Rozdział 4
Zatrzymałem się i patrzyłem na nią, mrugając szybko oczami. Przez moment miałem wrażenie, że Phoebe, siedząca na moim łóżku pojawiła się tylko i wyłącznie w mojej głowie, że ten obraz był wytworem mojej wyobraźni, przez to, jak się zachowywała przed rozpoznaniem mnie wtedy w klubie. Jednak ona wciąż tam się znajdowała. Patrzyła na mnie, czekając na jakąś reakcję z mojej strony. Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, czy aby nie pomyliłem pokoi, ale gdy zerknąłem na numer, znajdujący się na kluczu, byłem pewien, że pokój należał do mnie.
– Co ty tu robisz? – Właśnie w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy na pewno nic się nie wydarzyło, czy niczego jej nie obiecywałem i to mi umknęło przez ciągłe myślenie o ojcu i jego romansie. – Jak ty się tu w ogóle dostałaś? Skąd wiedziałaś gdzie ja...? – zadawałem pytania, tym samym nie dając jej czasu na odpowiedź, dlatego też dziewczyna przerwała mi w połowie pytania:
– Wczoraj szłam za tobą do hotelu. Odkąd ciebie tu zobaczyłam, pomyślałam, że może pomożesz mi i przy okazji Noelle – zrobiła przerwę, widząc mój pytający wyraz twarzy. – No co?
– Jak cię tu wpuścili? Tak po prostu dali ci klucz?
– Ach. – Machnęła niedbale ręką w powietrzu. – To było bardzo łatwe. – Uśmiechnęła się szeroko. – Powiedziałam im, że jestem Hatchett – słysząc jej słowa, mimowolnie moje brwi uniosły się w górę. – Miałam udawać twoją siostrę, ale chyba wyszło coś innego... – Zażenowana zakryła twarz dłońmi. – Wybacz, ale musiałam jakoś z tobą porozmawiać. To jest ważne, a skoro się też pojawiłeś, to jest znak, prawda? – Tak się rozemocjonowała, że aż wstała gwałtownie z łóżka.
– Skąd ty wiesz jak mam na nazwisko? Jesteś jakąś stalkerką? – zapytałem, na co się lekko zaśmiała.
– Z Facebooka. Noelle ma cię w znajomych. Przyszłam do ciebie, bo nie lubię, a wręcz nienawidzę Dave'a.
– Zdążyłem zauważyć. – Wszedłem głębiej do pomieszczenia. – A co ja mam z tym wspólnego?
– Zacznę od nowa. – Wzięła głęboki oddech przed swoim prawdopodobnie długim monologiem. – Noelle jest dla mnie bardzo ważna. Jest moją przyjaciółką od zawsze. Poznałyśmy się jeszcze w przedszkolu. To ona była zawsze moim rozsądkiem. – Zaczęła wyginać swoje palce, by się czymś zająć. – W liceum był pewien chłopak. Nie wiem, czy Noelle ci o nim opowiadała... – zaczęła się zastanawiać głośno. – Mówiła ci o Dave? – Na to pytanie, pokręciłem przecząco głową. – Dave wydawał się sympatyczny i zabawny. Taki... Normalny. Spodobali się sobie i pewnie jak podejrzewasz, byli ze sobą. W międzyczasie narobił jej tyle problemów... – mogłoby się wydawać, że mówiła od rzeczy, ale byłem wręcz pewny, iż to mówiła, było prawdziwe. W jej oczach widziałem szczerość. – Okłamywał ją, zdradzał, ćpał, nie dawał jej spokoju, choć ona miała już go dość. Może kiedyś Noelle opowie ci wszystko bardziej szczegółowo. Ja i tak powiedziałam ci za dużo. – Pokręciła głową. – Chodzi mi o to, że biedna zakochała się kiedyś w niewłaściwym chłopaku, dzięki któremu była nieszczęśliwa. W końcu udało jej się od niego uwolnić i przez kilka lat było już dobrze, ale do czasu. Pewnego dnia, gdy rozpoczęłyśmy studia, przyszła do naszego pokoju akademickiego i powiedziała, że się przeprowadza, że będzie mieszkać ze swoim chłopakiem. Tym chłopakiem był właśnie Dave. – Posmutniała. – Nawet jej rodzice o niczym nie wiedzą, bo ona ich okłamuje, mówiąc, że mieszkamy wciąż razem. – Odwróciła się w stronę okna. – Ona taka nie jest, ona by do niego nie wróciła. Była za bardzo zraniona i przez niego nie była gotowa na żadnego faceta. I nagle z dnia na dzień weszła do naszego pokoju i zaczęła się pakować, mówiąc, że wprowadza się do Dave'a. – Odwróciła w moją stronę. – Sam powiedz, to jest dziwne, prawda? – Jej oczy były pełne łez i miałem wrażenie, że dziewczyna zaraz się rozpłacze.
Po jej monologu nie wiedziałem co ze sobą zrobić: czy stać, czy usiąść. Starałem się ułożyć wszystko w głowie. Zmierzwiłem sobie włosy, zastanawiając się, co powiedzieć.
Czyli Dave był tamtym chłopakiem, przez którego trudno jej było zaufać innemu facecie? To dlatego też z początku trzymała mnie na dystans?
– Co mam z tym wspólnego? – zapytałem po dłuższej przerwie. – To nie jest moja sprawa, nie powinienem się w to wtrącać. Przykro mi, ale...
– Aaron – przerwała mi. – Czuję po prostu, że coś jest nie tak, a sama tego się nie dowiem. Proszę cię. – Posmutniała. – Nawet jej nowa fryzura, te króciutkie włosy to za sprawą Dave'a.
– A nie może pomóc ci ktoś bliższy? – Powiedzmy sobie szczerze, byłem dla niej nikim, tylko znajomym z wakacji.
– Nie, tylko ja wiem o jej powrocie do Dave'a. Spotkaliśmy się wczoraj w klubie, teraz gdy to wszystko się dzieje, pomyślałam więc, że to nie jest zwykły przypadek. Aaron to znak, przeznaczenie. Noelle jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam – mówiła zdesperowana.– Wierzysz w takie rzeczy?
– Nie wiem... – Wzruszyła ramionami. – Aaron, chociaż się zastanów, proszę. – Zaczęła grzebać w swojej torebce i wyciągnęła z niej jakąś karteczkę z numerem telefonu. – Jak się zdecydujesz, to do mnie zadzwoń.
Chciałem coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie wydobywało się z mojego gardła. Otwierałem, to zamykałem buzię, niczym ryba wyjęta z wody. Phoebe nie zamierzała czekać na moją odpowiedź, więc wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie zdezorientowanego na środku pokoju.
Drzwi się za nią zamknęły, a ja zacząłem się zastanawiać, czy to, o czym mówiła jeszcze przed chwilą przyjaciółka Noelle, nie było jakimś głupim żartem. Pojawiające się w mojej głowie oczy dziewczyny, zaprzeczył moją wcześniejszą myśl.
Gniotłem w dłoni kartkę z numerem telefonu, nie odrywając wzroku od drzwi. Ta sprawa z Noelle była co najmniej dziwna. Prawdę mówiąc, nie za dobrze znałem Noelle, ale to, co mówiła Phoebe, rzeczywiście nie trzymało się kupy.Dobra, nawet jeślibym się zdecydował pomóc, to niby jak miałbym to zrobić? Czy to by w ogóle pomogło? Kim ja byłem, żeby przeze mnie nagle coś takiego się zmieniło? Do tego potrzebny był ktoś naprawdę ważny; bliski, a nie ktoś taki jak ja - tak naprawdę nikt. Ot, taki sobie człowieczek, jak każdy inny przechodzień. Phoebe musiałaby albo załatwić to sama, albo pogodzić się z ich związkiem i życzyć im szczęścia. Więc zgodnie z moimi przemyśleniami, wyrzuciłem kartkę z numerem do kosza na śmieci.
Minuty mijały, a ja wciąż stałem, starając się przypomnieć sobie, co zamierzałem zrobić. Zamiast tego myślałem o Noelle. Mimo iż nie chciałem, nie potrafiłem tego kontrolować.
Przypuśćmy, że byłbym z nią w jakiś sposób blisko, a moje zdanie miałby jakikolwiek sens, to czy zmieniłoby to cokolwiek? Przecież Noelle była dorosła, to była jej decyzja, jej życie. Moim zdaniem nikt nie powinien się wtrącać w życie dorosłego i pełnego rozumu człowieka.
Telefon przywrócił mnie na ziemię. Zamierzałem go zignorować, lecz nie przestawał dzwonić. Wyciągnąłem więc go z kieszeni spodni. Widząc imię Noaha na wyświetlaczu, wcisnąłem zieloną słuchawkę. Przyznaję - naprawdę się ociągałem z tą czynnością, ponieważ tak naprawdę nie chciało mi się już z kimkolwiek rozmawiać. Na dodatek w głowie zaczynało mi szumieć. Byłem przygotowany na wybuch przez nagły nadmiar myśli.
— Stary — odezwałem się po przyłożeniu aparatu do ucha.
— Co u ciebie? — zapytał na powitanie. W jego głosie czuć było napięcie.
— Co u ciebie? — podkreśliłem ostatnie słowo.
Coś było nie tak, a wiedziałem to, bo znałem go od lat. Bez patrzenia na jego osobę, a słysząc jego głos, bez problemu mogłem odczytać jego nastrój oraz to czy kłamał.Po drugiej stronie usłyszałem westchnienie. To pomogło mi zidentyfikować, iż nie było dobrze, a także to, iż moje przypuszczenia się zgadzały.
— Czy coś się stało? — zapytałem, korzystając z chwili milczenia. Cisza po drugiej stronie oznaczała twierdzącą odpowiedź. Spoważniałem. — Coś z moim bratem? — Moje oczy zrobiły się wielkie. — Coś z moją mamą? A może coś u ciebie się stało? Stary, jeśli...
— Nie — przerwał mi. — Zgaduję, że młody dzwonił i powiedział ci o wizycie twojego ojczulka w domu. Tyle że to nie wszystko... — przerwał na moment. — Przyszedł z nią. Podobno nie zostawi twojej mamie nawet domu, czaisz? Zostawi twoją matkę z niczym.
Żyłka na mojej szyi zaczęła pulsować. Niekontrolowanie moja wolna dłoń zacisnęła się w pięść tak mocno, że zbielały moje kostki.
Kurwa.
Było gorzej, niż myślałem.
— Jadę tam — oznajmiłem bez wahania. Nie przerywając ani kończąc rozmowę z przyjacielem, zacząłem się pakować.
— Lepiej nie — usłyszałem jego ton, który nie przyjmował słowa „nie". — Nie powinienem był ci tego mówić, ale...
— Jak to? — przerwałem mu. Starałem się jakoś uspokoić, chociaż czułem, jak szybko krew krążyła mi w żyłach. — Skąd ty w ogóle to wszystko wiesz?
— Każdy sąsiad już o tym wie — westchnął głośno. On tak samo, jak ja przeżywał tę całą sytuację, w końcu często przychodził do mnie do domu i znał moich rodziców. Tym bardziej że moja matka zawsze dla niego była dobra i życzliwa.
Chwyciłem się za czoło i zacząłem go masować.
— Powinienem tam być — szepnąłem bardziej do siebie, jednak Noah wszystko usłyszał.
— Nic złego się nie stało. Wszystko jest pod kontrolą. Po prostu mówiłeś, że mam cię informować, jakby coś się działo, więc mówię. Nie przyjeżdżaj, idź na spacer czy coś.
— Postaram się pojawić, jak najszybciej będę mógł — zignorowałem jego wcześniejsze słowa.
— Aaron, to się źle skończy, zostań tam, gdzie jesteś. Między tobą a twoim ojcem jest zbyt wielkie napięcie, nie mówiąc już o jego kochance, przecież wy...
— Ale nie powinienem był wyjeżdżać. Muszę pomóc mamie, a nie wyjeżdżać. — Rozejrzałem się po całym pokoju, szukając swoich rzeczy na krzesłach czy podłodze.
— Uspokój się, stary. Wszystko jest w normie. Zaczynam żałować, że ci o tym powiedziałem.
— Dobrze, że mi to powiedziałeś. Wiesz może, jak moja mama się czuje po wizycie mojego ojca? — Włączyłem tryb głośnomówiący, by łatwiej było mi się spakować.
— Nie jest najgorzej.
— Noah, bądź szczery — o mało nie krzyknąłem. Byłem zniecierpliwiony, na dodatek z tego całego pośpiechu wszystko wypadało mi z rąk.
Usłyszałem kolejne westchnienie po drugiej stronie.
— Lewis powiedział, że udaje, że jest wszystko okey, ale w jej oczach są sprzeczne uczucia.
To wszystko moja wina. Gdybym nie był takim kretynem i nie wpadł na głupi pomysł z wyjazdem z Miami...
— W razie czego informuj mnie o wszystkim, proszę — powiedziałem na pożegnanie i wcisnąłem czerwoną słuchawkę.
Nie traciłem czasu na bezsensowne układanie ubrań, dlatego też przypuszczałem, iż z tego powodu nie chciały się zmieścić w torbie. Musiałem więc je upychać na siłę. Przed opuszczeniem pokoju, sprawdziłem jeszcze raz wszystkie pomieszczenia. Chciałem mieć pewność, że zabrałem wszystko, w końcu już nigdy w życiu nie planowałem wracać do tego miejsca.
Oddałem klucz recepcjonistce, ale nie mogłem jeszcze wyjść. Musiałem zapłacić, dlatego też w zadziwiająco szybkim tempie znalazłem kartę w mojej kurtce.
— Czy spędził pan miło czas? — Blondynka uśmiechnęła się do mnie miło, wypowiadając wyuczoną się formułkę.
Nie odwzajemniłem jej uśmiechu, ponieważ byłem bardziej skupiony na unormowaniu oddechu, który przez gwałtowne tempo, jakie sobie narzuciłem, idąc do recepcji, stał się nienaturalnie szybki.
— Tak, dziękuję za wszystko. — Zabrałem kartę od pracowniczki hotelu, podpisałem kwitek z wypisaną kwotą i dopiero wtedy mogłem stamtąd wyjść. Rzuciłem „do widzenia" na pożegnanie i po chwili znalazłem się na zewnątrz.
Włożyłem torbę do samochodu i zająłem miejsce kierowcy. Włączyłem GPS, znajdując najszybszą trasę powrotną i rozpocząłem podróż do domu. Chciałem pojawić się jak najszybciej w moim miejsce, dlatego też pozwoliłem sobie trochę przyspieszyć prędkość. Nie chodziło mi o szalenie na ulicy, nie pragnąłem także dostać mandatu albo powodować wypadek, chciałem tylko być już w domu; znaleźć się przy matce, musiałem okazać jej swoje wsparcie.
Ponownie zacząłem myśleć o ojcu oraz mamie i Lewisie, przez co znowu poczułem zdenerwowanie na człowieka, który był moim ojcem, człowieka, z którego teoretycznie powinienem wziąć przykład.
— Nigdy nie będę taki jak ty, tatusiu — mówiłem do siebie, mimowolnie przyciskając pedał gazu, tym samym jeszcze bardziej przyspieszając jazdę.
Chciałem spowolnić auto, lecz było już za późno. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie wiedziałem, co tak naprawdę stało się najpierw. Widziałem zbliżające się światła, głośny huk. Poczułem ogromny ból, nawet nie pamiętam już, co mnie zabolało, pamiętam tylko, gwałtowne zatrzymanie pojazdu, a potem straciłem przytomność.
************************************
Hejo! ❤️
Znowu prawie zapomniałam, że dzisiaj środa,
szczerze mówiąc, cały dzień myślałam, że dziś
jest czwartek, bo miałam dzisiaj na studiach
zajęcia z jutra, także tego... 😏
Jak się podał rozdział? ^^
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki! ☺️
Trzymajcie się, kochani! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro