Rozdział 12
Słysząc w słuchawce mojego najlepszego przyjaciela, informującego mnie o swoim niespodziewanym przyjeździe do Alabamy, niemal nie wypuściłem z dłoni kubka z kawą. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Chciałem, by Noah wyjechał ze mną z Miami, ale sytuacja się zmieniła wraz ze spotkaniem Noelle i Phoebe w klubie, a potem moją stłuczką. Byłem w szoku, że mój kumpel po czterech latach, zdecydował się opuścić miejsce, w którym spoczywała jego ukochana. Może nie był to wyjazd na zawsze, tylko na jakiś czas. Ale to zawsze coś. Udało mu się. Rozpierała mnie duma z tego powodu, jednak to nie zmieniło tego, iż byłem zszokowany jego przyjazdem. Ciekawiło mnie, jak zareaguje, kiedy zobaczy siedzącą obok mnie Noelle. Wiedziałem, że chłopak nie za bardzo ją lubił, być może wcale, jednak nie chciał źle dla mnie. Znał moją sytuację z Autumn, wiedział, jak naprawdę było, miał świadomość tego, co moja była mogła zrobić, dlatego wiele razy mnie ostrzegał. Pamiętam, jak ciągle, gdy tylko zerkałem na brązowowłosą, powtarzał, że dziewczyna nie jest tutejsza, że przyjechała tylko na wakacje, przywracając tym samym mnie na ziemię. Takie były realia, a ja go nie słuchałem - i tak robiłem swoje. Myśląc tak, z perspektywy czasu miałem wrażenie, iż on był jedynym moim przyjacielem, który pragnął mojego szczęścia, on jedyny mnie zastrzegał przed tą znajomością, podczas gdy reszta moich znajomych wygwizdywała i zastanawiała się, jak to by było, gdybym zdradził Autumn.
Może nigdy tego nie było widać, ale Noah naprawdę kochał Mirandę. Prawdą było, iż chłopak po prostu nie za bardzo lubił, może nawet wstydził się okazywać swoich uczuć publicznie. Wolał znaleźć się w jednym miejscu ze swoją dziewczyną sam na sam i tam dać upust emocjom. Nawet ze mną nie rozmawiał o sprawach związanych z Mirandą: na przykład o randkach albo o tym, co powinien jej kupić na urodziny czy rocznice, o których pamiętał, co mnie naprawdę dziwiło. Jeden jedyny raz jako pierwszy powiedział mi o tatuażu tuż przed powiadomieniem o wszystkim swojej dziewczyny - każda inna osoba dowiadywała się o owej dziarze od Mirandy, bo jemu było wstyd, że dał się tak omotać przez dziewczynę. Przecież przed ich związkiem, Noah był prawdziwym cassanovą, uwielbiał kobiety i kochał seks. To dzięki pani Barbara'rze, nauczycielce chemii z liceum, która podzieliła klasę w pary, dzięki czemu Miranda i Noah skończyli razem. Co prawda ich projekt wyszedł marnie - dzięki naciąganym trójkom na szczęście zdali - ale oni się zbliżyli i zaczęli ze sobą chodzić. Z czasem się w sobie zakochali. Ich miłość była piękna, czysta i prawdziwa. Noah traktował ją zupełnie inaczej niż swoje poprzednie partnerki - dla niego Miranda była wyjątkowa - mimo iż nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy, to kiedy ją zabili, dowiedziałem się, iż dziewczyna była przedtem dziewicą. Noah kochał seks, więc to było do niego niepodobne, ale jak widać, tak bardzo ją zdążył pokochać, że postanowił poczekać, aż dziewczyna będzie na to gotowa. I choć byli trochę niczym ogień i woda; jak huragan i oaza spokoju, to byli razem szczęśliwi. Kochali się.
Wróciłem na ziemię, widząc za głównymi drzwiami sylwetkę mojego przyjaciela. Uśmiechał się do mnie szeroko, co dało mi do zrozumienia, iż Noah cieszył się tak samo, jak ja naszym spotkaniem po takim czasie. Przyjechał samochodem, ponieważ w dłoni trzymał kluczyki do tego właśnie pojazdu - klucze od motoru wyglądały zupełnie inaczej niż te od auta, gdyż w kluczu do dwukołowego pojazdu doczepiony był breloczek Mirandy. Noah tuż po śmierci dziewczyny chciał mieć coś należącego do niej tuż obok siebie, zawsze i wszędzie.
– Stary, już zapomniałem, jak wyglądasz. – Noah zaśmiał się. To były jego pierwsze słowa, które wypowiedział tuż po wejściu do szpitala. Przytuliliśmy się po męsku, a gdy tylko się od siebie oderwaliśmy, poszliśmy ramię w ramię na korytarz, w którym znajdowały się dziewczyny. Czułem lekką tremę, idąc z nim na spotkanie z Noelle i jej przyjaciółką. – Powiesz mi w końcu, co my tu robimy?
Uznałem, iż powiedzenie mu o wszystkim przez telefon, było złym pomysłem, więc zostawiłem to na później. Dlatego zatrzymałem się, co zaraz za mną zrobił Noah. Spoważniałem.
– Musisz wiedzieć, że... – zrobiłem przerwę. Zrobiłem głęboki oddech i powiedziałem bez owijania w bawełnę: – Noelle tu jest.
– Co? – Uniósł brwi w górę z zaskoczenia. – Jakim cudem?
– Przyjechałem tu ze względu na Archie'ego, ale nie zastałem go w domu, więc musiałem zatrzymać się w hotelu, a gdy przypadkiem poszedłem do klubu, spotkałem ją z przyjaciółką.
– Dlatego nie chciałeś wracać? – Spojrzał na mnie dwuznacznie. – Nie mogłeś tego powiedzieć od razu? Przecież gdybyś powiedział, nie przyjeżdżałbym...
– To nie tak. Chciałem wrócić, ale przez mój pośpiech zaliczyłem stłuczkę i przygarnęła mnie jej przyjaciółka, Phoebe. Czaisz, że to się stało przed jej mieszkaniem? – Uniosłem kącik ust w górę.
– Co ty z nią masz? – Zmierzwił sobie włosy. Nie był zły, rozgniewany, że o niczym mu nie powiedziałem, zauważyłem w jego oczach raczej niebezpieczny błysk. Miałem wrażenie, że chłopak zaraz parsknie śmiechem. – Przez cały czas przyciąga do was jakaś siła, co? – powtórzył moje słowa, gdy cztery lata temu opowiadałem mu moje skomplikowane uczucia względem dziewczyny. Widząc, że na te słowa byłem poważny i on momentalnie spoważniał. – O nie. Ty do niej wciąż coś czujesz, prawda?
– Nic nie czuję, tylko...
– Panie doktorze! – wołanie Phoebe przerwało naszą rozmowę. Od razu oderwałem wzrok od mojego przyjaciela i wbiłem go w lekarza Justin'a.
– Zostawmy to na później. – Poklepałem ramię Noaha i dołączyłem do zgromadzenia przy drzwiach, z których wyszedł doktor.
Łysy mężczyzna patrzył się na nas zza szkiełek swoich okularów. Miałem wrażenie, że milczy, bo czeka, aż jeszcze ktoś do nas dołączy, kiedy uznał, iż nic takiego się już nie stanie, włożył dłonie do kieszeni swojego fartucha lekarskiego i zaczął mówić:
– Stan pana Harris'a jest w normie. Na razie zostanie tutaj przez kilka dni.
– Ale co mu się stało? – Phoebe zadała kolejne pytanie.
– Miał nóż wbity w brzuch, ale miał dużo szczęścia, że znalazł go pewien mężczyzna.
– Czyli przeżyje? – zapytałem.
– Tak – po usłyszeniu odpowiedzi, drzwi od bloku operacyjnego się gwałtownie otworzyły.
Pielęgniarki na łóżku wieźli naszego kolegę. Minęły nas i weszły do sali z numerem czterysta dwa.
Dziewczyny, widząc to, szybkim krokiem poszły do owej sali. Ja natomiast wróciłem do swojego przyjaciela, na którego nikt w całym tym zaaferowaniu, nie zwrócił niego uwagi.
– Wybrałem chyba zły moment, by przyjechać – odrzekł, wkładając dłonie do kieszeni jeansowych spodni. – Kim jest ten Justin?
– Sąsiad i przyjaciel. Na szczęście nic mu nie jest. – Kiwnął głową, co musiało oznaczać, iż chłopak słyszał, co powiedział lekarz. W końcu stał niedaleko, a prócz nas, nikogo nie było na korytarzu.
– Chyba powinieneś zobaczyć co u niego. – Pokazał głową na salę, do której umiejscowili Harris'a.
Zostawiłem przyjaciela bez słowa, wchodząc do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Justin spał spokojnie, nie mając pojęcia, że jego przyjaciółki koczowały tuż obok.
– Chyba widział tego człowieka, co nie? – Phoebe zadała nagle pytanie.
– No raczej – odpowiedziała Noelle, patrząc się jak zahipnotyzowana w chłopaka.
– Myślicie, że policja już wie? – zielonooka zadała kolejne pytanie. Byłem pewien, iż dziewczyny nawet nie zauważyły, jak wszedłem do środka, ale słysząc pytanie w liczbie mnogiej, zrozumiałem, że było inaczej.
– Powinniśmy zadzwonić do jego rodziny – zdecydowałem się odezwać. Noelle nie odpowiedziała swojej przyjaciółce, więc uznałem, że to dobry moment na otworzenie buzi i wydobyciu ze swojego gardła jakieś słowa, tym bardziej że między nami pojawiła się cisza, trwająca kilka chwil. – Zack ma prawo wiedzieć co z...
– Jego jedyną rodziną jesteśmy my – Phoebe weszła mi w zdanie. Na wspomnienie o bracie Justin'a, w oczach dziewczyny pojawiły się niebezpieczne ogniki. – A Zacka to na pewno nie ruszy, uwierz mi.
– Phoebe ma rację, Aaron – przytaknęła brązowooka, odrywając wzrok od Justin'a i patrząc na mnie. – Jeśli myślisz, że on tu przyjdzie, to jesteś w błędzie. – Zacisnęła usta w wąską linię. – To naprawdę niczego nie zmieni.
– Mam pewne podejrzenie, kto za tym stoi – głos Phoebe rozbrzmiał w cichym pomieszczeniu. Moje i Noelle oczy powędrowały na dziewczynę, czekając, aż powie coś więcej na ten temat. Zielonooka nieśmiało wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, a po chwili mówiła dalej: – Myślę, że to sprawka Dave'a.
– Co? – Brązowooka uniosła brwi w górę. – I podejrzewasz go, bo go nie lubisz. Gdyby było inaczej, na pewno...
– Noelle czy ty naprawdę jesteś taka zaślepiona? – zapytała podniesionym głosem zielonooka. Zaczynała się gorączkować, z powodu czego miała ochotę wstać z krzesła. – Nie widzisz tego, jaki jest twój chłoptaś? – przez przypadek podniosła głos.
– Dave taki nie jest, on czasami może ma zły nastrój i pokrzyczy, ale...
– Nie no błagam.
– Dave nie mógłby zrobić czegoś takiego, tym bardziej że wie, że Justin jest moim przyjacielem – powiedziała pewnym głosem, aż sam się zdziwiłem.
Ostatnim razem, gdy byłem sam z Noelle w mieszkaniu Phoebe, byłem świadkiem zachowania Dave'a w stosunku do swojej dziewczyny. Nie dość, że przyszedł pijany, to jeszcze mówił jej, co ma robić. Krzyczał i był gwałtowny. A brązowowłosa nie chciała go wpuszczać, płakała i gdyby mogła, zostałaby ze mną, stało się inaczej, ponieważ chłopak uderzył mnie tak mocno, że na chwilę mnie zamroczyło. Dave skorzystał z okazji i wyszedł, ciągnąc za sobą swoją dziewczynę. A teraz mówiła i zachowywała się, jakby tamta sytuacja w ogóle się nie wydarzyła.
– Co on ci znowu powiedział, że nagle go bronisz? Przecież obie wiemy, jaki on jest i co ci zrobił. – Phoebe nie mogła już dłużej wytrzymać na siedząco, więc wstała, łapiąc się za boki. Zbliżyła się do okna, wpatrując się w nie. Jakby chciała na moment dać odpocząć oczom od swojej przyjaciółki i zapatrzyła się w widok za oknem. – A nie pamiętasz, co ci zrobił? Jak przez niego cierpiałaś? Jak płakałaś?
– Myślę, że to nie jest dobry temat do rozmowy na ten moment.
Zielonooka na słowa swojej przyjaciółki gwałtownie się odwróciła, wbijając w nią wzrok niczym sztylet w serce. Patrzyła na nią, jakby chciała zamordować swoją przyjaciółkę oczami. Wolała zamilczeć niż powiedzieć o słowo za dużo. Jednak widać było, jak się gotowała od środka. Zdecydowanie temat Dave'a denerwował Phoebe. Chyba współdzieliłem to samo uczucie co ona, bo gdy tylko słyszałem imię Dave, miałem ochotę coś uderzyć. Pewnie to było spowodowane jego zachowaniem. Zachowaniem wobec Noelle.
– Nigdy nie ma odpowiedniego momentu, Noelle! – wykrzyknęła w końcu, przez co dziewczyna się momentalnie wyprostowała. – My nie możemy szczerze ze sobą porozmawiać, bo ciągle uciekasz. Albo on do ciebie nagle wydzwania i każe ci wracać, albo niespodziewanie dzieje się coś, więc ten temat nie jest adekwatny – jej głos wrócił do normalnych tonów. – Chcę, żebyś była szczęśliwa, czuła się bezpiecznie i żyła jak ty chcesz, a nie byś słuchała się kogoś, a w szczególności tego kretyna – westchnęła zrezygnowana. – Nie mogę patrzeć na to, jak on cię traktuje. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chciałabym ci pomóc, ale ty tego nie chcesz... – Usiadła głośno na swoim miejscu. – Nie wiem, może nie chcesz akurat mojej pomocy? Może uważasz, że się nie nadaję, by ci pomóc, może myślisz, że jestem zbyt wybuchowa czy niepoważna, ale ty naprawdę jesteś dla mnie ważna i nie mogę patrzeć na to, co on z tobą robi. Zmieniłaś się i widzę, że się go boisz... – ostatnie słowa szepnęła, jednak myślę, że mimo to i tak wszyscy je usłyszeli.
– To miłe, ale jest wszystko w porządku, Phoebe.
– Ciągle to powtarzasz, a ja wiem swoje. Znam cię nie od dziś i wiem, jak wyglądasz, gdy kłamiesz.
– Ale ja nie...
– Phoebe ma rację, czuć w twoim głosie lekkie zawahanie – zaspany głos Justin'a przerwał ich wymianę zdań. Momentalnie nasze oczy powędrowały na jego osobę trochę zaskoczeni, trochę uradowani, że się obudził. Był blady, a pomimo drzemki miał podkrążone oczy. Posłał nam uśmiech, ale szybko jego usta wykrzywiły się w grymasie bólu, jakby poczuł dolegliwość w miejscu dźgnięcia nożem. – Muszę kupić sobie gaz pieprzowy.
– Jak się czujesz? – zapytałem.
– Boli.
– Pójdę po lekarza. Trzeba go zawiadomić – zdecydowałem, kierując się do wyjścia. Kiedy już drzwi się otworzyły, przede mną stał lekarz, jakby wyrósł spod ziemi. – Panie doktorze, Justin właśnie się obudził.
Mężczyzna z białym fartuchu spojrzał na mnie, jakby sprawdzał, czy mówię prawdę. Dopiero po kilku minutach wszedł głębiej do pomieszczenia i zajął się sąsiadem Phoebe.
– Jak się pan czuje? – Zaczął sprawdzać coś na jakiejś maszynie, która chyba była od ciśnienia albo sprawdzania, czy serce bije odpowiednio. Nie wiedziałem dokładnie co to, ale musiało być ważne, skoro pracownik szpitala pierwsze co, to ruszył ku niej i zaczął analizować.
– Zawsze mogło być lepiej.
– Jutro przychodzi do pana policja. Będą chcieli popytać pana o szczegóły. – Oderwał wzrok od urządzeń i obserwował Justin'a. – Czy pan coś pamięta? – Chłopak niczego nie odpowiedział. Jego oczy się samoistnie zamykały. Justin nie miał sił nawet walczyć ze snem, więc koniec końców zasnął, nie przejmując się naszą obecnością. – Dobrze, że znowu zasnął – mruknął pod nosem. Wyglądał na niewzruszonego, jakby spodziewał się takiej reakcji ze strony swojego pacjenta. – Jest słaby, w dodatku niedawno przeszedł operację, więc potrzebuje tego. – Odwrócił się do nas przodem. – Lepiej będzie, gdyby państwo wrócili do domu. Dajmy panu Harris'owi w spokoju spać. Zapraszam do odwiedzin jutro. – Po tych słowach, wyszedł z sali.
– Ma rację. – Phoebe wstała na równe nogi. – Jutro też jest dzień. Idziecie czy zostajecie?
Zerknąłem jeszcze raz na kolegę i ruszyłem ku wyjściu wraz z dziewczynami. Dopiero teraz, gdy mój wzrok powędrował na mojego najlepszego przyjaciela, przypomniałem sobie o jego obecności. No tak, przecież specjalnie przyjechał.
Słysząc charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi, uniósł wzrok znad telefonu. Schował urządzenie do kieszeni spodni, a jego wzrok powędrował ku moich towarzyszek. Noelle poczuła, jak na nią patrzył, więc zerknęła w jego stronę i po chwili ich spojrzenie się skrzyżowało. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki ze zdziwienia albo szoku. Nie wierzyła w to, co widzi. Przez dłuższy czas stała w bezruchu, nieprzerywanie go obserwując. Zamrugała szybko oczami, jakby zobaczyła ducha.
– Noah – wypowiedziała jego imię bardzo cicho. Trochę, jakby chciała utwierdzić się w przekonaniu, że rzeczywiście tu był, a nie w jej wyobraźni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro