Rozdział 18
Gdyby nie to, iż Dave ruszył w poszukiwania Noelle, przeczekałbym jeszcze dzień, by móc cokolwiek uczynić coś w tym kierunku. W końcu brązowooka była dorosła i nikomu nie musiała się tłumaczyć. Jeśli miała ochotę wyjechać, mogła to zrobić, to oczywiste. Jednak Noelle w ogóle się nie odzywała, nie odpisywała do swojej przyjaciółki, przez cały dzień nie odbierała telefonu nawet od Dave'a, dlatego też mieliśmy powód do martwienia się o nią.
Postanowiliśmy, że każdy z nas pójdzie w inną stronę: Phoebe zdecydowała sprawdzić sklepy i galerie w pobliżu, Noah poszedł do kawiarni, klubów i barów, Justin szpitale, ale także hotele, a ja pobliskie parki. Był także Dave, który miał popytać się sąsiadów i zajrzeć w miejsca, które oboje najczęściej odwiedzali. Woleliśmy posprawdzać wszystko, by być pewni wszystkiego na sto procent.
Dlatego też znalazłem się na owym skwerze. Szedłem wolnym krokiem, rozglądając się dookoła, by niczego nie przegapić. Dzięki temu, że nie było tłumów, nic mnie nie ominęło. Łatwiej było mi wyszukać w nich brązowookiej, którą odnalazłem na skarpie, umiejscowionej po boku asfaltowej ścieżki. Noelle siedziała, przyciągając nogi do swojej klatki piersiowej. Była tak wpatrzona w jakiś punkt przed sobą, że nawet nie zauważyła, jak zająłem miejsce obok niej.
Siedzieliśmy w ciszy. Dostrzegłem, że z tego właśnie miejsca dobrze było widać prawie cały park. Prawie tak samo, jak z lotu ptaka. Wśród drzew i krzewów zauważyć można było, co robili ludzie: jedni siedzieli na ławeczkach, wpatrując się w niebo, czując, jak promienie słoneczne muskają ich twarze, kolejni wolnym tempem spacerowali w grupach, rozmawiając i śmiejąc się, a inni natomiast obserwowali swoje dzieci przed placem zabaw, który umiejscowiony był nieopodal. Przez to, iż dzieci znajdowały się niedaleko, słychać był gwar i dziecięcy chichot. Krótko mówiąc, każdy mógł znaleźć sobie w tym miejscu coś dla siebie i nie byli to tylko dorośli.
- Ładnie tu - postanowiłem w końcu się odezwać. Nie wiedziałem, jak długo minęło, odkąd tu się pojawiłem, ale koniec końców ktoś musiał pierwszy zagadać. W przeciwnym razie siedzielibyśmy tak jeszcze dłużej.
- To miejsce pomaga mi w myśleniu - usłyszałem jej cichy głos. - Tu potrafię odpocząć od przyziemnych spraw. A dzisiaj... - westchnęła głośno. - Dzisiaj mam zły dzień. Jakoś... - urwała, wzruszając ramionami.
Mówiąc te słowa ani razu nie spojrzała na mnie. Wciąż była skupiona na widok przed sobą: trawa, drzewa oraz krzewy. To wszystko było zielone, a udowodnione było, iż ten właśnie kolor uspokajał i relaksował. Dlatego też być może to powodowało, że brązowooka dzięki temu miejscu czuła się o wiele lepiej.
- Coś się stało? - Słysząc jej wcześniejsze słowa, od razu w głowie pojawił mi się Dave.
Czy miałem rację? Czy jej chłopak przyczynił się do jej 'złego dnia'? Miałem ochotę się o to zapytać, lecz bałem się, że odstraszę tym Noelle. Wolałem wykonywać małe kroczki z cierpliwością.
- Nie mogę przestać myśleć o tym, że postanowiłeś razem z Noahem pracować u Zacka - odpowiedziała dopiero po kilku minutach milczenia. Długo się wahała, a gdy je wypowiedziała, wyglądała, jakby sama się zdziwiła, że to zrobiła. Jej oczy powiększyły się do wielkości spodków, a usta rozchyliły się lekko z całego szoku. - Dlaczego to robisz? - Spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiło się niezrozumienie.
Interesowała się mną? O nie, to wyglądało, jakby się o mnie martwiła. Jakby bała się, że Zack nam zrobi coś złego mi i mojemu przyjacielowi. Zack był złym człowiekiem i trzeba było na niego uważać. A teraz, gdy sam znałem tę straszną historię, zrozumiałem, o co im chodziło.
Albo mi się tylko przewidziało, albo Noelle wcale nie zamartwiała się mną.
Tylko chodziło o to, że po prostu nie rozumiała tego, że nie potrafiłem być cierpliwy. Chciałem jak najszybciej naprawić swój samochód i wrócić do Miami.
- Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie - poprosiłem spokojnym głosem.
To stało się mimowolnie. Przy niej czułem, że gdy znajdowaliśmy się gdzieś sami, musiałem zachowywać się spokojnie; z czułością. Robić wszystko, by jej nie spłoszyć. Już i tak Dave był dla niej tym gwałtownym i agresywnym chłopakiem. Dopiero teraz zdawałem sobie sprawę z tego, dlaczego Noelle wtedy, w wakacje ciągle mnie odpychała, dlaczego nie chciała się ze mną spotykać; rozmawiać, nie chciała naszej przyjaźni, o którą tak bardzo zabiegałem. To między innymi też była wina jej cioci, ponieważ nie podobało jej się, że się widywaliśmy. Ale podstawowym powodem tego był Dave. Nie pytałem się Noelle o niego, co w przeszłości jej zrobił i nie naciskałem, wolałem, by opowiedziała mi o tym, kiedy będzie gotowa. O ile w ogóle będzie. Znałem zarys tej historii od Phoebe, więc musiało to być dla niej naprawdę straszne. Kłamstwa, narkotyki, nachodzenie w jej domu, zdrada, a potem uderzenie... Dlatego dopiero teraz do mnie dotarło, że jej nieufność, ale też długa znajomość; droga, jaką potrzebowała do zaufania mnie, było skutkiem jej doświadczeń ze swoim chłopakiem.
- Jakie?
Chyba pojawił się odpowiedni czas na szczerą rozmowę, której potrzebowałem. Jednak wszystko musiało iść swoim tempem, nie powinienem niczego pośpieszać. Mówią: małe kroczki. Jak coś się miało wydarzyć, to i tak się wydarzy. Prędzej czy później.
- Dlaczego Dave cię tak traktuje? O co chodzi z tą umową? - By ułożyć się wygodnie, zmieniłem pozycję. Teraz siedziałem po turecku. Trudno, że będę miał brudne spodnie. W tej chwili ważniejszy był temat, o którym rozmawialiśmy. Miałem nadzieję, że za moment się dowiem prawdy. Dzięki temu mógłbym coś zrobić, na przykład bardziej pomóc brązowookiej.
- To już są dwa pytania. - Uniosła jeden kącik ust w górę. Odwróciła głowę z powrotem na punkt przed sobą, zastanawiając się jak odpowiedzieć na moje pytanie. Czekałem kilka dłuższych chwil, by usłyszeć: - Kiedy tu przyjechałam i zaczęłam studia, znowu się spotkaliśmy... - zrobiła pauzę, powstrzymując się, by nie powiedzieć za dużo. - Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. W końcu każdy tego potrzebuje. Tak, wiem, obiecywałam sobie, że nigdy już tego nie zrobię, ale... Żałował wszystkiego, co mi zrobił. Prosił , błagał... Nie mogłam inaczej. - Dopiero po tych słowach wróciła wzrokiem do mnie. - Nasz związek jest dość... - szukała najlepszego słowa. - ...specyficzny - Myślałem, że dziewczyna zakończyła swoją wypowiedź, jednak ona tylko po raz kolejny zrobiła przerwę, tak jakby kończyła jeden temat i zaczynała drugi: - Aaron, ja się czuję, jakby mi czegoś brakowało... Czuję się jak w klatce. - Zakryła twarz dłońmi. - ...chyba tęsknię za wolnością... Czuję, że mi jej brak...
- Przez Dave'a? - dopytałem dla pewności.
Po raz kolejny pojawiła się między nami cisza. Noelle przypominała dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Zauważyła, że powiedziała za dużo, więc zamilczała.
- Przepraszam, że nie oddzwaniałam do Phoebe - zmieniła temat. - Justin wrócił, a ja mam zły dzień. - Pokiwała głową z dezaprobatą. - Zamiast się cieszyć...
- Justin nie ma do ciebie żalu. - Wyjąłem telefon z kieszeni spodni w celu powiadomienia o wszystkim reszcie. Prawdę mówiąc, powinienem był to zrobić już wcześniej, jednak najzwyczajniej w świecie o tym zapomniałem.
- Teraz ty - przypomniała mi o swoim pytaniu, które zadała mi jako pierwsza. - Powiedz mi, dlaczego się zatrudniłeś do Zacka. Chcesz przyśpieszyć naprawę?
- Między innymi, ale głównie chodziło mi o... - urwałem.
I co niby miałem jej powiedzieć? Prawdę? To może zabrzmieć nie tak, jak mi się wcześniej wydawało. Bo miałem jej powiedzieć, że się o nią martwię? Że nie podoba mi się tak, jak Dave ją traktuje? A kim ja byłem, by się o nią martwić?
- Po prostu siedziałem cały czas bezczynnie w domu. A skoro to lubię... - Wzruszyłem ramionami. Gdy dziewczyna otworzyła usta, dodałem szybko: - Justin już opowiedział o Zacku. - Byłem pewny, że chciała po raz kolejny powtórzyć, iż brat Justina to zły człowiek.
- Nie zrozum mnie źle, ale do dziwna odpowiedź - odrzekła nieśmiało. Uniosła w górę dłoń, powstrzymując mnie od powiedzenia czegokolwiek. - Dobrze, skoro nie chcesz, nie mów, tylko proszę cię, uważaj na nich.
- Na „nich"? - podłapałem.
Zmarszczyłem czoło ze zdziwienia. Wyglądało na to, jakby sama z siebie utwierdziła i mnie, i siebie w przekonaniu, że Dave naprawdę był równie złym człowiekiem, co Zack.
Unikała mojego wzroku, patrząc wszędzie, byle nie w moje oczy.
"Ha! Mam cię!"
- Noelle, powiedz mi, dlaczego on cię tak traktuje? Czy on cię skrzywdził? - Nim się spostrzegłem, wypowiedziałem te słowa. Było już za późno, by je cofnąć, choć bardzo chciałem.
To nie była moja sprawa, ale to mnie tak bardzo nurtowało... Tak bardzo...
Tak bardzo się martwiłem...
Zmierzwiłem sobie ręką włosy. Nie panowałem nawet nad tym, co mówiłem. Zazwyczaj się kontrolowałem, ale tym razem to wyszło ze mnie tak szybko i tak niespodziewanie...
- Przepraszam - szepnąłem. - To nie jest moja sprawa. Po prostu uważaj, dobrze? - Momentalnie ponownie spojrzała na mnie. Obserwowała moją twarz, jakby chciała z niej coś wyczytać. Emocje? A może sprawdzała, czy mówiłem prawdę?
- Jesteśmy przyjaciółmi. To normalne, że martwimy się o siebie nawzajem. - Nieśmiało położyła swoją dłoń na mojej. - Cieszę się, że przeznaczenie nas znowu połączyło - wypowiedziała słowa, które sformułowała Phoebe, podczas naszego spotkania w klubie. Brązowooka miała zamiar odsunąć dłoń, ale w porę ją złapałem w swoją. Była taka gładka i delikatna.
- Będzie wszystko dobrze, obiecuję ci to Noelle - spoważniałem, wpatrując się prosto w jej oczy, ściskając lekko jej dłoń.
- Jak się czujesz z tą sprawą z twoim tatą i Autumn? - zagaiła, gdy kolejny raz pojawiła się cisza. O dziwo nie przeszkodziły jej nasze wciąż złączone dłonie. Mnie też nie - dzięki temu czułem pewien rodzaj spokoju.
- To... - zastanowiłem się jak to nazwać. - ...chore.
Ale to nie ja w tym wszystkim jestem najważniejszy, tylko moja mama. Kochała go, zrobiła dla niego wszytko, a gdyby chciał, mogła zrobić jeszcze więcej.
- A ty kochałeś Autumn.
- Nie. - Widząc jej zaskoczony wzrok, sprecyzowałem: - Nigdy jej nie kochałem. Niczego do niej nie czułem. Byliśmy ze sobą, bo ładnie razem wyglądaliśmy, bo nasz związek był kłamstwem. Fałsz, grany jak spektakl dla publiczności. - Przy Noelle było mi łatwo mówić o wszystkich moich problemach, a nie było to takie proste w przypadku innych osób. Czułem gdzieś w środku, że jej mógłbym powiedzieć wszystko. - Powinienem być przy niej, wspierać ją, być blisko - mówiłem dalej. - A zamiast tego ją zostawiłem i wyjechałem. Jestem takim kretynem... - mruknąłem. - Ubzdurałem sobie, że nie potrafię przebywać w jednej wielkiej miejscowości z ojcem - prychnąłem. - Jestem egoistą, bo zamiast zostać i zaopiekować się Lewisem, mamą, myślałem, tylko o sobie. - Zacisnąłem usta w wąską linię. - Gdybym nie poznał jej z moim ojcem...
- To dla ciebie też jest trudne. To nie jest normalne, by własny ojciec romansował z dziewczyną swojego syna - wyjaśniła. - I na dodatek zrobił jej dziecko - w jej głosie nie wyczułem żadnych wyrzutów. Nie oceniała mnie. - W sumie się nie dziwię, że potrzebowałeś oddechu od tego wszystkiego, chociaż nie wiem, jak zachowałabym się na twoim miejscu. Ta sprawa ciebie dotyczy tak samo, jak twoją mamę. Tak myślę - dodała cicho.
- Dziękuję ci za te słowa i za to, że mnie wysłuchałaś. - Zrobiłem głęboki oddech. Czułem się, jakbym po bardzo długim czasie zaczął znowu normalnie oddychać. Normalnie żyć. - To mi dużo dało. - Posłałem jej lekki uśmiech.
- Czyli... - zawahała się, jednak podjęła próbę, czego szczerze mówiąc, się nie spodziewałem: - Naprawisz auto i...
- ...i znowu zerwiemy ze sobą kontakt? - dokończyłem za nią. - Dokładnie tak.
- Wiele razy... - zaczęła, kolejny raz przerywając nasze milczenie. Miała nadzieję, że zignoruję wypowiedziane przez nią słowa albo, iż udam, że niczego nie usłyszałem. Lecz czując mój oczekujący wzrok na sobie, wiedziała, że musi dokończyć. Westchnęła więc i mówiła dalej: - Wiele razy chciałam do ciebie napisać jako pierwsza, ale... - rzuciła od niechcenia, jakby mówiła do siebie. Nie chciała, bym ją usłyszał.
- To ja powinienem był to zrobić, jako pierwszy - wszedłem jej w zdanie.
- Dlaczego? Przecież chciałeś... - urwała, przełykając głośno ślinę, o mało się nią nie krztusząc. - Żegnałeś się ze mną, myślałam, że już nie chcesz mieć ze mną wspólnego. W sumie się nie dziwiłam - mówiła tak szybko, że nie miałem, kiedy dołączyć do rozmowy. - Po tym wszystkim...
- Co? Dlaczego? - Zmarszczyłem brwi autentycznie zdziwiony. - Przecież to ja nasiliłem. To wszystko było moją winą, gdyby nie ja i te głupie wygrane... - Pokręciłem głową. - Nie porwaliby cię, nie przechodziłabyś przez to wszystko. - Posmutniałem. - Noelle... Przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam.
- Przecież już ci mówiłam, że to nie była twoja wina. To wszytko się stało przez tego mściwego Grahama. Był tak zły, że chciał cię załatwić.
- Ale gdyby nie ja...
- To moja wina - tym razem ona weszła mi w zdanie. Moje oczy zrobiły się wielkie niczym spodki. - Przepraszam, że nie mogłam nic zrobić, gdy zabrał Mirandę. Mógł wtedy zabrać mnie... - ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że prawie ich nie usłyszałem. W jej oczach zebrały się łzy. Nie mogłem uwierzyć, że siebie winiła.
- Nie możesz tak mówić - powiedziałem ostro.Mimo iż się powstrzymywała, zaczęła płakać. Łzy spływały po jej policzkach strumieniami, więc zabrała swoją rękę, rozdzielając nasze dłonie, chwyciła za chusteczkę, którą uprzednio wyjęła z torebki i wytarła mokre policzki.
- Przepraszam - wychlipała.
A ja bez zastanowienia przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem, zaciągając się jej zapachem. Ślicznie pachniała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro