Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


– Nie jestem tego taki pewien... – mruknął sceptycznie nastawiony do tego pomysłu Noah.

Właśnie weszliśmy do mieszkania Phoebe. Mój przyjaciel przez całą drogę powrotną okazywał mi swoje sceptyczne nastawienie naszego powrotu do zakładu. Uznał, iż to nie miało sensu, że to zły pomysł i tak dalej. Ja jednak go nie słuchałem, zdecydowałem, że jakoś trzeba ruszyć, bo inaczej utkwimy w miejscu, jak przez kilka ostatnich dni. Jeśli on nie chciał pojechać tam ze mną, to uszanuję jego decyzję, w końcu nikogo nie można zmuszać.

Czas się kurczył, ja już zakończyłem naprawę samochodów - w tym mojego - i czekałem na kolejny dzień, by oddać wóz w ręce właściciela, więc już powoli myślałem nad powrotem do Miami. Skończę jedno i będę mógł zacząć coś innego.

– Trudno, ale wiedz, że ja tam pojadę. – Weszliśmy głębiej do mieszkania. – Użyczysz mi swój wóz? – Wiedziałem, że jeśli chodziło o jego auto, był to trudny temat. To była jego perełka, tak samo, jak moje auto dla mnie i kiedy pytałem się o pożyczenie jego samochodu - choć tak naprawdę nie działo się to często - długo trwało, nim cokolwiek zdecydował.

– Porozmawiamy o tym później – rzucił, nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnąłem się szeroko, ponieważ czekałem na tą reakcję z jego strony.

– Chłopacy, nie macie pojęcia, co się przed chwilą stało – pisnęła radośnie Phoebe, gdy tylko znaleźliśmy się w kuchni, gdzie spędzaliśmy bardzo dużo czasu. Obaj spojrzeliśmy na nią pytającym wzrokiem, oczekując odpowiedzi. W jej oczach zawitały iskierki szczęścia, a jej usta uformowały się w szeroki uśmiech. – Chris właśnie mnie zaprosił do wspólnych zakupów, a raczej drzwi. Wiecie, że szuka odpowiednich drzwi, prawda? – zapytała, choć nawet nie czekała na odpowiedź z naszej strony, gdyż już po chwili mówiła dalej: – No więc razem idziemy do sklepu, poszukać jakiś ładnych drzwi. Mam mu pomóc, bo on się kompletnie na tym nie zna... – Zaśmiała się, ale widząc, że nasze twarze przez cały czas były poważne. – Coś nie tak? – spoważniała. – Dowiedzieliście się czegoś nowego? – Wyglądała na naprawdę zaciekawioną.

– Tak jakby... – Popatrzeliśmy się na siebie. – Usłyszeliśmy, jak Zack z Davem rozmawiają. I chyba tam wrócę, żeby zobaczyć, o co chodzi – wyznałem.

– A moim zdaniem to jest głupi pomysł.

– Jeśli chcecie tam pojawić, to może lepiej będzie, jak zawiadomicie policję i z nimi...

– I co im powiemy? – wszedłem w zdanie zielonookiej, której ze zdziwienia oczy zwiększyły się do wielkości spodków. – Przecież my nawet nie wiemy, o co dokładnie tam chodzi. Trzymają tam narkotyki, dobra, ale co z tym wszystkim ma wspólnego Noelle albo...?

– Chcesz działać na własną rękę?– Przecież od początku to robię.

– Może też powinnam z wami pojechać?

– Nie, ty jedź z Chrisem. – Uśmiechnąłem się dwuznacznie, za co dostałem od dziewczyny kuksańca w ramię.

– Twoim zdaniem to jest dobry pomysł? – zapytał zrezygnowany Noah. – Ty też nie uważasz, że to trochę bezsensowne?

– Coś musimy zrobić – odrzekłem. – Twierdzisz, że lepiej będzie, jak będziemy bezczynnie siedzieli w mieszkaniu, zastanawiając się, o co tam chodzi? Noah, musimy się czegoś złapać, bo nie mamy nic. – Widziałem w jego oczach wahanie. To musiało dać mu do myślenia.

– No w końcu ktoś musi cię zawieźć moim autem – zażartował.

– W takim razie proszę was, uważajcie na siebie chłopaki – powiedziała poruszona Phoebe.

Nie dłużej niż piętnaście minut później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Phoebe widząc swojego gościa, niemalże wybiegła z mieszkania. Nie mieliśmy nawet czasu, by na chwilę wyjść z pomieszczenia i przywitać się z sąsiadem zielonookiej. Phoebe tylko krzyknęła nam „cześć" i nie czekając na odpowiedź z naszej strony, wyszła ze swoim nowym kolegą.

Po zjedzonym posiłku - oczywiście z paczki - każdy z nas zajął się sobą w pokoju gościnnym. Widząc, jak Noah skupia uwagę na swoim telefonie i ja postanowiłem zrobić to samo. Choć wahałem się, ponieważ gdy tylko chwytałem w dłoń swoją komórkę, przypominało mi się, że kilka dni temu dostałem wiadomość od Autumn, która napisała z numeru ojca. Wciąż byłem na siebie zły, że do tej pory jej nie usunąłem, by mieć z tym spokój.

– Ty naprawdę jesteś zdeterminowany, żeby im pomóc – zagaił, tym samym przywracając mnie na ziemię. – Zrobisz wszystko, byle Noelle była szczęśliwa – sprecyzował.

Usłyszałem to samo już drugi raz w przeciągu tak krótkiego czasu i to od dwóch różnych osób: najpierw te same słowa powiedziała mi Phoebe, a teraz mój przyjaciel. Czy to nie było trochę dziwne? Czy ja naprawdę miałem napisane na czole: „podoba mi się Noelle" albo „zależy mi na Noelle"? To było aż tak widoczne?

– No wiesz... – mówił dalej. – Zmieniłeś się, jakbyś nagle złagodniał przy niej – tłumaczył. Nagle spojrzał na mnie z poważną miną. – To musi coś znaczyć, Aaron. – Przybliżył swoje krzesło bliżej mnie. – Na początku nie podobało mi się, że podoba ci się jakaś dziewczyna, która była w Miami tylko przyjazdem, na dodatek sam wtedy byłeś w związku z Autumn – imię mojej byłej wypowiedział bardzo szybko, gdyż dobrze wiedział, jak nie lubiłem, gdy ktokolwiek je wypowiadał w moim towarzystwie. Przewrócił oczami, wspominając rudą dziewczynę, ponieważ sam jej nie znosił i nawet, teraz kiedy nas już nic nie łączyło, podkreślał to. – Teraz, po czterech latach spotykacie się ponownie, co moim zdaniem nie jest przypadkowe, tym bardziej że wcześniej się nią tak zachwycałeś. Widać po tobie, że zależy ci na niej – zrobił długą przerwę. Byłem pewien, iż zakończył temat, lecz niespodziewanie zapytał: – Co będzie dalej, kiedy zakończymy tę sprawę? Znowu zakończycie znajomość?– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Wrócę do domu i skupię się na rozwodzie rodziców. To teraz będzie dla mnie najważniejsze. Muszę jakoś wesprzeć mamę.

– Wiesz, jak ja to widzę? – Na to pytanie, pokiwałem twierdząco głową. – Znowu wyjedziesz i znowu zakończysz tę znajomość. Ja nie mówię od razy, żebyście stali się parą, chociaż z kilometra widać, że zależy wam obojgu na sobie, ale no wiesz... Nie znam się na tym, ale patrząc na to, że już drugi raz los was połączył, to musi coś znaczyć – westchnął. Splótł swoje dłonie razem, zastanawiając się nad czymś intensywnie. W końcu po kilku długich chwilach zdecydował się wypowiedzieć te słowa: – Gdybym sam miał szansę spotkać drugi raz Mirandę... Nie traciłbym czasu na głupoty. – Wrócił wzrokiem na mnie. Nasze oczy się spotkały. W jego zalśniły łzy, jednak nie wypłynęły one na zewnątrz. – Zastanów się nad tym, bo potem możesz żałować, bracie. – Poklepał mnie po barku.

Nie wiedziałem, już co czułem do Noelle. Zawsze mi się podobała, ale czy miałem jakiekolwiek szanse? Dziewczyna wiele przeżyła, co w szczególności było winą jej chłopaka - jednocześnie byłego oraz teraźniejszego. Chciałem, by była szczęśliwa, by była bezpieczna, podobała mi się, zależało mi na niej, ale czy to było coś większego niż przyjaźń? Kiedy przypomnę sobie, jak wiele razy pojawiała się w mojej głowie przez te cztery lata, jak bardzo pragnąłem kolejny raz dotknąć jej ust... Ale bałem się, że kolejny raz coś spieprzę, że znowu przeze mnie będzie musiała cierpieć tak jak wtedy z Grahamem. Tamtego dnia była walka z czasem. Dosłownie. Gdyby policja pojawiła się wtedy kilka minut później, byłoby za późno. Szkoda tylko, że Mirandy nie udało się wtedy uratować... Gdyby nie te cholerne kilka minut więcej, o wiele za dużo, pewnie i Noelle spotkałby taki los.

Nigdy nie byłem zakochany, nigdy nie czułem miłości do żadnej dziewczyny. Byłem zauroczony, byłem w fikcyjnym związku, związku pełnym fałszu i kłamstwie, ale nigdy jeszcze nie miałem prawdziwej dziewczyny. No i pojawiła się ona. Spodobała mi się od razu, zauroczyłem się, „złagodniałem", miałem poczucie, że potrzebowałem jej obecności w swoim życiu - w końcu ciągle o niej myślałem, może nawet za nią tęskniłem - ale czy ona tego chciała? Czy nie zrobiłbym jej krzywdy po raz kolejny? Nie chciałem znowu znikać z jej życia i się nigdy do niej nie odzywać.

– Czy możliwe jest zakochanie w tak krótkim czasie? – zapytałem nieświadomie na głos. Miałem ochotę wycofać te słowa, ale niestety było już za późno. Noah odwrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy malowało się zrozumienie. Myślałem, że mnie wyśmieje, bo naprawdę zacząłem o tym myśleć.

– Wszystko jest możliwe. Miłość jest taka skomplikowana... – Pokręcił głową. – Przychodzi nagle i nie chce się odczepić, ale jest piękna, gdy jest odwzajemniona. – Zapatrzył się gdzieś w dal. – Pamiętasz mnie przed poznaniem Mirandy? – zapytał nagle. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. Aż trudno było mi uwierzyć, że Noah kiedyś był takim przeciwieństwem siebie... – Wszystko przez ten projekt... – Zaśmiał się szczerze. – Na początku chciałem się z nią trochę powygłupiać, bo szczerze nie chciało mi się robić tego na chemię. Zobaczyłem, jaka jest, poznałem ją bliżej... Tego samego dnia, kiedy prezentowaliśmy razem projekt, zabrałem ją na randkę. Poszliśmy do kina – spoważniał. – To właśnie tam, zdałem sobie sprawę, że mi się podoba, że wpadłem i nie ma odwrotu. To chyba przez jej uroczy chichot, kiedy śmiała się ze śmiesznych momentów. Czaisz, że przez tamten film, przez jakąś nudną komedię zajarzyłem, że jest niesamowita? – Nie mogłem uwierzyć, że właśnie opowiadał o jego wspólnych chwilach, które przeżył razem ze swoją zmarłą już dziewczyną. Mówił wszystko tak po prostu i bez tego cierpienia, jak na początku."Mój przyjaciel naprawdę wrócił do żywych."Może to przez ten wyjazd?

– Był aż tak nudny? – Parsknąłem śmiechem.– Nawet nie wiem, o czym był. Byłem skupiony na Mirandzie. Wtedy się tak bardzo przeraziłem, że gdy wychodziłem z sali, pewnie ludzie zastanawiali się, czy przed chwilą nie oglądałem horror, a nie komedię. – Zawtórował mi. – A potem nieświadomie zacząłem robić wszystko, co tylko chciała...

– Stałeś się pantofelkiem – poprawiłem go.

– Mów sobie jak chcesz, była dla mnie wszystkim. I może nie znaliśmy się jakoś długo, wpadłem po uszy. – Kolejny raz wzruszył ramionami. – Spotykaliśmy się na randki i przy okazji się poznawaliśmy.

– A co myślisz o mnie? Co widzisz? – zapytałem zaciekawiony. – Oczywiście jako obserwator z zewnątrz i mój przyjaciel.

– Myślę, że chcesz, ale się boisz. Nie chcesz jej skrzywdzić, choć tak naprawdę to nie była twoja wina. Ale ja się na tym nie znam. Przypominam ci, że to ty zdiagnozowałeś u mnie zakochanie. – Uniósł palec wskazujący w moim kierunku. – Radziłbym ci się szybko i dobrze zastanowić, żebyś niczego nie żałował i nie stracił szansy.

– Nie chcę nikogo do niczego zmuszać, nie chcę naciskać... Przecież ona na razie będzie potrzebowała wolności i samotności, będzie chciała odetchnąć od takiego Dave'a i innych...

– Ale ty nie jesteś Davem. Ty jesteś Aaron, zupełnie inna liga. – Zaśmiał się głośno, co odwzajemniłem.

Nasze śmiechy przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, a widząc imię Phoebe, od razu odebrałem. Przyłożyłem telefon do ucha, czekając aż usłyszę jej pełen szczęścia głos.

– Aaron, pomóż mi, proszę – jej głos nie był tak radosny, jak myślałem. Słysząc w nim strach i płacz, gwałtownie wstałem z krzesła.

Momentalnie poczułem, jak mój żołądek wywraca się na drugą stronę, a w mojej głowie pojawiło się milion różnych myśli: od tych najciemniejszych, do spokojniejszych, chociaż zważając na to, co usłyszałem po drugiej stronie słuchawki, to co się działo, nie mogło być czymś dobrym. W tej chwili jedyne czego pragnąłem, to by jak najszybciej znaleźć się w wozie Noaha.

"Oby tylko nie było za późno."

– Phoebe, co się stało? Phoebe! Słyszysz mnie? – Po drugiej stronie rozlegały się jakieś szumy i coś na kształt szamotów. – Phoebe! – zawołałem przerażony.

– Aaro... – Właśnie w tamtej chwili połączenie się zakończyło.

Nie wiedziałem więc, co tam się wydarzyło dalej, lecz nie było to nic dobrego. Byłem tego pewien.

Popatrzyłem na przyjaciela, który był tak samo przestraszony, jak ja. Oboje wiedzieliśmy, co powinniśmy w tej chwili zrobić. Nie musieliśmy niczego ustalać - od razu wyszliśmy z mieszkania, weszliśmy do samochodu Noaha i ruszyliśmy w kierunku warsztatu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro