Rozdział 20
DZISIAJ MIKOŁAJKI! ❤️ Mam nadzieję, że dostaliście wymarzone prezenty ☺️
Zbliżają się święta, więc przypominam, że na moim profilu znajduje się świąteczne opowiadanie (i to dwie części!!) Jest ono lekkie, słodkie i świąteczne ❣️ A rozdziały nazwane są czekoladkami 😊💓
Zapraszam i czekam na Wasze komentarze i gwiazdki, zarówno w świątecznym, jak i w tym opowiadaniu 😘💖
– Coście zrobili? – zapytała jeszcze bardziej zdziwiona Phoebe. Nie dała nam czasu na żadną odpowiedź. – I co mieliby tam trzymać? – Jej wzrok wędrował po całym pomieszczeniu. Nie patrzyła się w nasze oczy. Zastanawiała się głośno jakimi kretynami byliśmy w jej oczach. – Dajcie spokój...
– Oni się ciągle tam kręcą i nie pozwalają nam tam wchodzić – tłumaczył Noah. – Może wy coś wiecie na ten temat?
– Nie o tym nie wiem. – Na jej czole między brwiami pojawiła się mała zmarszczka od myślenia. Starała się przypomnieć sobie cokolwiek na temat pomieszczenia czy kluczy. Niestety, niczego na ten temat nie wiedziała. – A ty Noelle? – zwróciła się do swojej przyjaciółki, która tylko pokręciła głową.
– Jesteś pewna, Noelle, że nic nie wiesz? – to pytanie wyszło z moich ust. Chciałem być pewien, że na pewno niczego nie wiedziała. W końcu była blisko z Davem, czy były to dobre stosunki, czy złe. Mogła więc - a nawet powinna - wiedzieć co nieco na tematy, które nawiązywały do warsztatu, jego pracy, a także całego jego życia codziennego. W końcu mieszkali razem.
Brązowooka zaczęła intensywnie myśleć. Chwilę to trwało, lecz nic to nie pomogło. Pokręciła ponownie głową, zaciskając usta w wąską linię. Natomiast w jej oczach pojawił się kram. Nie powinna była się tak czuć, gdyż to, iż nie wiedziała niczego na temat owego pomieszczenia, nie było jej winą. Ale pewnie tak się czuła, ponieważ bardzo chciała nam pomóc.
– Może popytajcie się Justin'a? On jest bratem Zacka. – Wzruszyła ramionami. – Chociaż... Sama nie wiem. – Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. – Pewnie nie wie nic na ten temat, ale warto spróbować.
– Justin'a i tak nie ma w domu, więc musicie poczekać – usłyszałem głos Phoebe. Popatrzeliśmy na nią, niemo zachęcając ją, aby zagłębiła się bardziej w tej kwestii. Na szczęście szybko zrozumiała co mieliśmy na myśli, więc dodała: – Chyba poszedł z jakimś kolegą z jogi na spacer do parku. Ale wydaje mi się, że on i tak nic nie wie...
– Nie potrzebujemy pomocy Justina – Noah wszedł jej w zdanie. Wyglądał, jakby w jego głowie pojawił się jakiś szalony pomysł. W takich chwilach zawsze wyglądał tak samo: w jego oczach pojawił się na kilka krótkich sekund zawadiacki błysk, a jeden z jego kącików ust delikatnie, niemalże niewidocznie, unosił się w górę.
Czy wrócił szalony Noah sprzed czterech lat?
Nie widziałem go takiego bardzo długo, dlatego też widząc go takiego, aż sam się szeroko uśmiechnąłem.
– Co wy kombinujecie? – Phoebe popatrzyła najpierw na Noaha, potem na mnie, ale nie mieliśmy zamiaru odpowiadać na zadane przez nią pytanie. Po prostu skierowaliśmy się do drzwi i bez pożegnania wyszliśmy z mieszkania.
Byłem strasznie ciekaw, co wymyślił mój przyjaciel, dlatego też, gdy znaleźliśmy się na korytarzu, niemalże od razu go zapytałem:
– Jaki masz plan?
Mój towarzysz zbiegał tak szybko po schodach, że nie mogłem za nim nadążyć. Koniec końców podbiegłem do niego, dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się przed jego samochodem.
– Warsztat jest zamknięty, prawda? – Bawił się kluczami, miętoląc je w dłoniach. Zapewniłem go krótkim „no", by mógł w końcu mi powiedzieć, co wyczyniał. – Mam klucze, więc... – przeciągnął, dostrzegając na mojej twarzy zrozumienie. Nie musiał dokańczać tego zdania, gdyż zaczynałem rozumieć.
– Oszalałeś?! – przypadkowo podniosłem głos. Nie potrafiłem tego skontrolować, ponieważ emocje wzięły nade mną górę. – Wiesz, jak to się może skończyć, prawda? Przecież włamanie jest karalne! – Miałem ochotę wrócić do mieszkania, ale nie zrobiłem tego. Wiedziałem, że gdybym to uczynił, Noah pojechałby sam do zakładu. Zostałem na swoim miejscu, bym mógł na wszelki wypadek go powstrzymać przed gorszą głupotą. W głębi duszy jednak miałem nadzieję, iż chłopakowi nie przyjdzie do głowy coś gorszego od wtargnięcia. – I co chcesz zrobić? – zapytałem, gdy wsiedliśmy do jego wozu.
– Po prostu wejdziemy do środka i zobaczymy, co inni tam kryją – opowiadał o tym, jakby mówił o zwykłych rzeczach.
Miałem wątpliwości co do pomysłu, jaki niespodziewanie narodził się w głowie mojego przyjaciela. Nie chciałem iść do aresztu albo do więzienia, ale nie chciałem też zostawiać Noaha. Musiałem w razie czego go powstrzymać, by nie zrobił czegoś gorszego. Już samo włamanie było złe; niezgodne z prawem, dlatego też musiałem mieć go na oku, by nie zrobił jeszcze czegoś.
– Ciekawe, jaki ty masz pomysł. – Nie odrywał wzroku od jezdni.
– No na pewno mój pomysł nie byłby tak ryzykowny – warknąłem. Już powoli robiłem się zły. – Nie skończylibyśmy w pace – mruknąłem pod nosem. Wpatrywałem się w widoki za oknem, przygryzając przy tym skórkę paznokcia.
– Wiesz przecież, że w inny sposób tam nie wejdziemy, prawda? – Wbił we mnie wzrok. Czułem, jakby nadział na mnie ostrze miecza. – Bo nie wierzę, że następnym razem sam z siebie zaprosi nas do tamtego pokoju.
– A co jeśli ktoś nagle przyjdzie, na przykład Dave się skapnie, że nie ma kluczy i przyjdzie tu razem z policją?
Zaczynałem się do tego planu powoli przekonywać, jednak cały czas gdzieś w głębi miałem przeczucie, iż w najmniej oczekiwanym momencie coś się wydarzy: ktoś nagle przyjdzie i wszystko szlag trafi. Chyba zawsze jest taki strach, gdy wykonuje się tego typu akcje.Noah zachowywał się właśnie tak samo, jak ja, w momencie, gdy sam wpadłem na pomysł, by pomagać w warsztacie. Mój przyjaciel też tak jakby nie miał wyjścia i musiał zaakceptować mój plan. I tak samo tamtego dnia to był nasz jedyny i najlepszy pomysł, tak dzisiaj było z pomysłem mojego kumpla.
– Coś się wymyśli – rzucił, kiedy zaparkował auto przed zakładem.
– Noah. – Zatrzymałem go, gdy chwytał za klamkę. Mój towarzysz natychmiast odwrócił głowę w moją stronę, co oznaczało, iż miałem mówić dalej: – Nie musisz tego robić – mówiłem poważnie. Byłem nawet przygotowany na rezygnację z jego strony, lecz chłopak po prostu zignorował moje słowa i wyszedł z wozu, nie czekając na mnie. Zachował się, jakbym przed chwilą zupełnie nic nie powiedział.
Z jego tylnej kieszeni spodni zwisała niebieska smycz, na której doczepione były klucze: jeden z nich należał prawdopodobnie do głównego wejścia do warsztatu, a drugie do tajemniczego pokoju.
– Musimy to zrobić – odrzekł, kiedy dołączyłem do niego przed drzwiami, prowadzącymi do środka zakładu. – Razem – podkreślił. – Też jestem jej to winien. – Wyjął narzędzie otwierające drzwi i jednym z nich otworzył warsztat. Rozglądałem się dookoła przez cały ten proces, jakby w obawie, iż kogoś znajdę, jakby ktoś miał zaraz wyjść z ukrycia i nas nakrył na tym złym uczynku. Nie pomógł fakt, że nikogo nie zauważyłem, gdyż wciąż czułem pod skórą, jak i w całym moim ciele rosnącą adrenalinę.
Noah pierwsze co, to włączył światło, by oświetliło ciemne pomieszczenie. Tuż po chwili ukazało się dobrze znane nam pomieszczenie wypełnione narzędziami oraz samochodami. W tej chwili każdy najmniejszy ruch lub najcichszy szelest powodował, że w całym miejscu powstawało echo. Pragnąłem, byśmy to załatwili jak najszybciej i odjechali. Dlatego poszedłem za przyjacielem, który bez zbędnego przedłużania, ruszył w kierunku drzwi, prowadzących ku tajemniczego pomieszczenia. Mój przyjaciel skierował wzrok na mnie, oznaczający udaną próbę otwarcia. Zaczęło mi szumieć w uszach. Przełknąłem głośno ślinę, przygotowując się na wszystko. Dosłownie.
Jednak nic strasznego w środku się nie znajdowało.
Był to po prostu najzwyklejszy gabinet kierownika.
– I tyle? – zapytał zdziwiony Noah, patrząc na wszystkie przedmioty znajdujące się w całym pokoju.
Skupiłem się na dopatrywaniu czegoś podejrzanego. Czegokolwiek. Bo przecież bez powodu Zack nie zakazałby nas wpuszczać do środka, prawda? To by było co najmniej dziwne. I głupie. Gdyby niczego tu nie było, nie robiłby z tego aż tak wielkiego halo.Nie było tu jakoś przytulnie, elegancko czy luksusowo. Było... prosto i może trochę bez wyrazu. Małe pomieszczenie posiadało biurko, wypełniające jedną trzecią pokoju, za nim stało prymitywne krzesło, a dookoła znajdowały się szafki z teczkami. Na stole leżało mnóstwo papierów i w ogóle panował tam nieład. Na przeciwległej ścianie znajdowało się niewielkie okno. Czyli krótko, mówiąc nic strasznego tam się nie znajdowało - było normalnie.
– Myślę, że powinniśmy już stąd wyjść – odrzekłem zrezygnowany. – To nie był...
– O kurwa! – wykrzyknięcie Noaha przerwało moją wypowiedź.
Gwałtownie odwróciłem się w kierunku mojego przyjaciela. Szperał w szafkach wbudowanych w biurko, szukając czegoś. Z wcześniej wspomnianego miejsca wyjął jakąś paczkę z proszkiem. Szczęka mi opadła i nie było mi w głowie, by ją zebrać z podłogi.
Moje oczy momentalnie powiększyły się do wielkości spodków, a gdyby nie mój refleks, moje usta przybrałyby kształt literki „o" ze zdziwienia. W dwóch krokach znalazłem się tuż obok mojego przyjaciela. Zacząłem szybko mrugać oczami, sprawdzając, czy nie mam zwidów i wcale nie widziałem narkotyków przed sobą.
– Skąd tu to? – w końcu udało mi się wydobyć z siebie słowa. Zmarszczyłem czoło. Czułem, że zaraz z tego szoku upadnę, jednak starałem się trzymać dzielnie.
Noah uważnie obserwował paczkę, jakby sprawdzał, czy była prawdziwe. Uznałem, że to bez sensu, jednak kiedy sam zacząłem się jej przyglądać. Rozpoczął spacer po pomieszczeniu.
Był poważny, a jego usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie. Nie wiedziałem, o co mu chodziło. Kiedy dostrzegł kolejne drzwi, szybko podszedł do nich i nacisnął klamkę. Zdziwiłem się, ponieważ z łatwością je otworzył. Nie potrzebował do tego nawet klucza, chociaż tak naprawdę go nie posiadaliśmy trzeciego klucza. Wrota się otworzyły na oścież, a naszym oczom ukazały się sterty takich samych paczek z białym proszkiem. Niczego innego tam nie było: ani okien, ani żadnych szaf, ani innych mebli.
– Co robimy? – zapytałem, gdyż naprawdę nie wiedziałem, co z tym zrobić.
– Może... – Byłem skupiony na widoku przed sobą, więc nie widziałem jego wyrazu twarzy. – Nie wiem. Może na razie niczego nie powinniśmy robić. Wiesz, to poważna sprawa, może najpierw zobaczymy czy coś się rozwinie z Zackiem i Davem... – Noah był zdezorientowany, a z szoku i zdenerwowania drapał się po karku. – Jak myślisz? Dziewczyny o tym wiedzą? – Odwrócił wzrok na mnie.
Zmierzwiłem sobie dłonią włosy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Dlaczego miałem wątpliwości?
– Myślisz, że mogą wiedzieć? – zapytałem z nadzieją.
Chciałem, by to nie okazało się prawdą, by moja niepewność okazała się nieprawdą. Noelle i Phoebe miałyby o wszystkim wiedzieć i niczego nam nie powiedzieć? Przecież wiedziały, że jesteśmy z nimi, chcieliśmy im pomóc, a one by nam nie powiedziały całej prawdy? To niemożliwe. Dlatego wyrzuciłem tę myśl na tył głowy.
– Nie wiem, Aaron. Po prostu zastanawiam się, że skoro Noelle jest z Davem, to chyba logiczne jest, że zna jego sekrety i wie o nim wszystko, prawda? – Te słowa w żadnym stopniu mi nie pomogły. Wciąż gdzieś tam miałem w głowie myśl o tym, iż Noelle nie wyznała nam całkowitej prawdy.Noelle taka nie była. Chyba że naprawdę nie chciała mojej pomocy. A to akurat mogło być bardzo prawdopodobne. W końcu nawet nie zapytałem się jej, czy w ogóle mogę coś dla niej zrobić, czy mogę jej pomóc. Nie znałem faktów, co pokazywało to, co tak naprawdę jej chłopak wraz z jego przyjacielem robili, ale widziałem, jak się zachowywał; jak ją traktował, i jak wspominał coś o jakiejś umowie - może to ma coś wspólnego z narkotykami.
Musiałem to przedyskutować z Noelle. Właśnie teraz czułem, iż nie czyniłem dobrze. Czy moje zachowanie i wtrącanie się w sprawy oraz związek Noelle i Dave'a było jak robienie coś za jej plecami?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro