Rozdział 13
Do mieszkania Phoebe wróciliśmy jakiś czas później. Odkąd wyszliśmy ze szpitala, jakoś nie mieliśmy o czym gadać, dlatego też powrót minął nam w całkowitej ciszy, a każdy z nas był skupiony na własnych myślach.
– Co się stało, że zmieniłeś zdanie i jednak przyjechałeś? – zapytałem, gdy razem z Noahem zostaliśmy sami w pokoju gościnnym. Phoebe razem z Noelle od razu po przekroczeniu progu mieszkania weszły do kuchni, więc skorzystałem z okazji. Chciałem porozmawiać z nim na osobności o tym, co z moją matką i całym syfem, który pojawił się przez ojca.
– Pomyślałem, że ci pomogę, że potowarzyszę ci, kiedy twój samochód będzie w warsztacie. Byłem prawie pewien, że wylądowałeś w szpitalu po tej stłuczce. Myślałem, że niczego mi nie mówisz, żebym się nie fatygował. – Wbił we mnie wzrok. – Cieszę się, że nie skończyłeś w szpitalu, ale nie wiedziałem, że masz taką opiekę. – Spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem. – Nie uważasz, że to trochę dziwne, że się znowu spotkaliście? – zadał pytanie, nie zdając sobie nawet sprawy, że Phoebe pojawiła się tuż obok. Była niczym ninja - szybka, cicha i zwinna. Widziałem, jak uśmiecha się pod nosem z tego, co powiedział przed chwilą mój przyjaciel.
Zielonooka wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, lecz w ostatnim momencie zrezygnowała. Zostawiła nas i wróciła do kuchni, gdzie wciąż znajdowała się Noelle. Chyba zrozumiała, że potrzebujemy chwilę prywatności.
– Jak z moją mamą i Lewisem? – w końcu zadałem pytanie, które cisnęło mi się na usta, już odkąd Noah pojawił się w szpitalu.
– W porządku. Twoja mama chce do ciebie zadzwonić, ale nie ma czasu – westchnął. – Ciągle w twoim domu pojawia się prawnik i rozmawiają o rozwodzie. Teraz jest dla niej najgorszy czas... A twój tata wcale nie pomaga. – Zmierzwił sobie dłonią włosy. – Teraz przez przeprowadzkę jest częstym gościem. No i jeszcze... – urwał na moment, niepewny czy może o tym rozmawiać w mieszkaniu, w którym znajdowały się oprócz nas dziewczyny. Mimo że znajdowały się w innym pomieszczeniu, mogły wszystko usłyszeć. Szczerze mówiąc, było już mi obojętnie. Rozwód to przecież nic takiego - teoretycznie zwykła rzecz. Wolałbym, by nasze towarzyszki nie dowiedziały się tego, kim była kochanka mojego taty. – To ostanie spotkanie z twoim ojcem i... – Noah chciał wypowiedzieć jej imię, lecz na szczęście w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Nie chciałem słyszeć tego imienia. – Sprawiło, że jest jeszcze bardziej załamana. Byłem ostatnio u Lewisa i nie wyglądała za dobrze. Pytałem się jej, czy czegoś nie potrzebuje, ale starała się udawać, że jest wszystko dobrze.
Byłem Noahowi wdzięczny, że pomagał mojemu bratu w matematyce. Dla Lewisa jak i dla mnie ten przedmiot był piętą achillesową - ani ja, ani on nigdy sobie z matmy nie radziliśmy. Za to mój przyjaciel jakimś dziwnym trafem z nauki o liczbach był dobry. W porównaniu do mnie Noah nie potrzebował żadnych korków, korepetycji ani dodatkowych zajęć, z których często sam korzystałem, będąc w szkole. Z kolei mojemu przyjacielowi potrzebne było tylko słuchanie na lekcji, o czym opowiadał nauczyciel. I to nie dlatego, iż mieliśmy dobrych dydaktyków, ponieważ nasi opiekunowie naukowi nie byli wcale tak dobrzy, a dlatego, że Noah po prostu był słuchowcem. Dlatego też ucieszyłem się, gdy przyjaciel zaproponował dawać dodatkowe lekcje mojemu bratu. Dlatego często witał w moim domu, a co za tym szło - był na bieżąco i wiedział, co u moich bliskich.
– Twoi rodzice się rozwodzą? – wyrwała się niespodziewanie Phoebe.
– Chyba powinniśmy dać im prywatność – Noelle się odezwała po raz pierwszy, odkąd wyszliśmy ze szpitala. Chciała nawet złapać za nadgarstek swojej przyjaciółki, lecz wyperswadowałem jej to wzrokiem, co pomogło, gdyż szybko zmieniła decyzję i została na swoim miejscu.– Przepraszam...
– Mój ojciec to totalny kretyn i tyle – wszedłem jej w słowo. – Wyjechałem, bo nie mogłem z nim wytrzymać... Po prostu musiałem trochę odetchnąć; przemyśleć wszystko – poprawiłem.
"Teraz żałuję, że zostawiłem mamę samą z tym wszystkim" - dodałem w myślach.
Zachowałem się dosyć nieodpowiedzialnie; niewdzięcznie. Za to, co mi kiedyś robiła, jak się mną kiedyś opiekowała za dzieciaka. Teraz ja powinienem być dla niej opoką; tarczą obronną. Powinienem był zostać w Miami.
– Wstyd mi za niego. On zostawił moją matkę dla młodszej, zostawił ją dla kogoś, kto nie jest wart opuszczenia swojej rodziny, by być z nią, ktoś, kto nie odrasta mojej matce do pięt. – Popatrzyłem na każdego po kolei, sprawdzając ich reakcję.
– Masz krótsze włosy. – Gdy cisza między nami trwała długo, a każdy z obecnych patrzył się w ściany lub podłogę, Noah zmienił temat, pokazując głową na Noelle. Dziewczyna niczego nie odpowiedziała, zapytał niepewnie: – Jak się trzymasz po... – urwał umyślnie. Nie chciał wypowiadać na głos tych słów: po porwaniu; po tej strasznej akcji z Grahamem; po ostatnim spotkaniu przed zabiciem Mirandy.
Kolejny raz Noah uratował sytuację. Wolałem nie chwalić się swoją przyszłą macochą. Gdy tak o niej myślałem, miałem ochotę paść tam przed nimi śmiechem. To była totalna żenada, że ta kobieta - chociaż zasługiwała na gorsze miano - miała stać się moją macochą.
– W porządku – brązowowłosa odpowiedziała po kilku minutach. – A ty? – zapytała nieśmiało. – Jak sobie radzisz? – Momentalnie posmutniała, a w jej oczach pojawiło się poczucie winy. Wciąż czuła się winna? Przecież to, co się stało, wcale nie było jej winą.
Mina Noaha nie była wesoła. Przez pierwsze parę chwil, wpatrywał się w dziewczynę ponuro, jednak szybko zmienił minę na neutralną. Choć minęły cztery lata, dla niego wciąż było trudno. Cóż się dziwić? Przecież umarła jego ukochana.
– Jest... – przeciągnął, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. – Inaczej, ale staram się żyć dalej. – Zacisnął usta w wąską linię. – Jakoś...
Noelle pragnęła coś wypowiedzieć - zamykała to otwierała usta, niczym ryba na lądzie. Niestety nie udało jej się niczego powiedzieć, ponieważ przerwał jej w tym dzwoniący telefon Phoebe. Dziewczyna na widok numeru, który się jej wyświetlił, momentalnie zbladła. Co było z nimi? Najpierw wystraszona Noelle, która co chwila spoglądała w telefon, jakby czekała nową wiadomość, teraz jej przyjaciółka. I jedna, i druga dostawały niespodziewane telefony, powodujące, iż obie dziewczyny reagowały w negatywny sposób.
– Wybaczcie, muszę na chwilę wyjść. – O tym przed chwilą mówiłem. Zachowywała się, jakby działała impulsywnie: bez żadnego słowa wytłumaczenia, włożyła buty i zabrała torebkę, gdy nacisnęła klamkę, głos Noelle był dla niej niczym kliknięcie pauzy na pilocie podczas filmu:
– Gdzie ty idziesz? – Phoebe błyskawicznie się odwróciła do nas przodem. Powoli zaczęła wyrównywać swój oddech.
– Muszę na chwilę wyjść – odrzekła lakonicznie.
– Ale...?
– Moment, proszę – rzuciła tylko i wyszła z mieszkania.
– Co się dzieje? – Zmarszczyłem brwi, na co dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. To było podejrzane, by zielonooka od razu po telefonie - którego swoją drogą nie odebrała - wybiegła ze swojego lokum, zostawiając nas samych.
– Dlaczego mam wrażenie, że obie się czegoś boicie? – zapytał z lekkim zdumieniem Noah. Widząc spiętą Noelle, szybko się zreflektował: – Sorry, to nie moja sprawa. – Zdenerwowany podrapał się po karku.
Noah nie był dobry w odgadywaniu uczuć i emocji jak mój brat, więc zdziwiło mnie to, że szarooki prawie od razu zauważył, iż coś się działo. A skoro w tak krótkim czasie coś zauważył, to naprawdę musiało być widoczne.
– To pewnie stres całą sytuacją z Justin'em. – Założyła kosmyk niesfornych włosów za ucho. To jednak nic nie dało - Noelle miała je za krótkie.
Między nami pojawiła się niezręczna cisza, a słowa, które chcieliśmy wypowiedzieć, nie ujawniły światła dziennego. To prawdopodobnie przez jakiś niewidoczny supeł, który zapętlił się na gardłach każdego z nas. Z tej niezręcznej sytuacji uratował nas powrót Phoebe. Wbiegła do środka, starając się znaleźć w swoim pokoju niezauważalnie.
– Phoebe, dlaczego się tak zakradasz? – zapytała stojąca najbliżej zielonookiej Noelle.
Zielonooka zatrzymała się wpół kroku, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.
– Nie chciałam przeszkadzać. – Podciągnęła głośno nosem. Wskazywało na to, że albo miała katar, albo płakała. Ale czy druga opcja mogła być prawdziwa?
Podszedłem bliżej niej. W przedpokoju było ciemno, więc niczego nie widziałem, a już w ogóle jej twarz. Dziewczyna unikała mojego wzroku, odwracała swoją głowę, jakby chciała ukryć ślady po łzach. Albo tylko ja tak sobie wmawiałem. Wpatrywałem się w zielonooką tak długo, aż Phoebe się nie poddała i wreszcie uniosła głowę. Popatrzyła na mnie swoimi załzawionymi oczami, a jej mokre policzki okazały się autentycznym dowodem na poparcie mojej tezy.
– Ej, co się stało? – Zmarszczyłem brwi. – Powiedz mi, a ci pomogę, tak jak ty, pomogłaś mi. – Obserwowałem jej całą buzię, czekając na jakąkolwiek zmianę w mimice jej twarzy.
– To... – Walczyła sama ze sobą. Chciała mi powiedzieć, lecz coś ją powstrzymywało. Stałem przed nią z zaciętą miną, cierpliwie czekając na dokończenie przez nią zdania. Pragnąłem dać jej do zrozumienia, iż dam jej tyle czasu, ile potrzebowała. – To był tylko Zack. Chciał się ze mną spotkać, okey? – W jej głosie rozbrzmiała odrobina irytacji.
Nie chciałem wzbudzać w niej złych emocji, nie chciałem zachowywać się w ten sposób, niczym ojciec oczekujący wyjaśnień od swojej córki, która wróciła za późno z imprezy. To przez to, że wcześniej Phoebe sama z siebie zaopiekowała się mną, choć nie musiała, ale też dlatego, że się o nią martwiłem. Przecież jeszcze przed jej wyjściem wszystko było dobrze.
– Zrobił ci coś? – Akurat to pytanie nie padło z moich ust. Zadała je Noelle.
– Wiesz, jak bardzo jest mną zainteresowany... – Przewróciła oczami. – Chciał się znowu ze mną umówić, więc się posprzeczaliśmy. – Wróciła wzrokiem do mnie. – On jest złym człowiekiem – powtórzyła słowa Justin'a. – Ale już jest wszystko dobrze. – Wysiliła się na uśmiech.
Pomimo jej zapewnień, coś mi nie pasowało. Phoebe po jednej głupiej kłótni mogła aż tak zacząć płakać? Z tego, co udało mi się wcześniej zauważyć, dziewczyna nie była aż tak bardzo wrażliwa i zazwyczaj pokazywała swoje pazurki, ukazując swoją agresywniejszą stronę. Ale może za krótko ją znałem, prawdopodobnie to, czym osobiście byłem świadkiem, było jednorazowe, a zielonooka była inna, niż mi się wydawało.
– A propos Zacka... – Dałem już temu spokój i zmieniłem temat. Nie chciałem niczego na nikim zmuszać. Próbowałem; chciałem pomóc, ale skoro Phoebe uznała to za zwykłą sprzeczkę, to nie było o czym mówić. Chciałem dać jej do zrozumienia, iż jestem i może na mnie liczyć, jeśli tylko na to sama zezwoli. Była też taka opcja, że za bardzo wyolbrzymiałem: nic złego się nie stało; Phoebe nie kłamała i rzeczywiście się tylko posprzeczali. Może mechanik powiedział jej coś, co ją zasmuciło albo coś, co tak bardzo ją zirytowało; rozgniewało, że zielonookiej spłynęły łzy. – Dostałyście jakieś informacje na temat mojego samochodu? Mam wrażenie, że trochę za długo trwa naprawa. – Zmarszczyłem brwi. – To była tylko stłuczka, a to trwa, jakby było z nim coś o wiele gorszego.
Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej żałowałem, że opuściłem Miami. A to, że do tej pory wciąż znajdowałem się w Alabamie, było spowodowane zepsutym autem. Gdyby nie to, już dawno wróciłbym do domu. Nie musiałbym się martwić, jak czuje się mama, czy czegoś nie potrzebuje albo, czy chce być słuchana przez kogoś. Z drugiej strony pragnąłem pomóc Noelle. Po prostu czułem to gdzieś wewnątrz mnie. Po tym, co przeze mnie wycierpiała, musiałem, choć tę jedną rzecz zrobić dla niej. To jedno, co nie było czymś złym, nie było czymś krzywdzącym i dzięki czemu być może wybawiłbym ją od okropnego Dave'a. By się go już więcej nie musiała bać. Dlatego skoro mogłem wykonać to wszystko, jednocześnie wykorzystać szansę i zamknąć za sobą przeszłość, która nie chciała mnie opuścić, kroczyła za mną, przypominając mi o tym, co stało się przeze mnie w tamte pamiętne wakacje, musiałem się spieszyć i dłużej już nie zwlekać.
– Źle zrobiliśmy, że daliśmy twoje auto w ręce Zacka – odrzekła Phoebe. Już nie płakała, a raczej jej oczy już nie były załzawione. Spoważniała, a po dziewczynie sprzed kilku minut nie było ani śladu. – Zakład jest jego, a ty nie przypadłeś mu do gustu, więc zaczynam się poważnie zastanawiać, o tym, czy on ci pomoże. – Wykrzywiła swoją twarz. – Czy w ogóle zadzwoni.
Nie podobało się Zackowi to, że trzymałem się z jego młodszym bratem, dlatego mnie nie lubił. Nie oczekiwałem od niego tego, iż mechanik będzie za mną przepadać. Wolałem, by mężczyzna naprawił mój samochód, dzięki temu nigdy w życiu nie musielibyśmy się widzieć.
– Sądzisz, że Zack chce ukraść moje auto? – Popatrzyłem na nią sceptycznie. Przez moment przemknęło mi przez myśl, że zielonooka sobie żartuje, ale gdy dostrzegłem jej poważną twarz, zrozumiałem, że było inaczej. – Dobra, w takim razie pojadę do niego i zabiorę wóz. Gdybym miał swoje narzędzia... – ostatnie słowa wymamrotałem pod nosem. – Noah nie zabrałeś ze sobą niczego, prawda? – Odwróciłem się do przyjaciela, który w odpowiedzi pokręcił głową.
Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl:"A co gdyby tak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu?"
– Noah zawieziesz mnie do warsztatu?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro