Rozdział 15
Minęły cztery dni, odkąd zaczęliśmy razem z Noahem pomagać Zackowi w warsztacie. Jak na razie nic podejrzanego się przez ten czas nie wydarzyło. Powinienem się z tego cieszyć, jednak tak naprawdę byłem już zniecierpliwiony tym letargiem. Może rzeczywiście niemożliwe byłoby, gdyby już od razu coś się stało, ale jak tak miało dalej pójść, to naprawię te dwa auta szybciej, niż cokolwiek zauważę. Dlatego starałem się wszystko robić, jak najwolniej potrafiłem.
Zaczynałem się już nawet zastanawiać, by niezauważalnie wejść do tajemniczego pomieszczenia, lecz Zack ani na chwilę nie opuszczał pokoju. Gdy jednak tak się działo, zamykał je na klucz, z którym się nie rozstawał.
Dzisiejszego dnia przyszedł Dave. Nareszcie. Nie pomyślałbym, że tak bardzo ucieszę się z jego przyjścia. Chłopak mnie nie zauważył, ponieważ znajdowałem się pod samochodem. Dobrze, że tak wyszło, bo dzięki temu zachowywał się normalnie, tak jakby mnie naprawdę nie było.
– Jak się miewa nasz skarb? – głos chłopaka Noelle dochodził zza przymkniętych drzwi.
Musiałem przerwać swoją pracę, by móc lepiej słyszeć ich rozmowę. Kiedy jednak miałem już wstać na równe nogi i podejść bliżej wejścia, usłyszałem, jak je zamykają. Szansa przepadła, więc trzeba było wymyślić coś innego.
Poruszałem się jak najbliżej drzwi, by w razie czego zdołać wychwycić jakieś zdanie lub słowo. Niestety drzwi były takie, iż nic przez nie nie było słychać. Tłumiły nawet dźwięk szuranego krzesła.
– Chociaż udawaj, że coś robisz, bo jeszcze nagle ktoś z nich wyjdzie i będzie nieciekawie – usłyszałem szept Noaha. Stał przy stoliku z narzędziami, szukając odpowiedniego klucza francuskiego. Był ubrany dokładnie tak samo, jak ja - w ubranie robocze. Jego policzek był brudny od smaru, a włosy potargane. – Nie wiemy, ale gdzieś tu mogą być kamery. – Przetarł przedramieniem swoje mokre od potu czoło.
Jeśli chodzi o naszą współpracę, nieźle nam szło. Prawdę mówiąc, razem z Noahem zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Nie potrafiłem się na niego wściekać, więc gdy pojawiały się jakieś kłótnie, nie trwały one długo, gdyż szybko zapominałem, o co się wcześniej sprzeczaliśmy. Bez jego towarzystwa było mi źle, cóż się dziwić, w końcu znaliśmy się od lat. Zawsze byliśmy razem, obojętnie w jakiej sytuacji, znalazłby się któryś z nas - czy byłaby to głupota, czy ktoś z nas naprawdę zrobiłby coś złego - staliśmy za sobą murem. W końcu dzięki temu się zaprzyjaźniliśmy na zawsze. Chodziliśmy razem do klasy, ale nigdy nie gadaliśmy ze sobą. Jakoś nigdy Noah nie wzbudzał we mnie żadnego zainteresowania jego osobą, ot taki sobie chłopaczek z tej samej klasy. Poza ty byłem zupełnie inny - byłem wrażliwym, nieśmiałym i małomównym dzieckiem. Jeszcze wtedy, bo dopiero gdy tata zapisał mnie na lekcje pływania, wstąpiła we mnie przemiana i stałem się trochę odważniejszy. Pewnego dnia jakiś chłopak zaczął mnie wyzywać, a że ja byłem w miarę grzecznym chłopcem i o mało się nie popłakałem, to Noah nagle wkroczył i pomógł mi. Uderzył tamtego i zaczęła się bójka. Nikt nie lubił tego chłopaka, bo był wredny dla wszystkich, więc każdy kibicował Noahowi, ale przerwała im nasza pani nauczycielka. To właśnie tamten dzień był przełomowym w naszym życiu i staliśmy się nierozłączni. Był mi jak brat. Oczywiście, miałem Lewisa, ale Noah też zaliczał się do rodziny.
– Przestań, oboje wiemy, że to nieprawda. – Pokiwałem z dezaprobatą głową. – Kto normalny tak robi?
– Phoebe mówi, że Zack jest złym człowiekiem, więc... – urwał, uśmiechając się do mnie. – Źli ludzie robią różne dziwne i złe rzeczy.
– Trzeba coś zrobić – spoważniałem. – Musimy coś zrobić, żeby wejść do tego pomieszczenia. – Pokazałem dłonią na zamknięte drzwi do tajemniczego pokoju. – Mam przeczucie, że tam jest ta cała puszka pandory. Bo pomożesz mi, prawda? – zadałem to pytanie, choć bardzo dobrze znałem odpowiedź.
– Może poczekajmy jeszcze chwilę. Pewnie z czasem wszystko się rozwinie. – Uniósł wysoko głowę, spoglądając na drzwi.Powinienem poczekać, dać jeszcze trochę chwil, jednak nie było na to więcej czasu. Kończyłem właśnie naprawę jednego samochodu i jeszcze dzisiaj umówiłem się z właścicielem, by go zabrał. A nic nie szło do przodu w sprawie Zacka, Dave'a oraz dziewczyn. Może spieszyło mi się, bo nie miałem ochoty pracować u podejrzanego brata Justin'a, wcale nie chciałem mu pomagać, bo nie przypadł mi do gustu, bo między nami pojawiały się zgrzyty, bo trudno mi to przyznać, ale chyba budził we mnie respekt.
– A jak nie? – westchnąłem zrezygnowany. – A co jeśli coś się stanie, co jeśli dowiemy się, a na ratunek będzie za późno? – Zmarkotniałem.
Noah wpatrywał się we mnie, jakby się czegoś doszukiwał. Nie wiedziałem czego. Nie wiedziałem, jak długo to trwało, ale kiedy miałem to przerwać, chłopak niespodziewanie uśmiechnął się kącikiem ust. Oderwał wzrok ode mnie, kiwając głową. Teraz już w ogóle go nie rozumiałem. O co mu chodziło?
– Coś nie tak? – Zmarszczyłem czoło.
Szarooki w odpowiedzi uśmiechnął się jeszcze szerzej. Udawał, że mnie nie słyszy, ponieważ zignorował mnie i wrócił do pracy. Zabrał klucz francuski i zatrzymał się przed samochodem, dokańczając naprawę. Postanowiłem więc zrobić to samo.
– A jak Lewis i matma? – zmieniłem temat.– Ostatnio dostał czwórkę ze sprawdzianu. Rozmawiałem z nim przed wyjazdem o matmie i wspólnych korkach i się okazało, że... – Nie dane było mi dowiedzieć się, co było dalej, ponieważ w tym momencie ktoś wszedł mu w słowo. Był to Dave, który wraz z Zackiem opuścił tajemnicze pomieszczenie.
Brat Justin'a w porównaniu do chłopaka Noelle był poważny. Chociaż może to był bardziej gniew; złość. Jego towarzysz miał chyba dzisiaj dobry dzień, ponieważ jego nastrój był całkowitym przeciwieństwem. Dave wyglądał na szczęśliwego: na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach coś na kształt dziwnego błysku, jakiejś niebezpiecznej iskierki. Kiedy jednak mnie dostrzegł, jego twarz momentalnie pochmurniała.
– Co on tu robi? – zwrócił się do Zacka. W jego głosie wyczułem złość. Zatrzymał się naprzeciwko mnie, gotowy do walki. Naprawdę, chciał się teraz zachowywać jak dziecko? Przecież mogliśmy porozmawiać jak dorośli ludzie. – Po co tu przylazłeś? – Na jego twarzy pojawił się taki grymas, jakby zobaczył robaka. Aż dostałem ciarek.
– Pomagam, nie widać? – Rozłożyłem ręce, by chłopak mógł lepiej zobaczyć mój służbowy strój.
– Dlaczego go tu zatrudniłeś? – Spojrzał na Zacka, który w milczeniu się od nas odsunął kilka kroków. – Przecież wiesz, że to trochę... – w odpowiednim momencie przerwał. Szkoda, miałem nadzieję, że przez przypadek się wygada. To byłoby za proste... – Nie powinieneś kogokolwiek zatrudniać. – Wrócił wzrokiem do mnie. – A już w ogóle tego tu.
– Uparł się. – Zack zmarszczył czoło, najwyraźniej nie miał ochoty tłumaczyć się Dave'owi. – Dokończy te trzy samochody i nie będziemy musieli już więcej go widzieć. Poza tym jeszcze na nic się nie zgodziłem.
– Nie musiałeś – rzucił tylko z zaciśniętymi zębami. Był zły. – Mam wrażenie, że odkąd się nagle pojawiłeś, ciągle mnie szpiegujesz. Odwal się ode mnie, zrozumiano? – Zmrużył oczy. – Już raz udało mi się ciebie uderzyć. – Po tych słowach miałem wielką ochotę go walnąć. Już nawet zacisnąłem dłonie w piąstki, niestety w tym momencie usłyszeliśmy odgłos silnika za nami. Wzrok Dave powędrował gdzieś za mną. – Masz szczęście – szepnął.
– Witam, miałem przyjechać po swój samochód – usłyszałem niski głos. Od razu rozpoznałem w nim mężczyznę, z którym jeszcze wczoraj rozmawiałem przez telefon.
Jednak pomimo jego przyjścia, atmosfera w warsztacie wciąż była rozjuszona. Wziąłem głęboki oddech i z przyczepionym uśmiechem na ustach, odwróciłem się do klienta. Był to mężczyzna z niebieskimi oczami i jasnymi włosami. Ubrany w koszulce w paski oraz katanie jeansowej, a na nogach jeansy i adidasy. Taksówka, którą przyjechał do zakładu, właśnie zniknęła mi z oczu.Bez dłuższego zastanawiania, podszedłem bliżej klienta i podałem mu dłoń w geście przywitania. Odwzajemnił czyn z niezadowoleniem.
– Przepraszamy, że tak długo musiał pan czekać na samochód – zacząłem. – Ale już jest wszystko w porządku. W samochodzie był uszkodzony rozrusznik, dlatego też pewnie miał pan problemy z uruchomieniem silnika samochodu. Teraz zamontowałem go i jeśli pan chce, może sprawdzić, czy dobrze jedzie. Ja niestety nie miałem jeszcze na to czasu. Ale jestem pewien, że teraz nie będzie żadnych problemów.
– Nie uważa pan, że trochę za dużo sobie pan pozwala? – Podniósł głos. – Czekałem tygodniami na naprawę samochodu, by tylko zamontować jeden głupi rozrusznik? – Uniósł w górę brwi rozgniewany. Prawdę mówiąc, nie dziwiłem mu się. Pewnie sam na jego miejscu byłbym wzburzony. – Ostatni raz poprosiłem pana o jakąkolwiek pomoc w samochodzie. – Dostrzegł Zacka, stojącego za mną i mówił dalej, patrząc w jego oczy: – Mam tylko nadzieję, że pana współpracownik zna się na robocie i niczego mi nie popsuł, bo jeśli się tak okaże...
– Wiem, że źle zrobiłem – Zack wszedł w zdanie swojemu klientowi. – To moja wina. – Nie podobało mu się przyznanie do winy, ale taka była prawda. Wina była jego. To on, zamiast pracować, kombinował coś z Davem. – Przepraszam – ledwo wydobył to słowo ze swojego gardła.
– Wniosę skargę! – krzyknął, rzucając na stół odpowiednią kwotę. Bez pożegnania wszedł do swojego auta i ruszył. Byłem dumny z siebie, że pierwszy raz udało mi się zrobić coś takiego całkowicie sam, bez sprawdzenia przez profesjonalistę.
– Ty rzeczywiście znasz się na tych rzeczach – usłyszałem brata Justina, który wraz ze mną wpatrywał się w odjeżdżającego mężczyznę. Zack był zdziwiony moim talentem, a ja nie wiedziałem, czy to chwilowe, czy naprawdę zdjął maskę groźnego i strasznego człowieka.
– Zack, nie daj się omamić – warknął Dave. – Pamiętaj, co ci proponowałem. – Chłopak Noelle ścisnął ramię mechanika. – To zmieni nasze życie. – Uśmiechnął się szeroko. – Będziemy mogli wszystko – dodał dumnie. – Zastanów się. – Wyszedł, nie czekając na odpowiedź ze strony Zacka.
Długo wpatrywałem się w wejście do warsztatu, którym wyszedł chłopak Noelle. Nie wiedziałem czemu, czy to dlatego, że się po prostu zapatrzyłem w to miejsce, czy obawiałem się tego, iż chłopak niespodziewanie zawróci.
– Dobrze ci poszło – mruknął pod nosem. – Oby tak dalej – dodał, kierując się ku pokojowi, do którego nie pozwalał nam wejść.
Coś wewnątrz podpowiadało mi, że powinienem spróbować, że tym razem może coś się zmieni i uda mi się czegoś dowiedzieć, więc przepełniony odwagą i pewnością siebie, zapytałem:
– Skąd znasz Dave'a? – Na moje pytanie, się zatrzymał. Powoli odwrócił głowę, patrząc na mnie spod byka.
– Do tego ci jest potrzebna ta wiadomość? – Włożył dłonie do kieszeni spodni. – Po prostu się znamy i już. – Przynajmniej dostałem od niego jakąś odpowiedź. Nie rozzłościł się, a to był dobry znak. – A ty? Znasz tu wszystkich? – Uniósł jedną brew w górę.
– Po prostu zastanawia mnie, dlaczego wita tu tak często, a niczego nie robi przy samochodach – dopiero po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do mnie, jak to zabrzmiało.
W jego oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki. Między brwiami pojawiła się zmarszczka, a jego usta wykrzywiły się w grymasie. Wyglądało na to, iż doprowadziłem go do irytacji, jak nie gorzej. Zauważyłem, że Zacka można było szybko zdenerwować. A przecież nie tego chciałem.
– To akurat nie jest twoja sprawa – warknął. – I się nie wtrącaj. Jedyne czym masz się zajmować, jest naprawa tych samochodów. Sam tego chciałeś, więc siedź cicho. Twoje szczęście, że jesteś w tym dobry, bo gdyby było inaczej, wyrzuciłbym cię stąd i nigdy nie pozwolił tu wracać! – Wyciągnął rękę, palcem wskazującym pokazując na wyjście z jego zakładu. – Rozumiesz? – Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć, więc jedyne co uczyniłem, to tylko pokiwałem głową. – A skąd ty znasz Dave'a?
– Właściwie to... – urwałem, zastanawiając się jak odpowiednio dobrać słowa. Nie chciałem powiedzieć, że znam jego dziewczynę, bo zabrzmiałoby jeszcze dziwniej, niż myślałem, dlatego też odpowiedziałem w ten sposób: – Nie znam go. Widziałem go tylko kilka razy przez Phoebe i jej...
– No tak – wszedł mi w słowo. – Przecież ty znasz Pheb. – Założył ręce na piersiach. Myślałem, że chce coś jeszcze dodać, ale nic takiego się nie stało. Postał chwilę, obserwując mnie w milczeniu. Dopiero po kilku minutach zniknął w swoim pokoju.
Co oni wszyscy się na mnie dzisiaj wpatrywali? Czułem się jak jakiś eksponat w muzeum albo manekin w sklepie, na którego ludzie przypatrywali się zaciekawionym wzrokiem. Poczułem dyskomfort, lecz starałem się zignorować to uczucie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro