze sobie zrobisz krzywdę. — Mimo iż wyglądał, jakby mnie ostrzegł: zrobił wielkie oczy, a jego palec wskazujący skierował w moją stronę, to mówił łagodnym, może nawet trochę przestraszonym głosem.
— Gdzie ja jestem? — zapytałem, ale niestety niedane mi było usłyszeć odpowiedzi, ponieważ do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna, o mało się nie przewracając.
— No przecież mówiłam ci, żebyś... — przerwała, widząc, że się obudziłem. — Obudziłeś się? — to skierowane było do mnie, jednak nie zamierzałem jej odpowiadać. Zamiast tego zdziwiony zapytałem:
— Phoebe? — Nie wiedziałem, czy to przez moją głowę miałem wyobrażenia, stojącej nade mną owej dziewczyny, czy ona naprawdę tam się znajdowała. Mogło to być dziwne, ale szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że ta pierwsza opcja była prawdziwa.
— To wy się naprawdę znacie? — Chłopak wstał i podszedł bliżej zielonookiej.
— No przecież ci mówiłam. — Przewróciła oczami.
— Ale myślałem, że ty tylko tak mówisz. Tak to sam mógłbym powiedzieć, no w końcu takie...
— Ty jesteś jakąś stalkerką? — przerwałem im rozmowę. Tym razem nie przejąłem się zbytnio swoją głową ani tym, że ponownie mnie zamroczyło, gdy gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej. — Szpiegujesz mnie? Czego chcesz? Nie dasz mi spokoju, aż w końcu się zgodzę, by ci pomóc z Noelle, czy o co ci chodzi?
— Ej, ej, ej. — Tym razem ona skierowała palec wskazujący w moją stronę. — Nie mieszaj w to mojej przyjaciółki. — Popatrzyła się na mnie ostrzegającym wzrokiem. — Miałeś wypadek, więc ci pomogłam, powinieneś mi być wdzięczny, a nie na mnie krzyczysz! — Podniosła głos, wyraźnie rozgniewana moimi słowami.
— Nie wierzę, że to akurat ty znalazłaś się gdzieś niedaleko. — Zmarszczyłem brwi. — Przypadkowo — podkreśliłem.
— No wypraszam sobie. — Chłopak założył ręce na piersi. Wyglądał, jakby się obraził na to, co powiedziałem. – Jej można zarzucić, że jest kłamczuchą, ale ja nigdy nie potrafiłbym kogoś okłamać, tym bardziej mężczyznę — zrobił przerwę, poważniejąc. — Wracaliśmy z galerii do domu i widzieliśmy twój samochód, a raczej jego resztki i ciebie w środku. Miałem zadzwonić na pogotowie, ale ty coś bełkotałeś, że nie chcesz do szpitala. Więc zabraliśmy cię z Phoebe tutaj.
Zatrzymałem się na „resztki twojego auta", dalej nie słuchałem. Przeraziło mnie to nie tylko dlatego, że gdybym stracił samochód, nie miałbym jak wrócić do Miami, ale też dlatego, że to mój wóz. Był dla mnie cenny, trochę niczym jak dziecko dla rodzica.
– Co z moim autem?
– Był poobijany, więc zadzwoniłem do brata. Jest mechanikiem – tłumaczył chłopak. – Nie znam się na tym, ale powiedział, że będzie żył.
– Jesteś głodny? – zapytała nagle Phoebe.
– Dlaczego mnie zabrałaś? – zignorowałem jej pytanie.
– A co? Miałam cię tam zostawić? Co jak co, ale serce to ja jeszcze mam.
– Zostaniesz tu, dopóki nie wrócisz do całkowitego zdrowia. – Chłopak pokazał palcem na moją głowę, uświadamiając mi, że miałem na niej bandaż. – Także leż.
– Dzięki za wszystko, ale muszę wracać do Miami. – Rozejrzałem się po pokoju, szukając telefonu.
– Czy ty w ogóle słuchasz? – Dziewczyna uniosła brwi w górę. – Przecież nie możesz nigdzie jechać, dopóki nie zrobią coś z twoim samochodem – powtórzyła słowa swojego kolegi.
„No tak. Nie słuchałem..."
– Nie mogę tu być. Nie będę wam siedział na głowie.
– My nie jesteśmy razem – Phoebe prychnęła kolejny raz. – To jest tylko mój sąsiad, mieszka obok. – Przewróciła oczami. – A mi będzie bardzo miło, jak zostaniesz. Bo jak nie, to będziesz musiał pójść do szpitala, a z tego, co wiem, nie chcesz tam być. – Skrzyżowała ramiona na piersi. Przypomniało mi się - jak przez mgłę - kiedy siedziałem w samochodzie i ktoś do mnie podszedł, mówiąc, że zaraz wezwie pogotowie, ja wtedy błagałem, by tego nie robiła. Ciągle to powtarzałem, dopóki nie straciłem przytomności po raz drugi. – Chociaż w sumie się nie dziwię, tam nie ma niczego dobrego do jedzenia.
– Jak nie chcesz zostać z nią, ja z chęcią cię przygarnę. – Sąsiad dziewczyny posłał mi flirciarski uśmiech.
Przypatrzyłem się mu bardziej. Posiadał idealnie ułożone jasnofioletowe włosy, jakby przesiedział z nimi przed lustrem kilka długich godzin. Zawiesiłem wzrok na jego brwiach, które były idealnie pełne oraz kształtne. Ubrany był w beżową bluzkę i spodnie jeansowe, na szyi zaś wisiała apaszka tego samego koloru, co jego górna część ubioru.
– Przeszkodziłem wam w czymś? – Miałem nadzieję, że zrozumiał moje pytanie, bo skoro nie byli razem, to pewnie Phoebe musiała go zaprosić do łóżka. Bo z tego, co mówił o niej Dave...
– Ale w czym? – Zmarszczył czoło, a widząc mój znaczący wyraz twarzy, zaśmiał się cicho: – O nie, nie, nie. Ja jestem innej orientacji. Phoebe może jest świetna w tych sprawach i jest atrakcyjna, ale ja wolę takich jak ty. Także jakbyś zmienił orientację, to wiesz, gdzie mieszkam.
– Dobra, to rozumiem, że zostajesz, tak? – wtrąciła się jasnowłosa i nie czekając na moją odpowiedź, ciągnęła: – To jest Aaron, a to Justin, ale to tylko formalność – westchnęła.
– Co z moją głową? – Dotknąłem zabandażowanej części ciała.
– Masz szczęście, że to nic poważnego. Żyjesz, oddychasz, podnosisz się, rozmawiasz, pamiętasz kim jesteś i co się stało, więc jest dobrze. Możesz, ale nie musisz iść do szpitala, ale skoro tak bardzo nie chcesz... – Wzruszyła ramionami. – W takim wypadku musisz leżeć, nie ma bata, muszę być pewna. – Widząc mój pytający wyraz twarzy, dodała: – Moja mama jest lekarką. – Machnęła ręką, uważając, iż to nic takiego. – Jesteś głodny? – powtórzyła pytanie.
– Oj tak, bardzo – odpowiedział zadowolony Justin, chociaż pytanie, które zadała Phoebe, skierowane było do mnie. Dziewczyna spojrzała na niego sceptycznym wzrokiem. – No co? Pytałaś, to odpowiadam. Przypominam, że pomagałem ci. Niosłem go tak samo, jak ty na swoich barkach. – W sumie – odezwał się po krótkiej chwili. – Jeśli Aaron nie może wstawać, to mogę go nakarmić.
Chciałem coś na to odpowiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Zamiast tego zacząłem kolejny raz szukać swojego telefonu. Musiałem powiadomić Noaha, bo pewnie przez cały czas myślał, że wciąż jechałem do domu.
– Jezu, oddaj mu wreszcie ten telefon. – Chłopak wyciągnął rękę w stronę swojej sąsiadki.
To, co dla mnie zrobili, było naprawdę miłe i byłem im bardzo wdzięczny, ale myśl, że miałem tam zostać dłużej, przyprawiała mnie o ból głowy. Oboje patrzeli na mnie jak zwierzę polujące na swoją ofiarę. No może Phoebe nie obserwowała mnie w ten sposób, ale od ostatniego naszego spotkania w klubie, mogłem się spodziewać po niej chyba wszystkiego. Na dodatek miałem przez cały czas leżeć. Wolałbym pochodzić; pójść na spacer albo zrobić coś, by czas minął szybciej. Coraz bardziej żałowałem, że wyjechałem i zostawiłem mamę z tym wszystkim samą.
– Trzymaj. – Zielonooka podała mi telefon. – Pójdę zrobić coś do jedzenia. Lubisz mrożoną pizzę? – na zadane przez nią pytanie pokiwałem z lekkim wahaniem głową.
Wyszła, zostawiając mnie samego z Justinem.
– Ile czasu w ogóle minęło? – przerwałem ciszę panującą w pokoju.
Rozejrzałem się dookoła. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, musiało być pokojem gościnnym. Znajdowało się tu kilka szafek, komoda, naprzeciwko łóżka na ścianie wisiał telewizor, a po mojej prawej stronie okno na plac zabaw. A przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ nawet z łóżka widać było huśtawki, na których bujały się dzieci.
– Kilka godzin, ale na szczęście oddychałeś – usłyszałem odpowiedź.
– Nie przejmuj się mną. – Odpaliłem wyświetlacz swojego telefonu. – Ze mną jest wszystko dobrze. Dzięki za ratunek.
Nie wiedziałem jak się obchodzić z homoseksualistą, nigdy z takim nie miałem do czynienia. A świadomość, że prawdopodobnie takiemu komuś się podobałem, nie za bardzo mi w tym pomagała. Chociaż skoro nie umiałem sobie poradzić w przeszłości ze zdenerwowaną Autumn, to nie dałbym rady również i z Justinem, dlatego wolałem udawać, że nic takiego nie widzę i skupić się na swojej komórce.
– Słyszałem, że znasz się z Noelle, prawda? – zagaił chłopak, siadając na krześle tuż obok łóżka, na którym leżałem. – Poznaliście się w wakacje. Jakie to romantyczne. – Jego oczy się zaszkliły. – Ja z moim byłym też kiedyś się tak poznałem. Och, gdybym tylko był starszy i dojrzalszy, walczyłbym bez wahania...
W jego oczach widziałem czyste, prawdziwe niebo – rozmarzył się. Widać było, że chłopak był bardzo wrażliwy.
– Dlaczego nie zawalczysz o niego teraz? Przecież mógłbyś go znaleźć w internecie i przypomnieć mu o sobie – zdecydowałem zadać pytanie, choć nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem był ciągnąć ten temat. Jeszcze przez to się bardziej zasmuci albo w najgorszym przypadku popłacze. Wtedy nie wiedziałbym co robić.
– Za późno. Po wakacjach wróciliśmy oboje do domu, ja nie mam jego numeru, on mojego też nie. To było przelotne, ale dopiero z czasem zdałem sobie sprawę, że za nim tęsknię. – Było minęło... – westchnął.
– Nie obrazisz się, jak zadzwonię do kumpla? Muszę go powiadomić o mojej stłuczce – odezwałem się po długiej ciszy, pokazując swój telefon.Uznałem, że lepiej będzie, gdy zakończymy ten raniący go temat.
– Jasne, jasne. – Wstał szybko z krzesła. – Zostawię cię samego, żebyś miał chwilę intymności. – Po tych słowach wyszedł z pokoju.
Wybrałem numer do przyjaciela i po chwili usłyszałem jego głos:
– Aaron, gdzie jesteś?
– Zmiana planów. – Przejechałem dłonią po twarzy. – Miałem małą stłuczkę i nie mam jak na razie wrócić. Sorry stary, ale...
– Nic ci nie jest? – wszedł mi w zdanie. – Może powinienem przyjechać? Jesteś w szpitalu? – W wyobraźni widziałem jego zmartwioną twarz.
– Nie, ze mną jest wszystko dobrze, ale mój samochód... – wypowiadając te słowa, w mojej głowie pojawiła się myśl: czy to nie dziwne, że uwierzyłem na słowo Phoebe i Justinowi? A co, jeśli mnie okłamywali, tak naprawdę pragnąc mój samochód? – Jak moje auto będzie sprawne, od razu się stąd zmywam. – Postanowiłem stłumić te myśli.
– Jesteś u Archiego, prawda? – to pytanie przypomniało mi, że zapomniałem mu powiedzieć o zamkniętych drzwiach domu przyjaciół moich rodziców. – Jadę tam.
– Zapomniałem ci powiedzieć, że nie zastałem go w domu. Jestem u... – zawahałem się. Zastanawiałem się nad dokończeniem zdania, ale kiedy do pokoju weszła Phoebe, mówiąc o czymś, nie zdając sobie nawet sprawy, że rozmawiałem przez telefon. Zrezygnowałem. Nie potrafiłem okłamać swojego najlepszego przyjaciela, dlatego wolałem zakończyć tę rozmowę. – Będę za kilka dni, nie przyjeżdżaj. Będę informował na bieżąco. – Zakończyłem połączenie.
– Wybacz, przeszkodziłam ci. – Położyła na niedużym stoliku talerze i sztućce. – Pomyślałam, że lepiej będzie, jak zjemy tutaj. Nie będziesz jeść sam. Zaraz wszystko będzie gotowe. Następnym razem zapukam. – Pokazała na telefon, który trzymałem w dłoni. Dała mi do zrozumienia, że chodziło jej o sytuację sprzed kilku minut, gdy - jej zdaniem - przeszkodziła mi w rozmowie telefonicznej. – To przyzwyczajenie...
Nie miałem jej za to za złe, to było jej mieszkanie i teoretycznie nie musiała ani pukać, ani przepraszać. Jednak nie powiedziałem jej tego, ponieważ zniknęła za drzwiami.
Wciąż nie potrafiłem odnaleźć się w tym mieszkaniu; z ludźmi, których nie znałem za dobrze, a raczej w ogóle. Byłem tu sam z nimi i nic nie mogłem z tym zrobić, ponieważ prócz ich, nikogo tu nie znałem. Mieszkałem w Miami, to około jedenaście godzin stąd, oznaczało to, iż by znaleźć się w domu, potrzebowałem samochodu. Sprawnego samochodu. W tej chwili moje takie nie było, więc jedyne co mi pozostało, to czekanie.
– Lubisz sok jabłkowy? – usłyszałem Justina. – Niczego innego nie mam, znaczy Phoebe nie ma, jeśli chodzi o coś gazowanego, bo pewnie je lubisz... – Spojrzał na mnie przez krótką chwilę. – Ja osobiście ich nie lubię. Muszę dbać o linię. – Zajął miejsce przy pełnym po brzegi stoliku. – Ale nie odmówię jedzenia pizzy z tobą. – Uśmiechnął się do mnie. – Jeden kawałek nie zaszkodzi, prawda?
– Przecież jesteś chudy jak patyk. – Dołączyła do nas zielonooka.
Wstałem z łóżka, wcześniej zastanawiając się, czy mam na sobie jakieś ubrania, ale na szczęście wszystko było na swoim miejscu, oczywiście oprócz skórzanej kurtki, którą dostrzegłem na oparciu krzesła. Zająłem wolne miejsce między dziewczyną a chłopakiem.
Kiedy mieliśmy zacząć naszą ucztę, niespodziewanie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Phoebe chyba wcześniej nikogo nie zapraszała, ponieważ bardzo się zdziwiła. Pobiegła na paluszkach do drzwi, a kilka chwil później schwyciliśmy słuchem dźwięk otwieranych drzwi.
– Nie spodziewałam się... – odezwała się Phoebe zmieszanym głosem.
– Przeszkadzam? – miałem pewność, że znałem głos, należący do gościa.
– Nie skarbie, wchodź. Właśnie jedliśmy. Tylko... – przerwała zielonooka. – Mam gościa – ostatnie słowa dodała dopiero po przekroczeniu progu pokoju, w którym przebywaliśmy.
Widząc, kim okazał się gość Phoebe, o mało nie spadłem z krzesła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro