Rozdział 28
Tęskniłem za tymi widokami, palmami czy morskim powietrzem, które było zupełnie inne od tych miejskich. Opłacało się jechać jedenaście godzin, by w końcu pojawić się w domu. Wyjeżdżając z Miami, nie spodziewałem się, że zacznę tęsknić za tym miejscem tak bardzo.
Podróżowaliśmy cały dzień, rezygnując z żadnych hotelów, stacji czy przydrożnych knajpek. Chcieliśmy pojawić się na miejscu jak najszybciej, a jedzenie oraz picie kupiliśmy jeszcze przed wyjazdem. Głównie były to jakieś chipsy, chrupki i kanapki na zimno, ale nawet przez to nie zrezygnowaliśmy z naszego planu, który brzmiał: „im szybciej, tym lepiej" - nie mieliśmy ochoty jeździć kilka dni.
Noah chciał być ze mną w kontakcie przez całą wycieczkę, gdyż każdy z nas jechał swoim samochodem, jednak ja nie byłem taki chętny na rozmowy. Po raz kolejny nie mogłem przestać myśleć o Noelle i wszystkim tym, co się wydarzyło w Alabamie. Myśląc o tym dzisiejszego dnia, miałem wrażenie, jakbym przypominał sobie fabułę jakiegoś filmu albo nierealnego snu, który przyśnił mi się w nocy. Jakie to irracjonalne...
- Jak coś, to dzwoń. - Mój przyjaciel poklepał mnie lekko po plecach i z powrotem wsiadł do swojego wozu, znikając mi z oczu.
Za to ja zatrzymałem się przed drzwiami do mojego domu. Kamień spadł mi z serca, kiedy rozejrzałem się po okolicy - nic się nie zmieniło, wciąż było tu pięknie.
W końcu znalazłem się na miejscu. Zostało już tylko zapukać albo od razu wejść do środka i zobaczyć matkę.
Wziąłem głęboki oddech i chwyciłem za klamkę. Z łatwością je otworzyłem, a przed sobą zobaczyłem dobrze mi znane wnętrze. Jasność, minimalizm, no i ten zapach... Pachniało... Domem oraz ulubionymi perfumami mojej mamy. Od razu poczułem się trochę pewniej. Zamknąłem za sobą cicho drzwi i zacząłem się rozglądać po mieszkaniu w poszukiwaniu mojej rodzicielki. Prawdę mówiąc, mogłem od razu pójść do pokoju mojego braciszka i się z nim przywitać, jednak potrzebowałem szczerej rozmowy z mamą. Musiałem powiedzieć jej wszystko, co mi leżało na sercu. Musiałem zrobić to jak najszybciej, by przestać pluć sobie w brodę.
Wchodząc do kuchni, spodziewałem się zobaczyć tam Isabellę, naszą pracownicę, która na co dzień krzątała się w kuchni, ale jej tam nie było. Zamiast tego widoku, zastałem tam rodziców. Chyba byli po kłótni albo któreś z nich powiedział jedno słowo za dużo, ponieważ oboje przez cały czas milczeli, wpatrując się na siebie.
Matka wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Jej tusz był rozmazany, splątane włosy chyba nie spotkały się ze szczotką od tygodnia, a jej ciało wydawało się jeszcze chudsze - była niczym szkielet. Jej opalona skóra była zawsze wypielęgnowana, wręcz idealna, a teraz jedyny kolor, jaki posiadała na ciele to sińce pod oczami. W ogóle nie przypominała mojej rodzicielki, tylko trupa.
- Aaron. - Dostrzegła mnie od razu. W jej głosie słyszałem ulgę, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. Rzuciła mi się na szyję, nie przejmując się gościem. Zawsze była chuda, ale to był pierwszy raz, gdy jej ciało mieściło się mi na długość jednej ręki. - Tak się cieszę, że wróciłeś, synku. - Pogłaskała mnie po policzku, jakby chciała sprawdzić, czy jestem prawdziwy.
- Mamo - mój głoś się załamał. Patrząc na nią, czułem lęk. - Wszystko w porządku? Wyglądasz... Jesteś taka chuda. - Przełknąłem głośno ślinę, a matka posłała mi tylko delikatny uśmiech.
To przez tatę.
Od zawsze kochała go tak bardzo...
- Nie martw się o mnie, jest wszystko w porządku. Ostatnio miałam na głowie bardzo dużo... - Złapała mnie za rękę, kreśląc na niej kółka. Pragnęła mnie uspokoić, zawsze tak wtedy robiła. - Przepraszam synku, że nie zadzwoniłam. Chciałam, ale...
- W porządku - wszedłem jej w zdanie. - To ja cię przepraszam, że cię zostawiłem. Nie powinienem był w ogóle wyjeżdżać.
- Masz rację, nie powinieneś był w ogóle zostawiać twojej mamy - usłyszałem ojca. Odwrócił się do mnie przodem, obserwując mnie od góry do dołu.
- Nie martw się - zignorowała swojego - wciąż - męża. - Potrzebowałeś tego. Ta sytuacja jest dla ciebie tak samo trudna, jak dla nas wszystkich, rozumiem cię. - Pocałowała mnie w policzek.
- Co ty tu robisz? - warknąłem do ojca. - Przestań nachodzić mamę, nie widzisz, jak ona przez ciebie wygląda? Co ona przez ciebie przeżywa? - Patrząc na mężczyznę, który był moim ojcem, cały spokój, jaki przekazała mi mama, nagle znikł. - Czego ty od niej jeszcze chcesz? - Wszedłem głębiej do środka, a pod ścianą zauważyłem ciężarną Autumn. Co prawda był to początek ciąży, więc brzuch nie był taki wielki, ale wiedziałem, że gdzieś tam w jej wnętrzu kształciło się jej dziecko - mój pieprzony brat albo siostra.
"Do jasnej cholery, czego ona tu chce?!"
- Aaron, spokojnie - szepnęła moja mama, jednak to nic nie dawało, ja wciąż czułem, jak w środku dosłownie się gotowałem.
- A ty? Jakie ty masz prawo wchodzić do domu mojej mamy? - podkreśliłem, po raz pierwszy spoglądając na moją byłą.
Przez to, że była w ciąży i miała powiększone niektóre części ciała, wyglądała na starszą. Była w moim wieku, a przypominała trzydziestolatkę po przejściach. Chciała być tamtą Autumn, którą kiedyś była, jednak to się jej nie udawało. Powód był po prostu: ona już nie była tamtą sobą, teraz się zmieniła. Była w ciąży z moim ojcem.
- Aaron, uspokój się - ojciec mnie uciszał.
- No tak, broń ją, przecież to twoja nowa dziewczyna! - niekontrolowanie podniosłem głos. - Możesz mi wytłumaczyć, co tu z nią robisz? - mój głos wrócił do normy.
- Chcieliśmy tutaj zamieszkać - odpowiedziała Autumn, a ja miałem ochotę ją wyśmiać.
Widząc, że nikt się nie śmieje z tak durnego żartu, spoważniałem. Odwróciłem się w kierunku mojego ojczulka, który tak samo, jak reszta zgromadzonych stał z poważnym wyrazem twarzy.
- Kpisz sobie? - Zacisnąłem zęby. Głowa zaczynała mnie boleć, a moje ciało momentalnie się napięło. Chciałem obudzić się z tego koszmaru. - Najpierw zdradzasz mamę z moją dziewczyną - zaznaczyłem. - A teraz chcesz zabrać nam dom, tak?! W takim razie gdzie mamy iść? Pod most?! - Zmarszczyłem brwi wyraźnie zdenerwowany.
Miałem ochotę uderzyć dłonią w stół. Starałem się jednak trzymać nerwy na wodzy. To był mój tata, musiałem okazać mu szacunek, chociaż on na niego wcale nie zasługiwał. Ale nie będę przecież się zniżał do jego poziomu.
- Aaron? - Do kuchni wszedł mój brat. Widząc mnie, uśmiechnął się szeroko. Nie mogłem się powstrzymać, podszedłem do niego i przytuliłem go mocno. Tęskniłem za nim. - Wróciłeś - odetchnął z ulgą, nie odrywając się ode mnie.
Wejście Lewisa przerwało naszą rozmowę. W jego obecności nikt nie chciał rozmawiać na te tematy. To by niepotrzebnie go zdenerwowało. I tak musiał już usłyszeć nasze krzyki.
- Później porozmawiamy, dobra? - Chłopiec na moje pytanie, kiwnął tylko głową, popatrzył na każdego z nas sceptycznym wzrokiem.
W jego obecności milczeliśmy, gdyż to był Lewis. Mój młodszy braciszek. On jeszcze potrzebował ojca i lepiej by było, gdyby chociaż na razie obraz ojca w jego głowie się nie zmieniał. Chociaż, cholera wie! Może i był wciąż dzieckiem, ale pewnie wiedział więcej niż myśleliśmy. Chociażby przez tę naszą głośną rozmowę.
Chyba poczuł, że lepiej by było, gdyby wyszedł z pomieszczenia, dlatego też bez słowa wyszedł.
- Po co wam taki duży dom? - tata wrócił do poprzedniego tematu, kiedy Lewis zniknął z pola widzenia.
- A po co tobie? - odbiłem piłeczkę.
- Będziemy mieli małe dziecko, potrzebujemy... - Był nad wyraz spokojny.
- A my? Co z mamą zrobisz? Nie martwisz się tym, co będzie z nią?
- Aaron, synku...
- Mamo nie mów mi, że się na to zgadzasz. - Popatrzyłem na moją rodzicielkę, która szukała sposobu, by mnie jakoś uciszyć.
- Już sama nie wiem... - W jej oczach pojawiły się łzy. Zacisnęła zęby, walcząc z płaczem. Była już tym wszystkim zmęczona, miała dość. Widziałem to.
Ojciec stojący teraz w naszej kuchni, nie był już tym samym ojcem, którego pamiętałem z moich wspomnień. Autumn go omotała, a on się na to zgodził. Zgodził się zdradzić mamę, która naprawdę go kochała, która była jego opoką, która była dla nim wszystkim o czym tylko zamarzył. Za to wszystko ojciec tak jej się odwdzięczył.
- Chcecie tu mieszkać? W tym wielkim domu? - zapytał zrezygnowany tata.
- Wszystko zależy od mamy, ale do końca sprawy z waszym rozwodem, na pewno tu zostaniemy - odpowiedziałem po kilku dłuższych chwilach. Odczekałem trochę, myśląc, że mama coś na to odpowie, jednak najwidoczniej nie miała już ochoty z nim rozmawiać.
"Jak dobrze, że akurat wróciłem. Moment okazał się idealny "
Mój rodzic długo milczał, zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji. Spojrzał na swoją kochankę, obserwując jej wyraz twarzy. Możliwe, że chciał coś przekazać jej niemo, tak jak kiedyś robił to ze mną. Mimo że starałem się być zły na ojca, czuć gniew i nienawiść za to, co zrobił, to w tym momencie poczułem ukłucie w piersi. To było nasze, a on właśnie w tej chwili używał tego samego sposobu komunikowania się razem z Autumn. Cokolwiek właśnie poczułem, zignorowałem to.
Wiedziałem, że pewnie przesadziłem. W końcu nigdy nie kochałem Autumn. Ale ona była z moim ojcem. Z tym samym człowiekiem, który był moim przyjacielem, on był dla mnie niczym tarcza; obrona, zawsze był jedyną osobą, która mnie rozumiała, gdy byłem młodszym dzieckiem. To z nim chodziłem na basen, to na niego pierwszego spoglądałem, kiedy wygrywałem medale na konkursach pływackich, to z nim jadłem lody nawet w zimę, to z nim wchodziłem bez kaloszy do kałuży, to z nim robiłem wszystko. A mama zawsze stała z boku i choć powstrzymywała się przed śmiechem, udawała, że jest poważna. Jak to mama krzyczała na nas, byśmy tego nie robili, bo to zły pomysł, bo to się może źle skończyć, bo będziemy chorzy. W takich momentach, jak ten, pragnąłem znowu wrócić do tamtych szczęśliwych czasów.
- Dobrze, w takim razie zostańcie tu, ile chcecie - zdecydował mój ojciec, starając się nie patrzeć w stronę swojej partnerki.
"Czyżby miał resztki dobroci w sobie?"
- Adamie - syknęła Autumn, gdy ten otwierał buzię, by dodać coś jeszcze. Uśmieszek z jej twarzy momentalnie znikł, słysząc wcześniejsze słowa mojego taty, oznaczało to, iż wcale nie spodobał jej się pomysł mojego rodzica. - Co to ma znaczyć? - chciała krzyknąć, lecz coś ją powstrzymało. Być może skierowany w nią wzrok wszystkich w pomieszczeniu.
"Czemu miałem wrażenie, że ten pomysł z zabraniem nam domu był jej?"
- Skoro tak bardzo chcesz, zabierz go sobie - odezwała się mama. Miała już dość tej rozmowy, więc się poddała.
"Mam nadzieję, że podczas rozwodu się nie podda."
Myślę, że prędzej czy później moja mama by go sprzedała, bo tak, prawdę mówiąc, po co jej byłby ten wielki dom, w którym mieszkała razem z moim ojcem, i w którym miała mnóstwo wspomnień. Problem w tym, że jeśli tata uparłby się na wprowadzkę i wyrzucenie nas z niego, my nie mielibyśmy gdzie się podziać. Dlatego, jeśli już, to lepiej by było, gdyby ojciec dał nam trochę więcej czasu na znalezienie jakiegoś lokum i zabrania wszystkich swoich rzeczy.
- Cudownie, bo...
- Słonko - tata przerwał swojej lasce, unosząc w górę dłoń. - Nie chcę was wyrzucać, po prostu...
- Po prostu robisz to, co każe ci twoje słoneczko - podkreśliłem ostatnie słowo. - Czy ty naprawdę jesteś aż takim kretynem?
- Aaron - matka dała mi do zrozumienia, że się trochę zagalopowałem, nazywając swojego ojca kretynem, jednak nawet w tym momencie na nią nie spojrzałem. Zignorowałem ją, mówiąc dalej:
- Najpierw zdradzasz mamę z moją byłą. Swoją drogą wiesz, że ona mogłaby być twoją córką? To jest obrzydliwe! - Wykrzywiłem twarz, powstrzymując się przed zwymiotowaniem. - Teraz nagle się pojawiasz razem z nią. - Nazwałbym ją inaczej, ale pewnie pogrążyłbym się jeszcze bardziej. - I oczekujesz, że mama od razu odda ci dom. Wiesz, że nawet na niego nie zasługujesz? - Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. - Najlepiej by było, gdybyś już tu nigdy nie wracał. Nie przychodź do mamy, a już w ogóle nie przychodź ze swoją... - zrobiłem przerwę. - Zajmij się swoją nową rodziną, co? - zakończyłem już normalnym głosem, wręcz przyciszonym. Może nawet za bardzo. Tata, słysząc moje ostatnie słowa, w milczeniu obniżył głowę. Chyba zaczął się intensywnie zastanawiać nad tym, co powiedziałem. A przynajmniej miałem taką nadzieję. - Tylko przy okazji nie zapomnij o swoim drugim synu, bo on wciąż cię potrzebuje.
Moje słowa spowodowały, że między nami pojawiła się cisza. Nie wiedziałem, co pojawiło się w głowie u moich rodziców i szczerze powiedziawszy, chyba nie za bardzo chciałem wiedzieć o czym właśnie myślał mój ojciec. I nie chodziło o to, że bałem się, iż pomyślał o mnie źle czy jakkolwiek inaczej, bo wcale tak nie było.
- Synu... - zaczął z bólem.
- Rób, co chcesz, to twoje życie, tato. Szkoda tylko, że zniżyłeś się do takiego poziomu i wybrałeś ją - wszedłem mu w zdanie.
- Przykro mi, że tak myślisz... - zrobił przerwę. - Odczytałeś wiadomość od Autumn? - Gdy długo nie odpowiadałem na pytanie, ciągnął dalej: - Autumn wiedziała, że od niej nie odbierzesz, więc zdecydowała napisać do ciebie przeprosiny.
- Gdzieś mam jej przeprosiny. Nie życzę sobie, by w ogóle do mnie pisała. Specjalnie ją zablokowałem, by mieć z nią spokój. Ona dla mnie jest nikim - odrzekłem. - Czy ty naprawdę jesteś aż tak ślepy i głupi? Otwórz oczy! Nie widzisz, że ona tobą manipuluje, że jest z tobą, bo oczekuje twoich pieniędzy?! Znam ją trochę lepiej niż ty, wiem, jaka ona jest naprawdę. Żebyś tylko później nie wracał do mamy i błagał ją o wybaczenie. - Tata, słysząc to, uniósł głowę w górę i popatrzył się na mnie poważnym wyrazem twarzy. Uważnie mnie słuchał, co mnie zdziwiło. - Pamiętasz tamtą sytuację sprzed czterech lat? Pamiętasz tę głośną sprawę z Grahamem i jego kumplami? Pamiętasz, jak krzywdzili niewinne dziewczyny? Ona z nimi współpracowała, teraz każdy się od niej odwrócił, więc została sama i bez kasy, bez perspektyw na życie. Miała zamieszkać pod mostem, ale przypomniała sobie o bogatym ojcu swojego byłego. - Teraz opowiadając o tym, sam zacząłem zdawać sprawę, jak to wszystko się idealnie układało. Czy miałem rację co do moich przypuszczeń? Nie miałem pewności, ale właśnie tak musiało być, tym bardziej że Autumn dostała sporą karę grzywny za jej wybryki - choć moim zdaniem powinna była siedzieć w pace tak samo jak jej wspólnicy - dlatego była spłukana, na dodatek rodzice ją wydziedziczyli, a o przyjaciołach nie było mowy, gdyż dziewczyna innych nie posiadała.
Ojciec już niczego nie powiedział. Stał w bezruchu, patrząc na mnie. Myślałem, że coś powie, jakoś zareaguje, ale długo milczał. Może i to lepiej, iż niczego nie powiedział, ponieważ odkąd zostawił mamę, nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. Okłamywał moją rodzicielkę, zdradzał, co dowodem była ciąża jego kochanki. Nawet jego obecność oraz fakt, iż musiałem oddychać tym samym powietrzem, co on, doprowadzał mnie do obłędu. Dlatego już lepiej by było, gdyby już niczego nie odpowiadał.
Toteż, gdy bez słowa wyszedł z domu, a za nim jego młoda dziewczyna, poczułem ulgę. Dopiero teraz mogłem normalnie oddychać. To było coś, jakbym po niewiadomo jak długim czasie wrócił do żywych. To przykre, że tak się czułem: robiło mi się lepiej, gdy mój tata wychodził, ale skrzywdził i mamę, i Lewisa, i mnie. To było okropne.
Przytuliłem mamę, która stała wciąż w tym samym miejscu. Była zraniona, przygnębiona i choć cierpiała wewnątrz, starała się trzymać mocno, zagryzając zęby. Głaskałem ją delikatnie po plecach, a ona momentalnie zaczęła płakać. Potrzebowała tego; potrzebowała się wypłakać. Musiała się jakoś oczyścić ze wszystkich emocji oraz uczuć.
- Przepraszam mamo, zachowałem się bardzo źle, zostawiając cię samą - szepnąłem.
- Nic się nie stało. Nie jestem na ciebie zła. Najważniejsze, że jesteś. Przyszedłeś w momencie, w którym najbardziej się potrzebowałam. - Odsunęła się ode mnie, posyłając mi delikatny uśmiech. Po raz kolejny uniosła dłoń i przyłożyła ją do mojego policzka, głaszcząc go z czułością. - Kocham cię, synku. - Słysząc zbliżające się kroki Lewisa, odwróciła głowę w jego kierunku. - I ciebie, synku. - Mój braciszek wysilił się na uśmiech, choć na pewno usłyszał naszą dyskusję z tatą i dołączył do nas. - Obiecuję wam, że nasze życie się zmieni, obiecuję, że będzie tylko lepiej. - Nasza rodzicielka pocałowała Lewisa w czubek głowy.
A ja obiecałem sobie, że już więcej nie zostawię mamy samej. Nigdy już nie zostawię jej w całkowitym impasie i to do tego w tak trudnej sytuacji. Musiałem być przy mamie, przecież miała już teraz tylko nas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro