Rozdział 2
Słońce już zachodziło, gdy wstałem z łóżka. Jechałem jedenaście godzin i po co? By pocałować klamkę mieszkania znajomych rodziców...
Żałowałem, że nie miałem reszty rodziny. Cóż może i gdzieś tam znajdowali się dziadkowie, ale byłem wręcz pewny, że prędzej czy później zawiadomiliby ojca o mojej wizycie, a na ten moment chciałem się od nich odciąć, szczególnie z tatą. Dlatego wybrałem mniejsze zło. Lubiłem Archie'ego i jego żonę Natalie, prawdopodobnie dlatego, iż obchodzili się ze mną jak z prawdziwym dorosłym, a nie jak z gówniarzem. To pewnie dlatego, że sami nie mieli dzieci, a co za tym idzie - jakiegoś instynktu, o którym często mama opowiadała.Miałem nikłą nadzieję, że uda mi się z nimi jakoś porozmawiać. Może rozmowa z nimi, dałaby mi coś; może dzięki temu myślałbym inaczej, dałoby mi to jakieś światło. Nie wiem, cokolwiek. Niestety ich nie zastałem, więc znalazłem się w hotelu. Dobrze, że miałem pieniądze.
Zabrałem ze sobą całą kasę, jaką miałem nie tylko z wyścigów, które mi zostały, ale też ze sprzedaży motoru. Tuż po ostatnich wyścigach, ku pamięci Mirandy - kolejny raz wygranych przeze mnie - kupił go jakiś nadziany koleś, który prawdę mówiąc wcale nie wyglądał na takiego, który znał się na motorach, nie mówiąc tu już o jeżdżeniu. Co prawda chciałem go sprzedać komuś, od którego widać było już na pierwszy rzut oka zaufanie czy coś takiego, lecz nie było na to czasu, klientów też nie mogłem zbytnio znaleźć, a poza tym chłopak zaproponował mi naprawdę niezłą sumkę. Dzięki temu posiadałem trochę pieniędzy.
Za dużo działo się przez te lata. Najpierw popełniłem błąd, biorąc udział w wyścigach, przez co zaczęły się problemy z Grahamem. Jakby tego było mało, przez niego i jego bandę, musieliśmy pochować niewinną dziewczynę. Przy okazji dowiedziałem się, że moja dziewczyna tak naprawdę nie była moja, tylko mojego wroga. Autumn była ze mną tylko po to, by brać ode mnie informacje. Co najlepsze - zamiast czuć ból, ulżyło mi, gdy zakończyłem z nią związek. Na domiar złego, mój zakochany do szaleństwa w Mirandzie przyjaciel nie był mile widziany na grobie swojej własnej ukochanej z powodu rodziców, którzy do tej pory nie potrafili wybaczyć Noahowi wyścigów i tej sprawy ze śmiercią ich córki. W sumie tak samo miałem i ja, ponieważ sam miałem zakaz wstępu na jej grób. Tyle, że ja w przeciwieństwie do Noaha, na cmentarz chodziłem raz na jakiś czas, bo byłem tylko przyjacielem, a Noah kimś więcej. Dlatego idąc na cmentarz, musiał bardzo uważać na jej rodziców. Czasami, by ich ominąć, chadzał tam dopiero późnym wieczorem.
W planach nie miałem siedzenia od rana do wieczora w pokoju hotelowym, dlatego też po orzeźwiającym prysznicu wyszedłem na spacer. Prawdę mówiąc niezbyt znałem okolicę, lecz nie chciałem iść gdzieś daleko. Hotel umiejscowiony był w takim miejscu, że wszędzie było blisko. To nie było jak w moim domu w Miami gdzie bez samochodu nie udałoby się gdziekolwiek przemieścić. Dlatego też udało mi się namówić ojca na prawo jazdy szybciej niż zezwalało na to prawo czy też kupno auta dla mnie.
Dzięki kilkugodzinnej drzemce, którą zrobiłem sobie tuż po wejściu do pokoju, poczułem się o wiele lepiej. A co najlepsze - wygodniej, ponieważ po pierwszych czterech godzinach swojej podróży, zatrzymałem się na jakiejś malutkiej wsi, gdzie nie znalazł się dla mnie ani hotel, ani pensjonat, ani nawet motel, z tego powodu spałem w samochodzie. Przez to chyba byłem jeszcze bardziej zmęczony niż po zwykłej wyprawie, którą następnego dnia dokończyłem, a która była o wiele dłuższa od poprzednich czterech godzin.
Powietrze było chłodniejsze niż za dnia, dlatego też zabrałem ze sobą swoją skórzaną kurtkę, którą zostawiłem sobie po motorze. Opatuliłem się nią szczelniej. W pewnym momencie rzuciły mi się w oczy trzy atrakcyjne dziewczyny, ubrane jakby szły na imprezę. Szły przede mną, więc zauważyły mnie dopiero po jakimś czasie. Widząc mnie, zaczęły między sobą szeptać i co chwila zerkały na mnie, posyłając w moją stronę uśmiech. Nawet nie zwróciłem uwagi, że zacząłem iść za nimi. Byłem tak skupiony na nich, że moje nogi wręcz same mnie prowadziły w ich kierunku.
Jedna, ta, która przyglądała mi się najdłużej z nich, posiadała blond włosy, które zawijały się na końcówkach. Miała króciutką spódniczkę, sięgającą do połowy ud. Jej szpilki, dzięki którym stała się seksowniejsza, były tak wysokie, że dziwiłem się tym, jak ona radziła sobie z chodzeniem. A naprawdę świetnie jej to szło.Kolejna i chyba ta, która miała najciemniejszą karnację. Była mulatką. Spodobała mi się najbardziej, ponieważ w oczy rzuciła mi się jej gęsta czupryna. I te śliczne loki, spływające po jej plecach. Cieszyłem się, że miałem dobrą widoczność na tył, dzięki temu mogłem się poprzyglądać jej włosom.
Ona z kolei ubrana była w top i tak jak jej przyjaciółka, miała na sobie krótką spódniczkę. Wyglądała bosko.Trzecia miała coś w oczach, jakby uwodzicielski błysk, który przyciągał swoją uwagę. Jej włosy były koloru miodowego i szare oczy, którymi ilustrowała mnie całego. Miałem poczucie, że dziewczyna w każdej chwili mogła mnie zabrać do łóżka. W sumie nie miałbym jej tego za złe.
Szedłem za nimi tak długo, aż dotarliśmy do jakiegoś klubu. Byłem tak onieśmielony ich wyglądem, że dopiero gdy je zgubiłem w środku, zdałem sobie sprawę z tego, gdzie tak naprawdę się znajdowałem. Z uwagi na to, iż było tu bardzo tłoczno, zgubiłem je. Szukałem ich wzrokiem, ale na próżno. Już nawet zacząłem się zastanawiać, czy ich sobie nie wymyśliłem.
Stałem prawie że na środku parkietu, na którym tańczyły różne osoby, gdy uznałem, iż dalsze szukanie nie ma sensu. Chciałem wyjść, lecz bar przyciągnął moją uwagę.
„W sumie od jednego jeszcze nikt nie umarł..."
Tak więc z tą myślą skierowałem się do wcześniej wspomnianego miejsca i zająłem jedno z wolnych krzeseł. Barman właśnie przyjmował zamówienie od jakiegoś kolesia, którego z każdej strony obejmowały dziewczyny. Kiedy jedna z nich zaczęła całować jego szczękę, wróciłem wzrokiem do barmana. Ubrany był w szarą podkoszulkę, dzięki której widoczne były jego tatuaże: płonący ogień, papierowy samolot czy karta asa chyba kier.
– Co podać? – głos mężczyzny przywrócił mnie do rzeczywistości.
– Poproszę whiskey. – Po mojej odpowiedzi pracownik baru wziął się do pracy.
W tym czasie, by czas mi minął trochę szybciej, zacząłem obserwować moje otoczenie. Każdy z obecnych, rozmawiając ze sobą przekrzykiwał głośną muzykę. Pary obściskiwały się lub tańczyły erotyczne tany, które spowodowane były dużą ilością napoju wysokoprocentowego.
– Proszę – usłyszałem barmana, przeżuwającego w buzi gumę do żucia. Postawił przede mną moje zamówienie, a ja w podziękowaniu kiwnąłem głową.
Upiłem łyka, czując w gardle charakterystyczny posmak alkoholu. To było mi potrzebne. Niekontrolowanie zacząłem wystukiwać rytm palcami w blat i nie przeszkadzało mi to, iż w ogóle nie znałem piosenki, którą włączył DJ.
W pewnym momencie na wolne miejsce obok mnie usiadła zielonooka dziewczyna. Nieśmiało zerkaliśmy na siebie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Dzięki temu, że siedziała bardzo blisko mnie, czułem jej zmysłowy zapach. Z minuty na minutę stawała się coraz śmielsza. Zaczęła okręcać kosmyk włosów wokół swojego palca, nie przestając posyłać do mnie uśmiechu. Widząc, że nie oderwałem od niej wzroku, drugą dłonią przesuwała po swoim ciele tak, by nikt prócz mnie tego nie zauważył. Sunęła delikatnie w miejscu między piersiami, potem oblizała bardzo wolno wargi i po chwili jej dłoń znalazła się trochę niżej i niżej, a gdy poczułem nagłą suchość w gardle, niestety po chwili przerwała, poważniejąc. Jakby zrobiła to specjalnie, bo sama odczuła Saharę w buzi. Otrzeźwiło mnie to do tego stopnia, że odechciało mi się i seksu, i nawet samej whiskey. Poprawiłem się na krześle, szukając innego ciekawego punktu, na którym mógłbym skupić całą swoją uwagę, by przestać myśleć o tamtej okrutnej dziewczynie.
„Jak mogłem na to pozwolić? Właśnie zachowałem się jak niewyżyty nastolatek!"
Poczułem szarpnięcie. Dziewczyna o obłędnym zapachu próbowała mnie obrócić w swoją stronę. By dała już sobie spokój ze mną, spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami.
– Skądś cię kojarzę. – Przestawiła swoje krzesło bliżej mnie, aby było ją lepiej słychać. – Czy my się kiedyś już nie spotkaliśmy? – Poprawiła swoje jasnobrązowe włosy.
– Chyba nie, zapamiętałbym – odpowiedziałem dopiero po kilku dłuższych chwilach.
Zaczęła na mnie bezwstydnie patrzeć, pewnie zastanawiając się, czy aby na pewno się nie znamy. Zmarszczyła czoło i rozchyliła lekko usta, jakby nie dowierzała Już chciałem jej powiedzieć, że mnie z kimś pomyliła, kiedy dołączyła do nas jej koleżanka. Miałem już wrócić do swojej samotni i dokończyć pić swój alkohol, gdy mój wzrok mimowolnie spoczął na owej towarzyszce. Jej śliczne brązowe oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Drobny nosek, piękne malinowe usta, które miałem zaszczyt raz smakować i ciemnobrązowe włosy...
Noelle.
Pamiętałem doskonale jej delikatną skórę pod palcami, miękkie wargi, które odpowiadały na mój pocałunek, gdy pierwszy i ostatni raz się całowaliśmy albo jej wyraz twarzy, kiedy widzieliśmy się ostatni raz w szpitalu po całym incydencie z Grahamem. Trochę jakby to wszystko było wczoraj, podczas gdy minęły cztery lata.
Spodobała mi się od razu. Wtedy, kiedy pierwszy raz dostrzegłem ją w kawiarni jej ciotki. Nie mogłem przestać się na nią patrzeć. Nigdy jej tam nie widziałem, choć często chadzałem do tego miejsca wraz z moimi przyjaciółmi. Dlatego też zdziwiłem się, że taka dziewczyna pracowała w kawiarni na przedmieściach Miami. Nawet specjalnie powiedziałem jej, iż piję kawę z mlekiem, co wcale nie było prawdą. Po prostu chciałem na nią dłużej popatrzeć; poczuć jej perfumy. Od rozmowy do rozmowy... Zaczynałem ją lubić. Pokazała mi jaka jest normalna, a jednocześnie inna; wyjątkowa. Normalna, ponieważ jako jedna z nielicznych nie zaciągała mnie do łóżka, nie patrzyła na moje pieniądze, a raczej na pieniądze moich rodziców. Po prostu była sobą i szczerze mówiąc chyba z początku nie była mną zainteresowana. Z czasem się to zmieniało, a przynajmniej tak mi się wydawało. Równocześnie była wyjątkowa, bo jeszcze nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ona. Nigdy nie wiedziałem co dokładnie w sobie miała, ale było to coś, co mnie do niej przyciągało, coś przez co trudno mi było o niej zapomnieć. Dlatego też rozum ciągle powtarzał mi, bym ją zostawił w spokoju, by nic się między nami nie zdarzyło, bo zrobią jej coś złego, mszcząc się na mnie za wszystkie wygrane przeze mnie wyścigi, za zabranie motoru Grahama oraz za odebranie mu honoru, jak to sam kiedyś określił. Rozum miał rację, dlatego po pojawieniu się jej w szpitalu, uznałem że lepiej i bezpieczniej będzie, gdy zakończę naszą znajomość. Od tamtego czasu nigdy więcej jej nie widziałem, nie rozmawiałem ani nawet nie pisałem. Ale zapomnieć, nie zapomniałem. Zawsze gdzieś tam była, przypominając o swojej obecności, co mi wcale nie pomagało.
A teraz stała tu, naprzeciwko mnie. Prawdziwa, żywa i taka jak ją zapamiętałem, tylko wcześniej miała dłuższe włosy. Sięgały mniej więcej poniżej łopatek, teraz stały się dużo krótsze, ponieważ graniczyły do barków Mimo to wciąż była piękna, no może teraz była jeszcze bardziej urocza niż wcześniej, ale wciąż mi się podobała. Od razu ją poznałem, nawet jeśli zmieniła fryzurę. Co prawda dojrzała, ale oczy zdradzały to, kim tak naprawdę była. A była Noelle.
– Aaron. – Pomimo głośnej muzyki, usłyszałem jej szept. Była tak oszołomiona, że przez cały czas wpatrywała się we mnie wielkimi niczym spodki oczami. Czy ona w ogóle mrugała?Zwilżyłem koniuszkiem języka wargi, zastanawiając się co powiedzieć. Jednak nic sensownego nie przyszło mi do głowy.
– A więc tak wygląda to ciacho na żywo? – tę dziwną ciszę przerwała koleżanka Noelle.
Z tego zdziwienia nie potrafiłem spojrzeć gdzie indziej w oczy i bez przerwy wpatrywałem się w oczy Noelle. Po chwili odchrząknęła, odrywając wzrok z mojej osoby.
– Phoebe, powinniśmy wracać do mieszkania. – Wzięła ją za rękę i chciała zaciągnąć ją siłą, lecz owa Phoebe się nie dała, była silniejsza.
– Co ty gadasz? – o mało nie wykrzyknęła tych słów. – Dopiero co weszłyśmy. W ogóle to powinnaś mnie zapoznać ze swoim kolegą. To niekulturalne. – Odwróciła się do mnie. – Zacznijmy od nowa, jestem Phoebe, najlepsza przyjaciółka Noelle od lat. Znam ją najlepiej i...
– Phoebe, to Aaron – Noelle weszła w zdanie swojej przyjaciółce. – Aaron, to Phoebe. – Mogłem zauważyć, że dziewczyna czuła się niezręcznie. Nie byłem pewny czy to przeze mnie, czy przez Phoebe.
– Co ty tu robisz? – zapytałem, chcąc jakoś rozpocząć rozmowę. Nie mógłbym przepuścić takiej okazji jak spotkanie po latach z dziewczyną.
– Co ty tu robisz? – podkreśliła drugie słowo.
– Przyjechałem odwiedzić znajomych. – Wziąłem łyka swojego alkoholu.
– Dlaczego akurat tu? – Na to pytanie uniosłem w górę jedną brew, nie rozumiejąc, dlatego dodała: – Naprawdę masz znajomych tu w Georgii?
– Co w tym dziwnego?
– Nie, nic. Nie ważne – westchnęła głośno. – Po prostu nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy i to spotkanie mnie zaskoczyło – dodała po krótkiej chwili, gdy nie przestawałem się na nią patrzeć.
– Nie uważasz, że to trochę przeznaczenie? – zapytała Phoebe, za co dostała karcącym wręcz zabijającym wzrokiem od Noelle. – A gdybym pewnego dnia miała ochotę na... – przerwała, pokazując dziwnie oczami na mnie i na nią, a kiedy dostała odpowiedź od przyjaciółki: „a rób sobie co chcesz'', zmieniła temat, zwracając się do mnie: – Znudziło ci się w Miami? – Widząc, że jej nie odpowiadam, wciąż zajęty wpatrywaniem się w jej przyjaciółkę kątem oka, zrobiła dziwny uśmieszek. – Ile ty masz w ogóle lat? Też skończyłeś studia?
Automatycznie oderwałem wzrok od Noelle i zająłem się swoim trunkiem.
– Nie poszedłem na studia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Byłem pomocnikiem mechanika.
– Seksi – skomentowała.
Widać było, że chciała coś dodać, lecz jej koleżanka ponownie na nią spojrzała swoim wzrokiem, więc finalnie z tego zrezygnowała. Zabawnie to wyglądało. Przypominało mi to dziecko, które chciało powiedzieć coś niestosownego lub coś wulgarnego, a jego mama mu na to nie pozwala i ciągle karci wzrokiem. W tym przypadku matką była Noelle, a dzieckiem Phoebe.
– Jesteś tu sam? – kolejne pytanie padło z ust Phoebe.
Odwróciłem się do dziewczyny pytającym spojrzeniem. Nie wiedziałem czy miałem w ogóle wdawać się w rozmowę, czy lepiej byłoby, gdybym się ulotnił, tym samym dać im się zabawić w spokoju. Czułem, jak Noelle zaczyna mieć dość mojej obecności, więc uznałem, że lepiej byłoby po prostu ich zostawić. Niekontrolowanie jednak z moich ust wydobyła się krótka odpowiedź:
– Tak. – Wypiłem duszkiem końcówkę alkoholu, położyłem pieniądze za trunek i wstałem z krzesła. Miałem świadomość tego napięcia wiszącego między nami. – Miło było się spotkać – odparłem, wkładając dłonie do kieszeni. Przez chwilę się w nie wpatrywałem. – Trzymajcie się dziewczyny.
Moje, a raczej nasze pożegnanie było dość dziwne. W ogóle cała ta chwila była krępująca. Nie dałem nawet im czasu na jakąkolwiek odpowiedź, gdyż niemalże od razu oddaliłem się od nich i zacząłem się kierować w stronę wyjścia. Nie było jednak łatwo, zważając na wszystkich tańczących ludzi dookoła, którzy ocierali się się o mnie. Czas się wlekł, a droga wydawała się nie mieć końca. Szedłem i szedłem, a z każdym kolejnym krokiem czułem, że się duszę. Dopiero, gdy znalazłem się na zewnątrz, poczułem ulgę. W końcu mogłem odetchnąć.
– Ej ty! – Odwróciłem się, słysząc wołanie. Właścicielem głosu był nieznany mi mężczyzna. Podszedł do mnie trochę bliżej, by mi się bardziej przypatrzeć. – Ty jesteś tym kolesiem ze zdjęcia. – Zmrużył oczy, czekając na moją reakcję.
************************************
Witajcie kochani! ❤️
Wiem, że bardzo dawno niczego nie dodawałam — naprawdę bardzo przepraszam — ale byłam tak chora i nie miałam siły, jak nigdy w życiu...
Na szczęście jest już trochę lepiej
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał ^^
No i wreszcie mam okładkę 😍 Co o niej myślicie? 😏 Mi się bardzo podoba 🤩
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki! 😊
Trzymajcie się i dużo zdrowia wszystkim! 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro